Na dobranoc i dzień dobry - Mt 20, 20-28
Protekcja nie popłaca…
Synowie Zebedeusza
Matka synów Zebedeusza podeszła do Jezusa ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: Czego pragniesz?
Rzekła Mu: Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie.
Odpowiadając Jezus rzekł: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?
Odpowiedzieli Mu: Możemy. On rzekł do nich: Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował. Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.
A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.
Opowiadanie pt. "O wychowaniu i sercu"
Pewien ojciec - opowiada chasydzka legenda - miał nie lada kłopoty wychowawcze ze swym synem. Młodzieńcowi ani się śniło, iść za radami i wskazaniami rodziciela. Szkoła i nauka były dla niego największą katorgą: Najchętniej oddawał się zabawom i leniuchowaniu.
Zatroskany ojciec udał się więc z tym "trudnym" chłopcem do słynnego rabina, aby ten coś tu pomógł i zaradził. Rabbi wysłuchawszy o co chodzi, kazał ojcu wyjść na miasto i załatwić, co ma do załatwienia; a dziecko w tym czasie ma zostać u niego.
Mędrzec zostawszy sam na sam z młodzieńcem, podszedł do niego i przycisnął jego głowę do swej piersi.
Po wielu latach z tego krnąbrnego synalka wyrósł wielki rabbi. Przy każdej sposobności opowiadał, że owe godziny spędzone wówczas u rabina były istotnymi godzinami jego wychowania.
Refleksja
Każdy z nas ma tendencje, aby poukładać sobie życie według własnego scenariusza. Aby to osiągnąć zmuszeni jesteśmy szukać pomocy z zewnątrz. To zaś pociąga za sobą konsekwentnie wchodzenia w różnego rodzaju relacje i układy, które odbierają nam naszą wolność. Powstaje pewien paradoks, bo stajemy się wtedy sługami wielu po to, aby być wolnymi. Wpadamy w zamknięte kregi zależności z których nie ma już wyjścia. Już musimy tak postępować, bo nie ma innego wyjścia…
Jezus wie, że dopiero zasmakowanie bycia sługą daje nam "prawo" do zasiadania po Jego prawicy i lewicy. Tylko przyjmując postawę dziecka mamy szanse zrozumieć tych, którzy potrzebują naszej pomocy. Odruch serca, miłosierdzie, a nie tylko ofiary, mają nas przybliżyć do bycia na potrzeby innych. Wtedy nie będziemy już walczyć o "stołki władzy", ale bedziemy pomgać innym, aby osiągnęli swój własny cel. Egozim prowadzi na szczyt z którego mozna łatwo spaść. Nie mamy być zatem sługusami, ale sługami Boga...
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego pokładanie tylko w sobie nadziei jest zgubne?
2. Dlaczego warto trwać w wolności?
3. Dlaczego nie warto "walczyć o stołki"?
I tak na koniec...
Byle smród co walczy z wentylatorem uważa się za Don Kichota (Stanisław Jerzy Lec)
Skomentuj artykuł