Niepokalane Poczęcie - dla wątpiących

Niepokalane Poczęcie -  dla wątpiących
(fot shutterstock.com)
ks. Tomasz Halik

Ósmego grudnia, w drugim tygodniu Adwentu, obcho­dzimy jedno z dwóch największych świąt maryjnych w roku; do niedawna noszące tradycyjną nazwę "Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny".

Sam termin "Niepokalane Po­częcie" wielu ludzi wokół doprowadza do najwyższej irytacji. "Wszystko w tym chrześcijaństwie mogłabym przyjąć, tylko tego Niepokalanego Poczęcia nie mogę przełknąć!" - ileż to razy sły­szeliśmy już coś podobnego. Jest to więc jeszcze jeden powód, aby spokojnie się zastanowić nad tą prawdą wiary katolickiej, którą dopiero w dziewiętnastym wieku uznano za dogmat.

 

DEON.PL POLECA

Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła…

Kiedy byłem młodym zapalonym konwertytą, do moich ulubio­nych zabaw intelektualnych należały spory religijne - dlatego za­wsze cieszyło mnie, gdy słyszałem, jak ktoś w podobny sposób pod­ważał dogmat o Niepokalanym Poczęciu. Było dla mnie oczywiste, że przy następnym ruchu szybko i łatwo dam mojemu przeciwni­kowi mata. Nietrudno bowiem udowodnić takim ludziom, że w ogóle nie wiedzą, o czym mówią: mylą oni bowiem zazwyczaj dogmat o Niepokalanym Poczęciu z zupełnie inną prawdą wiary, a miano­wicie o dziewictwie Maryi i narodzinach Bożego Syna z Dziewicy. Są to jednak dwie całkowicie różne sprawy.
"Niepokalane Poczęcie" nie irytuje ludzi dlatego, że jest to na­uczanie "nienaukowe" - czyli, mówiąc dokładnie, nie można go zaliczyć do pozytywistycznej wizji świata, domagającej się potwier­dzenia w nowożytnych naukach przyrodniczych. Z tą scjentystyczną wizją świata, stanowiącą pozostałość po dziewiętnastym stule­ciu, nie zgadza się zresztą, mówiąc szczerze, absolutna większość prawd wiary - i nie ma nic bardziej żałosnego niż teologiczne pró­by przykrawania wiary do wymogów tego rodzaju "naukowości".
Trzeba jednak dodać, że nade wszystko nie mieści się w niej pełnia i wielowymiarowość życia jako takiego, włącznie z tym, co wyda­rzyło się już w nauce w ostatnim stuleciu. Do nauki trzeba mieć szacunek, ale ten tak zwany naukowy obraz świata, na który przy­sięgę składał stary pozytywizm i marksizm, dziś już nawet nie za­sługuje na poważną polemikę.
Główna przyczyna oporu wobec samej idei "Niepokalanego Poczęcia" ma jednak charakter bardziej emocjonalny niż racjonal­ny, a jej korzenie tkwią w przypuszczeniu, że nauczanie to w jakiś sposób pomniejsza ludzką seksualność; co jest wręcz niewybaczal­ne, ponieważ seksualność od czasów "rewolucji seksualnej" lat sześć­dziesiątych dwudziestego wieku stała się jedną ze świętych krów naszej cywilizacji.
Jeden z przenikliwych analityków społeczeństwa postmodernistycznego - wydaje mi się, że Lipovetsky - zauważa dowcipnie, iż we współczesnej kulturze seksualność jest wszędzie - z wyjątkiem samej seksualności; jej skomercjalizowanie wydrą­żyło ją i zbanalizowało.
A przecież nauka o Niepokalanym Poczę­ciu nie ma nic wspólnego z seksualnością, dziewiczym narodzeniem i poczęciem Jezusa. To nauczanie dotyczy wyłącznie roli Maryi w dziejach zbawienia: mówi ono, że Maryi, ze względu na Jej po­słannictwo bycia Matką Odkupiciela, oszczędzona została "egzy­stencjalna blizna", jaką dotknięte jest człowieczeństwo każdego czło­wieka na skutek upadku Adama.
Dlatego dziś, aby rozwiać wszelkie nieporozumienia, to właśnie święto maryjne nazywane bywa "Świętem uchronienia Panny Maryi od grzechu pierworodnego" - co jest wprawdzie teologicznie poprawne, ale brzmi trochę chro­powato.

Święto feministek?

Dziś podczas Liturgii śpiewana jest przepiękna gregoriańska antyfona: Tota pulchra es, Maria - Cała piękna jesteś, Maryjo. Gdy słucham tej pieśni, to myślę, że uroczystość Niepokalanego Poczęcia mogłaby bez przeszkód stać się świętem feministek. Nie mogę się bowiem oprzeć wrażeniu, że psychologicznym źródłem tego wła­śnie dogmatu wiary jest przekonanie, iż skoro Bóg stworzył czło­wieka jako mężczyznę i kobietę, to owo nienaruszone, doskonałe człowieczeństwo chcemy widzieć nie tylko w jego męskiej wersji, w Jezusie, ale i wersji żeńskiej - czyli w Jego Matce. Rozumiem, że może to stwarzać pewne problemy tym, którzy bardzo sztywno trwają przy chrystocentrycznym charakterze naszej wiary, jak na przykład nasi ewangeliccy bracia i siostry, natomiast feministki i feminiści, na odwrót, mogliby wykazać w tym względzie pełne zro­zumienie…
Jeśli o Janie Chrzcicielu powiedziano w Piśmie, że Bóg go uświę­cił już w łonie matki, to maryjna pobożność spieszy z twierdzeniem, że Maryja jest jeszcze ważniejsza, że została uświęcona jeszcze "wcześniej", na samym początku, w chwili poczęcia przez swoich rodziców. Dlatego jest tam mowa o "poczęciu", choć Kościołowi nigdy nie przyszło na myśl, by twierdzić, że Maryja została poczęta inaczej niż pozostali ludzie. Głosi on raczej, że Maryja jest w pełni "Boża" całym swoim jestestwem i całym swoim życiem, "od po­czątku do końca" - a więc na przykład nie na podstawie jakiejś dra­matycznej konwersji, jak ukazują to żywoty "świętych z grzeszni­ków".
Ten dogmat stwierdza, że jeśli patrzymy na Maryję, widzimy nienaruszony obraz kobiecości; widzimy kobietę taką, jaka była w Bożych planach. Na przykładzie wielu kobiet możemy obserwo­wać, co z sobą - z większym lub mniejszym powodzeniem - zrobi­ły wedle własnych gustów czy wedle gustów swojej epoki lub swe­go środowiska.

Maryjny punkt w naszym życiu

Zechciejmy dziś jeszcze przez chwilę pomedytować w ciszy na te­mat pobożności maryjnej. W uroczej książce pewnego znanego bio­loga przeczytałem taką oto refleksję: Gdyby nasza planeta miała się spotkać z jakąś pozaziemską cywilizacją, jakby to było pięknie i do­brze, gdybyśmy jako pierwszy sygnał wysłali muzykę Bacha, po­nieważ muzyka ta jest z pewnością czymś najwspanialszym i naj­wznioślejszym, co na tej planecie w ciągu całych jej dziejów zostało stworzone przez ludzkiego ducha. Byłaby więc ta muzyka czymś, co mogłoby owe nieznane istoty od razu do nas przekonać i czym moglibyśmy się wobec nich pochlubić. Przyszedł mi do głowy jesz­cze jeden szalony pomysł: gdybyśmy się teraz dowiedzieli, że na­sze dzieje dobiegają już końca, to co lub kogo wybralibyśmy, aby w naszym imieniu wyszedł na spotkanie Sędziego świata?
Kiedy Pan zechciał sam przemówić do ludzkości i posłać w na­sze dzieje swoje Słowo, znalazł na naszej planecie jedno miejsce, do którego mógł wejść: a miejscem tym była Maryja, niepozorna dziew­czyna z galilejskiej wioski. Prastary hymn chrześcijański Te Deum głosi dosłownie: Non horruisti Virginis uterum - Nie wzgardziłeś Panny łonem. Nie powinniśmy jednak mylić Bożego odezwania się do Maryi, o którym czytamy w dzisiejszej Ewangelii, z zalotami bo­gów olimpijskich do pięknych ziemianek.
Bóg wybrał Maryję, aby stała się Matką Odkupiciela rodzaju ludzkiego, błogosławioną mię­dzy niewiastami, z powodu Jej wiary; jest błogosławiona, ponieważ uwierzyła, że u Boga nie ma nic niemożliwego. Szukając, którędy by mógł do nas wejść, Pan znalazł Jej otwarte serce. A kiedy chce przemówić do nas, do każdego z nas - choćby w tym nadchodzącym czasie Bożego Narodzenia - to być może szu­ka właśnie owego Maryjnego punktu w naszym życiu. Być może nie interesuje Go, jak bardzo jesteśmy pobożni, moralni, sprytni, ascetyczni i zdyscyplinowani - chce raczej wiedzieć, jak bardzo jesteśmy otwarci, otwarci na Jego Słowo i Jego wolę. Otwartość ta jest prawdopodobnie "Archimedesowym punktem oparcia", który trzeba odnaleźć, aby rzeczy w nas i wokół nas ruszyły w końcu ku dobremu.
Brama, przez którą wchodzi Pan, jest bramą Maryjnego FIAT, "stań się" - "Niech mi się stanie według Słowa Twego!". U począt­ków dzieła stworzenia znajduje się Boże FIAT-Niech się stanie! Niech się stanie światłość! Niech się stanie ziemia! Niech się staną słońce i gwiazdy! To mocne Boże słowo wyraża Jego władczą i stwórczą potęgę, powołuje rzeczy z niebytu do bytu - tak było na począt­ku.
Potem, gdy Pan rozpoczyna swoje drugie dzieło, dzieło naszego odkupienia, przez które dziełu stworzenia dopiero nadaje ostateczną głębię i sens, również na początku stoi będące ludzką odpo­wiedzią na Boże wezwanie. Słowo wiary Maryi: "Niech mi się stanie według słowa Twego". Owo "stań się" wypowiada Maryja całym swoim jestestwem.
Owszem, także prorocy przyjmowali Boże słowo - jednak Ma­ryja przyjmuje je, by tak rzec, w sposób bardziej egzystencjalny, bardziej intymny, do swego serca i do swego łona. Wie, że natych­miast znajdzie się w niezwykle ryzykownej sytuacji, gdyż zwrócą się na nią oczy całego Nazaretu. Nazaret nie jest tylko jakimś mi­łym, idyllicznym miasteczkiem, Nazaret jest pełen tych samych podejrzliwych ludzi, którzy potem wypędzą Jej syna. To oni będą na Nią patrzeć: "Co się z nią dzieje? Skąd to dziecko? Kto się za tym kryje?". A Maryja gotowa jest to wszystko przyjąć i zaryzyko­wać, oddaje się całkowicie Bogu do dyspozycji.
  

Bohaterka wiary

Maryja jest uosobieniem trzech wielkich cnót, które z tradycji Kościoła znamy jako trzy śluby zakonne, ale ich wartość jest niepo­miernie szersza i bardziej uniwersalna: czystość, ubóstwo, posłu­szeństwo. Czystość - to całkowitość, całkowitość Jej decyzji: ze wszystkim, czym jest, oddaje się do dyspozycji. Podobnie ma się rzecz z ubóstwem: jest to "wyzucie się" z wszelkiego samozabezpieczenia. A także - z posłuszeństwem: uważnie wsłuchuje siew Bo­żą wolę i na nią odpowiada, jest ciszą, w której może zabrzmieć mocne słowo Boże.
Czystość, ubóstwo i posłuszeństwo - podobnie jak wiara, na­dzieja i miłość oraz podobnie jak osiem błogosławieństw - nie są właściwie odmiennymi i oddzielnymi wartościami; są raczej róż­nymi aspektami tej samej postawy życiowej. Pismo Święte ustami Elżbiety wielbi Maryję jako błogosławioną, która uwierzyła - jako bohaterkę wiary.
Wystarczy wsłuchać się w Jej Magnificat, hymn, którym Maryja w drugim rozdziale Ewangelii Łukasza odpowiada na słowa Elżbiety. W tym prawdziwie heroicznym - powiedzieli­byśmy "rewolucyjnym", gdyby to słowo nie było tak bardzo zbanalizowane - hymnie, sławiącym Boga niczym bohatera wojennego i mściciela uciśnionych, który strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych, głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odpra­wia, możemy rozpoznać duchowość podobną raczej do tej, jaką przedstawia prorokini Deborah i inne dzielne kobiety Izraela, ani­żeli owa cukierkowata panienka, jaką uczyniła z Maryi sentymen­talna pobożność baroku czy wieku dziewiętnastego.
A skoro powiedzieliśmy to wszystko o Maryi i maryjnej ducho­wości, to pozostaje jeszcze jedno wezwanie: szukajmy "Maryjnego punktu" w naszym życiu - owych otwartych drzwiczek, przez któ­re może przyjść do nas Bóg i Jego Słowo. Anioł Ślązak, subtelny mistyk i poeta, napisał piękne i głębokie słowa: "Maryją stać się muszę i Boga rodzić ze mnie". Prośmy więc, abyśmy mieli w sobie tyle oddania, czystości i posłuszeństwa, tyle odwagi i wiary, by tak jak Maryja otworzyć bramy Temu, który przychodzi. Amen.

Tekst pochodzi z książki ks. Tomasza Halika, Zacheuszu! Kazania na niedziele i święta

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niepokalane Poczęcie - dla wątpiących
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.