Miałem kilka chorób. Lekarze nie wiedzieli, co mi jest. Pomógł mi św. Maksymiliana Kolbe [ŚWIADECTWO]
Początki choroby nie zapowiadały takich następstw, jakie ona za sobą pociągnęła. Zaczęło się od objawów zwykłej grypy, a potem lekarze stwierdzili chorobę nerek i wątroby.
Dziesięć dni leżenia w domu i zażywania różnych lekarstw nie dały pozytywnych wyników. Nie przyniosły ich także dalsze wysiłki czynione po przewiezieniu mnie do szpitala w Poznaniu.
Lekarze usiłowali nie dopuszczać do operacji, próbując zlikwidować ropniak antybiotykami, jednak zażywane w podwójnej dawce preparaty polskie, a potem szwajcarskie nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Choroba postępowała, ropniak powiększał się, temperatura dochodziła do czterdziestu stopni, siły powoli zaczęły mnie opuszczać.
Do tego dołączyło się serce, które już bezustannie mi dokuczało. W tej sytuacji lekarze zadecydowali operację. Przyznam się, że zabiegu bałem się nie dlatego, aby miał się zakończyć katastrofą, ale żal było mi żony, której nie mogłem zostawić samej z dziewiątką naszych dzieci (najmłodsze liczyło trzy tygodnie).
W tej sytuacji zacząłem się gorąco modlić do o. Maksymiliana Kolbego, prosząc go, aby tak licznej gromadki dzieci nie pozbawiał ojca. Prosiłem również o przejęcie opieki nad naszą rodziną, przyrzekając całkowite posłuszeństwo. Gorące modlitwy zanosiły również dzieci zgromadzone przy naszym domowym ołtarzyku. Ojciec Maksymilian nie odmówił naszej prośbie.
Za jego wstawiennictwem Niepokalana wyprosiła u Boga zdrowie dla mnie. Po szczęśliwej operacji niespodziewanie zacząłem powracać do zdrowia.
Dzisiaj jestem w domu wśród swojej gromadki, gorąco dziękując Matuchnie Najświętszej i o. Maksymilianowi Kolbemu za wyproszenie mi łaski, której z całą pewnością nie jestem godny.
Dziękując założycielowi Niepokalanowa za tak wielką łaskę.
Świadectwo pochodzi z książki „Cuda świętego Maksymiliana Marii Kolbego”.
WAM/dm
Skomentuj artykuł