Czy to jest prawdziwa miłość?

(fot. shutterstock.com)
Anna Kaik

Chyba wszyscy będący z kimś w relacji uczuciowej, a zwłaszcza rozważający ślub, zadają sobie pytanie: czy to na pewno jest miłość? O ile zakochani, bez namysłu jesteśmy w stanie odpowiedzieć: tak!, o tyle, gdy pierwsza fala uczuć opadnie, zawsze pojawiają się wątpliwości.

Wątpliwości te karmią się wieloma mitami na temat miłości, wśród których prym wiedzie przekonanie, że miłość = przyjemność. Nie ma chyba większego kłamstwa na temat miłości.

Wystarczy spojrzeć na Osobę Jezusa, w którym pełnia miłości objawiła się na krzyżu. Tymczasem my pragniemy prawdziwej miłości bez krzyża. A coś takiego nie istnieje. Zachodzi wręcz odwrotna relacja: im bardziej potrafimy zrezygnować z siebie, na rzecz drugiej osoby, tym miłość jest czystsza, piękniejsza, prawdziwsza. Nie bardzo nam się to jednak podoba, bo rezygnacja z siebie właśnie nie jest przyjemna. Owszem, podoba nam się wizja miłości, w której ktoś umiera dla nas, natomiast odwrotnie - już niekoniecznie. I w chwili gdy w związku miejsce lukrowanej autoprezentacji zastępuje prawda o nas (zarówno ta piękna, ale i ta często bardzo trudna) pojawia się zniechęcenie i poczucie, że coś wygasło. Wygasła miłość? Nie, wygasła fikcja.

DEON.PL POLECA

Cierpliwie umierać

Znów przywołam Jezusa w Jego słowach: "Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15,13). Czy mąż nie oddaje swojego życia, gdy mimo zmęczenia, jedzie nocą 120 km, żeby wygodnie i bezpiecznie przywieźć żonę z lotniska? Czy żona nie oddaje swojego życia, gdy wstaje rano godzinę wcześniej, żeby przed pracą naszykować obiad?

Czy to jest przyjemne? Nie, zupełnie nie. Czy jest przyjemne czuwać godzinami w szpitalu przy łóżku teściowej (osoby, z którą rzadko wiążą nas uczucia), żeby, gdy będzie potrzebowała, podać jej szklankę wody lub jedzenie? Nie, nie jest. Czy jest przyjemne znosić przykre uwagi szefa w poczuciu odpowiedzialności za utrzymanie rodziny? Nie jest.

Szukamy miłości, bo przeczuwamy, że jest największym dobrem, które może nas spotkać i w którym możemy uczestniczyć, ale nie potrafimy rozstać się z jej dziecięcą wizją, w której z miłości wynikają same gratyfikacje. Tymczasem, jak mówi św. Paweł, w miłości najważniejsza jest cierpliwość. Już to stwierdzenie pokazuje trudną dla człowieka prawdziwą naturę miłości. Bo cierpliwość to cnota niezbędna nie do korzystania z przyjemności - wtedy przecież żadna cierpliwość nie jest nam potrzebna - ale właśnie do znoszenia trudów.

Inna twarz śmierci

Jaka więc jest ta prawdziwa miłość? To chyba jedno z najtrudniejszych pytań, jakie kiedykolwiek postawiono. Sam św. Paweł opisując miłość używa głównie negacji: mówi co nie jest miłością, co pokazuje trud adekwatnego ujęcia jej istoty. Na pomoc próbuje przyjść również psychologia i filozofia. Bazując na wielu teoriach i wiedzy praktycznej, tych którzy je wymyślili, można zauważyć że podstawowym pytaniem, gdy szukamy odpowiedzi, czy to, co łączy mnie i partnera jest miłością, czy jej smutną karykaturą, jest: jak dobrze znasz swojego partnera/partnerkę?

Nie chodzi tu oczywiście o powierzchowną wiedzę o jej/jego upodobaniach, a nawet problemach.

To jest głównie pytanie o to, czy znasz jej/jego słabe strony, które - to jest najważniejsze - są trudne dla ciebie. Kobieta może uważać, że jej największą słabością jest bojaźliwość. Tymczasem dla mężczyzny może to być nawet afrodyzjak. Mężczyzna może uważać, że jego największą wadą jest bardzo niski wzrost, co dla partnerki może być zupełnie bez znaczenia. O. Adam Szustak w głoszonych przez siebie rekolekcjach nazwał te cechy, które trzeba odkryć u drugiej osoby, jej "obszarami śmierci" - te słabości bowiem codziennie będą cię "zabijały". Dlatego musisz mieć ocenić, czy jesteś w stanie z nimi żyć. Nie oszukujmy się: każdy ma w sobie "obszary śmierci", także twoja najpiękniejsza narzeczona i najsilniejszy wybranek. Ale, czy mimo tego, że ona będzie notorycznie domagała się coraz więcej pieniędzy (bo jest rozrzutna), że będzie cię często krytykowała, a on przez swoją wybuchowość będzie w stanie zrobić ci awanturę na środku ulicy albo przez korzystanie z pornografii będzie miał wypaczone pojęcie o bliskości seksualnej - czy będziesz z nim/nią umiał żyć? Do końca?

Jakże realnego wymiaru nabiera w tym świetle przysięga małżeńska: "nie opuszczę cię aż do śmierci". Trzeba jeszcze pójść krok dalej: czy ty w tym obszarze jesteś na tyle mocny, żeby drugą stronę z tego jej prywatnego piekła wyciągać? Tylko wtedy związek będzie miał szansę być obszarem wzrostu, umocnienia, siły i... szczęścia. To jest bowiem największy paradoks miłości: "umieranie" w niej nie daje bezpośredniej przyjemności - to prawda, ale daje głębokie poczucie sensu i szczęścia - coś o całe niebo wyżej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy to jest prawdziwa miłość?
Komentarze (8)
M
monika
26 marca 2015, 19:14
Bardzo ciekawy artykuł! Daje do myślenia (możnaby to nawet rozwinąć- dla tych, którzy zastanawiają się nad własnymi relacjami cenne). Więcej takich!
A
andrzej
20 lutego 2015, 19:32
W naszym świecie króluje miłość materialistyczna i póki się jej nie wyzbędziemy, wciąż będziemy kaleczyć siebie oraz innych w tym naszą partnerkę czy partnera. Paradoksalnie z namacalnym świadectwem prawdziwej ludzkiej miłości zetknąłem się poznając pewną starszą parę. Ludzie ci uświadomili mi po raz pierwszy (przed laty), że prawdziwa miłość nie kończy się na śmierci, lecz pragnie rozciągnąć się w przyszłość. Dopiero potem dostrzegłem dziwny zbieg okoliczności u niektórych małżonków, iż śmierć jednego z nich wyzwala śmierć drugiego, po jakimś niedługim czasie. To stanowi potwierdzenie, jak bardzo niektórzy ludzie zżyli się ze sobą, jak wielka miłość ich połączyła i że śmierć nie ma siły prawdziwej miłości pokonać. Myślę, że ta prawdziwa miłość jest darem Boga dla nas i ci którzy będą potrafili ją przyjąć będą potrafili również nią się dzielić z innymi. Tymczasem większość z nas wciąż poszukuje miłości materialistycznej. Cechy fizyczne i materialne u wybranki czy wybranka serca odgrywają tak ogromne znaczenie, iż pozostałe zupełnie są lekceważone. Jednak, gdy nastąpi zmiana którejkolwiek z tych dwóch cech, miłość materialistyczna zupełnie zanika do danej osoby. Na   miejsce poprzedniej "połówki" materialistyczne serce zaczyna szukać  nowej, doskonalszej, lepszej. Materialistyczne serce traktuje drugiego człowieka jak przedmiot, a związek dwojga ludzi jak spółkę biznesową. Jeżeli biznes upada spółka wygasa. Wszystko kręci się wokół pieniądza, czyli mamony, lub mamona przez niektórych nazywanego synem upadłego. Z  takim właśnie za pan brat, wielu z nas buduje ognisko rodzinne, które ma być siedliskiem dobroci i miłości i na dodatek ma być jeszcze błogosławione przez Boga. Tak wygląda prawda o wielu związkach, które się rozpadły lub się właśnie rozpadają. Tak wygląda też prawda o nas samych szukających szczęścia w tym świecie.
A
andrzej
20 lutego 2015, 19:33
c.d. Materialistyczne serce jest harde, twarde i trudne do przemiany. Jedynie Bóg ma klucze do naszych serc i tylko on może te serca otwierać i naprawiać. Jednak nie oczekujmy, że Bóg w kilku spotkaniach z nami nam te blaszane serca nam naprawi. Blaszane muszą być ostatecznie wymienione na organiczne, a to jest proces o wiele dłuższy niż nam się wydaje. Jednak bez tego procesu czas będzie powodował, iż nasze blaszane serca zaczną korodować, a rdza będzie przenosić się na resztę naszego ciała. Właśnie tak człowiek wraz z latami porażek odwrócony od Boga, choć stojący wciąż koło niego (bo Bóg nie opuszcza człowieka do końca jego życia) zaczyna umierać cieleśnie i duchowo zbliżając się nieuchronnie do granic swojej egzystencji w tym wymiarze. Potem jest już zwykle za późno, strasznie niewygodnie, nieznośnie, lub nawet piekielnie, a życie świadomości wciąż się toczy w tamtej upadłej rzeczywistości. Na próżno jednak zdają się wołania ludzi, którym jest dane poznać tą przykrą prawdę o życiu po śmierci. Ludzi nie chcą tego słuchać, nie chcą słuchać o przyszłości i nawet posłane wizje zaświadczające o tej prawdzie (choć bardzo rzadkie) traktują jak zwykły koszmar, a nie prawdę o przyszłości być może swojej i swojej całej rodziny. O zgrozo, czy taka ma być przyszłość wszystkich blaszanych serc i blaszanych ludzi? O nie, wcale taka nie musi być! Musimy tylko pragnąć wyrwać się z letargu dobrego życia i prosić Boga o wizje prawdy o sobie samych. To może być pierwszym krokiem do poznania prawdy, do poznania swojej przyszłości i do odnalezienia dróg by tę przyszłość jeszcze zmienić, póki jeszcze życia starcza. Przyszłości nie odkryjemy po przez wróżbę, żadna też wróżka, szaman, czy jasnowidz nie naprawi naszej przyszłości. Tego może dokonać jedynie Bóg, a dokładniej Syn Boga, który właśnie po to został nam posłany. Pan i Król Jezus pragnie być Twoim przyjacielem. Pozwól Mu przemieniać Twoje życie na lepsze i doskonalsze jeszcze tu na Ziemi.
A
andrzej
20 lutego 2015, 19:34
c.d. To się tyczy do Nas wszystkich, również tych trwających w letargu wiary, wiary pozornej, instytucjonalnej, niedoskonałej bo bez bliskich relacji z Bogiem. Odwracajmy się od mamony, bo ona nie jest źródłem prawdziwego wiecznego życia. Nie sprzedawajmy się złu za chwile dobrobytu, nie warto! Dzisiaj Bóg być może przemawia przez wielu takich jak ja. Być może „jutro” przyjdą inni posłani, aby sądzić konkretnych ludzi za ich nieprawość. Obyśmy nie stanęli ostatecznie po stronie przegranych. Gdy to czytasz, jeszcze nie jest za późno. Siostro, bracie, Obudź się!
J
jaaa
19 lutego 2015, 22:52
mnie też się niesamowicie wpasował ten artukuł i umocnił, po spotkaniu z moją drugą połową ;) dziękuję
A
Ania
19 lutego 2015, 14:29
Dziękuję Autorowi za te słowa.Pan Bóg działa w naszym życiu w naprawdę niesamowity sposób bo właśnie dziś, właśnie teraz potrzebowałam dokładnie tych słów.
M
maciek
19 lutego 2015, 22:26
hej, ja też, dokładnie przed momentem, wracając od narzeczonej asta myślałem na ten temat, a propos mojej narzeczonej i mnie... bardzo dziękuję, mądry, widać, że przeżyty tekst - i to nie księdza! Bóg zapłać <><
R
Robert
20 lutego 2015, 18:00
Tak, Pan Bóg wie co dla nas najlepsze i co jest nam potrzebne w danej chwili. Dla mnie miłość to przede wszystkim dążenie do dobra ukochanej osoby. To zawsze potem wraca ze zdwojoną siłą :) To takie perpetum mobile, im więcej dajesz, tym więcej otrzymujesz i na prawdę działa. P.s. I choć popełniamy w życiu błędy, czasem krzywdzimy nawet bliskie osoby, to w końcu gdy kurz opadnie, to właśnie miłość przeobraża nasze serca, prosi o wybaczenie, przewartościowuje nasze życie.