Kiedy ćpałem, nie byłem sobą. Dzisiaj nie noszę już żadnej maski

(fot. shutterstock.com / aj)
Jerzy Chodorek

"Szczyt nastąpił, kiedy zostałem pogryziony przez szczury. Miałem za sobą nieudaną próbę samobójczą. Byłem wtedy schlany i naćpany. Nie wytrzymałem już tego. Poszedłem z płaczem do domu" - mówi Piotr, po dwudziestu pięciu latach czynnego uzależnienia narkotykowego i alkoholowego. Od pięciu lat jest trzeźwy.

Na rozmowę przyjeżdża po mnie samochodem. Wraca z pracy, jest głodny, wywiad przeprowadzimy w jednej z krakowskich restauracji. Dochodzi godzina 19.00. Zanim rozpocząłem nagrywanie, poprosił mnie, żeby nie publikować jego nazwiska. Chce zachować anonimowość. "Jak będziesz to pisał, to pamiętaj o tym, że mam żonę, dziecko, przyjaciół. Postaw się na moim miejscu. Pisz tak, jakbyś pisał o własnej rodzinie" - dodaje.

Ma ostre poczucie humoru. Jest bezpośredni i szczery. W taki sposób opowiada też o swoim życiu. "O, tutaj mieszkałem za małolata", "A tutaj był kiedyś Pewex. Tam pierwsze fajki kupiłem. Marlboro czerwone" - pokazuje na mijane przez nas kamienice i bloki.

Gdy dojeżdżamy na parking, wyłącza silnik i mówi, że dzisiaj ma za sobą sukces - zdał egzamin, zyskał nowe uprawnienia w swojej firmie: "Dzisiaj taki egzamin to dla mnie dużo więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Kolejny raz osiągnąłem sukces dzięki swojej pracy. Jestem czysty - 1822 dni. Niedługo minie 5 lat, kiedy ostatni raz ćpałem".

DEON.PL POLECA

Dziedziczone przekleństwo

Ma na imię Piotr. Ma 44 lata. Przez 25 lat był w czynnym uzależnieniu alkoholowym i narkotykowym. Miesięcznie jego pensja sięgała pięciocyfrowych kwot. Miał opinię bezwzględnego i ambitnego pracownika w dużym zachodnim koncernie.

Pracodawcy przymykali oko na prywatne życie Piotra. Byli świadomi jego nałogów, ale nie ingerowali - podnosił statystyki, miał opinię profesjonalisty w dziedzinie zarządzania zasobami ludzkimi. Pracę łączył z narkotykami. Uważał, że jedno z drugim się nierozerwalnie łączy. Nie wyobrażał sobie, że można inaczej. Dragi dawały kopa, podbijały tempo i wyniki w pracy. Wieczorem alkohol, libacja. Na wyostrzenie umysłu, po przepiciu - pobudzające substancje psychoaktywne. Dzień w dzień. Równia pochyła. Coraz bliżej dna. Ostatnie tygodnie czteroletniego cugu narkotykowego spędził samotnie w ciemnej, wilgotnej piwnicy. Włamał się tam, bo żona wyrzuciła go z mieszkania.

Pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny. Ojciec - wojskowy - pił, zachowywał się agresywnie, nieobliczalnie. W wieku siedmiu lat usłyszał od niego, że w przyszłości będzie nikim, bo "dziecko alkoholika to już prawie alkoholik". W takim przekonaniu wzrastał. Z głęboko zakorzenionym zdaniem powracającym do niego w kolejnych latach jak przekleństwo.

Chłopak z charakterem i jego flow

Piotr w podstawówce stara się znaleźć akceptację wśród grupy rówieśników. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ma dobre oceny i symetrycznie wyprofilowaną fryzurę "od garnka". Do szkoły specjalnie wychodzi z domu wcześniej. Wraca kilka godzin po zakończonych lekcjach. Towarzyszy mu ciągła niepewność, lęk przed konfrontacją z pijanym ojcem, przemocą. Odnajduje swoją pasję w sporcie, który staje się jego wentylem bezpieczeństwa. Zaczyna spędzać na boisku długie godziny, gra w piłkę, poznaje znajomych. Pojawiają się imprezy i używki. Pierwszy raz wraca do domu pijany w ósmej klasie. Pierwszym narkotykiem jest klej, wciągane nosem opary butaprenu, których spróbuje na koloniach w Gdańsku.

W szkole średniej trzyma z silniejszymi - watażkami grup. Wraz z upływem czasu staje się jednym z nich. Grupę łączy szczególne zamiłowanie do picia, używek i prowokowania awantur. W tym czasie Piotr wchodzi w kibicowskie środowisko.

"Zawsze byłem wychowywany w kulcie agresji. Wyniosłem to z domu, od przyjaciół z osiedla, kult agresji odnalazłem w kibicowaniu" - mówi.

Następnie dodaje: "Kult agresji polega na działaniu bez jakiegokolwiek namysłu o konsekwencjach. Robiliśmy wtedy dużo dziwnych rzeczy na mieście. Dużo bójek, kradzieże też się zdarzały. Myślałem, że to jest normalne. Że to sposób na życie - taki lifestyle. Takie flow charakternego chłopaka".

Rodzice Piotra o niczym nie wiedzą. Potrafi się ukrywać - skłamać, odsypiać kaca u znajomego, znaleźć wymówkę na wybite zęby. Presja rodziny powoduje, że decyduje się rozpocząć studia. W 1996 roku bierze ślub - w wieku 21 lat. Rok później wyjeżdża na uczelnię w Warszawie. Zrywa kontakt ze środowiskiem z krakowskiego osiedla. Zaczyna nowy etap. Poznaje nocne życie stolicy. Równolegle do podjętych studiów rozpoczyna pracę w dużej korporacji. Zarabia pierwsze większe pieniądze, poznaje ludzi wyznających podobny światopogląd. Pojawiają się awanse w pracy, mocne narkotyki, kobiety, kłótnie z żoną.

Picie z lustrem

"Duże pieniądze powodują duże ilości rozrywek. Rozrywki potęgują zakopywane problemy. Problemy wyzwalają napięcia. A przecież napięcia trzeba odreagować. Na początku w sposób kulturalny - wino w restauracjach, piwko u znajomego. Potem więcej i więcej. W końcu trzeba się naćpać, żeby postawić się rano na nogi. To był mój dobrze wypracowany schemat. Przez parę długich lat. Potem już było tylko gorzej" - opowiada Piotr.

W 2004 roku - po siedmiu latach spędzonych w Warszawie - wraca do Krakowa. Kończy studia, broni pracę magisterską. Kontynuuje pracę w zawodzie, zmienia firmę. Otacza się ludźmi, z którymi wspólnie może zażywać mocniejszych doznań. Uważa, że ma najlepszych przyjaciół. Środowisko, w którym dobrze się czuje. Wewnętrznie jednak coraz częściej pojawia się strach przed następnym dniem. Mimo że jest postrzegany jako otwarty, towarzyski, zawsze chętny do butelki, w głębi staje się coraz bardziej wycofany i niepewny. Nikt z jego otoczenia nie jest tego świadomy. Lęk zaczyna być coraz silniejszy - przed tym, że obudzi się i nie znajdzie w szufladzie środków odurzających. Albo nie będzie mógł się już więcej napić.

W 2009 zaczyna najdłuższy ciąg narkotykowy. Przez kolejne cztery lata nie będzie ani jednego dnia trzeźwy.

"Pamiętam moment, gdy poczułem, że sobie z tym nie radzę. Wtedy pierwszy raz wypiłem do lustra w łazience. Setkę wódki przechyliłem, patrząc sobie w twarz. Z pięknie zaczesanymi włosami pokrytymi żelem, ostro spuchniętą buzią. Ubrany oczywiście byłem bardzo elegancko. Wypiłem setę wódki z gwinta, patrząc sobie w oczy. Wtedy stwierdziłem, że nie jest dobrze" - mówi.

Krajobraz po wojnie

Rodzina żyje w ciągłej niepewności. Piotr powtarza schemat, w którym został wychowany. Podświadomie powtarza zachowania swojego ojca. Ostatecznie zostaje wyrzucony przez żonę z domu. Wraz z nim z mieszkania znika agresja, smród przetrawianego alkoholu, ciągła niepewność. Policja nie musi już interweniować. Rodzina odczuwa ulgę. Piotr zaczyna poszukiwać noclegu. Na początku znajduje miejsce u swojego kolegi z pracy. Nie może tam jednak zostać, bo przekracza granice gościnności. Zmienia lokalizacje, odwiedza kolejnego znajomego. Ciągle jest pod wpływem alkoholu i narkotyków. Po kilku dniach jest wyrzucany za drzwi. Znajomości się kończą. Nikt nie zamierza nocować na kanapie niewygodnego gościa.

W końcu szuka schronienia na dziesiątym piętrze wieżowca. Później kilka dni nocuje na śmietniku. Ostatecznie włamuje się do własnej piwnicy. Tam sięga dna, bezsilności i własnej słabości. W ciemnej piwnicy pod swoim mieszkaniem spędza dwa tygodnie.

"Szczyt nastąpił, kiedy zostałem pogryziony tam przez szczury. Miałem też za sobą nieudaną próbę samobójczą. Nie wytrzymałem już tego. Poszedłem z płaczem do domu. Byłem wtedy schlany i naćpany oczywiście. Zapytałem, czy mogę się wykąpać. Nie brałem wtedy prysznica przez dwa tygodnie. Śmierdziałem, byłem w tragicznym stanie, nieprzytomny. Dostałem wtedy warunek od żony, że mnie wpuści, jeżeli pójdę się leczyć. Chociaż to nie dawało gwarancji tego, że będziemy razem. Po trzech dniach poszedłem do ośrodka terapii uzależnień. Rozpocząłem od terapii wstępnej. Później trafiłem na oddział dzienny".

Największą motywacją do podjęcia leczenia jest jego córka. 18 lutego 2013 roku obiecuje jej, że już nigdy nie będzie przez niego płakać. Obietnicę traktuje śmiertelnie poważnie - jak przysięgę. Na początku pracuje nad sobą wyłącznie dla niej. Potem zaczyna próbować ratować swój związek. Ostatecznie dochodzi do przekonania, że praca nad sobą dotyczy w pierwszej kolejności jego własnej osoby. Gdy sam jest szczery ze sobą, zdrowy, inni przez niego nie cierpią.

Zmiana sposobu życia przychodzi jednak z wielkim trudem. Schematy wypracowane przez ćwierć wieku okazują się głęboko zaszczepione w świadomości uzależnionego. Piotr uczy się życia na nowo.

"Czułem, jakbym wyszedł wtedy z podziemi. Pomyślałem: «Nie ma już wojny. Wojna się skończyła. Słońce świeci. Ludzie są inaczej ubrani. Inaczej uczesani. Uśmiechają się nie dlatego, że chcą coś ode mnie. Uśmiechają się, bo mają na to ochotę»".

Możliwości

W pierwszych tygodniach terapii Piotr zaczyna intensywną pracę nad swoimi nawykami. Dostaje drobne pieniądze od swojej żony, aby jeździć do Ośrodka Uzależnień.

"W trakcie terapii zacząłem po raz pierwszy zacząłem brać odpowiedzialność za własne życie. Jedną z pierwszych czynności, na które nigdy nie zwracałem uwagi dotyczyło kasowania biletów. Nigdy tego nie robiłem. Kiedyś jak kanar chciał ode mnie bilet, to chciałem mu strzelić w mordę. Dlatego to uczucie, gdy miałem skasowany bilet w kieszeni, jechałem zgodnie z przepisami w autobusie było nowe, przyjemne. Byłem z tego dumny, że mogę tak robić !"

Listonosz przynosi do mieszkania Piotra kolejne wezwania - nieuporządkowane sprawy z przeszłości. Wezwania do zapłaty w Urzędzie Skarbowym, ZUS-ie, instytucjach, które domagały się spłaty długów. Zaczyna żmudną pracę nad spłacaniem należności, mandatów, rozwiązywaniem zaległych spraw sądowych. Decyduje się przechodzić wszystkie sprawy proceduralnie. Chce napisać pismo z prośbą o umożenie części zaległych opłat. Część postanawia spłacić sam. Twierdzi, że jeżeli przez całe życie oszukiwał, teraz chce być uczciwy. Zarówno ze sobą, jak i rodziną i ludźmi, którzy go otaczają. W domu dostaje drugą szansę - znajduje wsparcie i akceptację. Ludzi, których spotyka na nowej drodze, traktuje jako tych, którzy mają większe życiowe doświadczenie. Przełamuje się i wbrew wcześniejszym zasadom zaczyna pytać, w razie problemów prosić o pomoc. Po zakończeniu terapii na odwyku decyduje się na pracę fizyczną. Wypełnienie czasu wolnego obowiązkami zawodowymi nie pozwala mu myśleć o przeszłości.

"Umówmy się - dla mnie, żeby wejść w ten świat trzeźwym, trzeba było zmienić jedną rzecz - wszystko! Tak też robiłem. Krok po kroku. Ośrodek, otocznie, praca fizyczna - nie miałem czasu na bzdety. Dostałem wielkie wsparcie od znajomych, rodziny. Początki były tragiczne. Potem zaczęło się uspokajać".

Tak jest łatwiej

Dzisiaj przeszłość dla Piotra nie odgrywa już większego znaczenia. Jak sam mówi, "woli rozmawiać o tym, co spotyka go w danym momencie, teraz". Obecnie wciąż uczęszcza na terapię 12 kroków. Chociaż robi to już z mniejszą intensywnością. Porównując swój obecny, trzeźwy punkt widzenia rzeczywistości, uważa, że fundamentalna różnica pomiędzy tymi etapami zamyka się w jednym słowie, w "możliwościach". Jego nieograniczone możliwości dotyczą świadomych wyborów zainteresowań, pasji, relacji.

Uważa, że uzależnienie jest chorobą ciała, duszy i emocji. Ciężką, śmiertelną chorobą, która prowadzi do więzienia, szpitala lub śmierci. Dodaje jednak, że jest to choroba, którą można wyleczyć.

Pod koniec spotkania Piotr wyjmuje telefon i przeprasza, bo musi odpisać na wiadomość. Pisząc SMS-a, mówi:

"Pytałeś się, czy jestem szczęśliwy teraz. Chyba tak. Moja córka do mnie zaraz będzie dzwonić, bo u dentysty była i bardzo się tego bała. Teraz do mnie pisze. Dzisiaj mogę jej dać więcej niż kiedykolwiek wcześniej. W tym widzę szczęście. Ludzie do mnie dzwonią, bo chcą porozmawiać. Nie staram się nikomu przypodobać, grać, udawać, bo «wypada». Mam to gdzieś. Mimo to mam bliskich ludzi, żonę - czas dla nich i dla siebie. Całe życie się okłamywałem. Całe życie miałem jakąś maskę. Dzisiaj jestem po prostu Piotrek. Tak jest łatwiej".

Jerzy Chodorek - z wykształcenia kulturoznawca, student Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Interesuje się dialogiem międzyreligijnym i międzykulturowym. W wolnych chwilach zajmuje się muzyką, podróżami i aktywnością fizyczną. Najbardziej pasjonują go spotkania z drugim człowiekiem. Współpracował m.in. z Tygodnikiem Powszechnym

***

Godzina Wilka: w ludowych przekazach to najciemniejsza godzina nocy. Tuż przed świtem. Dzieją się wtedy rzeczy dziwne, rodzą i umierają ludzie. I właśnie o śmierci starego człowieka opowiedzą nasi bohaterowie. Co czuje człowiek w granicznych sytuacjach swojego życia? Jakie pytania zadaje, gdy stoi nad przepaścią? O czym myśli? To opowieść o doświadczeniu ciemności totalnej, w której trudno znaleźć siły, by wierzyć. Poznacie historie podobne do tej, jaką pamiętacie z ogrodu oliwnego, gdy strach wyciska z ciebie krew zamiast łez i potu. Masz odwagę stanąć twarzą w twarz z takim mrokiem i zrozumieć czym jest nadzieja radykalna? Odkryj Boga tam, gdzie się Go nie spodziewałeś.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kiedy ćpałem, nie byłem sobą. Dzisiaj nie noszę już żadnej maski
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.