Nie pość, by uciekać od Boga
Intencje mieli naprawdę dobre. Szukali Boga i to dzień za dniem. Chcieli poznać Jego drogi. Nie upierali się o swoją sprawiedliwość, ale prosili o boską. A nade wszystko pragnęli bliskości Pana. A ponadto pościli i umartwiali się, chociaż Prawo mówiło o poście tylko raz w roku. Ci ludzie od Izajasza nadawali się pod wieloma względami na karty żywotów świętych. A jednak Bóg mówi o nich "Wytknij mojemu ludowi jego przestępstwa" (Iz 58,1)
Piątek po Popielcu (Iz 58,1-9; Mt 9,14-15)
Gdzie zatem był problem? Co nie grało w ich religijności? Problemem okazało się to, jak traktowali innych ludzi. Chociaż Bogu dawali wiele, to z ludźmi łączyły ich waśnie i spory. Uciskali robotników i odwracali się od biednych. Nadzy i tułacze nie znajdowali u nich żadnej pomocy.
Dlaczego jednak Bóg przynajmniej nie pochwalił ich za religijność? Dlaczego cały ich wysiłek postu w oczach Bożych nie miał żadnej wartości? Dlaczego post, który miał przybliżyć do Boga, stał się drogą, na której człowiek od Boga się oddalił?
Kluczem zdaje się być tajemnica Bożego ojcostwa. Jeśli ci, co pościli jak i ci, co byli uciskani, są dziećmi tego samego Boga, to jak ojciec może uznać za dobre zachowanie dziecka, które bije swego brata? Jak może słuchać nawet pięknych jego pieśni, skoro z serca jego siostry płynie do tego samego taty krzyk niesprawiedliwości? Jak tata może przyjąć nawet najpiękniejszą laurkę od swego dziecka, jeśli wie, że ono nadal krzywdzi swoje rodzeństwo? Bóg jest ojcem, my jesteśmy jego dziećmi. Dlatego nie da się oddzielić miłości Boga od miłości bliźniego. Bo co to za syn, co niby matkę kocha, ale brata ma w nosie? Czy naprawdę nie widzi, że swoim zachowaniem robi również jej przykrość? Św. Jan opisze to krótko: "Kto nie miłuje brata, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" (1 J 4,20). Miłość Boga oderwana od miłości bliźniego jest tylko abstrakcją faryzeuszy.
Kiedyś byłem pozytywnie zaskoczony zachowaniem pewnego człowieka. Kultura, życzliwość, otwartość. Ucieszyłem się w głębi serca, że tacy ludzie piastują takie odpowiedzialne stanowiska. Minęło kilka dni i spotkałem na ulicy jednego z jego podwładnych. Pogratulowałem mu szefa. Na to usłyszałam: "Mógłby być moim synem, a traktuje mnie gorzej niż psa". "To niemożliwe!" - wyraziłem wątpliwość. Na to usłyszałem genialną odpowiedź: "Proszę księdza. Ludzi nie można oceniać tylko po tym, jak traktują równych sobie, znajomych i krewnych. O wiele więcej mówi o nich stosunek do tych, na którym im nie zależy".
Nie ma innej drogi do Boga jak przez człowieka. Zwłaszcza po Wcieleniu. I Jezus przypomina: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". (Mt 25,40)
W tym kontekście przemyślmy nasze wielkopostne postanowienia. I zadajmy sobie pytanie, czy mój post nie jest czasem od ucieczką od Boga. Ucieczką od Boga, czyli takim ruchem, który nie przybliża mnie do bliźniego.
Na ile zatem powstrzymywanie się od kawy i ciastek przybliży mnie do ludzi? Na ile ograniczenie Facebooka i telewizji pozwoli mi bardziej kochać bliźniego? Na ile postanowienia związane ze sportem czy pracą, są chociaż małą cegiełką w budowie cywilizacji miłości?
Nie o to chodzi, by ganić dobre intencje i zwalczać stare tradycje. Chodzi o to, żeby powiedzieć w imię tej samej prawdy, którą głosił Izajasz, że fikcją jest robienie pseudo postanowień, kiedy są ludzie na tym świecie, którzy przez nas cierpią.
Skomentuj artykuł