Ojciec Rupert Mayer SJ – kulejący apostoł

Bł. Ojciec Rupert Mayer SJ (1876 - 1945) (fot. Richard Huber)

Ojciec Rupert Mayer urodził się w Stuttgardzie 23 stycznia 1876 roku w rodzinie kupieckiej. Po ukończeniu studiów we Fryburgu Szwajcarskim, Monachium i Tybindze wstąpił do seminarium diecezjalnego w Rottenburgu, gdzie w 1899 roku został wyświęcony na kapłana. Rok później rozpoczął nowicjat w zakonie jezuitów.

Jako jezuita zajmował się głównie kaznodziejstwem. W czasie I wojny światowej został kapelanem w szpitalu wojskowym. Wiernie służył opieką duchową rannym żołnierzom. Sam został ciężko ranny i lekarze zdecydowali się na amputację jego nogi.

Gdy zamieszkał w Monachium, otoczył opieką bezdomnych i ubogich. Powszechnie nazywano go „kulejącym apostołem”. Opiekował się ludnością napływową, której w tym czasie było bardzo wiele. Pocieszał ludzi i podtrzymywał ich na duchu w trudnościach, przypominając, że w naśladowaniu Chrystusa można znaleźć rozwiązanie wszystkich problemów. Opiekował się także Sodalicją Mariańską, bardzo popularnym przed II wojną światową stowarzyszeniem katolików świeckich, które opierało swą duchowość na Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego Loyoli.

DEON.PL POLECA

Wiele spowiadał, głosił rekolekcje i konferencje o tematyce religijnej, w których podkreślał rolę i zadania każdego katolika, zwłaszcza w obszarze politycznym i społecznym. Wszystkim przypominał, że chrześcijaństwo jest przede wszystkim religią miłości.

Wielką popularnością cieszyły się jego kazania wygłaszane w jezuickim kościele św. Michała oraz w kaplicy sodalicyjnej w centrum bawarskiej stolicy. Nie pozostawił po sobie żadnych książek, on pisał bezpośrednio na ludzkich sercach rylcem Słowa Bożego. Przypominał Boże prawo, które powinno być ponad prawem ludzkim, zwłaszcza tym ustanawianym przez nieludzkiego dyktatora. Mówił o sobie: „stary jednonogi jezuita – jeżeli to jest Wolą Bożą – żyje dłużej niż tysiącletnia bezbożna dyktatura”. Podczas jednego z przesłuchań powiedział: „Możecie mnie zgładzić, ale prawda musi być wypowiedziana”.

Często powtarzał słowa modlitwy: Panie, jeśli Ty chcesz, na wszystko mam czas, teraz i w wieczności. Nie rozpamiętywał przeszłości i nie wybiegał zbytnio w przyszłość, prosił Boga o pomoc każdego dnia na nowo i dokładnie wypełniał wszystkie swoje obowiązki. Żył cały Ewangelią i misją Kościoła. Lubił przypominać, że Kościół trzeba ludziom „donieść” wszędzie tam, gdzie żyją.

Choć został uwięziony, to jednak nie zdołano go złamać na duchu. Pan Jezus obdarzał go odwagą wiary. Ojciec Rupert wiedział, że bardziej trzeba słuchać Boga i swego prawego sumienia aniżeli ludzi owładniętych żądzą władzy i dominacji nad światem.

Doczekał się upragnionego przez wszystkich końca wojny, ale miesiące przeżyte w obozie sprawiły, że ciężko zachorował i był bardzo słaby. Stracił mowę podczas głoszonego przez siebie kazania na Mszy św. 1 listopada w 1945 roku, w uroczystość Wszystkich Świętych. W kilka godzin później zmarł w szpitalu. Dołączył do orszaku mężnych wyznawców Chrystusa, którzy wierni Bogu pielgrzymują przez świat w kierunku nieba, by w końcu stanąć przed Boskim Obliczem w zadziwieniu wobec piękna i wierności miłosiernego Stwórcy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ojciec Rupert Mayer SJ – kulejący apostoł
Komentarze (2)
D
dyktafon
3 listopada 2010, 18:02
Wszystko jest anatomią,ale nie wszystko fizjologią.
GS
Gabriela Seifert-Knopik
3 listopada 2009, 22:31
Byłam nad grobem tego Błogosławionego w Monachium. Wśród modlących się można odczuć specyficzną atmosferę pokoju, ciszy i zadumania. Każdy święty jest jak bomba, która czyni "wyłom" w określonym miejscu. Oby takich bomb było jak najwięcej!