"Pierwszy raz w życiu płakałam po rozmowie z duchownym". Następnego dnia zadzwonił i przeprosił
"Gdyby duchowni tak pokornie podchodzili do świeckich, jak świeccy do nich, wiele problemów i łez byśmy uniknęli" - komentuje sytuację ks. Przemysław Marek Szewczyk.
Przeczytaj całą historię:
Udzieliłem porady online znajomym młodym katolikom, którzy planują ślub. Mieszkają już razem, dziecko w drodze, a on bez bierzmowania... Zaczęło się oczywiście od tradycyjnego pytania: Jak załatwić bierzmowanie ?
Pamiętając z wykładów w Seminarium "obrazoburcza" tezę, że bierzmowanie nie jest koniecznym warunkiem zawarcia sakramentalnego małżeństwa, poradziłem najpierw się pobrać, a potem przyjąć bierzmowanie. Chwilę trwało moje wyjaśnienie, bo i trochę teologii, i trochę ludzkich spraw omawialiśmy. Uzbrojeni moją katechezą młodzi poszli do kancelarii...
Tam się okazało, że nie mam racji, że bez bierzmowania ani rusz. Zaproszenie Księdza do kontaktu ze mną zostało odrzucone. Krótko mówiąc było nieprzyjemnie. Cytuję relację młodej : "Ksiądz był zupełnie zamknięty i bardzo przykry. Pierwszy raz w życiu płakałam po rozmowie z duchownym".
Poradziłem zadzwonić do kurii i na spokojnie sprawę wyjaśnić. Kanclerz tego dnia jednak nie odebrał telefonu. I dobrze, bo najlepsze dzieje się teraz.
Na drugi dzień Ksiądz oddzwania. Przeprasza. Doczytał, dopytał, przemyślał i zaprasza do kancelarii. A młodzi się nie obrazili i mamy happy end. Może jeszcze nie ten, w którym życzy się sto lat młodej parze, ale już ten w którym można rozpocząć formalności przedślubne.
Trzy wnioski:
1. Bywa, że Księża się nawracaja i mają tyle pokory, żeby przeprosić.
2. Świeccy bywają heroiczni w swojej cierpliwości i pokorze wobec hierarchii.
3. Gdyby duchowni tak pokornie podchodzili do świeckich, jak świeccy do nich, wiele problemów i łez byśmy uniknęli.
Dobrego dnia wszystkim!
Skomentuj artykuł