Lekarstwo na egoizm
„Wtedy przywrócę narodom wargi czyste, aby wszyscy wzywali imienia Pana i służyli Mu jednomyślnie. W tym dniu nie będziesz się wstydzić wszystkich twoich uczynków, przez które dopuściłaś się względem Mnie niewierności” (So 3, 9-10).
Św. Jan od Krzyża, którego wspomnienie dzisiaj obchodzimy, niestrudzenie głosił w swoich pismach, że pełne narodzenie Boga w naszych sercach wymaga przejścia przez ciemną dolinę duchowego oczyszczenia.
Hiszpański karmelita był przekonany, że Bóg ocalał ludzi nie tylko w przeszłości, lecz kontynuuje swoje dzieło w teraźniejszości. Podkreśla, że Pismo św. nie jest zapisem zakończonej już historii, ponieważ Duch Święty ciągle do nas mówi. Zdaniem św. Jana, zmienił się tylko sposób komunikowania Boga z człowiekiem. Z chwilą Zesłania Ducha Świętego działanie Boga uwidacznia się szczególnie w ludzkim wnętrzu.
Według św. Jana „noc zmysłów” i „noc ducha” to nieuniknione etapy w duchowej pielgrzymce wierzącego na podobieństwo fizycznego wzrastania. Na początku drogi wiary, kiedy człowiek nawraca się, Bóg zachowuje się jak matka, która „ogrzewa dziecko ciepłem swego łona, karmi je dobrym mlekiem i łagodnym pokarmem”. Jednak w miarę rozwoju dziecka, mama stopniowo odstawia je od piersi i uczy chodzić, aby potomek mógł przygotować się do „większych i ważniejszych rzeczy”. Oczyszczeniu przyświeca więc pozytywny cel. Chodzi o to, aby stać się dojrzałym człowiekiem bardziej kochającym Boga, siebie i bliźniego, czyli odwrócić się od powszechnej również w tamtych czasach samorealizacji.
Problem jednak w tym, że początkujący na drodze modlitwy popadają w najrozmaitsze słabości, które przeszkadzają w dążeniu do głębszego zjednoczenia z Bogiem. Św. Jan nie nazywa tych przypadłości grzechami, lecz niedoskonałościami, które w subtelny sposób kręcą się wokół egoizmu.
Na przykład, ktoś z dumą opowiada o swoich osiągnięciach i możliwościach do tego stopnia, że zaczyna odczuwać samozadowolenie. Sądzi, że wszystko zawdzięcza swojej przemyślności i pracy. Przy okazji chciałby, aby Bóg uwolnił go od wszelkich słabości i zapewnił mu wewnętrzny spokój, jakby Stwórca był jedynie środkiem do celu, a nie kresem dążeń człowieka.
Ktoś inny przejawia w sobie nienasyconą zachłanność i łapczywość na Boże dary. Nie zadowala go to, co już otrzymał od Stwórcy. Chce więcej. Zaczytuje się bez końca w książkach, pracuje bez opamiętania, mnoży akty religijne tylko po to, by chełpić się swoją pilnością, wiedzą i rzekomymi cnotami przed innymi.
Jeszcze inna osoba modli się i pozostaje wierna zobowiązaniom wypływającym z powołania dopóty, dopóki sprawia jej to przyjemność. Bóg, jej zdaniem, powinien nieustannie zsyłać pocieszenia i spełniać życzenia, które czyniłyby jej drogę łatwiejszą.
Z tych i innych powodów potrzebna jest nadzwyczajna interwencja Ducha Świętego, który w bolesny sposób „podważa” wewnętrzną motywację człowieka. Według św. Jana, istnieją trzy podstawowe znaki tego oczyszczenia: Jeśli wierzący kontynuuje modlitwę, Bóg w pewnym momencie odbiera mu to, na czym polegał: wszelką satysfakcję i pociechę z modlitwy, z uczęszczania na mszę św. i czytania Pisma św. Wszystko staje się suche, jałowe i puste. Po drugie, osoba wierząca odnosi wrażenie, jakby staczała się po równi pochyłej. Sądzi, że odwraca się od Boga, traci ducha i wiarę. Ponieważ do tej pory działała pod wpływem egoistycznych motywów (nie wiedząc o tym), wydaje się jej (kiedy te motywy straciły swoją atrakcyjność), że cały jej wewnętrzny świat się obrócił się w ruinę. Tymczasem w tej oschłości „Bóg przelewa do duszy swoje dobra”, pisze karmelita. Po trzecie, człowiek zauważa, że pomimo wysiłków nie potrafi przywrócić dawnego zapału w modlitwie, bo w sumie jego pierwotne źródło w pewnym sensie wyschło.
Na marginesie dodam, że należy uważać, aby nie pomylić nocy zmysłów z depresją, chociaż oba stany mogą się ze sobą przenikać. Podstawowa różnica jest taka, że osoba cierpiąca na depresję zazwyczaj do przesady przygląda się sobie, podczas gdy człowiek przechodzący oczyszczenie zwraca się przede wszystkim ku górze, czując, że zaszła jakaś dziwna zmiana w jego relacji z Bogiem.
Myślę, że oczyszczenie duchowe nie dokonuje się jedynie w czasie przeznaczonym na formalną modlitwę. Św. Karol Boromeusz, zwracając się wprawdzie do księży, podkreśla, że „w medytacji znajdujemy siłę, aby Chrystus narodził się w nas i w innych ludziach”. Ale wydaje się ,że biskupowi Mediolanu nie chodziło wyłącznie o ścisłą modlitwę, lecz o pewną stałą postawę serca. Św. Karol zwraca uwagę, że „modlitwa myślna powinna poprzedzać wszystkie nasze czynności, towarzyszyć im i po nich następować”. Św. Paweł nazywa ten stan „nieustanną modlitwą”.
Jeśli mistycy są przekonani, że działanie Boga w duszy jest dla nas niewidzialne, a Jego zbliżenie się do człowieka powoduje często oschłość i pustkę, to dlaczego Bóg nie mógłby działać również w tych doświadczeniach, w których trudno nam sobie wyobrazić Jego obecność? Jeśli każda dobra aktywność w ostatecznym rozrachunku pochodzi od Boga, to dlaczego nie uznać, że także w innych sferach ludzkiego życia (poza aktami ściśle religijnymi) doświadczamy duchowego oczyszczenia? Wypełnianie wielu codziennych obowiązków i pracy , a także służba bliźnim, zwłaszcza jeśli nie sprawiają nam one przyjemności i przychodzą z pewnym trudem, mogą w gruncie rzeczy uwalniać nas od egoizmu i uczyć cnót. Nie chodzi tutaj jednak o cierpiętnictwo i hołdowanie zasadzie: „Im gorzej, tym lepiej”. Życie dostarcza nam wystarczająco dużo okazji do przekraczania siebie, chociażby wtedy, kiedy nam się najzwyczajniej w świecie „nie chce”, ale jednak przełamujemy nasze opory.
Św. Jan wyraźnie zaznacza, że oczyszczenie nie jest zarezerwowana jedynie dla wybranych mistyków i doświadczeń uznawanych przez nas za stricte religijne. Wszelkie sytuacje, w których zapominamy o sobie, koncentrując się na dobru innych, przyczyniają się do naszego duchowego wzrostu. Na przykład, oczyszczenie może przeżywać mama, którą tak pochłania karmienie jej niewowlęcia, że w owej chwili przestaje myśleć o sobie. Ale to samo wydarza się, kiedy po raz kolejny musi przewinąć dziecko, lub utulić je w płaczu, chociaż czasem jest już zmęczona powtarzaniem tych samych czynności. Oczyszczenie może pojawić się wtedy, kiedy lektura książki zajmuje mnie do tego stopnia, że nie zauważam upływu czasu. W praktyce oczyszczenie zakłada postawę kontemplacyjną, czyli uważne skoncentrowanie na tym, co robię i ukierunkowanie tego działania na dobry cel, obojętnie, czy będzie to bieganie, naprawianie samochodu, czy koszenie trawnika. W ten sposób bardziej otwieram się na Boga, który jest obecny cały czas, chociaż o Nim w danej chwili nie myślę.
Co kłóci się z zachowaniem kontemplacyjnym? Dla przykładu, studenci w Stanach coraz częściej zjawiają się na wykładach z komputerem, tylko po to, by sprawdzać pocztę co pięć minut i buszować w Internecie. Nie mogę się też nadziwić osobom, które udają się do parku ze słuchawkami na uszach, by cały czas słuchać muzyki. Albo jak można poważnie rozmawiać z jedną osobą przez skype’a, jeśli w tym czasie zajęty jestem czatowaniem z inną osobą i jeszcze w krótkich odstępach między odpowiedziami kończę kolejnego maila?
Thomas Merton powiedział kiedyś, że cała duchowa walka w człowieku dotyczy jego narcyzmu, pragmatyzmu i niepokoju, trzech słabości, które w języku swoich czasów wspomina również św. Jan od Krzyża. Prawdziwe życie duchowe, którego źródłem jest Duch Święty, pomaga nam odwrócić się od skoncentrowania na sobie. Tego zwrotu nie możemy jednak dokonać o własnych siłach, bo nie sięgamy do podstaw naszej duszy. Często niezwykle mgliście znamy samych siebie. Oczyszczenie, dzięki któremu obumiera nasz egoizm, często boli, ponieważ jest ogniem wypalającym w nas nagromadzone naleciałości. Ale właśnie tak Bóg powoli rodzi się w naszych sercach, jak dziecko w bólach porodu. Jednak jaka później radość z jego narodzenia!
Skomentuj artykuł