Czas na mierzenie się z tym, co najtrudniejsze
Niewiele jest w polskiej muzyce płyt tak emocjonalnych, tak szczerych do bólu jak "Dziecko" (1997) Edyty Bartosiewicz. Już przy pierwszym "bieżącym" przesłuchaniu pożałowałem, że Wielki Post nie trwa dłużej - bo uświadomiłem sobie, że jeszcze kilka innych płyt Edyty świetnie by w postnym cyklu zabrzmiało. "Dziecko" to jedna z tych płyt, które trzeba znać, a uważne jej słuchanie w Wielkim Poście zachęca serce do… - no właśnie. Słuchawki na uszy i w drogę!
Album otwiera "Jenny", jedna z najbardziej znanych piosenek Edyty. Tym trudniej przychodzi się z tymi dźwiękami zmierzyć, bo skoro dobrze znane, to łatwo puścić je mimo uszu. Wszak czym by mogły mnie zaskoczyć? Już pierwsze wersy przypominają, że wejście na wielkopostną drogę nawrócenia musi zacząć się od stanięcia w prawdzie: "Odkąd sięgam pamięcią zawsze było / coś nie tak". Mierzenie się z samym sobą nie jest łatwe, wybrzmiało to już przy zeszłotygodniowej postnej płycie, ale nie warto od tego uciekać, nawet jeśli "za dużo widzę zbyt mocno czuję". Dobrze znany refren jest mocnym wołaniem o relację: "mam na imię Jenny / Może to coś zmieni / Gdy już wiesz". Co może zmienić poznanie czyjegoś imienia? Bardzo wiele - tego nauczyła mnie Wspólnota Sant’Egidio. Ocalenie imienia Drugiego jest początkiem ocalania jego godności i pozwala tak naprawdę wejść w relację przyjaźni. "Jenny" dodaje też trochę otuchy - przecież mierzenie się z sobą, otwieranie się na drugich czy przyznanie się do pewnych zranień może być swoistym szaleństwem. Jednak pod koniec drugiej zwrotki słychać: "A ja wierzę że to co robię ma sens / Bo czasem lepiej odejść od zmysłów by / Nie zwariować".
Drugi utwór "Dziecka" to także dobrze znany singel "Skłamałam". To świetna piosenka i jedno z mocniejszych wyznań w polskiej muzyce rozrywkowej. Wielokrotnie powtarzane "skłamałam" jest "spowiedziowe" i pięknie gdyby do spowiedzi mobilizowało. To trochę piosenka o przewrotnym sercu. Z jednej strony słychać "Bezczelnie znów kręcę / Skruszona nie jestem" i "Nie byłabym sobą gdy byłabym inna", ale już za chwilę Edyta w swoim wyjątkowym stylu pyta: "Nie byłabym?". "Skłamałam" przypomina też o tym, jak łatwo można się przyzwyczaić do utartych, wygodnych grzechowych schematów: "Kto kłamstw raz nauczony jest / Kłamstwem (…) ma skażoną krew / Na kłamstwie swoje życie budować chce". I nie chodzi tu tylko o to, że moje serce chętnie, mimo postanowień poprawy, wraca na wygodne, grzechowe szlaki. To przecież też piosenka o pewnym mierzeniu się z połamaną przeszłością i jej konsekwencjami w relacjach; całe "Skłamałam" pełne jest uprzedzeń - skoro raz (drugi, trzeci) skłamałem, to Drugi może mieć problem, by mi zaufać: "I nim cokolwiek teraz Ci powiem / Najpewniej znowu zmyśliłam to sobie". Ale Wielki Post jest pełen dawania szans, chce mnie otworzyć na Drugiego, byśmy się niejako poznali pierwszy raz.
I właśnie "Nie znamy się" - trzecia, bardzo jasna piosenka z albumu "Dziecko" - przypomina, że nie warto przegapić szansy, którą daje mi spotykanie na nowo Drugiego. Edyta śpiewa z takim wdziękiem, że naprawdę trudno nie pójść za tymi dźwiękami! "Nie znamy się my jeszcze się nie znamy / Choć dzieli nas szerokość naszych ramion / Zamknięci tak w swych twierdzach samotniach" - ile razy siedzę obok kogoś, nie tylko w autobusie czy w ławce w kościele, ale i przy rodzinnym stole i tak naprawdę nie umiem nic (no, może poza garścią uprzedzeń) o nim powiedzieć? Ile razy właśnie taki siedzę przy Panu Bogu! "To może dziś zajrzyj o piątej / Przerwijmy już to straszne milczenie" - Wielki Post jest przecież od otwierania serca, a do tego trzeba konkretnych postanowień. Umówić się na "herbatę (…) w różowej porcelanie" z dawno niewidzianym kuzynem, sąsiadką albo właśnie z Panem Bogiem. Bo dobrze słuchać tej piosenki jako modlitwy, ale też jako "śpiewania do Pana Boga": "Teraz gdy nie możesz w nocy spać / Teraz gdy przez ścianę słyszę twój / przyspieszony oddech / Teraz kiedy przyszłam na twój świat / Możesz zawsze do mnie wpaść". Wyśpiewać to Panu Bogu, ale też mieć pewność, że ja mogę zawsze do Niego wpaść - ten numer zawsze daje mi dużo otuchy i zachęty w budowaniu z Jezusem normalnej, przyjacielskiej relacji!
Ale z Panem Bogiem nie zawsze jest tak prosto. Czasem wpada na herbatę, a czasem każe iść na samotne drogi, jak w czwartym utworze, "Mojej ulubionej porze roku". To numer trochę o własnym wyruszaniu na pustynię: "Nie szukaj mnie / Odeszłam / Gdy pola przykrył pierwszy śnieg" i "Jestem / Daleko stąd". To też piosenka o tym, że szukanie siebie na pustyni jest niełatwe, wciąż czyha na mnie szereg trudności: "Labirynt dróg / Za mną kryształowe korytarze / Zgubna jest / I podstępna zbawiennych drogowskazów treść". "Moja ulubiona pora roku" przypomina jednak, że w tej drodze owe trudności mogą okazać się prawdziwie pożyteczne, pomagają mi wszak odkryć siebie i Bożą opiekę: "Siarczysty mróz / Stał się mym sprzymierzeńcem moim bratem". I tak pustynia (w tym wypadku zimowa) staje się ulubioną porą roku, ulubioną porą serca.
Po co wychodzić na pustynię? Choćby po to, by po powrocie czujniej patrzeć na codzienności i dostrzegać Drugiego. I o tym jest kolejny numer z płyty, tytułowe "Dziecko", jeden z najpiękniejszych nagranych przez Edytę. Już pierwsze słowa pokazują tę czujność: "Tuż przed południem spotkałam go w parku / Zgarbiony z zimna drżał" - nie "ujrzałam", ale właśnie "spotkałam". I to spotkanie mężczyzny, który karmił łabędzie, pozwala spojrzeć na samego siebie z zupełnie innej perspektywy, z tak bardzo potrzebnym dystansem: "i zdawał się mówić mi tak: / Och, dziecko, gdybyś przeżyła tyle co ja / (…) / I przyszło mi na myśl że przecież nic nie wiem / o ludziach takich jak on". To spotkanie, choć najprawdopodobniej bez żadnej rozmowy, powoduje ogromną bliskość serc, o czym opowiada trzecia zwrotka (nie cytuję, by nie spojlerować). Zatrzymać się, żeby spotkać Drugiego - i posłuchać, co to spotkanie mówi o mnie. Być jak dziecko, które chłonie każdy kawałek świata z pewnością, że warto nie tylko "zobaczyć", ale właśnie "spotkać".
Od "Żartu w zoo" z płyty "Sen" Edyta na każdym albumie zamieszcza piosenkę-żart. Tuż po utworze "Dziecko" zaczyna się "Boogie, czyli zemsta słodka jest", właśnie taki trochę żart, jakby na oddech po bardzo poważnych przecież treściach. Ale i pośród tych szalenie tanecznych dźwięków słychać: "Zniosę ból i wstyd / Gdy w oczy powiesz mi / Za plecami się nie skradaj / Nie radzę Ci". Zemsta słodka jest? Pan Bóg podpowiada, że nie tędy droga. Ale może dobrze te trudne emocje ułożyć w piosenkę, żeby się ich pozbyć?
Po chwili oddechu czas na mierzenie się z tym, co w sercu najtrudniejsze i najprawdziwsze. Dwie kolejne piosenki: "Coś zmieniło się?" i "Na krawędzi" to jedne z najmocniejszych numerów Edyty - zaaranżowane i zaśpiewane tak, że każdy dźwięk opowiada ów ból, bezsilność i tęsknotę (te śpiewane frazy bez słów!). "Coś zmieniło się?" to opowieść o gojących się ranach - i o tym, że nie zawsze chcemy, by się goiły (ile to razy chce się wracać w różne, nawet toksyczne relacje - z prostej tęsknoty za bliskością! Ile razy chce się wracać do tego, co było kiedyś ze strachu przed nowym - tam było bezpiecznie, wszystko było znane, a na horyzoncie tylko znaki zapytania i zwykły lęk!). Ale to też opowieść o dorastaniu - także w wierze. O tym, że jest spokojnie, że "wzburzona krew płynie teraz łagodniej". Żadnym wstydem jest tęsknota za tymi dniami, kiedy serce płonęło miłością do Boga, stąd wołanie: "przeżyjmy jeszcze taki dzień wśród zwykłych dni". "Coś zmieniło się?" to próba opowiedzenia, że nie wszystko jest takie jasne, także w życiu duchowym - ile odwagi trzeba, by się do tego przyznać!
A ile odwagi trzeba, by spokojnym głosem wyśpiewać początek "Na krawędzi": "Jestem jak każdy inny człowiek / Czasem swych błędów nieświadoma / Przychodzę swym ciepłem się podzielić / Zostawiam zgliszcza". Nie ma już udawania, nie ma masek. Jeśli mam budować szczerą relację z Panem Bogiem, jeśli mam budować szczerą relację z Drugim - to tylko tak. I wreszcie rozbrajający refren, który podobnie jak w "Nie znamy się" pięknie sprawdza się dwutorowo - jako śpiewanie do Pana Boga i słuchanie tego, co On mi szepcze: "Czy mógłbyś dla mnie znaleźć czas / Porozmawiać / Tak łatwo myślom złym dać się zwieść". Wreszcie to śpiewanie "Na krawędzi" pomaga też spotkać Drugiego, na nowo budować spalone mosty, kochać najprawdziwiej i najszczerzej.
Przyznać się do tęsknienia za miłością, do potrzeby bliskości, ale przyznać się do zmęczenia? "Nigdy nie byłam aż tak bardzo zmęczona / Nie chciałam nigdy zmęczeniu ulec" - śpiewa Edyta w kolejnej piosence, "Wśród pachnących magnolii". To jest tak zagrane (ten sygnał alarmowy w drugiej zwrotce!), tak zaśpiewane, że nie ma wątpliwości - czas odpocząć. I nie chodzi tu tylko o proste znalezienie czasu na sen czy spacer. "Ziemia zadrżała od siły cyklonu (…) / Pejzaż jak widzisz całkiem już zmieniony / Burza nie patrzy burza nie wybiera" - to wszystko powoduje strach i wołanie: "Niech ktoś inny przejmie kontrolę teraz". Pozwolić Panu Bogu na kierowanie moim życiem, na to, by On mnie prowadził - to wyzwanie, ale też przecież tak naprawdę jedyny ratunek.
W tym codziennym biegu "po swoje" (albo w codziennym zagubieniu) można łatwo przegapić Drugiego - nie tylko nieznajomych, którzy karmią gołębie, ale też przyjaciół. Dziesiąte nagranie "Nie jak przyjaciel" jest właśnie o tym: "Przepraszam że nie było mnie / że przepadł po mnie ślad". Ale może być to piosenka śpiewana też Panu Bogu - zwłaszcza w wielkopostnych sprawach: "Przepraszam że nie chciałam patrzeć / Na twą zmęczoną twarz". Wobec tego zostaje tylko kilkakrotnie bezsilnie powtarzane "wybacz mi". Wydaje się, że dobrze w tym śpiewaniu usłyszeć nie tylko zachętę do wołania o wybaczenie - ale i wezwanie do tego, by wybaczać (Edyta sama na kolejnej płycie będzie śpiewać, że "Warto wybaczać").
Tak docieramy do jedenastej piosenki, która jest niejako pierwszym finałem albumu: "Słyszę jak mnie wzywasz" (w wersji magnetofonowej tak kończyła się kaseta!). To piosenka, która przynosi pewność, że mój Bóg naprawdę mnie słyszy, że zna mój głos, moje tęsknienia. Dobrze jest w pierwszych wersach usłyszeć Jego głos: "Jest w tym jakaś niezwykła moc / Niepowtarzalnie potężna siła / Gdy dzielą nas tysiące mil / Ja słyszę jak mnie wzywasz". Druga zwrotka to z kolei jedna z najpiękniejszych piosenkowych modlitw - nie tylko na Wielki Post (w seminarium towarzyszyła mi w każde rekolekcje i dzień skupienia): "Mów do mnie do mnie mów / Ja całą siebie zmieniam w słuch / Zrozumieć chcę każde twe / westchnienie". Wsłuchać się w Niego, tylko i aż tyle.
Chyba właśnie dlatego "oficjalny" finał jest prosty i jasny: "Dobrze nam". To piosenka o byciu najintymniej i najnormalniej blisko Pana Boga - "Dobrze nam / Piekłu z rąk / Wyrwanym / Wydartym". Piosenka o byciu odnalezionym na czas, ukojonym w Bożych ramionach: "Nie chcę myśleć co byłoby / Gdybyśmy się na czas / Nie spotkali". I wreszcie piosenka pewności, że jedynie w Bogu jest spełnienie wszystkich tęsknot i spraw z poprzednich 11 piosenek: "Nikt nie zastąpi Ciebie mi / Ciebie tylko mam". Zresztą któryś z fanów zauważył kiedyś, że pierwszy i ostatni wers całej płyty układają się w piękną klamrę: "Odkąd sięgam pamięcią" / "Ciebie tylko mam".
Edyta prowadzi przez ten album swoim głosem, tekstami i kompozycją - udaje jej się w tych piosenkach opowiedzieć o tak różnych drżeniach serca! "Dziecko" pokazuje, jak bardzo wrażliwa i zdolna to artystka. To płyta utkana ze szczerości, dlatego tym bardziej warto po nią sięgnąć - na pewno wprawi serce w ruch i pomoże się otwierać na siebie, na Drugiego i na Pana Boga. Dobrze mi się wraca do tych dźwięków i idzie z nimi w drugi wielkopostny tydzień. Cieszę się, że tak pięknie Pan Bóg mówi do mnie i uczy mnie wrażliwości. Do usłyszenia!
ks. Wojciech Koladyński - zakochany w Panu Bogu ksiądz archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Badacz-amator popkultury, miłośnik polskiej muzyki. Szczęściarz. Prowadzi bloga księdza.pl
* * *
Najpierw była nieśmiała myśl - ale na tyle odważna, że drążyła po różnych zakamarkach serca, nie dając mi spokoju: "a może by na ten Wielki Post wziąć ze sobą w drogę jeszcze kilka płyt?".
Pan Bóg mówi do mnie od lat przez muzykę, a moje życie jest jak musical. Św. Stanisław Kostka, jak to ma ostatnio w zwyczaju, dodał mi otuchy i stwierdziłem, że spróbuję.
Dużo łatwiej byłoby wybierać pojedyncze piosenki - całe płyty uczą pokory, bo coś może mnie wybić z własnego rytmu rozważań. Stanąłem więc przed półką, wziąłem oddech, pomodliłem się - i sam się zdziwiłem, ale też ucieszyłem, bo Postne Płyty, to świetne albumy, do których dobrze się wraca (a do niektórych dawno nie sięgałem!).
Drżę na myśl, że w tym roku na tę drogę zapraszam więcej osób, ale odwagi dodaje mi właśnie św. Staszek Kostka - dzielny chłopak - a skoro to jego rok, to wierzę, że wszystko na Bożą chwałę się uda.
Przy sięganiu po Postne Płyty dobrze mieć przygotowane:
- słuchawki (takie intymne, pierwsze słuchanie postnych płyt, może pomóc w skoncentrowaniu się na słowie i dźwięku)
- jakiś notes i coś do pisania (ja zostawię kilka swoich refleksji, ale Pan Bóg jest dużo bardziej pomysłowy i pewnie będzie podpowiadał kolejne)
- otwarte serce (ono w ogóle się przydaje w życiu, a przy takich akcjach, to już zupełnie)
Skomentuj artykuł