Czy Maryja chciałaby być królową?
W tym roku obchodzimy nietypowy jubileusz - trzysta lat koronacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Z tej okazji w niektórych parafiach podczas rorat rozważamy na różne sposoby to właśnie wydarzenie.
Jeśli coś w Kościele może jest dla mnie mało zrozumiałe, to z pewnością są to koronacje obrazów. Nie dość, że Maryja patrzy na mnie jakimś smutnym wzrokiem, to jeszcze cała pokryta jest drogimi kamieniami i złotem. Czy rzeczywiście Ona by tego chciała?
Niektórzy sadzają Jezusa na złotym tronie, wkładają Mu koronę na głowę i berło w rękę, próbując zgrabnie zatuszować rany po gwoździach i cierniach na czole, bo przecież nie pasują do królewskiego wizerunku. Maryi też się nie oszczędza - korona na Jej głowie ma przypominać, że jest królową nieba i ziemi. Tylko że to zupełnie inny rodzaj królowania!
Ostatnio zachwycam się św. Tereską z Lisieux i jej "małą drogą". Często powtarzała: "nie mogę o własnych siłach zostać świętą; to przekracza moje siły". Nie potrafiła naśladować wielkich świętych, którzy za jej czasów prześcigali się w postach i ascezach, więc postanowiła szukać innych sposobów.
Swoją drogę do świętości nazwała potem "windą", bo wymaga ona tylko tego, by z miłością oddać się Jezusowi ze wszystkimi swoimi słabościami, a On zaniesie nas wprost na szczyty świętości. Myślę, że coś z tej "małej drogi" już wieki wcześniej odkryła właśnie Maryja. Uważam, że Ona sama nigdy nie wpisałaby się w poczet świętych, a już na pewno nie widziałaby siebie z koroną na głowie. Ta prosta dziewczyna z Nazaretu z pewnością nie myślała nigdy o światowych salonach, za to miała wiele zupełnie przeciwnych doświadczeń.
Była bezdomną, gdy szukała miejsca, by urodzić Jezusa; była uchodźcą, gdy uciekała do Egiptu; była wdową, co w tamtym czasie oznaczało ogromną biedę. Na pewno wiele Jej w życiu brakowało, ale z pewnością jednego miała pod dostatkiem - miłości. Bez względu na zewnętrzne okoliczności w życiu niczego więcej nie potrzeba. Można wręcz powiedzieć, że im prościej człowiek żyje, tym mniej potrzebuje.
Coraz bardziej uczę się tego, że tylko prostota pozwala na ucieszenie się życiem. Doświadczyłam tego, widząc dzieci w Afryce bawiące się z przeogromną radością kartonem po soku, i doświadczam tego na co dzień, kiedy koncentruję się na tym, co ważne, nie dając się wkręcić w dziki konsumpcjonizm. Ślub ubóstwa oczywiście pomaga mi w takim podejściu do rzeczywistości, ale jeszcze na długo przed wstąpieniem do Zgromadzenia byłam przekonana, że w totolotka wcale nie chcę wygrać.
Dużo cenniejsze od pieniędzy jest bowiem przekonanie, że Jezus troszczy się o mnie każdego dnia. Nigdy bym nie zamieniła tej świadomości na złote pałace, choćbym miała jak Maryja tułać się po świecie. a środki na koncie nie zapewniałyby mi pogodnej starości.
Dziękuję dziś naszej Królowej, że nie mieszkała w pałacu i wcale nie miała złotej korony na głowie. Dzięki temu widzę oczami duszy Jej prosty uśmiech, który otwiera Niebo, który daje nadzieję i który nie onieśmiela, ale dodaje odwagi.
* * *
Uwierz jak Maryja - to cykl tekstów siostry Ewy Bartosiewicz RSCJ. W każdy wtorek Adwentu będziemy publikować kolejny komentarz do Ewangelii, w której opisane zostały działania i myśli Maryi przed przyjściem Jezusa na świat.
Przeczytaj także:
>> Nie pragnij cudów w swoim życiu. To same kłopoty
>> Józef i Maryja. Miłość bez seksu?
>> Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o Maryi, ale bałeś się zapytać
S. Ewa Bartosiewicz - zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur), prowadzi bloga Spojrzenie Serca - siostraewa.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł