Przyjaciel od siedmiu boleści

(fot. h.koppdelaney/flickr.com)
s. Justyna A. Rosińska CSP

Jak zwykle po Mszy świętej podpisywałam indeksy kandydatom do bierzmowania. Kątem oka zauważyłam leżącą na ziemi kartkę. Poprosiłam chłopaków o podniesienie i sprawdzenie co to. Podnieśli i zaczęli się śmiać, mówiąc, że to pewnie jakiś list miłosny, bo w tytule jest "Kochana Sylwio! Odruchowo zabrałam im kartkę i schowałam do torebki - każde uczucie potrzebuje intymności, a ja nie chciałam być tą, dzięki której całe gimnazjum będzie się wyśmiewało z uczuć jakiegoś chłopaka.

Poniedziałek, III Tydzień Wielkiego Postu (2 Krl 5,1-15a; Łk 4,24-30)

List miałam wyrzucić po drodze do kosza. Jednak zupełnie o nim zapomniałam. Po raz kolejny kartka ta zwróciła moją uwagę wieczorem - wypadła z notesu wprost na biurko. Zaintrygowana doszłam do wniosku, że skoro już leży na biurku, to zobaczę co to za wyznania i jeśli jest podpisana - oddam właścicielowi. Kartka ,owszem, była podpisana, ale nie zawierała tego, czego się spodziewałam. Była ostatnim pożegnaniem z ukochaną dziewczyną przed dokonaniem samobójstwa. To śmiertelnie poważny list, który nie pozostawiał żadnych złudzeń.

Miałam w ręku tylko tę kartkę, imię autora i pewność, że był na spotkaniu kandydatów do bierzmowania. W grupie kandydatów Maćków było siedmiu. Czterech uczyłam w gimnazjum. Trzech zapisanych było na liście zbiorczej. Nie miałam pojęcia, który z nich jest autorem tego listu. Nie wiedziałam, co zrobić. W liście była mowa o poniedziałku jako dniu ostatnim.

Po nieprzespanych, przemodlonych godzinach poszłam rano do szkoły. Zajęcia zaczynałam od 8 rano z klasą trzecią, w której był jeden z Maćków. Był obecny na zajęciach, pracował normalnie. Pod koniec lekcji podeszłam do niego, trzymając tę kartkę w ręku i zapytałam, czy przypadkiem niczego nie zgubił. Odpowiedział szybko, że nie i pisał dalej. Ponowiłam pytanie, pokazując kartkę. Spojrzał, zbladł, zaczerwienił się - a mnie kamień spadł z serca.

DEON.PL POLECA

Maciek został po lekcji. W skrócie sprawa wyglądała tak: Maciek zakochał się pierwszą szalona miłością w dziewczynie, która początkowo jego uczucie odwzajemniała. Potem jednak - jak sama to określiła - "przeszło jej", a on się załamał. Rozpaczał, próbował naprawić związek itd. O wszystkim opowiedział swojemu starszemu kuzynowi mieszkającemu w sąsiedniej miejscowości. Ten - rzekomo bardziej doświadczony i mądrzejszy - widząc rozpacz Maćka i jego determinację, orzekł, ze takie k... można nauczyć tylko w jeden sposób: skoro Maciek nie może bez niej żyć, to niech się zabije, a on po wszystkim weźmie jego kurtkę [która tak bardzo podobała się tej dziewczynie] wraz z pożegnalnym listem i jej zaniesie - niech ma wyrzuty do końca życia.

Zaplanowali więc, że Maciek powiesi się w poniedziałek w starym budynku po koszarach wojskowych. Miało się to stać po południu tak, by kuzyn zdążył przyjechać i przekazać co trzeba i komu trzeba. Maciek napisał list w niedzielę. Schował do wewnętrznej kieszeni kurtki, do której też włożył potem indeks. Miał się zachowywać normalnie, poszedł więc na Mszę św. i spotkanie do kościoła. Nie miał tylko pojęcia, że zgubił list, wyciągając indeks.

Maciek płakał, opowiadając mi to wszystko. Płakałam wraz z nim. Płakali też rodzice, gdy Maciek im to wszystko wyznał.

***

Żona trędowatego Naamana miała służącą. 'Ona rzekła do swojej pani: " O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu". Naaman miał oddanych służących. Gdy zwątpił w sensowność prorockiego polecenia, aby pójść i zanurzyć się siedem razy w Jordanie, słudzy 'przybliżyli się i przemawiali do niego', nakłaniając go do posłuszeństwa. Naaman został uzdrowiony.

Jezus w Nazarecie miał rodaków, którzy na Jego słowa unieśli się gniewem, porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i chcieli Go strącić.

Maciek miał kuzyna, który zaplanował jego samobójstwo.

Warto mieć przyjaciół. Ale warto mieć przyjaciół wierzących. W ciebie i w Boga. Jeśli wierzą w ciebie i w Boga, nie zostawią cię nawet, jeśli porazi cię prąd. Nie wyrzucą, nie cisną w ciebie kamieniem. Zawsze pośpieszą na pomoc.

Warto też być przyjacielem. Prawdziwym przyjacielem.

Siostra Justyna Rosińska ze Zgromadzenia Sióstr Pasjonistek pochodzi z suwalszczyzny. Absolwentka UKSW i Instytutu Teologii Apostolstwa (studia doktoranckie). Katechizuje od 19 lat. Jest współzałożycielem Stowarzyszenia Pedagogów NATAN (www.natan.pl) oraz autorką różnych artykułów o tematyce teologicznej i pedagogiczno- katechetycznej. Od pisania zdecydowanie woli działanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przyjaciel od siedmiu boleści
Komentarze (9)
Piotr
13 marca 2012, 13:43
jeśli to jest prawdziwa historia, "to ja pierdziu" - jak można poradzić komuś żeby popełnił samobójstwo?
A
andy
12 marca 2012, 23:24
 jeśli chodzi o przyjaciela to najlepiej z równiesnika lub z minimalną rónicą wiekawą i najlepiej nie osobę duchowną. z doświadczenia wiem że to co miało być piekną i prawdziwą przyjaźnią zakończyło sie bólem i łzami . 
OJ
ONLY JEZUS
12 marca 2012, 22:56
Trzeba zaakceptować samotność i uwierzyć w tego Jedynego Prawdziwego- w Pana Jesusa. A potem Pan Jezus da Ci prawdziwego przyjaciela, tak, zgadza się. Najpierw ON!
12 marca 2012, 22:53
 Maju... Domyślam się, że Twoje serce jest bardzo smutne, skoro nie wierzysz w przyjaźń. Też kiedyś w nią nie wierzyłam - od czasu, kiedy porządnie się zawiodłam. Byłam pewna, że coś takiego jak przyjaźń po prostu NIE ISTNIEJE. A już na pewno nie ma  i nie będzie jej dla mnie. Gdy przypomnę sobie ten czas, widze w sercu głębię samotności i smutku...  Masz rację - "nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś życie oddaje, abym ja mógł żyć..." (tekst z pięknej piosenki "Przyjacielu"). Chcę Ci tylko powiedzieć, że jeśli Ty sama wierząc w Boga-Miłość, uwierzysz też w człowieka i pokochasz go - odkryjesz piękno przyjaźni, która ISTNIEJE! I też dla Ciebie chce jej dobry Bóg, bo przez przyjaźń najpiękniej okazuje swoją bezwarunkową miłość. "dobrze zna się tylko to, co się oswoiło. Ludzie sa teraz zbyt zajęci,aby to robić. Kupują wszystko gotowe na straganach. A ponieważ tam nie ma przyjaciół, ludzie są ich pozbawieni.Jeśli zatem pragniesz mieć przyjaciela, to oswój mnie..." /prośba Lisa do Małego Księcia/    <>< 
M
Maja
12 marca 2012, 17:12
Nigdy nie będę miała prawdziwego przyjaciela. Takiego kogoś po prostu nie ma nigdzie na świecie. Nie można nikomu zaufać. Ludzie myślą tylko i wyłącznie o sobie. Nikt nigdy nie ma czasu na rozmowę z drugim człowiekiem. Relacje są płytkie, nikt się nie chce angażować. Ważniejsza jest kariera i pieniądze. W takim świecie nie mam miejsca na "sentymenty", każdy zmerza po trupach do celu. Dla kogo dziś liczy się rodzina? Dziś liczy się pieniądz i władza. Dlatego nie warto mieć fałszywego przyjaciela. Jest mnóstwo świń, które podają nam ręce, bo pragną naszego nieszczęścia. Trzeba zaakceptować samotność i uwierzyć w tego Jedynego Prawdziwego- w Pana Jesusa.
M
MR
12 marca 2012, 14:17
Tytuł bardzxo delikatnie traktuje tego gościa. Co trzeba mieć we łbie żeby zaproponować cos takiego?
Bogusław Płoszajczak
12 marca 2012, 13:11
Takich "przyjaciół" niestety ostatnio nie brakuje. Nie zawsze jednak komuś wypadnie z kieszeni list...
:
:(
12 marca 2012, 12:06
Mam nadzieję, że Siostra zmieniła imię chłopca w tekście!?
R
Rafał
12 marca 2012, 09:17
 Mocne :)