Biedny to też człowiek

(fot. Nwardez/flickr.com)

„Pan okazuje moc swego ramienia, rozprosza pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia” (Łk 1, 51-53).

W okresie Bożego Narodzenia radośnie śpiewamy kolędy. Polska tradycja jest w tej materii szczególnie bogata. Współczujemy Maryi, Józefowi i małemu Jezusowi, który narodził się w stajni. „Gdy liszki mają swe jamy i ptaszki swoje gniazdeczka, dla Ciebie brakło gospody, Tyś musiał szukać żłóbeczka”. Nasz Jezus „płacze z zimna, bo Matula nie dała Mu sukienki”, a stajenka jest „tak mizerna i licha”, że tylko czeka na większy podmuch wiatru, żeby się zawalić. Nadto Syn Boży musiał opuścić ucztę w niebie, gdzie jadł „kukiołki z carnuską i miodem”, a tu się zasilać musi tylko „samym głodem”. Słowem, bidna ta nasza boska Dziecina.

Dobrze, że okazujemy taką wrażliwość i sympatię z ubogim Jezusem. Jednakże narodziny w grocie mają również głębszy wydźwięk teologiczny. Bóg w Jezusie solidaryzuje się z całą rzeszą ubogich tego świata, odepchniętych, prześladowanych i zmarginalizowanych. Chrystus podkreśla to wyraźnie w scenie Sądu Ostatecznego, utożsamiając się z „najmniejszymi braćmi”, którym nie okazano miłosierdzia.

Jednakże zdaje się, że według najstarszej kolędy świata, czyli hymnu Magnificat, który Maryja zaśpiewała w domu Elżbiety, ktoś inny znajduje się w jeszcze gorszym położeniu i powinien martwić się o swój los. Chodzi o tych, którzy przyczyniają się do wzrostu biedy, uciskają ubogich, podchodzą do nich z obojętnością, a nawet z pogardą. Bo według tej pieśni, to Bóg zaburza porządek ustalony przez ludzi i decyduje, kto jest na górze drabiny, a kto na jej samym dole. I to Bóg ostatecznie określa, kim są zwycięzcy, a kim przegrani.

Elżbieta Tarkowska w tekście „Bieda i nietolerancja” słusznie zauważa, że „w społeczeństwach tradycyjnych ubóstwo zaliczane do sfery sacrum, było akceptowane i pozytywnie oceniane. Współcześnie jest postrzegane i oceniane negatywnie, jako stan niepożądany, przeciwieństwo sukcesu, świadectwo niepowodzenia bądź niezaradności”.

W dzisiejszych krajach bogatych i rozwijających się często „nie ma miejsca w gospodzie” nie tylko dla Chrystusa, lecz również dla ubogich. Dlaczego? Etyka pracy i filozofia sukcesu wrzuca wszystkich biednych do jednego worka, bo tak jest wygodniej. Wielu ludzi w ogóle nie kwapi się, aby zauważyć, że przyczyny i formy ludzkiego ubóstwa są wielorakie. Często wszystkich ubogich utożsamia się z darmozjadami, nierobami, obdarciuchami. („Jeśli mnie się powiodło, to dlaczego jemu nie? Widocznie nie chce mu się pracować”). Osoby, którym się „ułożyło”, ulegają z kolei pokusie, aby obarczać winą jedynie samych biednych za ich los.

Myli się Henryka Bochniarz twierdząc w tekście „Dialog społeczny warunkiem rozwoju Polski”, że „rynek nieuchronnie prowadzi do społecznego podziału na wygranych i przegranych”. I że w sumie nie mamy innego wyjścia, bo bieda to skutek uboczny przejścia od gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej. A sukces odnoszą ci, którzy „przyjmują strategie bardziej skuteczne” i w ten sposób uczą mniej zaradnych, jak wykorzystać ich uśpiony potencjał. Myślę jednak, że ubóstwo nie zależy jedynie od poszczególnych jednostek, lecz w niemałym stopniu od niesprawiedliwych struktur, od nierówności społecznych, czy od niezawinionej poważnej sytuacji egzystencjalnej.

Kiedy Jezus wyrzucał ze świątyni przekupniów i sprzedawców zwierząt, przeciwstawił się niecnemu procederowi, który tam się dokonywał. Według Prawa żydowskiego, każdy mężczyzna musiał co roku płacić podatek świątynny. Ale na terenie świątyni tylko żydowskie monety były dopuszczane do obiegu. Pielgrzymi, którzy posiadali rzymskie denary z wizerunkiem Cezara, musieli je wymienić. Oczywiście, za tę transakcję bankierzy pobierali pokaźną prowizję, sięgającą nieraz 50 procent. Podobnie działo się z handlem zwierzętami składanymi w ofierze. Jeśli kapłani uznali, że owca przyniesiona na ofiarę nie była „bez skazy” (jakże łatwo tu o stronniczość), Izraelita musiał na miejscu kupić „odpowiedniego” baranka. I tak interes się kręcił. Nie dziwi więc, dlaczego Jezus oskarża zebranych na krużganku świątyni, że uczynili z domu modlitwy jaskinię zbójców (Por. Mk 11,17), czyli złodziei i ciemiężycieli ubogich.

W Polsce najgorsza bieda często nie jest widoczna. Najubożsi wstydzą się pokazywać na ulicy, lękają się o przyszłość i spotykają się ze społeczną pogardą. Jeśli ktoś przychodzi do urzędu w połatanym swetrze i poszarpanych spodniach, będzie inaczej potraktowany. Przyzwyczailiśmy się do tego, aby biednych utożsamiać jedynie z włóczęgami, żebrzącymi i pijaczkami. Ale bieda nie oznacza tylko braku chleba i innych koniecznych środków do godnej egzystencji. Co z tymi, którzy nie mają równych szans w dostępie do edukacji, kultury i rozrywki? Co z osobami, które mimo licznych prób, nie mogą znaleźć pracy, bo są za stare lub brakuje im doświadczenia? Co z mieszkańcami popegeerowskich osiedli, zostawionymi na lodzie? Jak tu nie współczuć osobom (zwłaszcza tuż przed emeryturą), które boją się zaprotestować przeciwko nadliczbowym godzinom w pracy i niskim zarobkom, bo pracodawcy szantażują ich i grożą im zwolnieniem? Jak spojrzeć na kasjerów w supermarketach, którzy otrzymują marny grosz za stanie przy kasie po 10 godzin dziennie? Jak rozumieć ogromne dysproporcje między przychodami zwykłych pracowników i szefów firm?

Pracując ze studentami w Opolu, przeszczepiliśmy na tamtejszy grunt inicjatywę „Szlachetna Paczka”, zapoczątkowaną przez Stowarzyszenie „Wiosna” z Krakowa. Całe przedsięwzięcie polega na wyszukaniu potrzebujących w mieście, a następnie na dostarczeniu im paczek przygotowanych przez darczyńców. Wolontariusze muszą najpierw pójść do mieszkań i domów uboższych rodzin, by zrobić wstępne rozeznanie, czego im najbardziej potrzeba. Pamiętam, że kiedy studenci zakończyli ten pierwszy etap akcji, z głębokim przejęciem, a nawet wstrząsem, opowiadali o tym doświadczeniu. Wbrew stereotypom, w większości wypadków nie zetknęli się z ubóstwem spowodowanym przez alkoholizm i nieróbstwo, lecz przez katastrofalnie niskie zarobki, przez brak zatrudnienia, chroniczną chorobę, niskie renty, wysoki czynsz i inne opłaty, konieczność zakupu drogich lekarstw. Spotkali samotne wdowy z dziećmi, które stawały na głowie, by nakarmić dzieci. Rozmawiali z osobami w starszym wieku wydanymi na pastwę losu. Dla studentów (i dla mnie również) był to obraz współczesnej groty betlejemskiej.

W naszej tradycji wieczerzy wigilijnej zachowaliśmy piękny zwyczaj pozostawienia pustego nakrycia przy stole dla niespodziewanego gościa. Często zapraszamy również na ucztę osoby samotne z naszej rodziny, z sąsiedztwa, z domów opieki społecznej. Ten gest ludzkiej solidarności jest symboliczny. Wyraża postawę serca, która nie dotyczy jedynie Bożego Narodzenia, lecz w takiej czy innej formie powinna nam towarzyszyć przez cały rok. Wigilijny „niespodziewany gość” może żyć obok nas, będąc w materialnej lub duchowej potrzebie. Patrząc na Dziecię w żłobie, musimy pamiętać, że równocześnie spoglądamy w Nim na twarze naszych braci i sióstr. Okazując im dobroć każdego dnia, adorujemy samego Boga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Biedny to też człowiek
Komentarze (23)
J
joanna
23 grudnia 2010, 15:40
Brak ustawy reprywatyzacyjnej też nie jest jedynym przykładem zaniechania ustawowdawcy. W kontekście sytuacji ludzi młodych można np. się spierać, czemu miało służyć wyeliminowanie możliwości wstąpienia w stosunek najmu przez wnuków po dziadkach (art. 691 k.c. w nowym brzmieniu). Velario, mieszkania socjalne, komunalne są dla biednych. Oczywiście, że wnuki nie powinny dziedziczyć po dziadkach, bo nie wiadomo czy są biedne. To jest pomoc dla najbardizej potrzebujących a nie majątek rodzinny. A poza tym własnie Twoje wypowiedzi mniej wiecej oddają stosunek generalnie w państwie do problemu bezdomności. Nie chcę tu rozwijać wątku ekonomicznego, ale mieszkanie niewygodne, a bezdomność to ogromna roznica. Zauważa się tylko problemy tych, którzy dostali kiedyś za darmo aby mieli lepszy byt, bo chyba problem aby pracujący mogli kupić za zarobione pieniądze jest zbyt trudny do podjęcia. wiem, że trzeba najuboższym, niepracującym, niezaradnym, wielodzietnym nie z wyboru pomagać, ale nie może być tak, że ostatecznie mają lepszą sytuację od pracujących na siebie.
Martino
23 grudnia 2010, 14:13
Joanno - to co napisałem nie oznacza, że nie dostrzegam problemów ludzi młodych i ich zagrożenia biedą. Chciałem tylko zwrócić uwagę, że sytuacja jest bardziej złożona, niż by się to mogło wydawać wyłącznie na podstawie Twoich postów. W sytuacji eksmisji otrzymanie lokalu zamiennego należy do rzadkości. Jeżeli już, sąd orzeka najczęściej o prawie do lokalu socjalnego - który, jak stanowi sama ustawa o ochronie praw lokatorów - należy do lokali "o niższej kategorii". W praktyce oznacza to, że np. może w nim nie być wc, łazienka może być wspólna na cały korytarz, a lokal jest ogrzewany przy pomocy pieca węglowego. Można oczywiście powiedzieć, że lepsze to niż nic, ale takie braki będą bardziej uciążliwe właśnie dla człowieka starego niż młodego (np. wniesienie codziennie wiadra węgla na 4. piętro). Brak ustawy reprywatyzacyjnej też nie jest jedynym przykładem zaniechania ustawowdawcy. W kontekście sytuacji ludzi młodych można np. się spierać, czemu miało służyć wyeliminowanie możliwości wstąpienia w stosunek najmu przez wnuków po dziadkach (art. 691 k.c. w nowym brzmieniu). 
J
joanna
23 grudnia 2010, 10:02
Anonimie, bardzo Ci dziękuję, ale sytuacja jest inna. Nie jesteśmy już młodą rodziną. Początki były też w akademiku, potem w hotelu, a potem w pewnym sensie bezdomność- tułanie się po wynajętych mieszkaniach. Chyba w każdym banku już bylismy, niestety, do kredytu się nie kwlaifikujemy, pomimo że nie mieliśmy bardzo małych pensji. Topiliśmy płacąc za wynajmowanie które nie rozwiązuje problemu i przeprowadzki. W naszym przypadku nie pojawiła się szansa- jak piszesz- na chociażby małe mieszkanko chociaż pracujemy i zarabiamy i dłużej kształciliśmy się od wielu którzy je mają. Teraz wyjechaliśmy z Polski- tutaj nie ma jakichś cudów, ale na pewno bardziej równe traktowanie i wiecej szacunku dla chłowieka dla wykształcenia., ale oczywiście też problemy nie roziwązują się w mig, szkoda, że wcześniej nie wyjechaliśmy.  Ale ogromny żal pozostaje.
J
joanna
23 grudnia 2010, 01:54
Od ponad 20 lat Państwo Polskie nie jest w stanie zdobyć się na uchwalenie sensownej ustawy reprywatyzacyjnej, w której w jakiś sposób zapewniono by ochronę najemcom lokali w budynkach zwracanych byłym właścicielom. Bezczynność polityków jest tu wręcz oburzająca. Nie, Velario, nie jest teraz najwazniejsze aby ciagle mysleć o tych, którzy dostlai za darmo. Czas pomyśleć o tych, którzy kształcą się i ciężko pracują aby za pensję mogli zpaewnić rodzinie najskromniejszy dach nad głową, nie uważasz?
J
joanna
23 grudnia 2010, 01:48
Velario, nie będziemy przerzucać się przykładami. Ludzie o których piszesz w mieszkaniach komunalnych mają stałe zameldowanie i nawet jeżeli dochodzi do eksmisji to dostają pomoc, najczęściej mieszkanie zastępcze i jeszcze narzekają, że niewygodne, niedobre itd. Takie sprawy nagłaśnia się w mediach. A młody człowiek wynajmujący na wolnym rynku, bez meldunku, i z czynszem będącym równowartością pensji- ktoś pisze albo mówi o takich problemach? Takim ludziom nie przysługuje pomoc. Pomoc przysługuje ludziom, którzy mają mieszkanie małe, niewygowne albo je tracą to nawet jeżeli wcześniej dostali je za darmo, to teraz mogą liczyć na pomoc.  A ci którzy nigdy nie mieli to po prostu nie istnieją, udaje się że ich po prostu nie ma. Gdybym dostała za darmo mieszkanie i musiała płacić chociażby ten tysiąc a w razie eksmisji proponowlaiby cokolwiek zastępczego, to nie odważyłabym się narzekać, ale ja wiem ile kosztuje mieszkanie, a kiedy ktoś dostaje za darmo, to ciągle narzeka.
Martino
23 grudnia 2010, 01:42
Bardzo ważne jest to, o czym wspomina artykuł -tzn. brak rozwiązań systemowych, które pozwoliłyby jeśli nie wyeliminować, to przynajmniej jakoś kontrolować rozszerzanie się obszarów biedy. Przykład który podałem w poprzednim poście tego właśnie dotyczy. Od ponad 20 lat Państwo Polskie nie jest w stanie zdobyć się na uchwalenie sensownej ustawy reprywatyzacyjnej, w której w jakiś sposób zapewniono by ochronę najemcom lokali w budynkach zwracanych byłym właścicielom. Bezczynność polityków jest tu wręcz oburzająca.
Martino
23 grudnia 2010, 01:37
Czy osoby starsze mają łatwiej - no nie wiem... Moim zdaniem właśnie to, że większość swego życia przeżyły w innych czasach, sprawia, że gdy dopadnie je bieda, będą wobec niej tym bardziej bezradne. Podam to na przykładzie: wiele osób w Warszawie mieszka w lokalach komunalnych, często jeszcze od lat 50-tych i 60-tych, i opłaca czynsz regulowany, który - co oczywiste - ma się nijak do rynkowej wartości prawa najmu. Czy ktoś w PRL-u myślał w dzisiejszych kategoriach ekonomicznych, że prawo najmu jest z założenia tymczasowe? I o to po latach upomina się o budynek spadkobierca dawnych właścicieli, a gdy go wreszcie odzyska podnosi czynsz np. z 200 zł do 1.000 zł (znam takie przypadki). Na efekt nie trzeba długo czekać. Na koncie lokalu pojawia się zaległość czynszowa, która, gdy przekroczy trzykrotność czynszu, uprawnia właściciela do wypowiedzenia najmu. Kolejnym krokiem jest pozew o eksmisję, który oczywiście zostanie przez sąd uwzględniony. Co ma zrobić w takiej sytuacji starszy, często schorowany (a więc bez możliwości uzyskania dodatkowych dochodów) człowiek? Dokąd ma pójść? Czy jest mu łatwiej? 
J
joanna
23 grudnia 2010, 01:05
Tess, rodzaje biedy można o tyle porównywać, że niektóre są jakby bardziej zauważalne, łatwiejsze do zrozumienia itd. Wielodzietna rodzina, wdowa, emeryci- to chwyta, tutaj łatiwej o wsparcie, a sytuacja może być lepsza niż młodych, wykształconych, ale bezdomnych. I wcale nie mówię o bogatych emerytach. Myślę, że lepiej borykać się z problemem codziennych wydatków na bieżące potrzeby nawet na leki, niż być bezdomnym.
Tess S
22 grudnia 2010, 22:39
Do Joanny W zupelności masz rację, ze są rowniez takie rodziny gdzie jest duzo miłości pomimo biedy. Chciałam jedynie zwrocic uwagę, ze przekrój biedy jest ogromny i sa bardzo rózne rodziny, osoby. Na rózne sposoby i z różnych powodów doświadczają niedostatku. I jeszcze kilka myśli dotyczacych tego co piszesz o emerytach i młodych ludziach. Moim zdaniem bieda jest niemierzalna. Nie da się jesj porównac. A napewno juz jej przezywania. Emeryci to ludzie starsi i często schorowani. To prawda, że maja w miare stabilne zycie, maja mieszkanie i emeryture. Ale jakze często po zaplaceniu rachunków ( ate placa bez ociagania) nie maja za co wykupic leków, nie dojadaja. Dla nich to tragedia, że pracowali po kilkadziesiat lat a dzisiaj nie stac ich na godziwe zycie. Dla młodego człowieka brak pracy, albpo jej utrata, brak mieszkania i perspektyw na jego otrzymanie to tez tragedia. Często brak nadziei. Czy to da się porównac i czy trzeba to robić?
Tess S
22 grudnia 2010, 22:26
Do O. Darka No własnie to zadziwiajaca filozofia zbawienia. Jezus przyszedł jako ubogi do ubogich... a może ubogi wśród ubogich. Bo przecież nie tylko do ubogich. Choć w "kazaniu na górze" pojawia się "błogoslawieni ubodzy w duchu". Dla mnie żłóbek to zaproszenie w wielu wymiarach zycia. Z jednej strony zwrócenia uwagi i troski na ubogich a z drugiej spojrzenia na włsne życie i zadanie sobie pytania gdzie mój skarb. W świecie? We mnie? Czy własnie u-Boga?
J
joanna
22 grudnia 2010, 22:24
Przepraszam, jeszcze coś mi się przypomniało. Szkoda, że w Kościele nie mówi się młodym ludziom o odpowiedzialności z arodiznę, również w sensie bytowym. Przecież to nie godzi w wiarę, nie oznacza, że miłość jest mniej ważna. Ale nie można karmić ludzi banałami, że ważne są tlyko uczucia i zaufanie Bogu. Bóg działa poprzez ludzi a nie w magiczny sposób. Mnie nie nauczyzł tego ani Kościoł, ani rodzice.
J
joanna
22 grudnia 2010, 22:21
Przepraszam za literówki w poprzedniej wypowiedzi ale starałam się intensywnie zrozumieć wypowiedź Tess. Nie zgadzam się z tym, że jak ktoś niezaradny i żyje z pomocy, to musi tam być brak wiary i miłości. Pokazują czasem rodizny bardzo biedne, na pewno  wdużej mierze na własne życzenie ale sprawiają wrażenie kochających się rodzin. Nie powielajmy stereotypów wiążąc sytuajcę bytową z wiarą i miłością. I biedni, i zamozni, i zaradni, i niezaradni mogą być duchowo bogaci albo biedni.
J
joanna
22 grudnia 2010, 22:15
Tess, ale to nie jest tekst o braku miłości, to akurat nie ma związku z biedą materialną. Mozna być zmaożnym materialnie i duchowo albo biednym mateirlnie i dichowo ale kombinacja przemienna.
J
joanna
22 grudnia 2010, 22:12
Dzięki, Ojcze. Przepraszam za wątek ekonomiczny. Wiem, że chodzi generalnie o biedę, ale nie mogłam się powstrzymać. Starszym ludziom jest łatwiej, bo zaczynali w dawniejszych czasach, mają mieszkania zakładowe, komunalne, spółdzielcze- takie jeszcze na bardziej ludzkich zasadach, emerytury może niskie, ale stałe no i mieli w dawnych czasach pewność zatrudnienia. Mieszkania wyłącznie drogą kupna na własność są stosunkowo od niedawna właściwie jedyną mozliwością. Przykłady paradoksów w rozdzielaniu pomocy mam wśród bliskich: rodzina emerytów o niewysokich dochodach ale i ludzkim czynszu ma pomoc w płaceniu tegoż czynszu i zgłasza się po darmową żywność, a rodzina, która dochody ma wyższe, ale na wynajęcie mieszkania wydaje majątek nie ma pomocy ponieważ nie ma zameldowania w miejscu zamieszkaniu (no bo mieszka w obcych ludzi) no i te dochody są wyższe. Przepraszam za te szczegóły, ale jak czytam czasem odpowiedzi księży na pytania na portalach, to myslę, że warto wiedzieć jakie są realia i nie pisać, że ktoś tam chce nie wiadomo czego. Bo chyba Kościół nie pochwala zakładania rodziny pod gołym niebem. Jest jeszcze kwestia wiary, zaufania, że Bóg pomoże. No niestety, czasem nie pomaga.
Dariusz Piórkowski SJ
22 grudnia 2010, 22:07
Do tess, no właśnie. Mnie jakoś bardziej uderzyło w tym roku, że ten żłóbek to jednak coś więcej niż "Nie było miejsca dla Ciebie". To znak. Jezus się tam nie narodził, bo go do gospody nie wpuścili, ale ponieważ przyszedł jako ubogi i do ubogich. Swoją drogą, polskie słowo u-bogi, u-boga, też wiele mówi. A jeśli chodzi o radzenie sobie z problemami. Już nieraz zauważyłem, że kobiety bywają bardziej wytrzymałe i odporne:)
Tess S
22 grudnia 2010, 21:58
Tekst o. Darka to przecież nie diagnoza ubóstwa a jedynie zwrócenie uwagi na ten problem. Zapewne każdy z nas ma jakies spostrzeżenia na ten temat. W mojej pracy czesto spotykam sie z ludźmi "biednymi". Zarówno tymi, którzy zyja w niedostatku materialnym jak i duchowym. Te osoby sa bardzo różne. Niektórzy z pokolenia na pokolenie tak zyja bo nie wiedzą jak zyc inaczej. Swoja edukację kończa na gimnazjum a potem zyją z pomocy społecznej. Oni najczęściej nie wstydza się swojej biedy. Ktoś ma dać im pracę, ktoś ma im płacić za mieszkanie, ktoś...itd. A tak naprawdę największą ich biedą jest najczęściej brak miłości, ciepła i bezpieczeństwa. O wierze już nie wspomnę. Czasem spotykam tez takich ludzi, którzy bardzo się starają sobie radzić a im to nie wychodzi. Ci najczęściej są zawstydzeni tym, że nie potrafią zapewnić sobie i rodzinie bytu. I co ciekawe, zaobserwowałam, ze to faceci trudniej sobie radzą z biedą. Kobiety staja na głowie by rodzina jakoś funkcjonowała a faceci często popadaja wtedy we frustracje.
P
polonopitek
22 grudnia 2010, 21:18
Brawo Joanna. Tu chodzi o kontrolę populacji, a  jak już się chcesz rozmnożyc, to tylko jako niewolnik.
Dariusz Piórkowski SJ
22 grudnia 2010, 20:50
Droga Pani Joanno, to jest tekst o wszelkich rodzajach biedy, niekoniecznie dotyczącej jedynie osób starszych i wdów. Ja podałem tylko kilka przykładów. Piszę o nierównym dostępie do różnych dóbr, o słabej płacy, o trudnościach w znalezieniu pracy. To również dotyczy młodych ludzi. I jak najbardziej zgadzam się, że młodzi ludzie doświadczają trudności. Jednak młodemu człowiekowi jeszcze jakoś łatwiej coś zmienić, poszukać. Ze starszymi już trudniej. Nie wiem, kogo Pani spotkała wśród owych biednych, którzy tak są wspierani, że dostaja konieczne rzeczy do życia. Bo ja spotkałem takich, którzy żadnej pomocy nie otrzymują. Są również tacy, którzy wybierają taki styl życia. To też jest pewien rodzaj duchowej biedy.
J
joanna
22 grudnia 2010, 20:13
Emerytom i mieszkańcom popeegerowskich osiedli to ja zazdroszczę. Może żyją skromnie, ale mają gdzie mieszakć, kiedy zabraknie na jedzenie, to dostaną pomoc. Biedni w obdartych ubraniach jak Ojciec napisał też dostaną pomoc. Szkoda, że Ojciec nie wspomniał o młodych ludziach, którzy chcieliby założyć rodzinę albo już mają ale pensja nie wystarcza na zakup mieszkania. Tacy nie dostaną pomocy, bo przecież zarabiają, a od księży usłyszą, że są materialistami, bo odwlekają ślub albo decyzję o dziecku a przecież najważniejsza jest miłośc itd. Lepiej być biednym, bo wtedy dostaje się za darmo mieszkanie i pomoc w opłaceniu groszowego czynszu, a kiedy się pracuje a pensje rzecz jasna nie wystarcza na dach nad głową to się nie dostaje pomocy a sytuację ma się gorszą i jeszcze będąc bezdomnym zrzuca się poprzez płacneie podatków na darmowe mieszkania dla niepracujących. Przepraszam za ten wywód, ale widzę że Ojciec widzi biedę jakoś stereotypowo jak większość; emeryci, wdowy itd. W najtrudniejszej sytuaji są ludzie, którzy na starcie w dorosłe życie nie mogą liczyć na wsparcie rodziców, to jest najtrudniejszy moment i często zaważa na całym życiu.
R
realista
22 grudnia 2010, 19:49
 Bieda najczęściej jesyt niewidoczna i schowana w czterech ścianach wraz ze wstydem często sszarganą godnośią i poczuciem braku wartości.Bieda doświadcza wielu wspaniałych ,wartościowych ludzi którym czasami w życiu coś nie wyszło coś się poplątało ,albo po prostu taki charakter ,brak siły przebicia ,zaradności często w jakimś momencie ich życia nikt nie wyciągnął pomocnej ręki ,nie pomógł nie podtrzymał na duchu i dlatego a może przede wszystkim oprócz doraźnej pomocy materialnej potrzebna jest pomoc w wyjtanu biedy pomoc w znalezieniu pracy np. bo tylko to przywraca tym ludziom godność i poczucie wartości.Ostatnio w jednej ze stacji radiowych przy okazji dyskusji o biedzie usłyszałem głosy że bieda jest tożsama z lenistwem i niestety przez bniektórych biedni są tak postrzegani i wiedząc o tym popadają w jeszcze gorszą beznadzieję.
Dariusz Piórkowski SJ
22 grudnia 2010, 17:51
Oczywiście, zgadzam się w pełni z tym, że biednych rani społeczna stygmatyzacja i patrzenie na nich z góry. Mniej więcej o to, chodziło mi również w tym tekście. Ale społeczne i ekonomiczne struktury generujące ubóstwo też odgrywają tutaj ogromną rolę.
Bogusław Płoszajczak
22 grudnia 2010, 16:01
Myślę, że biednych kaleczy znacznie bardziej ocena ze strony ludzi niż sama bieda. To doprowadza do uszkodzeń ich systemu wartości z samooceną na czele. Myślę, że nadużywanie alkoholu czy inne szkody widoczne na zewnątrz to efekt wtórny aczkolwiek skutki mogą być nieodwracalne. Przyznam, że trudno tu wszystko zdiagnozować. Myślę jednak, że ci, którzy okazywali biednym pogardę i w ten sposób doprowadzili ich do tego stanu opowiedzą przed ich Stwórcą.
A
Anna
22 grudnia 2010, 15:47
Chyba o. Dariusz powinien poprowadzić raczej te rekolekcje dla jezuitów , szczególnie Z Deonu. Może by mu zaufali