Prof. Bańka: Polacy tęsknią za Kościołem, który się ku nim zwraca, jest bliski człowiekowi, otwarty, dostępny

Prof. Aleksander Bańka. Źródło: YouTube.com
KAI / mł

- Pierwsze, co należałoby zmienić w polskim Kościele, to styl traktowania siebie nawzajem przez świeckich i prezbiterów. Kościół w Polsce już jest w takim momencie, gdzie tracąc wiernych, będzie się musiał wewnętrznie restrukturyzować, by był bardziej oparty na małych wspólnotach, na silniejszych relacjach – mówi prof. Aleksander Bańka w wywiadzie udzielonym KAI.

Dawid Gospodarek (KAI): Jaki obraz Kościoła w Polsce wyłania się z syntezy krajowej?

Prof. Aleksander Bańka: Wydaje mi się, że to jest taki Kościół, który nie jest równomiernie rozpięty między poziomem wertykalnym a horyzontalnym. Wertykalny, czyli Bóg - ja, ja - moje serce, moje wnętrze w relacji do Boga. Zdaje się, że kuleje u nas wymiar horyzontalny: relacji międzyludzkich i to zarówno wewnątrz wspólnot, jak i bardzo wrażliwa kwestia relacji między prezbiterami a świeckimi.

Słabość tego wymiaru horyzontalnych relacji została bardzo mocno zaakcentowana w synodalnych syntezach. Jest to podstawa do bardzo wielu działań duszpasterskich w Kościele, do jakiejś pozytywnej jego odnowy. Nie da się być Kościołem apostolskim, misyjnym, ewangelizującym, bez zbudowania relacji międzyludzkich opartych na zaufaniu, szacunku, dialogu, spotkaniu. Brakuje nam tego, co jest szalenie ważne w życiu Kościoła, czyli spotkanie z drugim człowiekiem i tworzenie wspólnoty. Ten element mocno kuleje i jest zaakcentowany w syntezach, i jest dla nas zaproszeniem do nawrócenia w tym obszarze.

DEON.PL POLECA

KAI: Czy coś Cię zaskoczyło w synodalnych głosach?

– Zaskoczyły mnie mocno w syntezach te kwestie, co do których spodziewaliśmy się, że one będą jednak bardziej podejmowane. Myślę tu o wątkach rozpalających dyskusje, a więc np. rola i zaangażowanie kobiet w Kościele czy osoby nieheteronormatywne i ich miejsce w Kościele. Miałem poczucie, że te tematy bardziej wybrzmią w syntezach. Te wątki się pojawiały, ale wydawało się, że są inne miejsca w Europie i na świecie, gdzie są bardziej akcentowane.

Z drugiej strony pozytywnie mnie zbudowało to, że bardzo mocno wracamy w tym naszym myśleniu o Kościele do takich fundamentalnych spraw, jak liturgia, słowo Boże. To jest akurat spójne z tym, co obserwujemy na całym świecie.

KAI: Jakiego Kościoła chcą polscy katolicy? O jakim Kościele marzą?

– Jeśli byśmy spojrzeli na głosy, które wypływają w syntezach synodalnych, to marzą o Kościele, którego będą aktywną, integralną częścią, w którym będą mieli swoje uznawane miejsce, w którym będą mogli współpracować kompetentnie, we wzajemnym szacunku z prezbiterami, w którym będą mieli możliwość rozwijania różnej aktywności, ewangelizowania, realizowania rozmaitych dzieł apostolskich, misyjnych. Taki głód też wybrzmiewa.

Jest marzenie o Kościele, który będzie wychodził na peryferie, do tych, którzy są szczególnie potrzebujący takiej obecności Kościoła przy sobie – nie oceniającej, nie karcącej, nie krytykującej, ale właśnie podnoszącej, ocalającej, poszukującej.

Na takich obrzeżach dzisiaj nie są tylko ci, których się traktuje jako wykluczonych z Kościoła, ale także osoby, które tracimy coraz bardziej, czyli młodzież oraz część ludzi dorosłych, żyjących w rozmaitych nieuregulowanych związkach, a jednak szukających ciągle punktów stycznych z Kościołem. Myślę, że taki Kościół, który ku nim się zwraca, jest pragnieniem wielu. Kościół, który Papież Franciszek definiuje jako czuły, bliski człowiekowi, otwarty, dostępny. Nie znaczy to, że reformujący się na modłę świata, ale po prostu nie bojący się wchodzić z tym światem w dialog. Potrzeba takiego Kościoła w syntezach synodalnych wybrzmiewa ewidentnie.

KAI: A które motywy z tych sygnalizowanych jako dzisiaj najbardziej bolące ludzi w Kościele są konieczne do jak najszybszego zlikwidowania z katolickiej polskiej rzeczywistości?

– Przede wszystkim, styl przeżywania wzajemnej relacji świeccy - prezbiterzy. Jest wiele zarzutów do tego, że księża często się alienują, że mają nie do końca realne rozumienie czy przeżywanie rzeczywistości, w której żyją świeccy. Mówiono często o arogancji, o bucie, a nawet pysze. To są mocne słowa, ale one często padały pod adresem wielu prezbiterów.

Z drugiej strony, pod adresem świeckich padały słowa dotyczące pewnego utylitaryzmu, poszukiwania w Kościele tylko swoich korzyści, swoich doraźnych potrzeb, traktowania Kościoła jako instytucji usługowej, czasem z pretensjonalnością.

Chyba to jest pierwsze, co należałoby zmienić – styl traktowania siebie nawzajem. To jest coś, do czego musimy dojrzeć. Świeccy, którym zależy na Kościele, powinni bardziej traktować go jako swoją przestrzeń, a mniej pretensjonalnie - jako instytucję usługową. Prezbiterzy muszą po prostu zobaczyć w świeckich partnerów w Kościele i ludzi, którzy w równym stopniu przeżywają chrześcijaństwo. Myślę, że jest to nieuchronna konieczność, dlatego że Kościół w Polsce już jest w takim momencie, gdzie tracąc wiernych, będzie się musiał wewnętrznie restrukturyzować – by był bardziej oparty na małych wspólnotach, na silniejszych relacjach. Mam nadzieję, że moment takiego mądrego, zdrowego przeżywania siebie nawzajem szybko nastąpi, że będzie to początkiem wielu cennych inicjatyw.

KAI: Mówisz o kwestiach, które świeccy zarzucają księżom, i zaraz wspominasz “odbicie piłeczki” - zarzuty księży do świeckich, ich „roszczeniowość” i “urzędowe” traktowanie Kościoła. (…) Może właśnie nawrócenie księży - że np. w kancelariach zaczną traktować świeckich partnersko, z szacunkiem, wrażliwością – naturalnie wpłynie na postawy wiernych?

– Ta zmiana jest oczywiście jak najbardziej konieczna. Kancelarie parafialne są dziś przestrzenią pierwszego kontaktu ze świeckimi. Jednak trudno tu dociec, co było pierwsze. To jest bardzo złożony proces. Natomiast, niewątpliwie, jeśli ten sposób traktowania świeckich się nie zmieni, to oni nie będą do tych kancelarii przychodzić, nawet po usługę. Można spojrzeć na nich w kategoriach, powiedzmy, roszczeniowych petentów, ale też - jako na tych, których mamy szansę mimo wszystko w tym momencie jakoś zdobyć dla Jezusa.

Z drugiej zaś strony, zdarza się, że przychodzi do kancelarii ktoś, kto jest zupełnie zamknięty na budowanie jakichkolwiek relacji, chce tylko coś uzyskać. Jest to bardzo złożone... Mądrze będzie na to spojrzeć wielowymiarowo i nie chodzi teraz o to, by kogoś na siłę usprawiedliwiać

KAI: Minęło prawie 60 lat od zakończenia Soboru Watykańskiego II. (…) Gdy patrzymy na rzeczywistość Kościoła rysowaną przez tę krajową syntezę synodalną, widzimy, że soborowe zalecenia, intuicje, jakby zupełnie u nas nie zaowocowały. Jak to się stało, co przespaliśmy przez te sześćdziesiąt lat, że nie ma u nas tej soborowej rzeczywistości?

– Można postawić tu dwa pytania: czy to jest aż sześćdziesiąt lat, które minęły od Soboru Watykańskiego II, czy może to jest z perspektywy tych zmian, które Sobór zarysował, dopiero sześćdziesiąt lat… Ja raczej bym zapytał: jak dużo czasu potrzeba Kościołowi, by do tych intuicji soborowych dojrzewać?

Jeden z teologów wypowiedział kiedyś takie zdanie, że Sobór Watykański II nauczył teologię pokory. Sobór postawił akcent antropologiczny – na rozumienie człowieka, jego miejsca, nie tylko w historii zbawienia i stworzenia, ale w ogóle w Kościele i społeczeństwie. Myślę, że w ciągu tych sześćdziesięciu lat nie zdołaliśmy jeszcze pójść za soborowymi intuicjami, jeszcze nie uchwyciliśmy tego właściwego miejsca człowieka w Kościele i tego, co za tym powinno pójść. Nadal jeszcze jesteśmy w procesie.

Nie można też zapomnieć, że wiele błędów zostało popełnionych w sposobie wdrażania soboru. Społecznie my jako Europejczycy nie byliśmy jeszcze gotowi na to, żeby pewne intuicje soborowe w nas dojrzały.

Teraz może jest taki moment, że te intuicje wracają, ponieważ de facto to, co w syntezach postulujemy, jest dokładnie tym, co postulował Sobór Watykański II, oczywiście z pewnymi modyfikacjami. Dopiero zaczynamy widzieć całą ostrością, do czego sobór nas zapraszał. Może dopiero teraz jest taki moment, że te intuicje będą w stanie wejść głębiej w tkankę społeczną w Kościele, w Europie i nie tylko. Może teraz jest taki klimat społeczny, który na to pozwala.

Oczywiście w Europie Zachodniej jest inaczej, tam przebudowa struktur społecznych jest inna. W Polsce to jeszcze inaczej wygląda, jesteśmy chyba w takim akurat dość niechlubnym momencie gonienia Europy pod względem tych przemian, które jakoś negatywnie w Kościele i w społeczeństwie zachodzą. Natomiast może to jest tak, że Sobór, artykułując pewne potrzeby zmian, artykułował je w proroczy sposób. Np. dla Kościoła, który nie będzie już Kościołem większości. My tego w Polsce chyba jeszcze do końca nie czujemy. To jest kwestia kilku lat, od kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w społeczeństwie "większością", bo rozpadają się mury katolicyzmu przeżywanego tylko z perspektywy zwyczaju, obyczaju, rytuału i tradycji. Dziś widzimy, jak te mury się kruszą i może dopiero jesteśmy w stanie uczciwie i faktycznie realnie implementować na nasz grunt to, do czego nas Sobór Watykański II zaprosił.

Wcześniej w Polsce robił to np. ks. Franciszek Blachnicki w ramach ruchu oazowego, ale jak wiemy, spotykał się też z dużym ostracyzmem w wielu środowiskach katolickich za to, co próbował zrobić.

KAI: Żyjemy w kościelnej rzeczywistości i społeczności, która się totalnie sekularyzuje i to zatrważająco szybko. Nie ma naturalnego przekazu wiary, nawet na poziomie tradycji i rytuału. Młodzi są totalnie obojętni na Kościół i religijność, duchowe potrzeby. Nie widzę możliwości realizacji synodalnych marzeń o Kościele bez zaangażowania świeckich, a nawet ci chodzący do Kościoła regularnie nie są za bardzo zainteresowani włączeniem się w jakieś reformatorskie procesy. Jak zaktywizować tych świeckich? Jak wzbudzić w nich odpowiedzialność za Kościół?

– Już w latach 50. XX wieku w książce: "U źródeł współczesnego ateizmu" francuski zakonnik Marcel Neusch napisał, że żyjemy w czasach postateistycznych, to znaczy, że nie jest to moment, kiedy ktoś walczy z religią, tylko religia staje się dla wielu po prostu obojętna. Te procesy w Europie Zachodniej działy się dużo szybciej niż w Polsce. Obecnie obserwujemy je naocznie u nas. Religia staje się obojętna i coraz mniej osób walczy w ogóle z religią czy o religię, ponieważ dla wielu jest to temat, który po prostu przemija w ich rozumieniu rzeczywistości.

Myślę, że my nie jesteśmy w stanie wykonać w Kościele żadnej rewolucyjnej złotej duszpasterskiej sztuczki. Nie jesteśmy w stanie naszymi siłami spowodować nowego przebudzenia. Pewne procesy po prostu muszą zajść. Kościół musi się przekształcić – nawet naturalnie patrząc, od strony społecznej, poprzez, niestety, bolesny proces oczyszczenia, a w tym również tracenia wiernych – w rzeczywistość, która będzie wspólnotą małych wspólnot gromadzących zdecydowanie mniejszą ilość osób. Ta wspólnota będzie wymagała przebudowy stylu relacji, a nawet stylu utrzymania Kościoła. Mniejsza ilość osób w Kościele bardziej zintegrowanym, bardziej spójnym, bardziej dojrzałym mentalnością i świadomością wiary tych, którzy będą ten Kościół tworzyli.

Myślę, że to stworzy kiedyś naturalną podstawę do odbicia, do nowego promieniowania i do wtórnego przyciągania ludzi, którzy właśnie w tych małych wspólnotach zaczną dostrzegać środowiska życia i zaczną dostrzegać miejsca, w których mogą uzupełniać różne swoje braki. To są najzwyczajniej pewne ludzkie potrzeby sacrum, metafizyki, bliskości, relacji, po prostu Dobrej Nowiny.

Ja nie obawiam się o to, że Kościół się rozpadnie czy zaniknie. Mam nadzieję i czekam na proces oczyszczenia.

On będzie prowadził właśnie do takiego istnienia małych zintegrowanych środowisk wiary i myślę, że na to powinniśmy dzisiaj postawić akcent, żeby ten proces jakoś świadomie rozumieć i żeby w tym kierunku pracować. Położenie akcentu na to łączy się jednak z formowaniem świeckich liderów chrześcijańskich, którzy będą w stanie w sposób świadomy i kompetentny przeżywać swoją wiarę, ale też organizować wokół siebie życie w połączeniu z ewangelizowaniem, apostolstwem, z misyjnością.

Zamiast więc wciąż płakać nad tymi, których tracimy, co oczywiście jest i zawsze będzie naszym bólem, powinniśmy skupiać się na budowaniu relacji z tymi, których mamy w Kościele, którzy są wierni, którzy chcą w nim być coraz bardziej świadomie. Wzmacniajmy wspólnoty, które chcą głosić Ewangelię, róbmy wszystko, co łączy się z jakąś formą zaangażowania, z pasją, miłością do Kościoła i budujmy w nim relacje, bo to będzie zarzewiem dla organizowania wspólnot i grup, które, wierzę głęboko, będą promieniowały. W takich właśnie wspólnotach działa z mocą Duch Święty i jestem przekonany, że to będzie widoczne w Kościele.

Chciałbym na pewno uniknąć takiego modelu, gdzie Kościół staje się firmą, w której zatrudnia się do współpracy świeckich, którzy świetnie nim zarządzają, ale od strony instytucjonalnej, natomiast go nie odczuwają, nie współodczuwają z Kościołem.

Dla mnie to jest problem – jak znaleźć dziś świeckich, którzy faktycznie czują Kościół, mają doświadczenie żywego Kościoła poprzez np. rozmaite wspólnoty, ruchy, wspólnoty i formy zaangażowania, z drugiej strony są kompetentnymi specjalistami. Wierzę, że tacy świeccy istnieją, że jest ich wielu, trzeba tylko teraz dobrej woli, żeby ich w ten Kościół włączyć, unikając pewnej skrajności. I świeckim i duchownym na takich stanowiskach potrzeba duchowości, kompetencji i charyzmatu. Chyba jesteśmy w procesie szukania tego. To nie będzie u nas szybko przebiegało, ale może przyspieszą efekt finalny te procesy w Kościele, które obserwujemy i które łączą się z postępującą zmianą sposobu funkcjonowania Kościoła.

Staram się patrzeć optymistycznie w przyszłość, wierząc że Kościół w Polsce dojrzeje do tego, żeby ta mądra współpraca świeckich i prezbiterów miała miejsce i wreszcie się urealniła w strukturach Kościoła.

---

Prof. Aleksander Bańka był na zeszłorocznym otwarciu procesu synodalnego w Rzymie, w związku ze zwołanym przez papieża Franciszka XVI Zwyczajnym Zgromadzeniem Ogólnym Synodu Biskupów: „Dla Kościoła synodalnego: komunia, uczestnictwo i misja”, jednym z dziesięciu przedstawicieli kontynentu europejskiego.

W pracy naukowej zajmuje się historią filozofii, filozofią religii, pograniczami filozofii i psychologii oraz chrześcijańską duchowością. Pracuje w Instytucie Filozofii Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Autor wielu książek i artykułów naukowych oraz popularnonaukowych. Jest członkiem Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Świeckich, pełnił również funkcję przewodniczącego Komisji ds. Świeckich II Synodu Archidiecezji Katowickiej. Od lat jest związany z Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Katowickiej. Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prof. Bańka: Polacy tęsknią za Kościołem, który się ku nim zwraca, jest bliski człowiekowi, otwarty, dostępny
Komentarze (4)
PK
Paweł Kopeć
27 lipca 2023, 10:06
Nie. Jest jak jest i tyle. Jak ma być. Gdyby miało być inaczej to by było. To tak jak z tym celibatem: niech będzie po staremu.
RF
~Robert Forysiak
23 września 2022, 06:47
Skoro profesor nie jest kobietą ani nie należy do mniejszości LGBT, to czemu się martwi niedostatecznym zaakcentowaniem tych tematów?
AS
~Antoni Szwed
22 września 2022, 11:16
Nie budujmy murów między duchownymi a świeckimi. Zdecydowana większość księży w Polsce dobrze służy Kościołowi i pomaga świeckim w drodze do zbawienia. Nie ma co utyskiwać. Pojedyncze złe przypadki zawsze się zdarzają, ale to nie może rzutować na całość. Poza tym nikt nie zabrania świeckim w Kościele tworzyć grupy modlitewne, dyskusyjne, przyjacielskie itd. Świeccy w danej parafii, jeśli ich potrzebują, to je tworzą, jeśli nie to nie, tego z góry nie da się zadekretować: gromadźcie się, jednoczcie się itd. Dla nawiązywania kontaktów, znajomości między parafianami są przydatne kawiarenki, gdzie wierni po mszy św. mogą się spotkać, porozmawiać, wypić kawę, bliżej się poznać. Do tego nie potrzeba księży, świeccy doskonale sami to potrafią zorganizować. Takie niedzielne spotkania są praktykowane w USA, w Europie Zachodniej (np. w Austrii), więc w Polsce także mogą się rozwijać. To jest po stronie świeckich. Dorosłymi nie trzeba się tak opiekować jak przedszkolnymi dziećmi.
KP
~katolik pomniejszego płazu
22 września 2022, 10:13
Takie pytanie- czy Zachód, który niechlubnie gonimy wprowadzał posoborowe zmiany gorliwiej, czy mniej gorliwie niż Polska?