O kobiecie, która zapomniała, jak ma na imię

(fot. pl.depositphotos.com)

Każdego dnia w taki właśnie sposób witała się ze swoim odbiciem w lustrze. "Wiem, jaka jesteś. Wiem, co ci w życiu nie wyszło. Wiem, że nic już z ciebie nie będzie".

Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu, a wiedziony był przez Ducha na pustyni czterdzieści dni, i był kuszony przez diabła. Nic przez owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym,
powiedz temu kamieniowi, żeby stał się chlebem». (Łk , 1-3; fragment czytań z I niedzieli Wielkiego Postu)

W jej najwcześniejszych wspomnieniach nie było słów. Były gesty, melodia piosenki śpiewanej na dobranoc, ciepło i czułość. Było coś, czego nie da się opisać. Pamięta, że ktoś wtedy wołał ją po imieniu. Chyba, tak jej się wydaje - ale to było tak dawno.

Przez kolejne lata patrzyła w lustro, oceniając to, co w nim widzi i dokonując bezlitosnych podsumowań. Dorastała, dojrzewała, zmieniała się. Gdybyśmy założyli, że nazywała się Madzią, szybko stałaby się Magdą, a niedługo później - Magdaleną. Do swojego imienia dodałaby też długą listę rozmaitych określeń: ładna, inteligentna, delikatna. Trochę za gruba może. Zbyt często - niezdarna. Za mało pewna siebie. W sumie to nie do końca inteligentna, skoro podjęła tyle głupich decyzji. Coraz bardziej zdecydowana i twarda. Wciąż jeszcze ładna, ale pełna lęku o swoją urodę. Coraz częściej smutna i z oczami podkrążonymi po nieprzespanej nocy.

Niepewna i zrezygnowana.

Bezsilna.

Gdybyś wtedy spytał ją, jak ma na imię, odpowiedziałaby właśnie w ten sposób. Przez lata patrząc w oczy ludzi i szukając w nich potwierdzenia swojej wartości, nauczyła się mówić nie o tym, kim jest, ale o tym, co udało jej się osiągnąć. Świat utwierdzał ją w przekonaniu, że jest warta tyle, ile jej sukcesy. Jeśli nie umie być najlepszą wersją siebie samej, przegrywa. Jest słaba, przeciętna, beznadziejna - wystarczy popatrzeć na jej życiowe błędy, by się o tym przekonać. A tych popełniła sporo.

Zapomniała, jak ma na imię. Zapomniała, kim naprawdę jest, patrząc na siebie tylko i wyłącznie przez pryzmat swoich doświadczeń, decyzji i ich skutków.

Tamten dzień potoczyłby się pewnie tak jak setki innych, gdyby nie melodia piosenki, śpiewanej na dobranoc, która nagle pojawiła jej się w głowie. Gdy spojrzała na tego Człowieka, poczuła, że dzieje się coś, czego nie umie opisać słowami. Przestała zwracać uwagę nawet na pełne gniewu i pogardy słowa, które docierały do niej z różnych stron.

"Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą" - tyle była w stanie wyczytać z twarzy Szymona. Bardzo dobrze znała ten rodzaj spojrzenia - każdego dnia w taki właśnie sposób witała się ze swoim odbiciem w lustrze. "Wiem, jaka jesteś. Wiem, co ci w życiu nie wyszło. Wiem, że nic już z ciebie nie będzie".

Wtedy jednak ten Człowiek powiedział coś, co sprawiło, że ucichły wszystkie osądzające ją głosy. W Jego oczach dostrzegła to, o czym zdążyła zapomnieć - że jest nie tylko kobietą z przeszłością. Że na jej imię nie składa się suma jej sukcesów i porażek, czyli bilans, w którym jest zawsze na minusie. Że jej prawdziwe imię brzmi: "ukochana od zawsze", wybrana przed założeniem świata (por. Ef 1,4). I że nic tego nie zmieni. A ona ma szansę na nowy początek.

Każda z nas dźwiga pewnie na swoich barkach ciężar źle podjętych decyzji, grzechów i słabości. Czasem są to rzeczy, których już nie da się zmienić, innym razem - takie, z jakimi bezskutecznie walczymy od lat. Nie chcę Ci dzisiaj mówić, że to wszystko nieważne, że można to zbagatelizować. To nie tak.

A jednak Twoja słabość to tylko część prawdy o Tobie, a ciężaru, który dźwigasz, nie musisz nieść na swoich ramionach sama. Wielki Post to czas, w którym możesz pozwolić, by Bóg przypomniał Ci o tym, że On sam dźwiga nasze ciężary, że to On jest zbawieniem (por. Ps 68, 20). I że patrzy na Ciebie nie jak na kogoś, kto ma się przed Nim wykazać wzorowym chrześcijańskim CV i nieugiętą walką ze swoimi grzechami, ale jak na swoje dziecko, na ukochaną córkę (która owszem, ma walczyć, ale nie swoimi siłami, lecz Jego mocą!).

"Jeśli jesteś Synem Bożym..." - słyszy Jezus w czasie kuszenia na pustyni (Łk 4, 1-13).

A jakie pytania Ty słyszysz w swoim sercu? W jaki sposób myślisz o sobie częściej: jako o ukochanej Bożej córce? Czy jako o kimś, kto jest zbyt słaby, ułomny i poraniony, by być blisko Jezusa?

Jeśli faktycznie jesteś coś warta...
Jeśli faktycznie jesteś taką pobożną katoliczką…
Jeśli faktycznie jesteś dobrą córką, żoną, matką, przyjaciółką…
Jeśli, jeśli, jeśli...

Pamiętasz jeszcze, jak naprawdę masz na imię?

Majka Moller - aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mamawspółautorka książki "Ile lat ma twoja dusza. Znajdź swoją duchową drogę" i autorka książki "Pogoda Ducha. Pełna uczuć jesteś boska"

* * *

O kobiecie, która pozwoliła się odszukać, czyli o Tobie | Maria Magdalena, Marta z Betanii, kobieta cudzołożona - słyszałaś o nich nie raz. A czy zdarzyło Ci się, słuchając ich historii, pomyśleć, że to opowieść również o Tobie?  Każda z nich w swojej codzienności mierzyła się nie tylko z tym, co niesie teraźniejszość, ale także z ciężarem przeszłości. Każda doświadczała zmagań i porażek. Toczyła swoje małe bitwy, które zmieniły w jej życiu tylko trochę albo bardzo niewiele - do czasu spotkania z Bogiem. Ten Wielki Post też może być o Tobie. Też może stać się szansą na spotkanie Boga, który uklęknie przed Tobą, by umyć Ci nogi, a potem odda swoje życie. W każdą sobotę zapraszam do refleksji nad niedzielą Ewangelią i do spojrzenia na nią z perspektywy kobiety, która pozwoliła się odszukać.  Może z Tobą będzie podobnie? Zaprasza Maja Moller.

Aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek "Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!" i "Ile lat ma Twoja dusza?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O kobiecie, która zapomniała, jak ma na imię
Komentarze (6)
Andrzej Ak
10 marca 2019, 00:12
@piecuszek W wierze w Boga to nie ksiądz jest osobą najważniejszą, ale sam Bóg. Jeśli ma Pani osobistą relację z Bogiem, to jest OK. Jeśli zaś ta relacja uległa jakiemuś zakłóceniu, osłabieniu, albo wogóle nigdy nie weszła w stadium dojrzałości, to Pani życie jest poważnie zagrożone. Bowiem żyjemy tutaj nie dla tego krótkiego życia na Ziemi, lecz by stać się godnymi wejść na drogę do życia wiecznego. Po śmierci naszego ciała żyje nasza świadomość, która zupełnie niczym się nie różni od tej obecnej z jedym wyjątkiem: braku ciała. Jednak brak ciała otwiera naszą świadomość na wymiary dusz i tak naprawdę to nasz bagaż duchowy decyduje czy Duch nas wyniesie na "obłoki", czy może ciężary naszych złych wyborów ściągną nas w dół do ciemnych odchłani wymiarów cierpień i niedoli. Nie piszę tego, bo gdzieś to wyczytałem, lecz sam tego osobiście doświadczyłem i świadczę o tej prawdzie. Wszystko zaczęło się wiele lat temu, gdy ciężka choroba próbowała zabić moje ciało. Wówczas to poraz pierwszy moja świadomość uniosła się z ciała i zostałem zatrzymany pomiędzy drogą ku światłości a odchłaniami mroku pode mną. Do ciała powróciłem już nie swoimi siłami lecz wolą samego Pana Jezusa. I tak jest do dzisiaj.
PM
Patryk M
10 marca 2019, 08:50
''Po śmierci naszego ciała żyje nasza świadomość, która zupełnie niczym się nie różni od tej obecnej z jedym wyjątkiem: braku ciała.'' Mógłbyś to wyjaśnić szerzej? Przecież Pan Jezus Chrystus po zmartwychwstaniu miał ciało. I w tym ciele udał się do Ojca. Inne niż to ziemskie ale jednak ciało, zatem jak rozumieć Twoje słowa ''braku ciała''. ''19 Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» 20 A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok.''
Andrzej Ak
10 marca 2019, 16:51
Chwila naszego zmartwychwstania jeszcze nie nadeszła. To Pan jako Pierwszy zwyciężył śmierć, a my na ten dzień musimy jeszcze zaczekać. Jest jednak nam on obiecany, my też kiedyś zmartwychwstaniemy. Jednak jak to będzie naprawdę wyglądało nie mam pojęcia. Póki co, po śmierci naszego ciała, pozostawiamy je i nasza świadomość wchodzi na drogę pielgrzymki do Boga. Ludzie dobrzy i wierzący po śmierci swojego ciała, są stawiani na drogę trzech czyśćów, z których każdy może trwać ok 40 lat ziemskich, choć może trwać i dłużej. To daje ok 120 lat drogi do Boga, drogi do wymiaru całkowitego zjednoczenia się z Bogiem. Wówczas dusza ludzka egzystuje już w Mocy Bożej, Jego Woli, Myśli, Mądrości itd. Trudno wymiar Boga pojąć i ogranąć ludzkim umysłem, gdyż pod każdym względem wykracza On poza nasze 5 zmysłów percepcji otaczającego nas tu świata materialnego. Ja sam jedynie fragmentarycznie poznaję tamten Wymiar za Wolą samego Pana. Mogę jednak zaświadczyć iż nic na ziemi wspaniałego nie może się z tamtym wymiarem i stanem duszy równać. A warto dodać, iż Bóg również obiecał iż najpiękniejsze dusze ludzkie zostaną wyniesione na przestrzenie anielskie i tam zastąpią miejsca aniołów, którzy upadi.
PM
Patryk M
10 marca 2019, 19:35
Dziękuję za odpowiedź.
IC
Iwona czaplicka
9 marca 2019, 18:03
Mnie wlasnie na lekcjach religii wpajano ze jestem nic niewarta. W salce katechetycznej, stara jestem. Mowiono ze kobiety sa glupie a ksztalcenie kobiet to socjalistyczny wymysl zeby je odciagnac od rodzenia dzieci.Mowiono ze kobiety nie sa w stanie zrozumiec np. filozofii - az sie zacielam przecztalalm Platona i Arystotelesa -okazalo sie ze ksiezulo nie czytal ich wcale.Mialam 14 lat-w wieku 16 przestaæam chodzic na religie. I po wielu laatach -gratuluje sobie ze nie dalam sie zniszczyc.
9 marca 2019, 20:17
Może Pani to "stara jestem" rozwinąć, bo nijak nie pasuje to z "salką katechetyczną", która sugeruje katechezę przedkonkordatową, czyli rocznikową. Oblewała Pani w podstawówie?