O obsesji i fiksacji na seksualności

Ile kolorów na miłość? (Fot. luckybusiness/depositphotos.com/pl)

Leon XIV wypowiedział się w wywiadzie dla Crux Now Media na temat ewentualnych zmian doktryny związanej z małżeństwem i ludzką seksualnością: „Uważam za wysoce nieprawdopodobne, zwłaszcza w najbliższej przyszłości, aby doktryna Kościoła w odniesieniu do tego, czego Kościół naucza o seksualności, czego Kościół naucza o małżeństwie, [zmieniła się]”. Później cytuje słowa, które powiedział do niego jeden z kardynałów ze Wschodu: „Świat zachodni jest zafiksowany, ma obsesję na punkcie seksualności”. Biskup miał na myśli to, że tak wielką wagę przykładamy na Zachodzie do seksualności, która określa naszą tożsamość.

Papież całkowicie nie wyklucza, że cokolwiek się zmieni, ale jest bardzo ostrożny.

DEON.PL POLECA

 

 

Zacząłbym jednak od „fiksacji i obsesji świata Zachodniego na seksualności”. Obsesja ma bowiem zawsze jakieś źródło. Jest neurotyczna. I można się pytać, skąd się to wzięło?

Trzeba powiedzieć, że wśród ludzi zawsze istniała jakaś obsesja na punkcie seksualności. Nigdy nie było złotego wieku w tej dziedzinie. Ale nie mam wątpliwości, że częściowo odpowiada za to sam Kościół, zarówno w oficjalnym nauczaniu, ale chyba jeszcze bardziej w codziennym duszpasterstwie, spowiedzi i podejściu do seksualności. Zresztą, co ciekawe, w świecie wcale lepiej nie było. Niestety, ta fiksacja i obsesja na ludzkiej seksualności jest obecna także w Kościele. Może nie na poziomie nauczania w Katechizmie, ale na poziomie ambony, konfesjonału i kursów przedmałżeńskich.

Ciągle spotykam i słucham ludzi umęczonych i udręczonych tą fiksacją. Żadne inne przykazanie nie spotyka się z takim zainteresowaniem, jak szóste przykazanie. Oczywiście, ta fiksacja to nie jest owoc ostatnich lat, lecz raczej wieków.

Być może na Wschodzie ludzie tak nie przeżywają ludzkiej seksualności jak u nas: z jednej strony rozwiązłość, z drugiej neurotyczne widzenie grzechu szczególnie w tej sferze albo tylko w tej sferze, i to jeszcze w rzeczach naprawdę marginalnych dla życia chrześcijańskiego. Dlaczego tak nie przeżywają? Bo tam chrześcijaństwo dotarło stosunkowo niedawno. Bo tam w kulturze ( a Europa była ukształtowana przez takie a nie inne nauczanie Kościoła) nie było takiego negatywnego podejścia do ludzkiego ciała, które należało biczować, powściągać, głodzić, aby „duch” mógł się w człowieku rozwinąć. Bo tam ludzie nie słyszeli przez wieki, że masturbacja to najcięższy grzech, nawet mimowolne polucje w nocy i że w piekle jest najwięcej ludzi popełniających grzechy nieczyste.

DEON.PL POLECA


Na Wschodzie moralności dotyczącej seksualności nie tworzyli mnisi i celibatariusze, co u nas było na porządku dziennym. Mam wrażenie, że do dzisiaj w tym skupieniu wielu spowiedników na tej sferze wielką rolę odgrywa syndrom „psa ogrodniku” i osobiste lęki, przejęte zresztą bezwiednie od innych przez chore nauczanie. Na Wschodzie nie było jansenizmu, który grzech widział szczególnie w seksualności, zwłaszcza w „myślach nieczystych” i fantazjach. Bo u nas w Europie, także w Kościele, nieczystość to ciągle tylko grzechy seksualne, chociaż Jezus mówi, że wszelkie zło czyni człowieka nieczystym. W czasopiśmie „Miłujcie się” przeznaczonej dla młodzieży w każdym numerze był artykuł o nieczystości, o masturbacji, jakby nic innego w tej sferze nie istniało i jakby większość młodzieży była moralnie zepsuta i rozwiązła.

Co więcej, Jezus mówił o cudzołóstwie (czyli sytuacji, gdzie rozwalone zostało małżeństwo), a my (myślę tu o księżach i nauczaniu Kościoła) wpoiliśmy ludziom taki lęk przed tą sferą, że głowa boli. Przesadzam? Do dzisiaj ludzie spowiadają się z „grzesznych myśli”, z fantazji, które przychodzą mimowolnie, z podniecenia seksualnego, jakby każdy przejaw obecności popędu seksualnego był z piekła rodem. Oczywiście, słuszne jest, by podchodzić do tej sfery z szacunkiem i roztropnie. I Kościół zasadniczo strzeże tej sfery i pokazuje ją szeroko przy założeniu, że ci, którzy o niej mówią z ambon sami jakoś ją przepracowali, nie głoszą własnych lęków i fiksacji. A z tym różnie bywa. Mógłbym jeszcze wymienić kilka innych powodów naszej obsesji.

Papież, który zachęca teologów do dialogu i wzbogacania się współczesną nauką, przecież dobrze wie, że doktryna moralna odnośnie do seksualności zbudowana jest na prawie naturalnym. To znaczy, w myśl prawa naturalnego pierwszym powodem istnienia ludzkiej seksualności jest głównie prokreacja, potomstwo, płodność jako rozmnażanie się. No i długie wieki ta prokreacja była pierwszym miejscu. Od kilkudziesięciu lat w Kościele zaczynamy inaczej mówić o małżeństwie. W Katechizmie jest ono nazwane „sakramentem w służbie komunii” zarówno dla małżonków jak i dla całego Kościoła. A więc jest coś więcej niż prokreacja i coś więcej jak seks dla seksu.

Katechizm Kościoła cytuje Prawo Kanoniczne: „Przymierze małżeńskie, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej natury na dobro małżonków oraz do zrodzenia i wychowania potomstwa, zostało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu” (KKK, 1601)

Tradycjonaliści pomstują nad tą definicją i, jak twierdzą, „małą zmianą”, która przyniosła katastrofę. Dlaczego? Bo na pierwszym miejscu w małżeństwie postawiono „dobro małżonków”, wspólnotę życia. Na drugim, zrodzenie i wychowanie dzieci. Ale czy rzeczywiście?

W Katechizmie Rzymskim dla Plebanów w wydaniu z 1880 czytamy, że pierwszy cel małżeństwa jest „dla nadziei wzajemnego wsparcia, aby jeden drugiego ratując, złe przypadki w życiu łatwiej znosić i nieudolność starości wspierać mógł. Druga przyczyna jest, chęć rodzenia”

Obecnie dwa cele małżeństwa są równorzędne, jeśli tak można powiedzieć. Dlaczego? Podczas gdy rodzenie dzieci jest w miarę jasne w odniesieniu do małżeństwa, to jednak, w jaki sposób współżycie seksualne buduje więź, umacnia małżonków, zbliża do siebie, nie jest jeszcze właściwie poznane i opisane. My dopiero zaczynamy to w Kościele dostrzegać. Stąd też to dowartościowanie współżycia seksualnego, które nie zawsze musi prowadzić do potomstwa, a jest wspólnototwórcze, budujące komunię małżeńską. To znaczy zaczynamy rozumieć, że prawo naturalne nie zawiera tylko prokreacji i żeby bezpiecznie „gasić żądzę” w małżeństwie. Być może zaczynamy rozumieć, że „miłujcie się wzajemnie” w przypadku współżycia nie oznacza tylko prokreacji czy redukcji napięć. Jest pozytywnym wkładem do budowania więzi, która przecież nie zamyka się tylko we współżyciu. I mówi o tym św. Paweł, że małżeństwo odbija związek Jezusa z Kościołem.

Ale to stwarza pewne dylematy moralne. Dlaczego? Bo wszystko jest w miarę w porządku, gdy naturalne planowanie rodziny działa. A jeśli nie, i to ze względów psychicznych czy biologicznych, to co wtedy mają zrobić małżonkowie? Albo gdy nie mogą mieć już więcej dzieci, ale jednocześnie nie działa NPR? No i okazuje się, że wtedy wielu z nas księży radzi… wstrzemięźliwość, która jedna przy dzisiejszym rozumieniu małżeństwa na dłuższą metę jest tak szkodliwa dla męża i żony jak długotrwałe wyjazdy powodujące separację. Jak wobec tego mają przez wstrzemięźliwość, i to nieraz latami, realizować drugi cel małżeństwa, zwłaszcza, że już zrodzili i odchowali dzieci. Nie mają mentalności aborcyjnej czy antykoncepcyjnej. I czasem bywa tak: no wszystko jest super, relacje, praca, wychowanie dzieci, modlitwa z wyjątkiem…. tej prezerwatywy podczas współżycia. Wszystko nagle przekreślone, jakby nie istniało, bo małżonkowie użyli podczas współżycia prezerwatywy… Nie wyssałem tego z palca. Ciągle to słyszę od małżeństw.

Oczywiście, wiadomo, że w praktyce duszpasterskiej, w konfesjonale, szuka się rozwiązań tych dylematów. Ale oficjalnie jest to wciąż temat tabu. Udajemy, że nie ma problemu.

Myślę, że nie zmieni się to, czym jest małżeństwo w swej istocie, ale przecież ciągle zmienia się jego rozumienie: po co ono jest. Kościół będzie musiał włączyć wiedzę, którą nabywamy o ludzkiej seksualności, uczuciach, tym, co nas determinuje niezależnie od nas.

I druga rzecz. Wspomniana wyżej masturbacja jest obecnie w Katechizmie nazwana „aktem wewnętrznie nieuporządkowanym”, choć, i to jest nowość, uwzględnia już czynniki psychiczne, kulturowe i inne, w ocenie moralnej. Już nie ma mowy, a kiedyś było o polucji jako „straszliwym wynaturzeniu”

Masturbacja jest nazwana wewnętrznie nieuporządkowaną, ponieważ patrzy się na nią przez pryzmat… prawa naturalnego i prokreacji. Dość powiedzieć, że długo uważano, iż w nasieniu męskim jest „zalążek” całego człowieka, więc wytrysk poza narządami rodnymi kobiety i poza celem zapłodnienia to grzech przeciwko… V przykazaniu. A masturbacja w przypadku kobiet to było dopiero wynaturzenie….

I nieważne, czy masturbacji dopuszcza się nastolatek, czy osoba dorosła. Nikt też nie wiedział, jak napięcia psychiczne, traumy i zranienia znajdują ujście w orgazmie. Nie widzieć tego wszystkiego i obarczać młodego człowieka poczuciem winy, skupiać się na masturbacji tak jakby to był jedyny grzech, jest krzywdzeniem młodych ludzi. Myślę, że Kościół będzie musiał w dalszym ciągu zmienić swoje nauczanie o masturbacji (co już po części uczynił w ostatnim Katechizmie) i na nowo określić, czym jest to „wewnętrzne nieuporządkowanie”. Bo w jakim sensie jest to „akt wewnętrznie nieuporządkowany”, jeśli młody człowiek często nieświadomie właśnie tam znajduje ulgę i radzi sobie z wewnętrznymi napięciami? Oczywiście, wiele zależy tutaj od wychowania, od zdrowych relacji i podejścia do seksualności w domu i na katechezie. Niemniej, oczekiwanie od młodego człowieka opanowania i wstrzemięźliwości jak u dorosłego człowieka po przejściu dojrzewania i straszenie go głównie „tym grzechem”, jest wprowadzaniem młodych w neurotyczną duchowość.

A z dorosłymi? Masturbacja i pornografia (która rzeczywiście jest czymś szkodliwym i zabijającym ducha) czy zawsze jest z rozwiązłości? Czy nadal nie jest sposobem radzenia sobie ze stresami, nawet jeśli osoby żyją w małżeństwie i współżyją ze sobą? Jak jako Kościół i czy zamierzamy uwzględnić to, co mówią nam w tym względzie neuronauki, psychologia, doświadczenie terapeutów uzależnień? Czy to wystarczy powiedzieć, że te czynniki tylko zmniejszają winę?

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O obsesji i fiksacji na seksualności
Komentarze (22)
ES
~Ewa Słota
30 września 2025, 15:22
Ewangelia wg. Św. Mateusza 5, 3-10 Kazanie na Górze -..." Błogosławieni czystego serca! Albowiem oni Boga oglądać będą". ... Droga Błogosławieństw jest trudna! Ale prowadzi do Nieba. Czego sobie i Wszystkim życzę - pozdrawiam Ewa.
TB
~Tadeusz Borkowski
2 października 2025, 10:57
Czy Pani czystość serca kojarzy się tylko z seksem? A może dotyczy ona też i innych spraw? Np: prawdy, miłości, skromności, itd?
KR
~Kinga R
29 września 2025, 21:11
Dziękuję za głos rozsądku. Piszę jako osoba samotna, zmagająca się ze swoją seksualnością i starająca się żyć według aktualnych wytycznych nauki Kościoła. Niestety nie widać na razie nadziei na zmianę w nauczaniu i ta fiksacja raczej się wzmaga niż maleje. Manicheizm w nauczaniu ma się nadal dobrze.
TJ
~tak jest
29 września 2025, 20:39
Fiksacje to ma lewactwo od czasu słynnej rewolucji seksualnej, która doprowadziła do obecnej katastrofy demograficznej w UE. Młodzi lubią seks , ale nie chcą mieć dzieci i w efekcie islam w UE będzie rządził.
BE
~Ben Edykt
29 września 2025, 12:53
Bardzo ciekawy tekst, rzecz jednak w tym, że żaden tekst na Deonie nie zmieni katechizmu i doktryny kościoła. Obsesja seksualności nie wzięła się niestety znikąd, a fakt, że wszelkie rozważania nad grzechem i chrześcijańską moralnością są tak bardzo zdominowane przez sferę seksualną wynika z tego, że żadne inne grzechy nie wynikają tak bezpośrednio z wrodzonych popędów naszych ciał. To jest wg mnie clou sprawy. Tymczasem zgodnie z nauczaniem KK, człowiek nie ma prawa rozładować napięcia seksualnego w sytuacji innej niż stosunek małżeński z żoną, pełnym otwarciem na poczęcie. Jest to piękny ideał, niestety niemożliwy do osiągnięcia dla większości ludzi. Jak bowiem pogodzić ów ideał z faktem, że napięcie seksualne w człowieku nieustannie się odradza? I to w tempie od 1 do kilku dni. Dlaczego nie możemy tu przyjąć sposobu postępowania takiego jak w przypadku alkoholu: okazjonalne wypicie umiarkowanej ilości grzechem nie jest, pijaństwo zaś to jeden grzechów głównych!
TB
~Tadeusz Borkowski
30 września 2025, 11:22
Czy to napięcie seksualne myśmy sobie zrobili czy jest od Boga? Preciez bez tego napięcia już ludzi by nie było! Jestem przeciwko zapokojeniu tego napięcia niezgodnie z przykazaniami Bożymi.
BE
~Ben Edykt
2 października 2025, 09:28
Zgoda, ale co dokładnie przykazania boże mówią na ten temat? Mówią aby nie cudzołożyć i nie pożądać żony bliźniego. Jeśli napięcie seksualne zostaje rozładowane w pojedynkę, czy też z żoną, ale bez zachowania otwartości na poczęcie, to przeciwko któremu przykazaniu jest to grzech. Zaznaczam jednak, że nie jestem zwolennikiem rozpusty w tych sprawach, nie walczę tu o prawo do dostarczania sobie przyjemności. Mówię o rozładowaniu napięcia wtedy kiedy staje się ono nie do wytrzymania i tworzy grunt choćby do cudzołóstwa popełnianego w myślach. Nie próbuję tu prowokować, szukam po prostu biblijnego uzasadnienia rygorystycznej nauki KK w tych sprawach.
AB
~Adam B
29 września 2025, 12:05
To KK, zwłaszcza w naszym lokalnym wydaniu, ma obsesję na punkcie seksualności. Księża próbują mi mówić, co wolno mi robić z żoną, a czego nie wolno. Mamy trójkę dzieci - po urodzeniu trzeciego żona miała depresję poporodową, z której ledwo wyszła żywa. Gdy powiedziałem księdzu przy spowiedzi o stosowaniu przez nas antykoncepcji, to odpowiedział mi, że "miota nami szatan".
TB
~Tadeusz Borkowski
29 września 2025, 11:00
Gdzie w Piśmie Świetym jest potępienie współżycia seksualnego małżonków , które nie ma na celu prokreacji? Bóg w Piśmie Śwętym nawet zobowiązuje nas do prokreacji , ale to nie oznacza , że małżenstwo musi mieć np: 20 dzieci i narażać siebie i dzieci na nędzę. Należy pełnić wolę Bożą we wszystkim a więc i w powyższej sprawie zgodnie z możliwościami> zgodnie z wolą Bożą i mądrością i wiarą. Dziekuję księdzu za ten artykuł: Nie czuję sie osamotniony.
MS
~mike sz
29 września 2025, 08:58
O. Darku, dziękuję za te trafne przemyślenia. Jakże inne od tych redaktora Chmielewskiego na trzyliterowo-dwucyfrowym portalu (wchodzę tam czasami, sam nie wiem po co), po których należało tylko siąść i płakać...
KK
~karol karol
29 września 2025, 14:56
a co ciekawego napisał redaktór na portalu koronkarzy? ;)
MS
~mike sz
30 września 2025, 11:52
@Karol, hmmm, w zasadzie to nic ciekawego ;)
PK
~Paweł K
28 września 2025, 21:17
Cóż powiedzieć, trudno się nie zgodzić - w Kościele o sprawach seksualnych i małżeństwie decydowali do tej pory nominalni celibatariusze. I mamy albo 'małżonkom wszystko wolno' księdza Knotza albo seks tylko do prokreacji a małżeństwo jako środek przeciwko pożądliwości. To widać z daleka, że takie tezy stawia teoretyk, osoba, która nie weszła w relację małżeńską w praktyce. Za to nasz Kościół powinien też skłonić głowę jak za Galileusza i spółkę, bo kupę ludzi przez wieki wpędził w nerwicę, a i problem z dzietnością w Polsce też, moim zdaniem, wynika z tego, że ludzie uprawiają mniej seksu, bo nauczyli się, że to jest grzeszne plus dostęp do antykoncepcji (tu już Kościół trudno winić) sprawia, że dzieci jest mniej.
AE
Anna Elżbieta
28 września 2025, 18:09
Zgoda. Ciekawy artykuł, mądre przemyślenia. Tylko co dalej? Czy w związku z tym nastąpi jakaś zmiana w nauczaniu Kościoła? Kto miałby się tym zająć?
E3
edoro 333
28 września 2025, 17:33
Bardzo sensownie ksiądz mówi
KS
~Ka Sia
27 września 2025, 19:28
Do listy zafiksowaniandodalabym wszelakie teksty księży dopuszczające jednego rodzaje aktów seksualnych w małżeństwie, a inne nie, ze slynnym "wytrysk tylko w pochwie". W ogóle, to zesa wypowiedzi księży o tym co małzonkowie mogą robić razem jako małżeństwo, a co nie (co nie szkodzi im ofc) to jakiś totalny absurd.
ZS
~Zdzisław Sadowski
27 września 2025, 18:24
Korporacja Rzymsko Katolicka z siedzibą w Watykanie ma obsesję na temat seksu dlatego tyle tam przestępców seksualnych.
PR
~Ppp Rrr
27 września 2025, 12:54
Jest na to bardzo proste lekarstwo: ZAPAMIĘTAĆ, że kulturalny człowiek nie zagląda pod cudzą kołdrę. Tyle wystarczy. Pozdrawiam.
AB
~Abel Babacki
27 września 2025, 12:36
Bardzo to rezonuje z moimi przemysleniami. I dziekuje za wspomnienie tego nerwicowego gniota "Milujcie Sie", ktory spokojnie mógł wpedziv w nerwicę
XX
~Xyz Xyz
27 września 2025, 10:49
Fiksację i obsesję na punkcie seksualności to ma ale kościół ….
EM
~Ekonomista Myśliciel
28 września 2025, 09:01
No przecież to jest napisane. Dobry artykuł ukazujący szarą strefę ludzkiej seksualności. Tak jakby Kościół zrozumiał, że skoro naucza o Jezusie to sam powinien być jak Jezus a nie Bóg ze Starego Testamentu. Ciekawiła mnie ta wschodnia seksualność, jaka jest, jak się kształtowała. Poza tym ciekawe byłoby zrozumieć podejście Kościoła do wschodniego pojmowania seksualności. No ale za bardzo skupiam się na niej, tak jakbym miał na jej punkcie jakąś fiksację ;⁠) miłej niedzieli. Z Bogiem
PW
~Podróżnik w czasie
28 września 2025, 09:09
Właśnie o tym jest artykuł. Czytałeś go w ogóle czy sam tytuł?