"Będziemy sądzeni z miłosierdzia" [WYWIAD]

"Będziemy sądzeni z miłosierdzia" [WYWIAD]
(fot. islamistablog.pl)
Logo źródła: Jezuici Ibrahim Alsabagh OFM

"Bóg poprosił mnie o coś więcej" - mówi ojciec Ibrahim, który dobrowolnie wyjechał do Aleppo, by towarzyszyć jego mieszkańcom w ogniu wojny.

W dniu 26 czerwca 2017 roku na Akademii Ignatianum w Krakowie odbyła się uroczystość wręczenia Nagrody Orła Jana Karskiego ojcu Ibrahimowi Al Sabbaghowi OFM - od trzech lat proboszczowi parafii rzymsko-katolickiej pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu, wikariuszowi biskupa obrządku rzymsko-katolickiego, koordynatorowi wielu ekumenicznych projektów pomocy humanitarnej w syryjskim mieście Aleppo. Jak mówi sam ojciec Ibrahim: "Zostałem tam wysłany w krytycznym momencie naszej historii, by pomagać i towarzyszyć ludziom w ich tragicznym położeniu".

Nagroda została ufundowana w roku 2000 przez Jana Karskiego (1914-2000) legendarnego kuriera wojennego Rządu R.P. na uchodźstwie, świadka Holocaustu i Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Ojcu Ibrahimowi przyznano tegoroczną nagrodę za "niesienie nadziei w świecie bez nadziei skazanym na obojętność".

Poniżej zamieszczamy wywiad z ojcem Ibrahimem Al Sabbaghem OFM przeprowadzony przed Redakcję Jezuici.pl:

DEON.PL POLECA

Jezuici.pl: Jest więc ojciec syryjskim chrześcijaninem wychowanym w dominującym muzułmańskim środowisku. Jakie są proporcje pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami teraz, a jakie były przed wojną?

Dawniej stanowiliśmy 30 procent społeczeństwa, potem powoli ta liczba spadała aż do 12 procent tuż przed najgorszym kryzysem. Nie jestem pewien, czy dziś stanowimy jeszcze w Syrii 9 procent, ale wiem, że w samym Aleppo po kryzysie jest nas niecałe 2 procent.

Jak się w ogóle pojawiła idea misji w Aleppo? Czy to był pomysł ojca czy przełożonych?

Studiowałem w Rzymie i właśnie skończyłem licencjat z teologii dogmatycznej, kiedy przełożeni powiedzieli mi o sytuacji w Syrii. Powiedzieli, jak ciężko jest tamtejszym ludziom i że jest pilna potrzeba pomocy pastoralnej. Gdy się mnie zapytali, jakie jest moje stanowisko, ja odpowiedziałem natychmiast: wy już wszystko powiedzieliście za mnie; powiedzieliście, że ludzie potrzebują pomocy i to mi wystarczy, ponieważ ja jestem zakonnikiem po to, aby służyć. Byłem więc gotów powiedzieć "tak", aczkolwiek oni zadawali mi to pytanie w wolności, nie pod posłuszeństwem zakonnym, z uwagi na zagrożenie życia w Aleppo.

Co spotkało ojca na miejscu?

Zobaczyłem zniszczenia miasta, przekonałem się, co to znaczy żyć w Aleppo bez prądu, bez wody, wśród zniszczeń - a zniszczone było 80 procent miasta - i odkryłem, że wśród naszych ludzi 95 procent nie może żyć na własną rękę bez pomocy humanitarnej. Od razu zaangażowałem się w realizację projektów, ale przedtem otworzyłem dla ubogich drzwi na oścież i zacząłem z nimi pracować od rana do późnej nocy. Moje decyzje były odpowiedzią na głos ubogich, nasze projekty miały pomóc im w najbardziej elementarnych potrzebach.

Pomagacie tylko katolikom?

Początkowo skupiliśmy się na wspólnocie chrześcijan obrządku łacińskiego, ale szybko zrozumiałem, że Bóg prosi mnie o coś więcej, bym otworzył swoje serce na innych chrześcijan w Aleppo, w miarę rozwijania coraz szerszych projektów poczułem, że Bóg wzywa mnie jeszcze dalej - bym pomagał również muzułmanom. Obecnie mamy otwarte 34 projekty pomocowe dla całej ludności i tylko część z nich jest skierowana do chrześcijan w Aleppo.

Czy Ojciec żyje we wspólnocie zakonnej czy działa w pojedynkę?

W naszej parafii w Aleppo mieszkam we wspólnocie zakonnej, w której jest nas czterech franciszkanów. Wszyscy jesteśmy kapłanami, choć zwyczajowo w zakonie nazywa się nas braćmi. Oprócz parafii obsługujemy dwa inne centra.

Co było dotychczas dla ojca największym wyzwaniem?

Prosiłem Boga o kochające serce i z drugiej strony prosiłem, by nie dopuścił do sytuacji, w której będę widział palące potrzeby ludzi i nie będę mógł im pomóc, nie będę w stanie zareagować. Prosiłem, bym mógł podołać tej misji. Początkowo wielkim wyzwaniem było to, że muszę tak radykalnie zaufać Bożej Opatrzności w sytuacji niepewności, w warunkach wojennych i nie polegać tak mocno na swoich własnych intelektualnych planach; zawsze jest niebezpieczeństwo polegania na sobie samym. Prosząc o pieniądze, musiałem nauczyć się planować i rozeznawać, ile wydać od razu, a ile później.

Poradził sobie ojciec z tym wyzwaniem?

Z czasem nauczyłem się zależeć od Bożej Opatrzności, zrozumiałem, jak wspaniałe i jak mocne jest to, że Jezus mnie prowadzi dzień po dniu poprzez głos najbiedniejszych z biednych - uczy mnie, co robić każdego dnia krok po kroku.

Kardynał z Damaszku: zobaczcie, jak żyje się na dnie piekła [WYWIAD]

Co jeszcze było trudnego w życiu w Aleppo?

Doświadczyłem z bliska realnego ludzkiego cierpienia i dziś rozumiem te rodziny i te pojedyncze osoby, które potrafią wszystko opuścić i uciekać przez morze, niekiedy oddając się w ręce piratów, byle tylko uciec do Turcji i ewentualnie potem dalej. Ludzka desperacja to taki okropny potwór, który popycha ludzi do strasznych decyzji. I widziałem wielu chrześcijan i muzułmanów, jak bardzo byli zdesperowani i jak decydowali się na niebezpieczną podróż, ryzykując całe swoje życie. To jest moje doświadczenie - osoby żyjące w tragicznych, urągających ludzkiej godności warunkach - ze łzami w oczach opuszczają Syrię, nie chcą tego robić, ale są zmuszeni. Nie znają języka, ani realiów obcego kraju i udają się w nieznane, gdzie muszą się na nowo odnaleźć i budować swoją przyszłość.

Jak powiedzieć takim ludziom: Bóg was kocha, Bóg o was nie zapomniał - podczas gdy oni doświadczają okrucieństwa wojny, cierpienia, nienawiści, przemocy i obojętności ze strony świata? Jak to jest, gdy stoi ojciec przed takimi ludźmi i patrzy im w oczy?

To jest rola Kościoła. Jezus mówi nam, że musimy dać chleb głodnym i wodę spragnionym. I ja od tego zaczynam, od tych podstawowych potrzeb, a potem mogę przejść do katechezy i duchowości. Wówczas ludzie chcą słuchać o Bogu, chcą słuchać o Dobrej Nowinie, bo to jest wtedy autentyczne.

I czy ma ojciec doświadczenie, że po podzieleniu się chlebem i dobrym słowem ludzie zmieniają się, zmieniają swoje decyzje?

Oczywiście - miłosierdzie i dobro udzielają się innym i to dużo bardziej niż zło. Hojność Kościoła zmienia ludzi; wielokrotnie mogłem zaobserwować, jak wiele osób przychodzi, puka do drzwi i najpierw prosi o pomoc, a później zaczyna wyrażać gotowość, aby uczestniczyć w tej darmowej pracy. Tak jak doświadczyli hojności ze strony Kościoła, tak później zaczynają być hojni wobec siebie nawzajem i to jest piękne. Mam teraz 40 współpracowników, choć zaczynałem zaledwie od kilku.

Na czym obecnie skupia się wasza praca?

To co robimy teraz, to praca na dwóch polach - po pierwsze "konieczne potrzeby": książki do szkoły podstawowej, pieniądze by zapłacić za prąd, pomoc medyczną, pokryć rachunki za lekarstwa, wizyty lekarskie. To pomoc ludziom, aby żyli godnie.

Drugi obszar to projekty długoterminowe: jak np. odbudowa zniszczeń, czyli projekty budowlane. Zaczęliśmy to w roku 2016 z jednym inżynierem. Patrząc na rodziny w zniszczonych domach, w sytuacji bez wyjścia, zaczęliśmy te domy odbudowywać. W ostatnim roku udało się odbudować 268 domów i w tym roku od stycznia mieliśmy już 700 zamówień i zaczęliśmy rekonstrukcje z 9 inżynierami i jak dotychczas 350 domów udało się odbudować dzięki ciężkiej pracy.

Kolejny projekt nazywa się "Small and Possible Projects" - to jest projekt pomocy osobom bezrobotnym. Pomagamy ludziom utalentowanym i zdolnym do pracy, lecz nie mającym środków i możliwości pracy - chodzi nam o to, by zmienić ich status z osób konsumujących na osoby produkujące. Dotychczas pomogliśmy dwustu takim osobom stanąć na nogi; była to pomoc finansowa bądź inna materialna, jak np. załatwienie maszyn, urządzeń czy innych rzeczy.

Istnieje jeszcze trzeci z tych głównych projektów - troska o przyszłość wspólnoty chrześcijan. Dlatego też zaadoptowaliśmy wszystkie małżeństwa różnych obrządków, które się zawiązały od roku 2010 do teraz - to jest 960 rodzin. Są one w wyjątkowo trudnej sytuacji, gdy chodzi o zdecydowanie się na dziecko, ale to jest przecież nasza przyszłość i przyszłość całego społeczeństwa - my ich zaadoptowaliśmy i pomagamy im.

Czy ojciec współpracuje z jezuitami?

Cały czas mamy kontakt z jezuitami i mogę wymienić wiele pięknych przykładów współpracy w Aleppo, gdzie pracujemy ręka w rękę, łączymy wspólne siły, współpracując na najtrudniejszym odcinku, głównie na niwie pastoralnej. Ojcowie jezuici przychodzą odprawiać Msze i służą jako kierownicy duchowni w naszym kościele i w różnych instytucjach. Jednocześnie mamy wiele spotkań - formalnych i nieformalnych - jesteśmy bardzo blisko nawet geograficznie, gdyż ze sobą sąsiadujemy i działamy w tych samych projektach.

Ojciec Sami - ostatni jezuita w Aleppo [WYWIAD]

Proszę nam powiedzieć, co by ojciec chciał przekazać światu z Aleppo?

Jak już powiedziałem wcześniej, żyję wśród ludzi zdesperowanych, na krawędzi ludzkiej wytrzymałości. Widzę i rozumiem ludzi, którzy rzeczywiście muszą opuścić swój dom i udać się w nieznane. Z Aleppo mówimy całemu światu: bądźcie jak dobry Samarytanin, o którym mówi Jezus! Św. Łukasz szczegółowo opisuje, jakimi środkami posługiwał się ów Samarytanin; w tym opisie ewangelicznym mamy 13 czasowników użytych dla opisu jego pomocy człowiekowi w potrzebie - czynił to wszystkimi dostępnymi środkami, z całą swoją energią, wykorzystując wszystko co posiadał.

Pomógł bliźniemu, był cały dla niego. Słuchając tej historii, możemy sobie wyobrazić, jak powinien dziś działać dobry Samarytanin. To samo przesłanie chciałbym przekazać Polakom i wszystkim ludziom na świecie. Gdy myślimy o pomocy, to powinniśmy nie tylko myśleć, ale powinniśmy zacząć działać. To jest branie przykładu z samego Jezusa. I druga idea mojego przesłania - pamiętajmy słowa Jezusa: "Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!" (Mt 7, 12).

Postawcie się w sytuacji dobrego Samarytanina i działajcie w ten sposób, nie bądźcie obserwatorami, jak te dwie osoby, które w przypowieści ewangelicznej przeszły biernie, nie starajcie się osądzać.

W miłosierdziu musimy pobrudzić sobie ręce, nie możemy stać z daleka. Miłosierdzie jest jak postawa matki wobec małego dziecka - pielęgnując nowonarodzone dziecko trzeba pobrudzić sobie ręce. Takie jest życie i trzeba zaryzykować. Jezus stał się dla nas "trędowatym", by uleczyć nasz trąd i my tak samo powinniśmy czynić wobec siebie nawzajem.

Jak nie stać się zgorzkniałym w świecie, który nie zawsze jest pomocny, nie zawsze wrażliwy, nie zawsze zainteresowany? Można przecież stracić cierpliwość.

Tylko przez modlitwę. I dlatego pierwsze co robię, to proszę ludzi o modlitwę  - bycie w kontakcie z Bogiem, przebywanie w Jego przestrzeni przez modlitwę, otwarcie naszego serca na potrzeby innych - to jest jedyna droga. Objawienie dokonane wobec Maryi przez Michała Archanioła otworzyło jej serce na potrzeby Elżbiety i tak samo jest z nami.

Gdy zaczynamy się modlić, to zyskujemy większą miłość w naszym sercu do innych. Więc pierwsza rzecz to modlitwa, a druga to nasze czyny i nasza służba innym jak dobry Samarytanin. Pamiętajmy, że to z naszych uczynków miłosierdzia będziemy sądzeni. Nie mamy w chrześcijaństwie wielu przykazań i przepisów, ale mamy naczelne przykazanie miłości. I ostatnie słowo - dziękuję z całego serca wszystkim Polakom, ponieważ mogliśmy odczuć wasze wsparcie, szczególnie czuję tu u was siłę modlitwy, siłę współczucia i troski. Dziękuję wielu parafiom i całemu Kościołowi za zainteresowanie naszymi sprawami w Syrii, a zwłaszcza w Aleppo.

Dziękuję rodzinom i instytucjom, które pomagają nam na wiele różnych sposobów. Szczęść Boże!

"Wróciłem do życia. Posłuchałem taty" [WYWIAD]

*  *  *

Krótka historia zdjęcia:

Do Polski przyjechał wyjątkowy człowiek Przez lata wojny nie opuścił Aleppo. Od miesięcy "brudzi swoje ręce" towarzyszą...

Opublikowany przez Karol Wilczyński na 23 czerwca 2017

Przyjąć przybysza - to cykl tekstów dotyczących problematyki migracji i uchodźców. Wraz z Caritas Polska przygotujemy dla czytelników DEON.pl wywiady, reportaże i opracowania związane z obecnym kryzysem migracyjnym. Chcemy, by dotarły do was opinie osób, które stykają się z migrantami od wielu lat i poświęcili im swoje życie. Chcemy, by dyskusję na temat uchodźców prowadzono spokojnie, bez uprzedzeń i w oparciu o fakty. Aby dowiedzieć się, jak możesz wesprzeć Caritas Polska w pomocy uchodźcom, kliknij tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Michał Kociołek

Usuń z drogi znaki zawracania

Postanowiłem napisać o wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu, bo fakt, że mogę to robić, jest dowodem, że warto walczyć do końca.

Nieważne, od czego zaczynasz. Nie czekaj, marzenia nie spełnią...

Skomentuj artykuł

"Będziemy sądzeni z miłosierdzia" [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.