Oszajca SJ: księża znają się na małżeństwie tyle, co wilk na gwiazdach

(fot. Jakub.hp [CC BY-SA 4.0])

Mogę oczywiście pojawić się na takim kursie, by powiedzieć o samym obrzędzie ślubu i pokazać religijny, chrześcijański charakter małżeństwa, nie sprowadzając wszystkiego do antykoncepcji czy aborcji. I tyle. To nie ja mam mówić o urokach i pięknie życia małżeńskiego, tylko ci, którzy je przeżywają!

Damian Jankowski: Czy możliwa jest dziś świętość?

Wacław Oszajca SJ: Tak, choć jej wyobrażenie bywa infantylne i odrealnione. Jakiś czas temu Franciszek powiedział, że święci to też grzesznicy. Naraz część wiernych podniosła wielki wrzask i oburzenie, że jak tak można mówić o świętych Kościoła. Papież oczywiście miał rację. Znowu trzeba wrócić do kwestii grzeszności każdego człowieka. Jeśli ktoś jej zaprzecza, przeczy także Pismu Świętemu, w którym czytamy: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1,8). Do nieba nie idzie się w nagrodę, tylko zawsze z Bożego miłosierdzia. Grzesznikiem był zarówno św. Franciszek z Asyżu, jak też — z czym w Polsce wciąż mamy problem — Jan Paweł II. Nie miał drygu do rządzenia Watykanem (czego skutki do dziś odczuwamy), wolał być duszpasterzem świata. Inni brutalnie wykorzystywali jego łatwowierność. A mimo to jest świętym. Świętość nie polega bowiem na tym, że anioł przez przypadek stał się człowiekiem.

DEON.PL POLECA

Wciąż mamy w głowach, że święty to sprawca heroicznych czynów, jak św. Maksymilian Kolbe czy bł. Emilian Kowcz, greckokatolicki ksiądz z Majdanka. To prawda, ale nie zawsze świętość objawia się z rozmachem. W codziennym życiu ludzie przez dziesiątki lat wypruwają sobie żyły, tracą siły i zdrowie, żeby zapewnić bezpieczeństwo bliskim. Ich heroizm trwa każdego dnia i nie jest wcale mniejszy niż osób kanonizowanych przez Kościół.

Papież Franciszek w adhortacji Gaudete et exsultate pisze: „Lubię dostrzegać świętość w cierpliwym ludzie Bożym: w rodzicach, którzy z wielką miłością pomagają dorastać swoim dzieciom, w mężczyznach i kobietach pracujących, by zarobić na chleb, w osobach chorych, w starszych zakonnicach, które nadal się uśmiechają”.

Niestety, w Kościele ciągle mamy inny obraz, oleodruk: ładnie ubrana Maryja siedzi przy kądzieli i przędzie wełnę, Józef hebluje, a Jezus już składa krzyżyk. Wszyscy są pięknie wystrojeni, to przecież Najświętsza Rodzina Nazaretańska! Tyle że jak się ma taki ideał w głowie, trzeba przyznać, że świętość pozostaje nie dla nas, zwykłych śmiertelników. Niedawno zresztą w mszale przywrócone zostało wspomnienie „świętego Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny”. Przecież on był jej mężem! Dlaczego tak się boimy, żeby nazwać go po biblijnemu?

No właśnie — dlaczego?

To skutek kościelnego podejścia do seksualności. Dawniej uznawano, że grzech pierworodny przekazywany jest drogą płciową. Oficjalna doktryna Kościoła na szczęście rozstała się z takim myśleniem, ale ono wciąż jeszcze gdzieś wegetuje. Przez całe wieki w kościelnym nauczaniu współżycie wymagało usprawiedliwienia. Można było odbyć stosunek seksualny tylko pod jednym warunkiem…

Spłodzenie potomstwa.

Tak. Nie wchodziły w grę żadne emocje, uczucia, orgazmy, przyjemność. Jakbym ci dokładnie opowiedział, czego jako kleryk nasłuchałem się na wykładach z teologii moralnej, byłoby mi ciężko mówić, bo wciąż się tego wstydzę. A to nie było znowu tak dawno, raptem pół wieku temu.

Domyślam się, że do sfery seksualności podchodzono bardzo surowo.

O tak, łagodnie mówiąc... Wszystko, co z nią związane, było zagrożone grzechem śmiertelnym. Przy innych przykazaniach okoliczności zmieniały stopień grzeszności danego czynu. Na płaszczyźnie VI przykazania nikt jednak nie rozgraniczał — wszystko jedno, czy ktoś obejrzał się na ulicy za piękną kobietą czy ją zgwałcił, właściwie na jedno wychodziło. W związku z tym jak się mieli czuć ludzie, którzy nosili w sobie zupełnie inne przeczucie dotyczące swojej seksualności? Jako księża nie mieliśmy im nic pozytywnego do zaproponowania, jedynie bezduszny nakaz, by żyć na zaciągniętym hamulcu.

Jakbym ci dokładnie opowiedział, czego jako kleryk nasłuchałem się na wykładach z teologii moralnej, byłoby mi ciężko mówić, bo wciąż się tego wstydzę.

Wszystko zostało sprowadzone do sfery fizjologii. Seksualność była podejrzana, zmarginalizowana, wyolbrzymiona, odarta z tego, co powinna przynosić — fascynację drugim człowiekiem, umiejętność oddania się i — jeszcze trudniejszą — zdolność przyjęcia drugiej osoby, troski o nią. Podobnie macierzyństwo i ojcostwo nie mogą być tylko kwestią biologii, wynikającą z chęci poprawiania wskaźników demograficznych czy motywów patriotycznych (wciąż aktualne pokusy). To zbyt piękna sprawa, żeby je tak redukować!

Zastanawiam się, czy przez te pół wieku wiele się zmieniło.

Niedawno papież Franciszek w przemówieniu do grupy młodzieży z Lyonu powiedział: seks jest darem Bożym, to żadne tabu, to pasja i namiętność, która ma dwa cele: miłość i powoływanie życia.

Jak zauważyłeś, przez wieki o tym pierwszym celu w Kościele zapominano. Jeszcze dziś w wypowiedziach wielu jego przedstawicieli katolicka etyka seksualna zostaje sprowadzona do zakazu seksu przedmałżeńskiego, antykoncepcji i aborcji. Często spotykasz się w konfesjonale z tym, że przyjęcie tak zredukowanej wizji życia seksualnego jest dla większości wierzących problemem?

Obecnie mało spowiadam, bo jestem zagrzebany w wewnętrznych sprawach kolegium. Nie myślę jednak, żeby coś się zmieniło. Jeszcze dziesięć lat temu, gdy spowiadałem regularnie, ludzie raczej nie mówili mi o kwestiach dotyczących seksualności, a ja nie miałem zwyczaju pytać, do dzisiaj zresztą nie mam. Jeśli chodzi o sprawy małżeńskie, raczej wyznawali, że się kłócili albo żona mówiła, że jej mąż to pijak. Przy spowiedzi młodzieży pojawiała się na przykład kwestia masturbacji. Z samej antykoncepcji mało kto się spowiadał.

Może to po prostu wynik tego, że obecnie mało kto przejmuje się tym, co Kościół na jej temat mówi?

Bardzo możliwe. Żeby człowiek chciał lub nie chciał czegoś zrobić, musi być do tego przekonany. A nie przekonasz nikogo taką argumentacją: nie rób tego, bo to grzech i pójdziesz do piekła. To już nie działa. Myślę zresztą, że nigdy nie działało, bo gdyby ludzie — jak mawiał o. Henryk Pietras, jezuita — skrupulatnie przestrzegali naszych kościelnych pomysłów na życie seksualne, to ród ludzki już dawno by wyginął (śmiech).

Bogu dzięki! (śmiech). Problem jest jednak nieco szerszy niż zakazy lub nakazy Kościoła. Nastąpiła zmiana kulturowa, także w postrzeganiu rodziny. Podam przykład, który jest bardzo reprezentatywny dla mojego pokolenia. Dziewczyna z chłopakiem mieszkają ze sobą bez ślubu. Jeśli żyją w wierności — nie tylko nie zdradzają siebie nawzajem, ale też wspierają się w codzienności — nie mogę powiedzieć, że prowadzą grzeszne czy niemoralne życie. A jednocześnie wiem, że to właśnie najpewniej usłyszą w konfesjonale.

Sam papież Franciszek proponuje zupełnie inne podejście — zamiast ich osądzać i potępiać, jak robiliśmy dotychczas w Kościele, warto im towarzyszyć. Skoro zamieszkali razem, a jeszcze może mają w perspektywie małżeństwo (choćby tylko cywilne), są już bez wątpienia na dobrej drodze. Rolą duszpasterza jest ich na niej wspierać, pomagać im, żeby szli w tym kierunku.

To dodałoby ludziom otuchy. Nie można tak częściej i więcej mówić w Kościele?

Pytanie tylko, kto ma mówić. Jeśli wyjdę na ambonę i zacznę mówić na przykład o pięknie małżeństwa, będzie to jedynie książkowe mówienie. Albo będę życie małżeńskie idealizował, albo demonizował.

Zgoda, a jednak księża często prowadzą tak zwane nauki przedmałżeńskie.

To błąd! Umówmy się, księża znają się na małżeństwie tyle, co wilk na gwiazdach. Prowadzenie kursów przedmałżeńskich nie do nas należy, bez świeckich się tego nie zrobi. Mogę oczywiście pojawić się na takim kursie, by powiedzieć o samym obrzędzie ślubu i pokazać religijny, chrześcijański charakter małżeństwa, nie sprowadzając wszystkiego do antykoncepcji czy aborcji. I tyle. To nie ja mam mówić o urokach i pięknie życia małżeńskiego, tylko ci, którzy je przeżywają!

Skoro zamieszkali razem, a jeszcze może mają w perspektywie małżeństwo, są już bez wątpienia na dobrej drodze.

Jeśli kurs przedmałżeński prowadzi od początku do końca ksiądz, to nie sądzę, by człowiek — łagodnie mówiąc — wiele na nim skorzystał. Poza tym obecna metoda jest rodem z XIX wieku: narzeczeni siedzą w ławkach, przychodzi prelegent, przez kilka godzin (rozbitych na parę spotkań) zanudza ich, potem podpisuje indeksy i odsyła do domu.

Co byłoby lepsze?

Nie wiem, czy coś byłoby gorsze (uśmiech). Już całkiem poważnie — kursy przedmałżeńskie powinny być prowadzone metodą prawdziwie seminaryjną. Ludzie mogliby wówczas ujawnić swoje wątpliwości i pytania, przedyskutować wiele kwestii, zrozumieć przy okazji, w czym zakotwiczone jest chrześcijańskie rozumienie małżeństwa. Jeśli tego nie zrobimy i dalej będziemy działać staroświeckimi metodami, nie dziwmy się, bo już teraz widzimy spadek liczby ślubów kościelnych, a za jakiś czas będzie jeszcze gorzej. Nie powinno nam w Kościele zależeć na tym, by znaleźć taki sposób, który przytrzyma ludzi (narzeczonych, ale wszystkich innych też) przy Kościele, a na tym, by człowiek sam miał okazję się przekonać, że warto w nim być.

jezuita, poeta i publicysta, absolwent KUL, wykładowca homiletyki w Collegium Bobolanum Papieskiego Wydziału Teologicznego. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor wielu książek, w tym kilku tomów poetyckich

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Oszajca SJ: księża znają się na małżeństwie tyle, co wilk na gwiazdach
Komentarze (39)
TS
~Tomek S
22 grudnia 2019, 03:02
Małżeństwo to sakrament, kursy małżeńskie to przygotowanie do sakramentu, kamasutry możemy się nauczyć na innych kursach. Przypomnijmy sobie jak się przygotowujemy do sakramentu pierwszej Spowiedzi, pierwszej Komunii Świętej, Bierzmowania, Kapłaństwa, Małżeństwa. W początkach chrześcijaństwa istniał katechumenat, istnieje również dzisiaj (prawie niewidoczny), z wagi tego sakramentu zdawano sobie sprawę we wczesnym chrześcijaństwie, przygotowania były długie i trudne, dzisiaj chrzcimy niemowlęta. Ojciec trochę wymieszał sacrum i profanum, wierny oczekuje wskazówek teologicznych, do dentysty znamy drogę.
FK
~Franek Kajca
25 października 2019, 15:34
Dlaczego te generalizujące złośliwości w stronę księży, Ojcze? ... można było pochylić się nad tematem rzeczowo ... Jak się kogoś zakwalifikowało do pospolitych głupków, to trudno ich uczyć ...
JL
Jerzy Liwski
25 października 2019, 11:58
Zauważcie też jaką retorykę stosuje Pan Oszajca. Najpierw mowa o tym, że wszyscy są grzeszni, Św Franciszek, Św JPII i tu jeszcze z jaką surowością podaje przykłady grzechów JPII (które grzechami nie są), a potem w drugiej części rozmowy, gdy mowa o życiu grzesznym zaprzecza temu grzechowi, a nawet ten grzech jest ukazywany jako dobro. W ten sposób, za wszelką cenę niszczy świętość, a kanonizuje grzech. Tą samą metodę stosuje ojciec kłamstwa.
EB
~Elwira Balcer
24 października 2019, 22:29
[cd - treść w 2 częściach z uwagi na ilość znaków] Właśnie zaś wielość faktów z tej dziedziny tym bardziej pobudza do refleksji ogólnej i do szukania syntezy" (K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, TN KUL Lublin 2001, s. 13). Chciałam przypomnieć te słowa. Jestem nauczycielem akademickim, prowadzę wykłady także w jednym z seminariów duchownych i podejmujemy na wykładach tematykę seksualności w ujęciu Jana Pawła II. Również takie są fakty odnośnie do formacji kapłańskiej.
JL
Jerzy Liwski
25 października 2019, 11:42
Pan Wacław Oszajca żyje w swoim własnym wyimaginowanym świecie, w którym księża nie mają nic do powiedzenia małżeństwom, za to z ambony mówią tylko o polityce etc. To taki świat, na który Wacław Oszajca może grzmieć, z którym może się spierać. Może faktycznie jest zbyt "zagrzebany w sprawach kolegium" by zobaczył jaki świat jest naprawdę.
EB
~Elwira Balcer
24 października 2019, 22:26
Moją uwagę zwróciła nieprawdziwa moim zdaniem teza postawiona w tytule. Jestem bardzo zaskoczona, że w artykule nie ma nawet wzmianki o "teologii ciała" Karola Wojtyły. Między innymi ukazywał on głębię i piękno aktu małżeńskiego jako ikony miłości Trójcy Świętej. Natomiast jako uzasadnienie podejmowania problematyki miłości małżeńskiej przez duchownych czy osoby żyjące w celibacie sam Wojtyła pisze: ""Brak doświadczenia własnego, osobistego, nie przeszkadza przy tym o tyle, że posiadają [duchowni i osoby żyjące w celibacie - przyp. wł.] bardzo bogate doświadczenie pośrednie płynące z pracy duszpasterskiej" Tam "... spotykają się bowiem tak często i w tak różnych momentach czy sytuacjach właśnie z tymi problemami, że tworzy się z tego jakieś inne doświadczenie, niewątpliwie bardziej pośrednie i 'cudze', ale równocześnie o wiele szersze.
Oriana Bianka
24 października 2019, 22:01
Na szczęście są księża, którzy odnoszą się z szacunkiem do ludzi żyjących w związkach nieformalnych, w sposób mądry im towarzyszą, w efekcie doprowadzają nieraz do ożywienia ich relacji z Bogiem i do tego, że para decyduje się na zawarcie katolickiego małżeństwa. Jest wiele rodzin, w których jest miłość, szacunek, troska o dzieci mimo, że para nie jest małżeństwem. Nie oznacza to wcale, że nie są zdecydowani na trwały związek.
J. P. Torello
24 października 2019, 21:10
Ojcze Waclawie! Co ma piernik do wiatraka? Dlaczego Ojciec maci w glowach? Powiedzial Ojciec: Grzesznikiem był zarówno św. Franciszek z Asyżu, jak też — z czym w Polsce wciąż mamy problem — Jan Paweł II. Nie miał drygu do rządzenia Watykanem (czego skutki do dziś odczuwamy), wolał być duszpasterzem świata. Inni brutalnie wykorzystywali jego łatwowierność. A mimo to jest świętym. Przeciez to sa bujdy na resorach! Nie mial drygu do rzadzenia? Wolal byc duszpasterzem swiata? wykorzystywano jego latwowiernosc? To nie sa grzechy, na litosc! To sa predyspozycje lub sklonnosci!
AP
~Andrzej Potocki
24 października 2019, 16:03
To jest tak, tych wszystkich krytyków boli to, " jak to może być , my tacy pobożni, a oni grzeszą i to nic złego, jak to?!" A nie przyszło wam do głowy, że nie wszystko co grzeszne w waszych oczach, nie jest grzechem dla Boga! Bo jest różnica między kims kto codzień budzi się z kimś innym u boku, kimś bedacym w stałym wiernym związku, wtedy grzeszność jest dyskusyjna i o tym mówi zarówno ks Wacław jak i sam Papież. Pora dorosnąć i przestać postrzegać wiarę wyłącznie przez pryzmat kary i grzechu, kiedy go nie ma.
JL
Jerzy Liwski
24 października 2019, 21:16
O tym co jest grzechem dla Boga nie decyduje Pana ani Pana Oszajcy ani papieża ani moje widzimisie. Jest Pismo jest Tradycja przekazywana w nauczaniu Kościoła i to Nauczanie Kościoła wskazuje co jest grzechem a co nie. "Pora dorosnąć" brzmi przewrotnie, szatańsko w kontekście Jezusowego "jeżeli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego".
AP
~Andrzej Potocki
25 października 2019, 09:26
Jezusowi chodziło o szczerość dziecka, jego bezpośredniość i nie dzielenie nikogo na gorszego czy lepszego. a nie o dziecinną naiwność i proste pojmowanie natury świata.
JK
~Janek Kowalski
24 października 2019, 14:29
Należy zrozumieć iż Kościół katolicki nie jest jednolity, są w nim ludzie zarówno liberalni jak i konserwatywni, a to o czym mówi ks jezuita, to nic innego jak nowa nauka moralna kościoła i w brew tym wszystkim oburzonych, którzy by każdego ukamienowali, bo nie żyje tak jak oni by chcieli, też prowadzić do zbawienia.
MarzenaD Kowalska
24 października 2019, 16:30
Panie Janku, proszę mi powiedzieć na 2 sposoby słowa Jezusa: "Idź i nie grzesz więcej"? Jak będzie w wersji liberalnej, a jak konserwatywnej? I nie, nie ukamienowałabym nikogo, za to absurdy w tym, co głosi ten konkretny jezuita widzę. Cieszę się, że nam te że znam też takich jezuitów, którzy nie wchodzą w buty o. Jamesa Martina.
JK
~Janek Kowalski
24 października 2019, 18:49
Wersja konserwatywna zgrzeszyłeś, łamiąc normy moralne, to źle , popraw się nie grzesz więcej. Wersja liberalna: nie zawsze to, co uczyniłes to grzech, musisz rozważyć ze swym spowiednikiem, czy takim jest. Oceniając wagę grzechu trzeba mieć na uwadze poziom zarówno intelektualny jednostki, jak i rozwój społeczeństwa. Czyli to co dawniej było grzechem obecnie nie zawsze nim jest, gdyż człowiek się rozwija. Niestety w Polsce mamy dalej katolików będących biblijnymi faryzeuszami, dla których prawo czy biblia jest ważniejsze od Boga i drugiego czlowieka
JL
Jerzy Liwski
24 października 2019, 21:57
W takim razie wolę być konserwatywny, bo i Jezus taki był. Pamięta Pan jak często mówił "Idź i nie grzesz więcej"
Oriana Bianka
24 października 2019, 13:15
Zastanówmy się, czy nasi pra-rodzice, Adam i Ewa zawierali małżeństwo sakramentalne?. Czy ich małżeństwo było aktem prawnym? Czy składali sobie przyrzeczenie? Ich ślub był cywilny? kościelny? Otóż, Adam i Ewa nie mieli ślubu: ani kościelnego, ani cywilnego, ani żadnego innego; nie składali sobie przysięgi; nie towarzyszyli im świadkowie; nie otrzymali błogosławieństwa prezbitera... a jednak Pismo mówi, że byli dla siebie "mężem" i "żoną" (Rdz 2,25;3,16), czyli byli małżeństwem. Czym jest zatem małżeństwo w oczach Boga? Dla Boga małżeństwo to relacja mężczyzny i kobiety, w której stają się oni "jednym ciałem". Małżeństw sakramentalnych nie było również w czasach Jezusa, zostały ustanowione przez Kościół katolicki wiele wieków później.
JL
Jerzy Liwski
24 października 2019, 13:35
Wie Pani, oni też nie chodzili do spowiedzi, nie przyjmowali Komunii, nie czytali Pisma...czyli to wszystko jest niepotrzebne, tak?
AA
~andrzej andrzej
25 października 2019, 09:25
"Stają się jednym ciałem" - tak dorywczo? A Przykazanie 6 to już nie obowiązuje? Pod małżeńską kołdrą obowiązuje tylko przykazanie miłości, ale nie liczenie plemników - tak jak nie ma starotestamentowego obowiązku zapłodnienia żony nieżyjącego brata.
AM
~Andrzej Mateusz Kamiński
24 października 2019, 09:59
Siostro, bracie, pracuj i módl się, módl się i pracuj, bo krytykowaniem innych niczego nie zbudujesz.
AF
~Antoni F.
24 października 2019, 09:11
Kolejne - przepraszam za wyrażenie, ale może to sprowadzi pana Wacława Oszajcę SJ na ziemię - wypociny ojca mądralińskiego, który nic pozytywnego w duszpasterstwie nie zbudował, a mąci, gryzie, szkodzi gdzie tylko się da.
JK
~Jaromir Koszmarski
24 października 2019, 08:39
Czyli co? Moge juz mieszkac z dziewczyna przed slubem? Bo "mam w planach" malzenstwo.... moze niekonircznie z nia? :) A tak na powaznie jesli ten ksiadz siedzi w kolegium i nie spowiada to skad ma wiedzoec z czym sie teraz ludzie borykaja? Naleze to ruchu czystych serc, jesli takie wspolnoty powstaja i przyciagaja mnostwo czlonkow to znaczy ze cos jest na rzeczy. I dodam ze naleze tam nie bo jestem czystego serca ale taki chce byc. A rozmydlanie jasnej nauki kosciola w cale nie pomaga wytrwac!!! Mowcie ze biale jest biale! Ja tego chce!
PK
~Piotr Kalinowski
24 października 2019, 00:16
Moja żona i ja byliśmy na kursie przedmałżeńskim, organizowanym przez Spotkania Małżeńskie. Było to bardzo budujące doświadczenie, a kurs prowadzony był głównie przez doświadczone małżeństwa. Jeśli ktoś szuka dobrego kursu przedmałżeńskiego w Bydgoszczy, to polecam również prowadzony przez wspólnotę "Martyria": "Co i jak zanim powiesz <<tak>>".
AM
~Andrzej Mateusz Kamiński
23 października 2019, 22:21
Potrzebujemy autorytetów, aby móc kroczyć ku prawdzie.
ET
~Ewa Tom
23 października 2019, 22:02
a już miałam księdza polubić - jednak wspólne zamieszkanie BEZ WCZEŚNIEJSZEGO ŚLUBU TO NIE JEST DOBRA DROGA - bez względu na dobre chęci księdza jest to dość szokujące ujęcie problemu w ustach duszpasterza - piszę to jako stara mężatka .... Jezus pomimo całej wyrozumiałości dla grzeszników NIGDZIE NIE POWIEDZIAŁ, ŻE ŚLUB JEST ZBĘDNY ....ANI TYM BARDZIEJ, ŻE DOPUSZCZALNA JEST ODWROTNA KOLEJNOŚĆ ....
MarzenaD Kowalska
24 października 2019, 08:49
W ustach księdza takie właśnie podejście szokuje, taka nowoczesność, taka otwartość, takie niewidzenie grzechu, przepraszam, jakiego grzechu???
ET
~Ewa Tom
24 października 2019, 20:26
takiego, że PAN BÓG nie przewidywał związku mężczyzny i kobiety "na próbę" - NIGDY - ani w raju, ani na tym grzesznym świecie :) - związek mężczyzny i kobiety oparty na miłości i prawdzie i POTWIERDZONY więzią intymną z założenia miał być "na zawsze" czyli do ziemskiej śmierci - JEDEN - bo po drugiej stronie przecież "ani się żenić nie będą ani za mąż wychodzić" - tam to nie będzie nikomu potrzebne ....
Oriana Bianka
23 października 2019, 21:06
Niedawno na "Deonie" przeczytałam artykuł "Kościół walcząc o tradycyjną rodzinę, nie może milczeć o dramacie, który się w niej rozgrywa". Autorka pisze w nim o przemocy w rodzinie i o tym, że Kościół na ten temat milczy lub niewiele ma do powiedzenia. Wtedy nie skomentowałam tego artykułu, lecz pomyślałam, że księża nie wiedzą, jak mogliby pomóc ludziom rozwiązywać takie problemy, a przede wszystkim nie wiedzą jak uczyć ludzi, aby tworzyli dobre, szczęśliwe rodziny. Widocznie nikt ich nie uczy tego w seminariach, a sami będąc celibariuszami nie mają doświadczenia małżeńskiego życia. Po prostu znają się na małżeństwie tyle, co wilk na gwiazdach.
Oriana Bianka
23 października 2019, 21:40
celibatariuszami - jakie to długie słowo, 7 sylab!
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 20:45
Państwo pozwolą, taka potwórczość moja będąca wynikiem tegoż artykułu. Hmm, hmm, hmm. FRASZKA "Na księdza Wacława Oszajcę" Bródka przycięta, utrefiony loczek /// Tylko nie spowiadał cały Boży roczek.
MarzenaD Kowalska
23 października 2019, 20:35
Pani Oriano, idąc tym tropem i usprawiedliwiając kuriozalny tytuł, jak bp Karol Wojtyła śmiał napisać "Miłość i odpowiedzialność", gdzie dał niezwykle mądre rozumienie, jak dać radę na przestrzeni kolejnych lat małżeństwa, sprawić, aby to małżeństwo było dobre i spełnione? No jak to, Wojtyła znał się na tym? Jak mógł pisać, gdy nawet matka mu wcześnie umarła- tak mogłaby brzmieć narracja, idąc tym tropem wilka/księdza i gwiazdy.
Oriana Bianka
23 października 2019, 20:25
Księża znają się na małżeństwie tyle, co wilk na gwiazdach, różnica na korzyść wilka jest taka, że wilk nie aspiruje do tego, aby mówić gwiazdom jakie galaktyki mają tworzyć i jak mają świecić.
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 19:49
Bogu dziękuję za takich jezuitów jak Ks. Bronisław Mokrzycki, wiele mu zawdzięczam i moje małżeństwo również...
MarzenaD Kowalska
23 października 2019, 19:47
Księża nie pojawili się znikąd, są z rodzin, różnych, ale rodzin, widzieli małżeństwa swoich rodziców. Jak w życiu, wielu dobre małżeństwa, niektórzy niekoniecznie, ale pisanie w tytule, że "księża znają się na małżeństwie tyle co wilk na gwiazdach", jest kuriozalne. Ja wdzięczna jestem, że kiedyś nim za mąż wyszłam, przeczytałam "Miłość i odpowiedzialność" K.Wojtyły, to taki trudny, ale mądry elementarz, jak mieć udane i spełnione małżeństwo. I jak czytam któryś już raz "mundrości" o. Oszajcy", to cieszę się, że znam jednak sensownych księży, a i poczytuję w niektórych mądrych jezuitów- szkoda, że Deon uparł się, aby robić promocję jezuity, który uparł się głosić naukę KK w sposób zadziwiający. I widzenie małżeństwa, jakie w tej rozmowie się pojawia, odrzucenie w sumie wymagań, jest zadziwiające. Jak można chcieć zdjąć z dorosłego człowiek ODPOWIEDZIALNOŚĆ, usprawiedliwić wszystko prawie, aby tylko nie podpaść?
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 19:44
I Pan Panie Oszajca mówi, że nie potrafi z ambony mówić o małżeństwie, Pan, wykładowca homiletyki na Bobolanum...to nie dziwne, że jezuici kształceni na Bobolanum takie rzeczy, także na Deonie (śmiech), o małżeństwie i etyce seksualnej opowiadają.
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 19:38
"Obecnie mało spowiadam", może warto dodać "obecnie jestem mało księdzem".
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 19:36
"Skoro zamieszkali razem, a jeszcze może mają w perspektywie małżeństwo (choćby tylko cywilne), są już bez wątpienia na dobrej drodze" Na dobrej drodze na pewno, tylko do czego?
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 19:34
I Panie Oszajca i Panie Jankowski proszę powiedzieć, które to "katolickie pomysły na seksualność" przyczyniłyby się do wyginięcia? Wierność małżeńska, sprzeciw wobec antykoncepcji, czy może nauczanie że akty homoseksualne są grzeszne (śmiech).
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 19:29
A Pan Panie Damianie Jankowski, nie wiem czy jest pan katolikiem, ale jeżeli tak to ma pan poważny problem, bo zawsze poważnym problemem jest niemożność nazwania grzechu grzechem.
JL
Jerzy Liwski
23 października 2019, 19:24
To co pan, trudno nazwać go księdzem (śmiech), Oszajca mówi jest porażające. Po pierwsze szanowny panie Pana wiedza o tym jak obecnie wyglądają kursy przedmałżeńskie jest żadna. Jana swoim byłem 13 lat temu i w niczym nie przypominał Pana opisu. Księża Pana zdaniem znają się na małżeństwie jak wilk na gwiazdach, to zapewne mówi Pan na podstawie swojej wiedzy na ten temat - zerowej zapewne (śmiech). Polecam Panu zapoznanie się choćby z ks. Jarkiem Szymczakiem.