Myślenie religijne i myślenie psychologiczne

(fot. TheGiantVermin/flickr.com)

Przyszła mi ostatnio do głowy myśl, że nasze chrześcijańskie motywacje są często za mało zorientowane na Boga, a za bardzo skupione na innych drogach poznawczych. Spojrzałem, jak to wygląda w bardzo eksponowanym współcześnie temacie seksualności.

Czy Kościół nie uczy niejednokrotnie seksualności, pracy nad sobą i odpowiedzialności za drugiego człowieka zbyt mgliście i rozwlekle, pomijając często Ewangelię, a zadowalając się mdłymi regułkami, podręcznikową etyką, różnej maści księżmi-seksuologami dyżurującymi w mediach? Czy ci nasi księża nie są często za bardzo psychologami, a za mało zaś pasterzami? Czy nie stworzyli sobie swojej niszy i nie przecenili jej? Czy w zakazie antykoncepcji nie upatrują aby zbyt dużego znaczenia? Czy, powiedzmy sobie otwarcie, wyidealizowany temat antykoncepcji nie zastąpił bardziej zasadniczych pól wychowawczych i socjalnych? Nie jest zbyt często pustosłowiem?

Popatrzmy, jak mówi się u nas o antykoncepcji, jaki język dominuje, jakie kryteria.

Wbrew pozorom zupełnie inne od tych, jakimi posługiwał się Karol Wojtyła. Jan Paweł II zawsze twierdził wyraźnie, że sprzeciw wobec antykoncepcji musi wynikać z szacunku człowieka do określonego naturą kształtu aktu seksualnego, który stworzył Bóg i którym nie można manipulować. Motywacje papieża były więc zawsze ze względu na wiarę, teocentryczne, zorientowane na Stworzyciela. W antykoncepcji widział on zamach na Boży porządek, sprzeciw wobec Bożego daru płodności. Antykoncepcja to, według Wojtyły, uzurpacja Bożego planu, postawienie się w roli Boga, wciśnięcie swojego ja w miejsce, które się temu ja nie należy.

DEON.PL POLECA


W takim kontekście sprzeciw wobec antykoncepcji jest kwestią religii i kwestią określonej wizji Boga. Cała dyskusja o temacie musi więc polegać na próbie ustalenia, czy Bóg rzeczywiście jest taki, jak w tej wizji się zakłada i czy rzeczywiście narusza się Jego porządek, gdy steruje się płodnością. Można twierdzić, że faktycznie taka teologia jest prawdziwa i jedyna słuszna, można jednak być także opinii, że Bóg wymaga od swoich dzieci czegoś więcej, niż ślepego posłuszeństwa Wielkiej Ontologii, przed której porządkami należy się ugiąć. Wymaga miłości i wzajemnej troski, opiekuńczości, szacunku, wrażliwości na potrzebujących, a z tym przecież antykoncepcja niekoniecznie się kłóci. Pięknie o tym mówią, również w Polsce, niektórzy teologowie, którzy nie chcą się zgodzić na to, aby stosowanie antykoncepcji było uznawane za brak i lukę w dobrych małżeństwach, które żyją czynnie i konstruktywnie, kierując się Ewangelią. Co to niby za brak, co to za błąd, skoro ci małżonkowie są sobie wierni, służą sobie wzajemnie, mogą na siebie liczyć? Gdzie się przejawia ten nieporządek antykoncepcji w małżeństwach odpowiedzialnie kształtujących swoją codzienność? Tak nas zdaje się pytać coraz większe grono księży i myślicieli.

Karol Wojtyła, jak myślę, nie negowałby pracowitości i osobistej uczciwości tych małżeństw, on po prostu, nawiązując do tego, o czym pisałem wyżej, powiedziałby, że te małżeństwa naruszają pewien nadrzędny ład. Mogą uchodzić za przyzwoite, ale nie można zaprzeczyć, że buntują się przeciw Bożemu zamysłowi, nie realizują Bożej woli, która współżycie seksualne wiąże z poczęciem dziecka i nie pozwala na sztuczne regulacje.

Na takim poziomie wyobrażam sobie dobrą dyskusję o antykoncepcji. Karol Wojtyła to był wielki umysł, miał wielką wizję, wartą uwagi, z taką wizją dobrze jest rozmawiać. Ale Kościół w Polsce, niestety, nie do tej wizji się odwołuje. Zwolennicy zakazu antykoncepcji nie korzystają z osiągnięć Wojtyły, z tradycyjnych szkół filozoficznych i teologicznych, uciekają się do małostkowej psychologii, do typowej dla niektórych kościelnych środowisk tkliwości, próbują wmówić ludziom, że antykoncepcja to czeluść piekielna, niemal przez sam fakt jej użycia niszczy relacje, szkodzi jak złe zaklęcie, na pewno, zawsze i w każdym wypadku popsuje związek. Na pewno, bez dwóch zdań, sprowadzi zdrady i wyuzdanie. Uprzedmiotowienie.

To jest więc język braku zaufania do ludzi, język sentencji, mówienia aforyzmami, nieliczenia się z konkretnymi historiami. To język, w którym nie idzie o formowanie mocnych sumień, a o krasomówstwo, o to, żeby powiedzieć jak najwięcej ładnych i gładkich zdań, najbardziej wzniosłych. Idzie tu nie o teologię zatem, ale o jakąś estetykę, o zamykanie wszystkich w jednym wzorcu, jednym guście, o sądzenie jedną miarą każdego związku.

Dominuje tu ciągły lęk przed zbrukaniem, nieustanne wyostrzanie standardów, dziwne pragnienie, żeby życie nie było wzajemną pracą nad sobą, ale wychuchaną świątynią. To ciągłe podbijanie bębenka, wzbudzanie poczucia winy, próba bycia idealnym, kiedy człowiek nie ideałem ma być, a dobrym chrześcijaninem, czyli kimś odpowiedzialnie i konsekwentnie służącym Bogu i bliźnim. Kimś, komu potrzeba lekcji rzetelności i poważnego podchodzenia do relacji międzyludzkich, a nie rzucania kłód pod nogi i dyscypliny.

Człowiek zdecydowanie powinien być uczony wierności ukochanej osobie, twórczego charakteru bliskości, rozmowy, nie może być natomiast straszony, że jeśli użyje antykoncepcji, to otworzy sobie tym samym furtkę do zdrady, łatwo zredukuje drugą osobę do narzędzia przyjemności erotycznej, na pewno przestanie dostrzegać w drugim człowieku obowiązku i zadania. Takie argumenty przeciw antykoncepcji słyszymy na co dzień, to jest często, niestety, musztra, wielka pycha, niezdrowe poczucie, że znamy drugiego człowieka i jego intencje. Trzeba mieć naprawdę w sobie ogromny brak pokory, żeby wyrokować, iż kobieta, która jest dobrą żoną i matką, zażywa pigułki na pewno dla rozpasania albo dlatego, że seks jest dla niej najważniejszy na świecie. Trzeba mieć wyjątkowo mało rozsądku, żeby nie poczuć, że jest w takim myśleniu ogromny fałsz i naiwność: można stosując antykoncepcję jak najporządniej i najmądrzej traktować partnera i można go sponiewierać i zinstrumentalizować będąc zagorzałym przeciwnikiem antykoncepcji. Można zachować czystość stosując antykoncepcję, można seks przedłożyć nad osobę przy największej pogardzie względem antykoncepcji.

Reguła nie tu zatem leży, a tutaj: rzecz w tym, żeby kochać drugiego człowieka bez związku z tematem pigułek i prezerwatyw.

Przekonanie Karola Wojtyły bardzo mi się podoba. Jeśli już bronić zakazu antykoncepcji, to właśnie przy założeniu, że Bóg tego od nas chce. Inną argumentację można wyrzucić do kosza. Karol Wojtyła dał nam porządną lekcję religii, współcześni duszpasterze zapraszają nas natomiast na egzaltowane rekolekcje.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Myślenie religijne i myślenie psychologiczne
Komentarze (25)
KB
komentarz bez komentarza
28 października 2011, 02:32
Wypowiadanie się na tematy, o których nie ma się zielonego pojęcia graniczy... z pychą. Tytuł powinien brzmieć "Myślenie pana Dudycza". Ale co właścowie chciał(e/a)ś powiedzieć?  Wypowiadanie pustych frazesów graniczy z bufonadą. Krytykowanie bez analizy tekstu graniczy z ingnoranctwem. itd. itp.
IT
inny tytuł
27 października 2011, 07:47
Wypowiadanie się na tematy, o których nie ma się zielonego pojęcia graniczy... z pychą. Tytuł powinien brzmieć "Myślenie pana Dudycza".
M
Michal
27 października 2011, 03:04
c.d. Nieprawdą jest, że antykoncepcja implikuje hedonizm. Nieprawdą jest, że antykoncepcja wszystkim szkodzi. Nieprawdą jest, że antykoncepcja to zawsze egoizm i zamykanie się na budowanie rodziny. Nieprawdą jest, że antykoncepcja powoduje zdrady małżeńskie. Nieprawdą jest, że każdy rodzaj antykoncepcji jest szkodliwy dla zdrowia. Antykoncepcja to tylko środek - można go użyć w dobrym lub złym celu.
M
Michal
27 października 2011, 03:02
...lepiej oprzeć się na badaniach, skoro ktoś nie wie , to podpowiem jakich np.: jak antykoncepcja wpływa na wierność małżeńską, jak wpływa na ograniczenie ilości dzieci w rodzinach dobrze zarabiających, jak wpływa na stosunek do współmałżonka, dalej cytować?  .. Prosze podaj jakies konkretne badania, ktore udowadniaja, ze antykoncepcja zawsze szkodzi małżeństwu. Jeżeli nie ma badan, ktore dowodzą, że zawsze szkodzi to mogą, być sytuacje, w których nie szkodzi. Natomiast jeżeli znasz badania, które udawadniają, że zawsze szkodzi małżeństwu, to ich wyniki są błędne, gdyż antykoncepcja nie szkodzi np. naszemu małżeństwu. Możemy dzięki niej odpowiedzialnie i świadomie współżyć równocześnie ciesząc się dziećmi, które już wychowujemy. Tak, masz racje, że artykuł jest dla wielu ludzi(w tym dla mnie) wsparciem. Musisz wiedzieć, że jest wielu ludzi, dla których zakaz antykoncepcji jest ciężkim (czasem nie do uniesienia) krzyżem. Dla mnie pozbawionym sensu, sztucznie nałożonym, i niejednokrotnie osłabiający więzi między małżonkami. Naprawde nie widze zasadniczej różnicy między zakazem antykoncepcji a zakazem pocałunków, tańca, przytulania czy uśmiechu. Moglibyśmy sobie narzucić np. zakaz tańca. Można by do tego nawet dobudować całą teorię: że np. x% zdrad zaczyna się w tańcu, lub że przemysł muzyczny czerpie milionowe krocie z muzyki, którą tworzy do tańca. Widze dużą wartość różnych wyrzeczeń. Można zrezygnować  z bogactwa, które czasem przysłania prawdziwe wartości. Można wyrzec się kariery i poświęcić swoje, życie innym (jako rodzic, wolontariusz, opiekun). Można wyrzec sie prostych rzeczy: telewizji, która bezpowrotnie zabiera cenny czas. Obrzarstwa, które czyni nas mniej sprawnymi psychicznie i fizycznie. Jest wiele cennych wyrzeczeń. Wyrzeczenie się antykoncepcji samo w sobie jest bezwartościowe - pusty zakaz.
.
.
24 października 2011, 09:01
Bardzo dobry i bardzo chrześcijański artykuł. Zgadzam się z tymi, którzy krytykują artykuł. Ci, którzy się z niego cieszą prawdopodobnie stosują lub stosowaliby chętnie antykoncepcję i dla nich ten artykuł jest psychologicznym wsparciem ich poglądów. Drogi autorze komentarza, twoje insynuacje opierają się tylko na twojej oderwanej od rzeczywistości wyobrażni  i nie mają nic wspólnego z prawdą.
T
tak
23 października 2011, 20:25
Zgadzam się z tymi, którzy krytykują artykuł. Ci, którzy się z niego cieszą prawdopodobnie stosują lub stosowaliby chętnie antykoncepcję i dla nich ten artykuł jest psychologicznym wsparciem ich poglądów. I to właśnie jest marniutkie psychologizowanie. Któraś z osób tu wypowiadających się zapytywała o jakie badania chodzi. Otóż o takie, które potwierdziłyby przekonanie autora tego tekstu, że antykoncepcja nie ma negatywnego wpływu na relacje między małżonkami. Tzw. zdrowy rozsądek nie wystarcza, bo na jego podstawie musielibyśmy stwierdzić, że ziemia jest płaska. Gdy chodzi o ludzi lepiej oprzeć się na badaniach, skoro ktoś nie wie , to podpowiem jakich np.: jak antykoncepcja wpływa na wierność małżeńską, jak wpływa na ograniczenie ilości dzieci w rodzinach dobrze zarabiających, jak wpływa na stosunek do współmałżonka, dalej cytować? Argument , że autor może sobie wyobrazić małżonków , którzy stosują antykoncepcję i są dobrym małżeństwem nie jest żadnym argumentem. Ja mogę sobie wyobrazić , że ma zły wpływ . I co to za argument? Wydawało mi się, że istniejemy w czasach w których nauka powinna mieć coś do powiedzenia. Mogę sobie też wyobrazić, że homoseksualiści dobrze wychowają dzieci zaadoptowane, ale wolałbym aby zrobiono badania jakie są konsekwencje dla dziecka gdy jest wychowywane przez dwóch mężczyzn lub dwie kobiety. Podejście zindywidualizowane jest propozycją rozsadzającą etykę katolicką bo wprowadza relatywizm
M
Michal
23 października 2011, 02:19
Dobrze, ze sa takie glosy w srodowisku katloickim. Nie czujemy sie dzieki nim tak osamotnieni i osaczenie przez fanatycznych przciwnikow antykoncepcji. Jestesmy malzenstwem ponad 10 lat mamy 3 dzieci i ze wzgledu na zdrowie zony nie mozemy ryzykowac kolejnego (bylo by to ryzykowne dla niej i kolejnego dziecka). Naturalne planowanie rodziny w naszym przypadku zupelnie nie dziala:  - po pierwsze w naszym przypadku jest caly czas zbyt duze ryzko poczecia (nie mam nic przeciwko kolejnemu dziecku, nasza obecna trojka to samo szczescie i naprawde jest po co zyc, chodzi po prostu o to, ze nie mozemy),  - po drugie moja malzonka jest tak stworzona, ze zblizenia intymne sprawiaja jej radosc tylko w okresie plodnym (to jest naturalne, tak nas Bog stowrzyl). Pozostaly nam 3 mozliwe opcje (wszystkich trzech juz probowalismy): 1. abstynencja - mieszkamy razem, zyjemy razem, kochamy sie, dzielimy wszystko, ale unikamy przytulania, pocalunkow, dotyku i wszystkiego co budzi chec zblizenia sie jeszcze bardziej. Badzo trudna opcja. Musielismy unikac wielu rzeczy, ktore na codzien bardzo nas do siebie zblizaja. 2. metody "naturalne" - sztucznosc tej metody, cala jej rachunkowosc i sprzecznsc z bilogicznym rytmem kobiety sprowadzaja ten punkt do punktu 1. 3. antykoncepcja - jesli chodzi o nasze relacje to nie zauwazylismy najmniejszego uszczerbku, wrecz przeciwnie - jestesmy bardziej razem i bardziej jedno. Wspolzyjemy kiedy jestesmy oboje na to gotowi, a nie kiedy akurat wypadaja te dni. Caly czas szukamy prawdziwej odpowiedzi, duzo czytamy o antykoncepcji, metodach i nauczaniu Kosciola. Nie znalezlizmy dotychczas ani jednego argumentu przeciw antykoncepcji, ktory by byl prawdziwy w naszym przypadku. No moze trudno zaprzeczyc argumentowi "ze Bog tak chce". Nie wiem. Moze..., ale dlaczego tak by chcial? Dlaczego chcialby, zebysmy z zona wyzekali sie wszystkiego co nas zbliza i pomaga zbudowac lepszy zwiazek.
C
czytelnik
13 września 2011, 19:43
bardzo dobry artykul
J
Joanna
6 lipca 2011, 10:21
Myślę, że tekst jest chybiony z prostego powodu: twierdzenie, że antykoncepcja może prowadzić do uprzedmiotowienia drugiego człowieka jest logicznym wnioskiem wypływającym z teologii papieża Wojtyły, a nie oderwanym od niej psychologizowaniem. Postulat indywidualnego podejścia natomiast rozmija się z przeznaczeniem Bożych praw dla wszystkich bez wyjątku. Dyskusja o antykoncepcji powinna się  odbywać, ale chyba z trochę innych pozycji 
A
ann
6 lipca 2011, 10:09
(...)ale w przypadku antykoncepcji, małżonkowie gestem mówią sobie "nie przyjmuję Ciebie, jako możliwego ojca/ możliwą matkę, boję się Twojej płodności".(...) Wiesz, Maria, jeżeli ktoś współżyje tylko w dni niepłodne to też nie chce w najbliżśzym czasie albo w ogóle zobaczyć ojca czy matki w swoim współmałżonku. Chyba współżycie w tym czasie nie jest wyrazem pragnienia rodzicielsktwa, czyż nie? A dorosły człowiek wie, że czy stosuje antykoncepcję sztuczną czy NPR (bardziej skuteczna metoda) to zawsze musi liczyć się że coś zawiedzie i jednak zostanie rodzicem.
A
ann
6 lipca 2011, 10:00
Jest to już kolejny tekst tego Autora, który ,co z żalem musze stwierdzić, jest nie na poziomie, mało logiczny, wyrażający jakieś zupełnie nie potwierdzone ani przez naukę ani wiarę opinie w sumie mogący wywołać więcej szkód niż pożytku. To co Autor wyraził to są nie takie rzadkie poglądy wśród katolików. Co ma być niby potwierdzone przez naukę? Autor rozprawia się po prostu z domorosłym psychologizowaniem a psychologizowanie to jest tak ukierunkowane aby wynik dopasować do tego, że antkyoncepcja jest zła. A to, że stosowanie antykoncepcji oznacza, że ktoś kogoś nie kocha i nie szanuje itd. to jest potwierdzone naukowo? Przez forsowanie niemądrych argumentów przeciwko antkyoncepcji robi się tylko dużo szkody i ośmiesza. Jeżeli w czyimś małżeństwie antkyoncepcja poczyniła takie spustoszenie to lepiej stanąć w prawdzie i znależć prawdziwe przyczyny problemów. Chciałam tylko pocieszyć Autora, że nie wszyscy księża mają takie podejście do antykoncepcji. Nie wiem czy nie częściej ludzie żyjący w małżeństwach w tym przodują. Zastanawiam się czasem z czego to wynika. Czy z tego, że sami mają problemy i projektują je na innych albo może NPR sprawia im trudność i starają się wyprodukować dosadne argumenty aby przekonać samego siebie.
K
Kinch
6 lipca 2011, 09:33
Bardzo dobry tekst. Dla mnie przede wszystkim o wrzucaniu wszystkich do jednego worka z jedną prawidłową odpowiedzią. Sądząc po komentarzach to zanikają w świecie jakiekolwiek relacje międzyludzkie, chyba nawet między najbliższymi w rodzinie, bo kilku komentujących uważa, że takie same przyczyny tworzą takie same skutki. Tylko, że nie do końca działa to jeśli chodzi o człowieka, który jest bardzo złożonym tworem. Właśnie podejścia indywidualnego do każdego człowieka brakuje mi wśród księży. Większość z nich uczy się tego po latach doświadczeń, ale ludzie chętniej udają się po radę i na rozmowę do młodych księży, tak jakby oni ich lepiej mogli zrozumieć. PS. Najzabawniejszy jest komentarz o tym, że tekst przynosi więcej szkody niż pożytku. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić tej "szkody", ale może komentujący może to wyjaśnić. Więcej szkody przynosi duszpasterz, który nie potrafi na powyższy temat porozmawiać sensownie i zgodnie z nauką Kościoła z ludźmi. Jeśli na takiego się trafi (a temat przecież nie jest prosty), to wyjdzie się z takiej rozmowy z przekonaniem, że stanowisko Kościoła to jakieś bzdury.
D
dociekliwy
6 lipca 2011, 00:17
„Podziwiam” odwagę Autora tego tekstu. Śmiało stwierdza, że ludzie są straszeni jakimiś bajeczkami o negatywnych skutkach antykoncepcji, wręcz je wyszydza nie podając wyników żadnych badań , które by dowodziły, że takich negatywnych skutków nie ma. Do tego bez sensu dodaje, że jest to dowód braku zaufania do ludzi. Co tu ma zaufanie do zakazu antykoncepcji czy Dekalog to też przejaw braku zaufania do ludzi? Bo są w nim same zakazy albo nakazy? Jest to już kolejny tekst tego Autora, który ,co z żalem musze stwierdzić, jest nie na poziomie, mało logiczny, wyrażający jakieś zupełnie nie potwierdzone ani przez naukę ani wiarę opinie w sumie mogący wywołać więcej szkód niż pożytku.
5 lipca 2011, 16:52
Od kiedy tożsamość katolicka oparta jest na dyskusji o pigułkach? A nie jest? <a href="http://fronda.pl/news/czytaj/tytul/super_ekspess_promuje_seks_katolicki_brata_knotza._14135">fronda.pl/news/czytaj/tytul/super_ekspess_promuje_seks_katolicki_brata_knotza._14135</a>
5 lipca 2011, 16:51
Wstrzemięźliwość w czasie płodnym w kontraście do współżycia w czasie bezpłodnym (NPR) to także antykoncepcja, tyle że uświęcona przez biskupów.
F
F25F1
5 lipca 2011, 15:57
Co za bzdury pisze facet jakby nie znał nauki Kościoła. Ostatnio takie bzdury słyszałem u Dominikanów. Jedyna prawda jest to, że trzeba mówić o miłości i pozytywnie, bo ludzie nie rozumieją grzechu ale jasno mówić naukę Kościoła.
K
ko
30 maja 2011, 16:26
W ogóle dziwi mnie fakt umieszczenia takiego artykułu na katolickiej (jezuickiej stronie). A od kiedy zdanie na temat antykoncepcji - a w sumie Autor nawet nie wyraża żadnego zdania, a tylko snuje komentarz do kilku wątpliwej jakości argumentów przeciw antykoncepcji i stawia pytania - decyduje o katolickości kogokolwiek, o jego związkach z Kościołem? Od kiedy tożsamość katolicka oparta jest na dyskusji o pigułkach? Niech Pana nic zatem nie dziwi, proszę po prostu zrozumieć, że katolickim nie jest tylko to, co Pan za takie uważa. Jeśli Pan, Panie Piotrze, uważa, że marudzenie o tym, że marudzenie o otwartości na dar życia to są szczyty chrześcijańskiej wrażliwości, to ja Panu współczuję. To jest naprawdę zabawne, że mówienie o dzieciach, których jeszcze nie ma, staje się dla niektórych sprawdzianem ich wiary i miłości. Przyjąć albo odrzucić można człowieka, który żyje, nie grzeszy się wobec bytów, które nie istnieją. Chrześcijaństwo to religia pozytywna, a nie religia spekulacji. I brawa dla Autora, że o tym mówi uczciwie.
P
Piotrek
30 maja 2011, 16:04
Zgadzam sięz Marią. W ogóle dziwi mnie fakt umieszczenia takiego artykułu na katolickiej (jezuickije stronie). "Jeśli już bronić zakazu antykoncepcji, to właśnie przy założeniu, że Bóg tego od nas chce." Czy Autor sądzi, że Bóg tego nie chce? Że Kościół się myli w tej sprawie? Chrystus był wymagający, nie owijał w bawaełnę, trafiał w sedno. To my, ludzie naginamy Jego słowa i szukamy sobie łatwych usprawiedliwień. Życzę umiejętności stanięcia w prawdzie, zwłaszcza wobec tych trudnych spraw
M
Maria
29 maja 2011, 19:54
Autorowi życzę jak najlepiej. Mam wrażenie, że lekceważąc argumenty psychologiczne usiłuje niejako "zamknąć oczy" na fakt niszczenia relacji. Powiem jasno: małżonkowie stosujący antykoncepcję nie tylko faktycznie buntują się przeciw koncepcji Boga dotyczącej aktów małżeńskich (seks), ale również mają pewnego rodzaju pstawę schizofreniczną: przy ołtarzu, w dniu ślubu, oddali się sobie wzajemnie (i przyjęli się); każde zbliżenie płciowe jest potwierdzeniem tego ślubowania, ale w przypadku antykoncepcji, małżonkowie gestem mówią sobie "nie przyjmuję Ciebie, jako możliwego ojca/ możliwą matkę, boję się Twojej płodności". Nie ma więc pełnego oddania się i przyjęcia przez małżonków siebie nawzajem, jako osób stworzonych płciowo. I właśnie ta schizofreniczna postawa podstępnie niszczy więź małżeńską. Poznanie praw biologicznych rządzących płodnością i poszanowanie ich funkcji jest elementem odpowiedzialności za współmałżonka i za rodzicielstwo; a przy okazji służy umacnianiu więzi. A już napewno antykoncepcja nie jest wyrazem szcunku, ani do współmałżonka, ani do Boga. Na dodatek, ośmiela się Autor pytać, czy rzeczywiście narusza się Boży porządek, sterując płodnością? Płodność, to element zdrowia - niszczenie własnego zdrowia, jest oczywiście  lekceważeniem Bożego daru.
O
opty
29 maja 2011, 15:05
-od końca, stosując antykoncepcje - zabijamy miłość-dziecko;stosując antykoncepcje i zochowuje się czystość seksu?/Masturbacja jest seksem?,czystym?/. co do jednego zgoda; mówienie o antykoncepcji , należy artykułować  w czym ona jest zła. Jakie skutki czyni w psychice kobiety/hormony-oziębłość/, zdejmuje odpowiedzialność ojcowstwa z męża, co do koncepcji seksualności w Kościele jest ona jednorodna, lecz przekazuje się ją całemu wachlarzowi ludzi od naj.. do naj.. co dzieci ze związków kapłanówi papieży; dziwię się iż masz czas na czytanie i pisanie w takim "wsiowym" portalu
K
kate
29 maja 2011, 14:25
To co Autorka zaprezentowała jest niezwykle ważne. Ile byłoby mniej dramatów ludzkich, gdyby tak do problemu antykoncepcji podchodzić - nie z pozycji zakazów, a propozycji dla człowieka, dla jego doskonalenia międzyludzkich relacji. Znam kobiety dojrzałe, które muszą żażywać tabletki antykoncepcyjne, bo nie miesiączkują (tabletki wyrównują im poprostu cykl) i dręczą się z tego powodu. Znam kilka, które zrezygnowały z małżeństwa, bo skoro zażywają tabletki antykoncepcyjne, to nie są dobrymi katoliczkami i przeżywają dramaty.
K
ko
29 maja 2011, 12:51
Psychogia jest potrzebna, nie z nią walczy autor. On mówi krytycznie o naiwnym psychologizowaniu. O demonizowaniu antykoncepcji przez przyspisywanie jej negatywnych skutków psychicznych, których wcale nieść nie musi. Ja w tekście widzę po prostu trochę zabawnego szyderstwa z takich ludzi jak ksiądz Dziewiecki, którzy używają argumentów przesadnie wyidealizowanych.
T
Teolog
29 maja 2011, 12:38
 Kiedy tylko drogi autor artykułu zastanowi się głębiej, łatwo dojdzie do wniosku, że przytaczane te rzekomo "złe" argumenty przeciwko antykoncepcji, bynajmniej nie stoją w opozycji do tego czego uczył Karol Wojtyła, ale z nią się łączą, a nawet z niej wypływają. Oczywiście! Myślenie psychologiczne niejako "uzupełnia" refleksję religijną, dbając o możliwie całościowy wykład wiedzy o antykoncepcji! Poza tym, księża i teologowie coraz częściej zmuszeni są odwoływać się do nauk "świeckich" jak medycyna czy psychologia, ponieważ uzasadnienie typowo "teologiczne" przekonuje coraz mniejszą ilość ludzi, od młodzieży gimnazjalnej począwszy! Młodzi (dorośli zresztą również coraz częściej) nie pojmują (lub nie chcą pojmować) tylko teologicznych wywodów, lecz właśnie pragną "naukowego" uzasadnienia dlaczego antykoncepcja w Kościele jest zakazana. Nie przekonuje mnie teza Autora, iż dziś wielu teologów pyta o zasadność antykoncepcji. Warto przypomnieć, iż już w 1968 r., przed publikacją ważnej encykliki "Humanae vitae" papież Paweł VI zapytał teologów co sądzą o sprawach etyki, np. o aborcji, eutanazji, antykoncepcji. Większość była nastawiona bardzo "liberalnie" wprost dążąc do zalegalizowania tych praktyk. Papież natomiast postąpił wbrew "większości" i opowiedział się za ich zakazem. Poza tym- uważam, iż Autor zbyt demonizuje stanowisko Kościoła w tej sprawie twierdząc, iż wciąż "straszy piekłem". Takie nauczanie należy już do rzadkości i nie należy przedstawiać tego jako normy-to jest nieuczciwe. Poza tym-twierdzenie, iż Kościół ma na wszystko to samo gotowe, narzucone rozwiązanie-też jest zbytnim, nieprawdziwym uogólnieniem. Wiadomo przecież, iż są sytuacje indywidualne, które rozpatruje się w konfesjonałach, a nie na ambonach. Prezentowany artykuł, choć jest ważnym głosem w dyskusji o antykoncepcji-przejawia cechy niedopuszczalnego generalizowania i osądu ludzi stojących na straży nauki Kościoła
S
SZ
29 maja 2011, 10:30
Przekonanie Karola Wojtyły bardzo mi się podoba. Jeśli już bronić zakazu antykoncepcji, to właśnie przy założeniu, że Bóg tego od nas chce. Papieskie odniesienie do Boga-ma sens. Zastanawiałam się ,czy gdyby w XIII-XIVw. znana była antykoncepcja , to czy dziś dowiedziałby się świat o morale papieży, którzy mieli potomstwo... 
K
Klara
29 maja 2011, 09:37
 Kiedy tylko drogi autor artykułu zastanowi się głębiej, łatwo dojdzie do wniosku, że przytaczane te rzekomo "złe" argumenty przeciwko antykoncepcji, bynajmniej nie stoją w opozycji do tego czego uczył Karol Wojtyła, ale z nią się łączą, a nawet z niej wypływają.