Przeskoczyć siebie
U św. Marka, a zwłaszcza u św. Mateusza zaparcie się Piotra przedstawione jest bardzo dramatycznie. Całe zdarzenie następuje tuż po tym, jak Jezus wyznał przed Wysoką Radą, że jest Mesjaszem i został uznany winnym śmierci. Apostoł nagle zdaje sobie sprawę, że to nie przelewki. Słowa i świadectwo mają swoją cenę, graniczącą czasem z utratą życia. Piotr pod wpływem lęku zaprzecza, że zna Jezusa, aby nie zostać pojmanym i skazanym na śmierć jako Jego wspólnik. Co więcej, mogło do niego w końcu dotrzeć, że słowa Jezusa rzeczywiście mają moc. (Mt 69, 74; J 13, 36-38; 18, 15-18. 25-27)
Jeszcze podczas Ostatniej Wieczerzy, Piotr nie wierzył, że coś takiego mogłoby kiedykolwiek przytrafić się Jezusowi. Nie wierzył również, że zrealizuje się zapowiedź jego zaparcia. Zanim Piotr odżegnał się definitywnie od swego Mistrza przed ludźmi, najpierw odrzucił Jego słowa. Otwarcie wyznaje Chrystusowi: „W tym co mówisz, nie może być prawdy”. W głębszym sensie, Piotr, przy całej swej dobrej woli i zapale, nie wziął sobie słów Jezusa do serca, nie zaufał Mu. Najpierw z wielką natarczywością, nie dopuścił do siebie słów Jezusa, a potem, jak pisze Mateusz, niezwykle gwałtownie, pod przysięgą, i przeklinając siebie (lub Jezusa), wyparł się, że należał do grona Jego uczniów.
Św. Augustyn twierdzi, że zerwanie owocu przez pierwszych rodziców to nie był jakiś nagły upadek, lecz ześlizgiwanie się po równi pochyłej. Skutek stopniowego odwracania uwagi od Boga i powątpiewania w prawdziwość Jego słów. Człowiek powoli zaczął się zwracać ku sobie, „szukał satysfakcji w sobie”, „stał się swoim własnym spełnieniem i światłem”. Adam i Ewa musieli „dojrzeć” do posłuchania węża. „Diabeł nie skusiłby człowieka, gdyby człowiek już wcześniej nie zaczął żyć dla siebie”. Wielkie upadki nie rodzą się w jednej chwili, są raczej efektem przebytej „drogi” grzechu.
Wysłuchaj rozważania
[-06_przeskoczyc_siebie.mp3-]
Chrystus przestrzegał i upominał Piotra, a zarazem modlił się za Niego, aby jego wiara nie zgasła. Ciekawe, jak często Bóg przemawia do nas przez ludzi, wydarzenia, pozorne „przypadki”, ale ta mowa wydaje nam się tak nieprawdopodobna, nie dla nas, nie w tym momencie, że się nią prawie w ogóle nie przejmujemy i puszczamy ją mimo uszu.
W Janowej wersji zaparcia się Piotra istotne są okoliczności, w których Chrystus zapowiada to wydarzenie. Podczas gdy u synoptyków apostoł zarzeka się, reagując na Chrystusową zapowiedź, że umrze razem z Jezusem (Mk 14, 31; Mt 26, 35; Łk 22, 33), u Jana przyrzeka, że odda życie za Niego (J 13, 37). Nie można w Piotrze doszukiwać się nieszczerości, co najwyżej zbytnie zaufanie w swoje możliwości. Pierwszy z apostołów, w swojej szlachetności i niekłamanej miłości do Jezusa, chce zastępczo umrzeć za Mistrza, aby Go uchronić od śmierci.
Ewangelista nieco ironicznie odsyła nas do wcześniejszej przypowieści o Dobrym Pasterzu (J 10, 1-19). Poruszony zaleceniem Jezusa, Piotr pragnie oddać życie za Niego (owcę), siebie uważając już za pasterza, jakby chciał uprzedzić Chrystusa i przyśpieszyć Boże działanie. Tymczasem Jezus, mówiąc o swojej rychłej śmierci i zagubieniu uczniów, cytuje proroka Zachariasza: “Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (Mt 26, 31). Piotr zapomina, że wciąż jest tylko owcą, i to bardzo słabą, chociaż będzie musiał się o tym przekonać na własnej skórze. Nieznajomość własnej słabości i przedwczesne stawianie siebie w niewłaściwej roli powoduje, że Piotr, a w ślad za nim pozostali apostołowie, dezerterują. Najpierw Jezus musi zwyciężyć, aby jakikolwiek człowiek mógł oddać życie za innych. Dopiero po zmartwychwstaniu Piotr zostanie w pełni ustanowiony pasterzem przez Chrystusa, by w mocy Ducha w przyszłości poświęcić się za owce.
Czy czasem nie próbuję przeskoczyć samego siebie i ominąć etapy drogi, którą muszę przejść? Czy potrafię ze spokojem przyjąć ten moment rozwoju, na którym obecnie się znajduję? A może ciągle kreuję się na supermena, którym w rzeczywistości nie jestem? Czy nie próbuję udowodnić sobie i światu, że mogę zdziałać więcej niż potrafię? Czy nie chcę zrobić wrażenia na Bogu swoimi wyczynami moralnymi, osiągnięciami i sukcesami? Czy uważam, że Bogu i ludziom muszę pokazać się tylko z najlepszej strony, ukrywając swoje słabości? Te postawy w gruncie rzeczy mogą wypływać z ukrytej niewiary w rzeczywistego Mesjasza. Nieraz podświadomie mogę usadawiać się na tronie Mesjasza, sądząc, że tyle ode mnie zależy, że wszystko stoi na mojej głowie, że beze mnie świat się zawali. Jak wiele czasu i energii poświęcam, aby zachować ten wyimaginowany obraz samego siebie, zwłaszcza przed innymi?
W Ewangelii św. Jana, Jan Chrzciciel zapytany o to, kim jest, odpowiada: „Ja nie jestem Mesjaszem”, chociaż łatwo mógł się utożsamić z Mesjaszem, a jednak tego nie zrobił. Częste powtarzanie sobie tych słów „Ja nie jestem Mesjaszem” jest bardzo uzdrawiające. Bo istnieje inny Mesjasz, który, chociaż mógł to zrobić, nie wyzwolił wszystkich z nędzy, chorób i innych przypadłości.
Skomentuj artykuł