Medialna obsesja na punkcie ciała i seksu
Przez całe wieki, seks wchodził w zakres obowiązków małżeńskich: jego celem było zaspokoić pragnienie mężczyzny i potrzebę przedłużenia gatunku. Uczciwa kobieta nie doznaje rozkoszy, pożądanie i przyjemność były uznanymi przywilejami mężczyzn – w czasie stosunku “uczciwa” kobieta zamykała oczy i obmyślała menu na następny tydzień. Dziś – nic z tych rzeczy.
Według francuskich językoznawców istnieje 1300 słów lub wyrażeń na określenie stosunku seksualnego, 550 na określenie penisa i tyle samo odnośnie żeńskiego organu płciowego. Mamy do czynienia z wielką gamą języków i terminów opisujących seks. Wpisanie tego słowa w światowych i w polskich zasobach internetowych pociąga za sobą pojawienie się wprost nieoprzeliczonych adresów, które odsyłąją do niekiedy nieoczekiwanych kontekstów rzeczywistości. Seksualność dotyczy tych haseł ze słowników teorii i opisów współczesnej kultury, które opatrywane są ciągle nowymi odsyłaczami.
Słowo “seks” oraz “seksualność” bywają używane zamiennie, mimo że ich znaczenia nieco różnią się między sobą. Seks (od łacińskiego sexus, czyli płeć) to w znaczeniu biologicznym czynność, która prowadzi do reprodukcji genetycznej gatunku. Seks to ogół spraw związanych z życiem płciowym; atrakcyjność pod względem płciowym. Uprawianie seksu jest doświadczeniem zmysłowym, czynnością, której towarzyszy różny stopień zaangażowania emocjonalnego i na ogół wysoki stopień przyjemności. Seks zaspokaja podstawowe potrzeby psychiczne człowieka (więzi, poczucia własnej wartości, czułości, potwierdzania i wyrażania swej płciowości, jest podstawą potrzeby rodzicielstwa). Udane życie seksualne sprzyja zdrowiu, harmonii psychicznej i równowadze hormonalnej.
Współcześni badacze prześcigają się w opisie różnorodności aspektów spełnienia seksualnego. Wyróżnia się kategorie funkcjonalne, wśród których znajdują się seks prokreacyjny, seks kształtujący i podtrzymujący związek pary, seks fizjologiczny, wywołujący rozładowanie napięcia, seks poszukiwawczy, polegający na eksperymentowaniu z nowymi sposobami wzajemnego pobudzania się partnerów. Odmienną kategorią jest seks dla przyjemności, seks dla zabicia czasu, seks jako środek uspokajający.
Pojawiają się również znane kategorie seksu na sprzedaż i seksu będącego konsekwencją statusu partnerów, związanego z dominacją, a niekiedy przemocą. W teorii feministycznej istnieje rozróżnienie określenia erotica, oznaczającego takie stosunki seksualne (a w szczególności uczestnictwo w nich kobiet), które mają charakter niezależny, zintegrowany, radosny, od tanatica, seksu opresywnego, w którym kobieta jest istotą podległą, nienawistną lub nienawiść znoszącą.
We współczesnej kulturze mamy zatem do czynienia ze społecznym negocjowaniem seksualności jako jednej z wersji tożsamości jednostki. Termin seksualność obejmuje swoistą przestrzeń jednostki, czyli jej erotyczne pragnienia, praktyki oraz jej tożsamość, która może być przypisana biologicznie lub wybrana indywidualnie.
Termin „seks” określa rodzaj społeczno-kulturowego spektaklu, który rozgrywany jest przez kobiety i mężczyzn wokół sfery seksualnej. Przez całe wieki, seks wchodził w zakres obowiązków małżeńskich: jego celem było zaspokoić pragnienie mężczyzny i potrzebę przedłużenia gatunku. Uczciwa kobieta nie doznaje rozkoszy, pożądanie i przyjemność były uznanymi przywilejami mężczyzn – w czasie stosunku „uczciwa” kobieta zamykała oczy i obmyślała menu na następny tydzień.
Według Anthony Giddensa rewolucja seksualna ostatnich trzydziestu czy czterdziestu lat to nie tylko, ani nawet przede wszystkim, neutralny płciowo rozkwit swobody seksualnej. Składają się na nią dwa podstawowe elementy: wyzwolenie seksualne kobiet oraz rozkwit homoseksualizmu, tak męskiego, jak kobiecego. Poddaje się dziś w wątpliwość stereotyp, że „Kobiety pragną miłości, a mężczyźni poszukują jedynie doznań seksualnych”. Jego zdaniem te nieaktualne wyobrażenia na temat kobiet i mężczyzn mogłyby zostać całkowicie zmienione, a nawet odwrócone. Badania potwierdzają, że emocjonalna bliskość i intymność z partnerem są dla kobiety ważniejsze niż osiąganie orgazmu. Dla kobiety grą wstępną jest wszystko, co dzieje się w ciągu 24 godzin przed stosunkiem, a dla mężczyzny – to 3 minuty poprzedzające stosunek.
W koncepcji Strenberga istnieją trzy komponenty miłości: namiętność, intymność i zaangażowanie. W różnych związkach jest różne nasilenie tych komponentów. Namiętność wiąże się z seksualnością. Jest to bardzo gorące odczuwanie drugiego człowieka, są to silne emocje związane z pociągiem seksualnym. Oczywiście mitem jest, że namiętność będzie trwała przez całe nasze życie. Badania pokazują, że jest ona najsilniejsza przez kilka pierwszych lat trwania związku. W późniejszych latach seks zdecydowanie odchodzi na dalszy plan.
Drugim ważnym elementem jest intymność. Bez namiętności związek przetrwa, nawet może bardzo dobrze funkcjonować, ale bez intymności chyba już nie. Intymność to bliskość, szczerość, bycie sobą w kontakcie z drugim człowiekiem. Intymność może również zastąpić namiętność.
Trzecia rzecz, to zaangażowanie. Jest ono bardzo ważne, ale okazuje się, że jeżeli jest TYLKO zaangażowanie, to związek umiera. Wyrazem zaangażowania są słowa przysięgi małżeńskiej, to znaczy deklaracja tego, że będziemy ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie; obejmuje ono takie sfery życia jak wydawanie pieniędzy, budowanie domu, wychowywanie dzieci. Jeśli nie ma nic ponad to, w związek wdziera się rutyna i nuda. Zaangażowanie jest oczywiście istotne, ale nie tworzy ono „kleju”, który spaja wiązek. Tym „klejem” jest na początku namiętność, a potem intymność. Ważne jest, żeby te 3 komponenty w związku funkcjonowały, ale namiętność nie jest najważniejsza.
Życie z kimś nie jest już życiem dla kogoś. Dlatego współcześnie nie istnieje jeden określony model idealnego związku, ale pojawiają się wciąż nowe wzory bycia we dwoje. Każda para określa, co jest dla niej możliwe do zaakceptowania, a co nie do przyjęcia, organizuje wspólną przestrzeń, wyznacza obszar chroniony tak, by żyć razem bez zespolenia, zachować tożsamość partnerów, tworząc jednocześnie tożsamość związku. W sumie żaden związek nie jest taki, jak inne. Każdy jest negocjowany jako niepowtarzalna historia dwojga ludzi.
Współczesny świat, określany przez socjologów jako ponowoczesny jest światem błyszczących, migocących ekranów i powierzchni medialnych, mieniących się wszystkimi kolorami utowarowionych obrazów; środowiskiem społecznym, w którym wszystko jest przejrzyste, jasne i jawne. To jednocześnie świat nadmiaru, przesady i ekscesu, w którym obrazy stają się potężniejsze od samej rzeczywistości, gdzie wszystko jest jedynie kopią czegoś innego i gdzie różnica pomiędzy przedstawieniem a tym, co przedstawiane, ulega zatarciu, scenę zastępuje obsceniczność.
Dzisiaj już nie prowokacja wobec mieszczańskiego społeczeństwa, ale zwykłe zainteresowanie konsumenckie przesądza o wyborze przez klientów i klientki obrazów seksualności – czy to pod postacią filmów, reprodukcji aktów seksualnych, manifestacji płciowości, czy wpisywania obrazu seksualności w najbardziej nawet banalne konteksty. Dziś za pomocą seksu artyści załatwiają wiele mniej lub bardziej ważnych spraw. Sztuka zwraca się raczej ku prowokacji seksualnej niż ku erotyzmowi. Jest to batalia o pokazanie kilku dodatkowych centymetrów ciała.
Artyści korzystają z motywów seksualnych, które są dla nich obecnie bardzo funkcjonalnymi metaforami. Sztuka współczesna prowokuje przez odwołanie się do sfery seksualnej i cielesności. Widz może odczuwać wstyd i zażenowanie, jak w przypadku przedstawienia „Sex Addict” wystawianego w Edynburgu, gdzie aktor każdego wieczora znajduje w Internecie homoseksualnego partnera na jedną noc, aby na deskach teatru następnego wieczora zrelacjonować publiczności swoje przeżycia. Perwersja, wczoraj piętnowana, staje się grą, inscenizacją, która stwarza nowe podejście do seksu. Wydaje się, że to co wczoraj stanowiło zjawisko marginalne, może dzisiaj bezkarnie zyskać charakter masowy.
Przekonanie, że „sztuka nie może być niemoralna”, staje się obecnie dyskusyjne. Amerykańska malarka w jednej z londyńskich galerii sztuki sprzedawała swe działa wraz z własnym ciałem. Innym, odnotowanym ostatnio w Stanach Zjednoczonych, bezprecedensowym faktem było to, że zakazem wstępu do sali muzealnej, w której zgromadzone zostały najbardziej obsceniczne i pełne przemocy dzieła, objęci zostali nieletni. W ten sposób zniesiona została różnica pomiędzy tak zwaną prezentacją kultury a pierwszym z brzegu obscenicznym spektaklem oznaczonym kategorią X. W tym miejscu należy przypomnieć, że słowo obsceniczny pochodzi od łacińskiego terminu obscenus oznaczającego złą wróżbę – zapowiedź budzącej lęk przyszłości.
Ciało było i jest przedmiotem licznych fantazji i tabu. W pierwszych wspólnotach części ciała, a zwłaszcza narządy płciowe, nie były własnością intymną. Stanowiły jawny zasób znaków, mogły podlegać jawnemu demonstrowaniu. Jednak już w języku biblijnym „odsłanianie czyjejś nagości” stało się synonimem nieuporządkowanych kontaktów seksualnych. Oglądanie nagości drugiego uważano za czyn hańbiący, godny potępienia.
Ciało jest niewątpliwie produktem społecznym, a tym samym przedmiotem społecznej kontroli. Podobnie jak seksualność, ciało jest dziś elementem kultury konsumpcji i symbolicznym wyznacznikiem tożsamości. Ciało to najpiękniejszy, wszechobecny przedmiot konsumpcji, a zarazem „przedmiot zbawienia”. Zajęło ono, i to dosłownie, miejsce duszy w jej roli moralnej i ideologicznej. Pielęgnacja ludzkiego ciała wyraża również pragnienie nieśmiertelności. Ukuto na określenie tego zjawiska termin beautification, łącząc angielskie słowa piękno i beatyfikację.
Współcześnie dyskurs dotyczący seksualności z powodzeniem podejmują media – niekwestionowana czwarta władza w społeczeństwie. Cechą nowoczesnej kultury jest komercjalizacja seksualności i powszechna fascynacja seksem. Seksualność generuje przyjemność, przyjemność zaś, a w każdym razie obietnica przyjemności jest w nowoczesnym świecie dźwignią marketingu dóbr konsumpcyjnych. Wyobraźnia seksualna jest na rynku niemal wszechobecna, jest jak jeden gigantyczny chwyt reklamowy.
Można powiedzieć, że skomercjalizowana seksualność służy odwracaniu uwagi społeczeństwa masowego od jego prawdziwych potrzeb, jakie by one nie były.
Społeczna sztuka obnażania
Cywilizacja europejska przywiązuje obecnie wielką wagę do postrzegania wzrokowego, kosztem innych zmysłów. Fascynacja seksem jest fenomenem psychologicznym i w dużym stopniu kulturowym. Medialny obraz seksu zamknięto w nawiasie nierzeczywistego, rządzącego się własnym kodeksem spektaklu, w ramach którego nie pozostał już ani milimetr niezagospodarowanej strefy erogennej. Medialne prezentacje nabierają ostentacyjnie seksualnego zabarwienia. Wszechobecny pod najróżniejszymi postaciami seks albo sugerujące jego obecność erotyczne wyobrażenie ciała, zawładnęły mediami.
Brian McNair używa określenia „kultura obnażania”, rozumiejąc ją jako medialną dostępność seksu, nagości na pokaz i ekshibicjonizmu. W tym kontekście obnażanie ma znaczenie zarówno dosłowne, jak i metaforyczne, obejmując szeroki wachlarz tekstów i przedstawień od pornografii, przez seksualnie nacechowaną sztukę ciała, filmy dokumentalne o striptizerkach oraz telewizyjne wyznania podczas telewizyjnych programów typu talk-show.
Do tej kategorii można róznież zaliczyć nowe zjawisko, określane poprzez neologizm sporno, określający miejsce, w którym sport spotyka się z pornografią. Obiektem komercyjnej eksploatacji są sportowcy obojga płci, którzy stają się coraz częściej nie twarzą, ale ciałem kampanii reklamowych. W czasie transmisji sportowych, na filmach dokumentalnych, czy sesjach reklamowych kamery koncentrują się na szczegółach ich anatomii, wypełniają oni sobą ekran, co nasuwa skojarzenia z bohaterami filmów pornograficznych, w których zbliżenia ciał są równie częste.
Erich Fromm w rozprawie O sztuce miłości krytykował system kapitalistyczny, który nakłania, w jego opinii, głównie do konsumowania i zabawiania się, zamieniając cały świat w „przedmiot pożądania”, „wielką pierś”, promując przy okazji postawy hedonistyczne oraz permisywne. Kierowanie uwagi na sprawy seksu pociąga za sobą konkretną zmianę w świecie przeżywanym.
Z jednej strony pojawiają się na świecie programy i organizacje walczące o wstrzemięźliwość płciową i promujące abstynencję seksualną wśród młodych ludzi, przy okazji hasło „no sex” obrasta w tyle produktów pochodnych, co hollywoodzkie produkcje.
Perwersja, wczoraj piętnowana, staje się grą, inscenizacją, która stwarza nowe kalki kulturowe. Tym kodem posługują się marki handlowe, jeszcze wczoraj czytelne dla bardzo wąskiego kręgu wtajemniczonych, a dziś znane powszechnie. Sadomasochizm, fetyszyzm, przemoc są wykorzystywane jako znaki rozpoznawcze, ułatwiające sprzedaż określonego produktu. Tego typy komunikaty przenikają coraz częściej wyobraźnię seksualną odbiorców, konsumujących obrazy. Seks w naszej świadomości staje się wirtualny, a przez to abstrakcyjny i na swój sposób odzmysłowiony.
Już starożytni Grecy używali słowo seksus, ale było ono inaczej rozumiane niż dzisiaj, łączyło się ono z zupełnie innymi skojarzeniami. W starożytności posługiwano się również słowem eros, jednakże Grecy nie rozumieli tego pojęcia tak wąsko jak my dzisiaj, czyli jako pociąg seksualny, płciowy. Dla nich eros to była raczej namiętność, radość, szaleństwo. Mało tego, św. Augustyn nazywał eros siłą, która prowadzi do Boga.
Ze sferą seksualną związane było również słowo pieta, czyli coś, co oznacza czułość, delikatność, czy też studium, a więc chęć służenia, poświęcenia się osobie kochanej. Było słowo affectio czyli coś, co łączy się z pewną spontanicznością w kwestii uczuć. Również słowo dilectio – tj. wybór – odgrywało ważną rolę: przecież miłość, a zarazem seks jest pewnym wyborem podejmowanym przez dwoje ludzi. Dla starożytnych Greków jedzenie i dieta były dużo ważniejsze niż seks. Wiązali oni przyjemność z indywidualną wolnością sprawowania kontroli nad sobą w uregulowanych stosunkach z innymi. Bez pracy nad sobą – która prowadzi do zwiększenia samokontroli – dostęp do przyjemności i prawdy staje się bardzo ograniczony. Niebezpieczeństwo kryje się bowiem w sposobie życia, w którym dominuje troska o siebie i nieumiarkowanie, a nie dewiacja; problemem nie jest seks pozamałżeński, lecz nadmiar seksu małżeńskiego.
Skomentuj artykuł