Paradoksy wielkości i małości

Fresk przedstawiająca Jana Chrzciciela (fot. Guillaume (Randy OHC)/flickr.com)

„Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela, lecz najmniejszy w Królestwie Niebieskim większy jest niż on” (Mt 11, 11).

W Kościele Wschodnim św. Jan Chrzciciel jest po Maryi najbardziej czczonym świętym. Prorok pojawia się na słynnej ikonie Deesis. W jej centrum na chwalebnym tronie zasiada Chrystus, a po jego obu stronach w błagalnej postawie stoi Jan Chrzciciel i Maryja. W roku liturgicznym Kościoła Prawosławnego obchodzi się Poczęcie, Narodzenie i chwalebne Męczeństwo Chrzciciela. Także w Kościele Katolickim prorok jest jedynym świętym mężczyzną, któremu poświęca się dwa święta: Narodzenie i Męczęństwo.

Na czym więc polega wielkość św. Jana Chrzciciela? Jak ta surowa postać, odziana w skóry i żyjąca na pustyni, może przemawiać do współczesnego człowieka?

Sergiusz Bułgakow, rosyjski teolog, w swojej książce „Przyjaciel Oblubieńca”, zaznacza, że św. Jan od momentu wyjścia na pustynię całe swoje życie oddał Chrystusowi, co zostało ukoronowane w Jego męczeńskiej śmierci. Bułgakow nazywa ten akt poświęcenia siebie przez św. Jana “wyczynem miłości”.

Ponadto, kontynuuje prawosławny teolog, „poprzednik Jezusa przygotował przyjście Pana przede wszystkim w sobie, a nie w innych, przez sam fakt swojej egzystencji. Dzięki temu Pan został przyjęty w świecie. W tym spotkaniu, Chrzciciel reprezentuje całą ludzkość, lub raczej, cały Kościół Starego Testamentu, który w jego osobie dosięgnął końca, przekraczając swoją ograniczoną świętość”. Tak jak Maryja (córka Ewy) przyjęła Syna Bożego w sposób godny i posłuszny, podobnie Jan Chrzciciel jako mężczyzna (syn Adama) przyjął Chrystusa. W ten sposób oboje godnie przywitali Boga na ziemi.

Dlatego kiedy Jezus rozpoczyna swoją publiczną działalność, prorok ustępuje ze sceny. Nie kreuje siebie na Mesjasza, choć mógł to uczynić, ale pokornie wycofuje się, aby zrobić miejsce dla prawdziwego Bożego Pomazańca. Wiemy z Ewangelii, że św. Jan miał inne wyobrażenie o Mesjaszu. Mimo wszystko ostatecznie zaakceptował takiego Mesjasza, jaki zstąpił z nieba, a nie takiego, jakiego sobie wyobrażał. Pokora Jana jest jego charakterystyczną cechą. Tej cnoty Chrzciciel nauczył się na pustyni.  

Św. Jan zanotowuje w swojej Ewangelii, że kiedy pomiędzy uczniami Jana wybuchła kontrowersja i zazdrość z powodu uczniów Jezusa, którzy również zaczęli chrzcić, Jan Chrzciciel interweniuje i tłumaczy, że Jezus w żadnym wypadku nie jest jego rywalem. Przeciwnie, prorok nazywa siebie „przyjacielem Oblubieńca” (J 3, 29). Ewangelista przywołuje księgę Pieśni nad Pieśniami, wedle której Oblubienicą jest Izrael, a w szerszym znaczeniu Kościół i każdy ochrzczony. Jan staje się świadkiem duchowych zaręczyn Mesjasza i cieszy się z powodu swego Przyjaciela. Po czym dodaje: „Potrzeba, aby on wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30).Prawdziwa przyjaźń ma na względzie dobro przyjaciela, a nie osobisty pożytek czy przyjemność, jaką człowiek może czerpać z tej relacji.

Św. Jan Chrzciciel mógłby, moim zdaniem, być ogłoszony patronem rodziców. Kiedy zastanawiam się nad jego misją, wyobrażam sobie ojca i matkę, których dziecko opuszcza dom, by poślubić swojego małżonka. Chwila ślubu jest dla rodziców szczęściem i radością, chociaż często przez łzy. Ale są to łzy wzruszenia i doświadczenia pewnego przełomu w ich życiu. Do tego oddania dziecka innej osobie, rodzice przygotowywali się długo. Pierwszą ofiarą była dla nich decyzja o poczęciu dziecka, kiedy to świadomie zrezygnowali z wielu wygód i przyjemności dla dobra swego potomka, który powoli wzrasta. Potem wychowanie, trud codziennych obowiązków, troski i niepokoje A wszystko po to, by któregoś dnia dziecko wyfrunęło z rodzinnego gniazda, stało się w pełni samodzielnym człowiekiem, gotowym do podobnej ofiary względem innych. Ta pokorna rezygnacja wymaga od rodziców uznania odmienności dziecka, nienarzucania mu własnych wyobrażeń oraz pozwolenie w miarę jego rozwoju na realizowanie jego pragnień, nawet jeśli one rozmijają się z ich oczekiwaniami. To nie jest łatwe. Rodzice też mają swoje długie dni pustyni, na której dojrzewają do zgody na „umniejszenie siebie”, by dziecko mogło wzrastać.

Druga część wypowiedzi Jezusa o Janie jest niezwykle intrygująca. Prorok, pomimo swojej niezaprzeczalnej wielkości, nazwany jest również „najmniejszym w królestwie niebieskim”. Jak pojąć te słowa w odniesieniu do człowieka, który zdobył się na taką surowość, odznaczał się pokorą, wykazał się odwagą przed Herodem? Czy Chrystus minimalizuje jego cnoty? Z pewnością nie. Jan Chrzciciel też jest świętym i uczestnikiem królestwa Bożego. Jednak w tym kontekście nie chodzi o moralną wielkość. Jezus chce raczej pokazać, że przynależność do Nowego Przymierza tak dalece przewyższa cały Stary Testament, że tylko tak uderzający kontrast może wyrazić tę prawdę. Ten językowy zabieg podkreśla przede wszystkim nieproporcjonalność darów, które otrzymują uczestnicy królestwa Bożego, w porównaniu z tymi, którzy żyli przed Chrystusem. Ewangelie nie wspominają, aby Jan Chrzciciel został uczniem Chrystusa. Raczej do śmierci kontynuuje swoją odrębną misję. Nie poznał również Jezusa w takim stopniu, w jakim to było możliwe dla uczniów i apostołów.  

Jeśli jako „najmniejsi w Królestwie Niebieskim” jesteśmy więksi od Jana Chrzciciela, nie zapominajmy, że ta wielkość została nam podarowana. Doceńmy więc wielkie dary, złożone w naszych sercach dzięki relacji z Chrystusem. I pamiętajmy, że sama przynależność do Niego, nie wystarczy, aby „odziedziczyć Królestwo Niebieskie”. Ten dar wzywa nas do współpracy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Paradoksy wielkości i małości
Komentarze (4)
Piotr
9 grudnia 2010, 22:40
te migające reklamy po bokach strasznie ropzraszają...
E
effa
9 grudnia 2010, 17:03
Zgadzam się z O. Darkiem, że św. Jan Chrzciciel byłby świetnym patronem dla rodziców. Jestem i dzieckiem i matką dorosłych już dzieci.............i bardzo mi się podoba to co Ojciec opisuje..... Szkoda tylko, że tak niewiele się mówi o dawaniu wolności dorosłym dzieciom, a częściej  wpuszcza się w poczucie winy z powodu chęci życia własnym życiem a nie podporządkowanym rodzicom............ Nie słyszałam w naszym kościele wypowiedzi, że "dzieci nie są waszą własnościa", a wypowiedzi w miesięczniku W DRODZE pod tytułem "czcij syna swego i córkę swoją" są chyba przysłowiowym podniesienim rąbka dywanu, pod który najwygodniej zamieść problem i udawać, że go nie ma..... Niech Święty Jan Chrzciciel daje nam rodzicom dorosłych dzieci odwgę do wypuszczenia ich spod swoich nadopiekuńczych "skrzydeł", by mogły żyć swoim życiem...........i niech Im Pan błogosłwi i strzeże.......
E
ela
9 grudnia 2010, 16:14
Ukazanie pokory na przykładzie rodziców uznających odmienność dziecka jest bardzo trafne, podoba mi się. Często o tym rozmyślam analizując relacje z moimi rodzicami i moimi dziećmi.
A
Anna
9 grudnia 2010, 14:36
Widać że o. Dariusz jest bardzo młody i nie wychowywal dzieci. Posiadanie dziecka to nie tylko trud ale o ile więcej szczęścia. Jak można porównywać posiadanie dzieci z jakąś egoistyczną wygodą i przyjemnością. Czysty konsumpcjonizm. A i przykład pokory rodziców chyba tez nie najlepszy.