Modlitwa to nie sprawności harcerskie. Gdy mnie coś wkurzy, mówię: "Boże, pilnuj mojego języka"

Fot. Archiwum Adama Maniury / Facebook / Bytom inside

"Przez pewien czas pracowałem jako motorniczy tramwajów. I wiem, jak ciężko było mi wtedy być blisko Pana Boga. Czułem się najlepiej, kiedy zdarzała się jazda szkoleniowa i wtedy mogłem innemu motorniczemu mówić o Jezusie. To były najlepsze godziny w mojej pracy". Adam Maniura - mąż, ojciec, fotograf i katecheta - opowiada o swoim powołaniu, pasji oraz o tym, jak się modlić, gdy dopada nas zmęczenie.

Piotr Kosiarski: Jesteśmy zmęczeni po całym dniu pracy, nauki, obowiązków… Kleją nam się oczy. Lepiej pomodlić się czy odpuścić?

Adam Maniura: Zdecydowanie lepiej się pomodlić. Jako chrześcijanie powinniśmy oddawać cześć Jezusowi nieustannie, a nie tylko wtedy, kiedy nam się chce. On jest naszym Bogiem, my jesteśmy Jego stworzeniem. Ta hierarchia jest bardzo ważna. Dlatego nie traktuję Boga jak kumpla, ale szanuję Go i staram się Go kochać. Z modlitwą jest podobnie jak z niedzielną Mszą świętą. Idę na nią, czy mi się chce czy nie. Dzisiaj niestety często lansuje się model chrześcijaństwa opartego na emocjach. Jak masz chęć, działaj, jak nie - odpuść. Tymczasem chrześcijaństwo nie na tym polega. Bez modlitwy nie ma chrześcijaństwa.

W przeszłości zdarzało Ci się zasypiać na modlitwie.

- Nie raz (śmiech)! Ale prawda jest taka, że jeśli zasypiasz z imieniem Jezus lub Maryja na ustach i budzisz się ze znakiem krzyża, wtedy smakujesz chrześcijaństwo. Pamiętam jak kiedyś chciałem przed snem odmówić różaniec. Ale byłem chory i szybko urwał mi się film. Obudziłem się rano z odciśniętymi paciorkami na twarzy. To było trochę tak, jakbym całą noc trwał na modlitwie (śmiech). Moja pierwsza zakonna medytacja była porażką. Przełożeni uczyli nas wtedy tej formy modlitwy. Ja, zwykły chłopak z technikum górniczego, pracujący do tej pory w kopalni… Było lato, upał 30 stopni, my po całym dniu zakonnej pracy. Jak tylko usiadłem w kaplicy, zasnąłem i zacząłem chrapać. Obudzili mnie dopiero współbracia. Powiedziałem do przełożonego: "Bracie, chyba muszę odejść z zakonu". Odparł uśmiechnięty: "Adam, każdy z nas przez to przechodził".

Jak zatem się modlić?

- Bardzo lubię Josemaríę Escrivá de Balaguera. Pisał on, że jeśli chcesz się modlić, a jesteś zmęczony, powinieneś po prostu powiedzieć o tym Panu Bogu. Czy to będzie modlitwa? Oczywiście! Nie musisz od razu mówić formuł. Najważniejsze, żebyś trwał na modlitwie. Uklęknij, usiądź… Niech Twoja postawa będzie wygodna, ale i pełna szacunku. I módl się. Nie poddawaj się, nie zniechęcaj… Każdemu może zdarzyć się zasnąć. Ale nasza słabość też może być dobra. Stanie się modlitwą, którą będziemy chwalić Boga. Na modlitwie mamy być cali - z naszymi radościami, smutkami, z naszymi brakami w kondycji, zmęczeniem, czasami z entuzjazmem i tak dalej… Najważniejsze - jak powiedział Escrivá - by modlitwa w ogóle była. W ciągu dnia często modlę się aktami strzelistymi. Gdy mnie coś wkurzy, mówię: "Boże, pilnuj mojego języka". Gdy na drodze ktoś wymusi pierwszeństwo, zamiast go wyzywać, staram się za niego modlić: "Panie Boże, błogosław tej osobie i jej bliskim".

Wspomniałeś o "formułach". Co sądzisz o takiej formie modlitwy?

- Osobiście lubię formuły. Są to konkretne, uświęcone przez wieki modlitwy. Bardzo je cenię i nie znaczy to, że kiedy modlę się nimi, jestem nienaturalny. Jeśli jednak traktujemy modlitwę tylko jako zestaw formuł to też nie dobrze, bo modlitwa to nie są sprawności harcerskie.

Nie da się ukryć, że na modlitwie często szukamy "fajerwerków", wolimy "show" od prostej modlitwy.

- Przez wiele lat byłem konferansjerem na spotkaniach młodych w Wołczynie. Na scenie zdarzało mi się robić różne rzeczy. Głosiłem konferencje dla młodzieży i tak dalej… Nie powiem, że się tego wstydzę, ale musze przyznać, że nad treścią często przeważała forma. Zależało mi, żeby wzbudzać u młodych emocje, zaskakiwać, zadziwiać. I chyba na tym polega nasz problem.

Możesz to rozwinąć?

- Po pierwsze jesteśmy nastawieni na szybkie rezultaty. Maile wymyślono po to, żeby szybko się komunikować, ale czy zastąpiły one tradycyjne listy? Nie. Mamy szybkość komunikacji, przemieszczamy się między kontynentami, latamy coraz szybszymi samolotami… Ale czy to nas zbliżyło? Nie za bardzo. Zamiast tego żyjemy w jeszcze większym pośpiechu. A modlitwa wymaga czasu. Pamiętam jak kiedyś jeden z braci kapucynów zaprosił mnie do Włoch, żebym mógł zobaczyć Asyż, miasto moich marzeń. Wybraliśmy się również na Alwernę - górę, na której Franciszek modlił się i otrzymał stygmaty. Pamiętam szok, który wtedy przeżyłem. Było to dość odludne miejsce; w średniowieczu nie było w okolicy miasteczek, domów, dróg… A mimo to Franciszek to miejsce odnalazł. To wymagało czasu! Podobnie jest z modlitwą.

Po drugie myślę, że zaczęliśmy lekceważyć to, co przez wieki zostało uświęcone w Kościele. Przykładem może być liturgia. Gdy widzę przebranego za klauna księdza, który "głosi" kazanie dla dzieci, uważam, że to jest infantylne. Msza święta to nie happening, ale Ofiara Chrystusa. Jestem zwolennikiem Mszy trydenckiej, choć nie uczestniczę w niej regularnie, bo jeszcze do tego nie dojrzałem. Ale urzekła mnie jej liturgia - gesty, symbolika… Tam wszystko ma znaczenie. Tymczasem dziś mamy jakieś rozchwianie emocjonalne. Księża muszą ludzi "zabawiać", być "efektowni". Jako Kościół idziemy w nowinki, robimy eksperymenty… Osobiście nazywam to protestantyzacją Kościoła. Żeby nie było, sam kiedyś to robiłem - szalałem na scenie, nawet na Mszy świętej. Dziś jednak uważam, że to był błąd.

Kochasz robić zdjęcia. Czy pasja może być modlitwą?

- Oczywiście. Prowadzę fotograficzny projekt bytominside.pl. Moje założenie było takie, żeby wchodzić do kamienic, knajp, starych kopalni, elektrowni - także do kościołów - i robić zdjęcia. Chciałem w ten sposób pokazać Bytom "od środka". To miasto jest świetnie sfotografowane od zewnątrz, ale mało kto wie, jakie skarby kryją się w jego budynkach.

Bardzo dobrze wspominam fotografowanie kościołów. Moim przywilejem jest to, że księża kojarzą mnie jako katechetę, dlatego bez większego problemu powierzają mi klucze. Dzięki temu mogę przez jakiś czas zamknąć się w kościele. I to są cudowne doświadczenia. Czy da się połączyć fotografię z duchowością? Jak najbardziej. Nie bez powodu święta Weronika jest patronką fotografów. To mnie zobowiązuje! Poza tym Pan Bóg, sztuka i fotografia bardzo do siebie pasują.

Przez pięć lat byłeś w zakonie kapucynów. Jak rozeznałeś, że to jednak nie ta droga?

- Myślę, że trzeba słuchać przełożonych. Ja w zakonie byłem dosyć niekonwencjonalny, przełożeni mieli ze mną problem. Prowadziłem nawet kabaret, w którym parodiowałem niektórych braci. W czasie mojej zakonnej drogi miałem bardzo ciekawe doświadczenie - porażenie nerwu, które wywołało paraliż twarzy. W konsekwencji musiałem siedzieć zamknięty przez siedemdziesiąt dni w małej klasztornej celi. Nie chodziłem na Msze święte, nie uczestniczyłem w wykładach. Miałem za to dużo czasu na myślenie. Do tej pory przełożeni co jakiś czas mówili mi, że jeśli się nie zmienię, będą musieli mi podziękować. Ale i tak zawsze dawali mi szansę. Natomiast w czasie tej mojej niemocy po raz pierwszy pomyślałem, że może jednak przełożeni mają rację.  W takich sytuacjach nie warto bawić się w samodzielne rozeznawanie, ale poddać swoje wątpliwości pod opinię mądrzejszych od siebie. I bardzo ważne jest to, żeby ludzie, którym się powierza swoje wątpliwości, byli blisko Pana Boga, a nie tylko pełnili konkretne funkcje. Nie każdy ksiądz klęczy przy tabernakulum, nie każdy ksiądz liczy się z Panem Bogiem. Chodzi o to, żeby iść do kapłana, który nie tylko porozmawia z tobą, ale przede wszystkim porozmawia o tobie z Bogiem. To bardzo ważne i jestem dziś wdzięczny współbraciom, którzy mi wtedy towarzyszyli. Oni do dziś są moją rodziną.

Pamiętam jeszcze ostatnią rozmowę z bratem, który towarzyszył mi wtedy szczególnie blisko. Gdy wychodziłem z naszej ostatniej rozmowy, rozpłakał się i powiedział: "Adam, Pan Bóg chyba powołuje cię do czegoś innego". Gdy już miałem otworzyć drzwi, dodał: "Co zamierzasz robić, gdy opuścisz klasztor?". Bardzo zaskoczył mnie tym pytaniem. Odpowiedziałem, że w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Wtedy odparł: "Adam, to jest dla mnie znak, że Bóg wzywa cię do czegoś innego, bo szatan proponowałby ci milion opcji. Na pewno dałby ci plan B". Tymczasem ja wdziałem tylko jedno - zakon to nie mój styl życia i gdybym w nim został, byłbym kiepskim księdzem. A po co światu jeszcze jeden kiepski ksiądz? Świat potrzebuje świętych kapłanów!

Do czego powołał Cię Bóg?

- Uważam, że do bycia katechetą. I tu muszę zaznaczyć, że to nie ja katechizuję uczniów, ale to katecheza ratuje mnie. Przez pewien czas pracowałem jako motorniczy tramwajów. I wiem, jak ciężko było mi wtedy być blisko Pana Boga. Czułem się najlepiej, kiedy zdarzała się jazda szkoleniowa i mogłem innemu motorniczemu mówić o Jezusie. To były najlepsze godziny w mojej pracy. To, że mogę dziś - jako katecheta - głosić innym ludziom Chrystusa to dla mnie zaszczyt, na który niczym nie zasłużyłem.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Modlitwa to nie sprawności harcerskie. Gdy mnie coś wkurzy, mówię: "Boże, pilnuj mojego języka"
Komentarze (2)
JW
~Joanna Wiśniewska
10 marca 2024, 09:49
Czy tylko ja tak mam że bardziej ufam słowu kapłana niż osobie świeckiej? Nie wiem dlaczego ale osobę świecką mówiącą o Bogu postrzegam jako nawiedzoną (mnie też tak postrzegają gdy mówię o swojej wierze :-) staram się znosić docinki bez emocji) A często bufoniastą. Teraz dostrzegam dużo odejść z zakonów znanych osób. Głęboko przeżywam pójscie na roczny urlop jednego z ulubionych księży. Czy wróci? Chyba będę musiała się przyzwyczaić do słuchania ewangelii głoszonej przez osobę bez koloratki/habitu.
MR
~Monika Radziak
9 marca 2024, 08:19
Jezu Ufam Tobie boś Ty Wierny Wszechmocny Miłosierny. Wskasz mi drogę. Dasz mi Grzechów odpuszczenie i Wieczne Zbawienie. Żałuję za me złości jedynie dla twej Prawdziwej niezłomnej Miłości. Relacja Bogiem wypełnia Nas, Uzupełnia tą brakującą cząstkę w życiu. To nie osoby szukamy tylko Filaru, Podstawy,Fundamentu jakim jest Bóg na Nim możemy oprzeć Wszystko i tak gotowi możemy ruszać w dalszą drogę, w relację z ludźmi. NIGDY NIE OPIERAJ SWOJEGO ŻYCIA NA CZŁOWIEKU.