Bezradność aż do śmierci prowadzi do Zmartwychwstania

(fot. unsplash.com)

Innej drogi do śmierci, niż Droga Krzyżowa, nie ma. Wierzę jednak, że dalej jest życie wieczne, którego doświadczać można po części już tu na ziemi.

Zaczynam pisać ten tekst siedząc w szpitalnej sali. Czekam na syna, który właśnie ma zabieg. W domu został młodszy syn, który od dwóch miesięcy ciągle przekracza granicę zdrowia i choroby. Jest z nim babcia. Jest też tato, który zająć się nim jednak nie może. Glejak w zaawansowanej już formie mu to uniemożliwia.

Choroby. Umieranie ciał najbliższych. To sprawia, szczególnie podczas takiej kumulacji, że jestem bezradna. Bezradność tą zanoszę Bogu. Jeszcze nie wiem, co z nią zrobi.

DEON.PL POLECA

Nasz Wielki Post

W szpitalnym bistro zjadłam pączka (dziś Tłusty Czwartek) i wypiłam ciepłą (w dniu codziennym prawie nigdy się to nie zdarza) kawę. Jestem przekonana, że modlitwa nas otaczającą zatrzymuje ścisk żołądka, który nie pozwoliłby mi nic przełknąć, a tym bardziej zrobić to ze smakiem. Szybko jednak wróciłam do sali, by zająć głowę pisaniem. Dobrze, bo nie myślę zbyt wiele o tym, co dzieje się tak niedaleko w sali operacyjnej. Ani o tym, jak radzą sobie w domu.

Za niecały tydzień rozpocznie się kolejny Wielki Post. Nasz rodzinny Wielki Post trwa dwa lata. Dokładnie wtedy, w wielkopostnym czasie w 2018 r., pojawiły się pierwsze objawy choroby męża. Prowadziły mnie wtedy rozważania Postu Daniela o. Szustaka, które obudziły we mnie wielką tęsknotę bliskości z Bogiem.

Wtedy dowiedzieliśmy się, że w mózgu męża jest guz. W bardzo kiepskiej lokalizacji, ale to nic złośliwego. Taka była pierwsza diagnoza. Najpierw odbył się zabieg, by udrożnić przepływ płynu mózgowo-rdzeniowego. Czekaliśmy we względnym spokoju na operację usunięcia guza. Były komplikacje, a w dodatku okazało się, że to jednak rak. Glejak wielopostaciowy. Jeden z dwóch najbardziej parszywych raków (wg ks. Kaczkowskiego). W końcu powrót do domu, leczenie onkologiczne i hospicjum domowe, które trwa do chwili obecnej. To tylko skrót pozbawiony niemalże uczuć. Spis treści do książki, którą mogłabym napisać o tym czasie.

Nasz Wielki Post trwa i czeka na Zmartwychwstanie.

Szczęście w cierpieniu?

“Błądziłem, zanim przyszło utrapienie” (Ps 67a) - przeczytałam kilka dni temu. Tak. Jest mi łatwiej być przy Bogu. Bywam na szczycie bliskości z Nim będąc na dnie cierpienia. Trudu. Bólu. Tęsknoty. Rozdartego serca. Umierania. Równocześnie łatwiej mi być daleko, kiedy swój wzrok przeniosę z Niego na ból. Jedno i drugie, bliskość i oddalenie, mam często na wyciągnięcie ręki.

Św. Tomasz z Akwinu pisał, że “z natury człowiek ucieka przed śmiercią i smuci się z jej powodu: nie tylko wtedy jak ją odczuwa, ucieka przed nią, ale i gdy rozmyśla o niej. Tego zaś, żeby nie umierać, człowiek nie może osiągnąć w tym życiu. Dlatego nie jest możliwe, żeby człowiek był na ziemi wyłącznie szczęśliwy”. Nie da się osiągnąć nieustannego szczęścia po tej stronie życia. Ale szczęście jest możliwe. Wierzę w szczęście w cierpieniu (sic!). Czasami go doświadczam. Służąc. I przyjmując miłość od Boga i innych ludzi.

Często jednak mam w sobie pragnienie, a precyzyjniej mówiąc- pokusę, by osiągnąć szczęście bez trudu i cierpienia. Tak będzie w niebie. Nie podoba mi się, kiedy słyszę: “Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia” (Jk 1, 2). Rodzą się pytania czy ja wierzę w Boga, w którego wierzę? I w jakiego Boga ja wierzę? Czy moje serce pozwala Bogu działać tak, jak On sam chce? Z ufnością, że to najlepszy dla mnie sposób?

Aż do śmierci

Tu na ziemi, z jakiegoś Bogu tylko wiadomego powodu, szczęście musi rodzić się przez umieranie. Dopiero kiedy umrzemy, nasz plon będzie obfity (por. J 2, 20). Próby wiary zrodzą wytrwałość, a ta uczyni nas doskonałymi (por. Jk 1, 3). Doskonałymi w miłości, bo to jedyna słuszna sprawa, w której, jak uważam, warto być doskonałym.

Potrzeba jeszcze mądrości, jak dalej poucza nas św. Jakub. “Cała mądrość od Boga pochodzi i jest z Nim na wieki” (Syr 1, 1)- mamy z mężem wygrawerowane na obrączkach. Cała mądrość od Miłości pochodzi, którą jest Bóg. Miłość Boga rodzi, przez śmierć, miłość w nas. Tajemnica!

Umieranie mojego męża to także moje umieranie. Jesteśmy od dnia ślubu (prawie siedem lat) jedno. Nasz dom w tym czasie zimowym jest naszpikowany wirusami i bakteriami. Choroby, które wykańczają nie tylko nasze ciała pojawiają się jedna za drugą. Dzieci. Mąż. Ja- najmniej. Często jestem fizycznie wrakiem, a to ciągnie w dół i inne sfery. Moje umieranie związane z wysiłkiem, jaki dobrowolnie podejmuję (oddanie męża do hospicjum stacjonarnego nie uczyniłoby ze mnie złej żony- tak mówią) to także jego- mojego męża- umieranie. Jesteśmy jedno.

Często czuję się bezradna wobec choroby męża. Trud ćwiczy we mnie wytrwałość. Wytrwałość aż do śmierci mojej bezradności. Aż do śmierci. Tak sobie ślubowaliśmy. Śmierci fizycznej. I tej śmierci, która oznacza rezygnację ze swojego. Z wyobrażeń, komfortu, snu, egoizmu. Ze swojej racji. To wszystko musi umrzeć. Innej drogi do śmierci, niż Droga Krzyżowa, nie ma. Wierzę jednak, że dalej jest życie wieczne, którego doświadczać można po części już tu na ziemi.

Śmierć mojej bezradności rodzi życie w nadziei Zmartwychwstania!

***

Każdy z nas w inny sposób pojmuje „umieranie”. Inaczej patrzy na nie lekarz, który nierzadko towarzyszy obcym osobom w czasie ich odchodzenia z tego świata, inaczej o umieraniu mówi psycholog, do którego często trafiają osoby niepotrafiące poradzić sobie z żałobą, jeszcze inaczej patrzy na śmierć osoba, która walczy o życie swojego męża, choć wie, że to walka z góry przegrana. A Ty, jak pojmujesz śmierć? Poznaj te trzy zupełnie inne spojrzenia, które prezentują cykl „Umieranie z perspektywy”. Tworzą go: Maja Moller, Katarzyna Kuricka, Ewelina Wolnicka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bezradność aż do śmierci prowadzi do Zmartwychwstania
Komentarze (2)
MC
~mulier cantat in ecclesia
26 kwietnia 2020, 18:46
Jezu, ufam Tobie. +
GB
Greg Black Fox
15 marca 2020, 13:15
Dlaczego chrześcijanie tak bardzo kochają demonizować Boga? I dlaczego popełniane rzekomo przez Niego zło nazywa się dobrem? Zawsze chciałem wierzyć, że Bóg jest dobrocią, a dobroć nikogo, ani niczego co żyje nie krzywdzi, nie rani, nie zabija i nie niszczy. Dlatego nie wierzę w ten artykuł. Bóg pragnie naszego szczęścia i trzeba być masochistą by szukać go w cierpieniu.