Czy warto mieszkać razem przed ślubem?

(fot. shutterstock.com)
Paolo Curtaz

Zachowanie "wyjścia awaryjnego", czy "próba generalna"? Co motywuje parę do wspólnego zamieszkania? Wiesz, że to może być objawem ukrywania poważnego problemu w związku?

Współczesny człowiek ma skłonność do unikania wysiłku w złudnej nadziei, że można osiągnąć jakiekolwiek rezultaty bez zaangażowania. Zjawisko to dotyczy wszystkich dziedzin życia, nie tylko sfery uczuć. Dzisiaj obowiązuje zasada wszystko i natychmiast. Zgodnie z tą logiką maksimum rezultatów powinno osiągać się przy minimum wysiłku. Prawa się nam należą, ale obowiązki podlegają negocjacji.

Taki sposób myślenia, który jest dzieckiem niedbalstwa i postawy konsumpcyjnej, może się również przekładać na sferę uczuć. Łączy nas zakochanie, jeżeli jednak coś się nie układa, jeżeli dochodzi do najdrobniejszej różnicy zdań, nie potrafię mężnie stawić czoła sytuacji, lecz opuszczam pole bitwy! Ludzie są ze sobą pod pewnymi warunkami, gotowi dzielić ze sobą wszystko, ale tylko w pewnych granicach. A granice zazwyczaj nie są wyraźnie wyznaczone. Nie mówią o nich nawet sami partnerzy. Oboje zachowują dla siebie wyjście awaryjne, aby w razie czego uciec ze związku, który okazał się niezadowalający.

Prawdziwy jakościowy skok w rozwoju związku następuje wtedy, gdy oboje partnerzy doświadczają własnych ograniczeń i ograniczeń drugiej osoby, także w bolesnych konfliktach. Kiedy po poznaniu ciemnych stron swojej osobowości i osobowości partnera, mimo wszystko postanawiają wspólnie zainwestować w przyszłość. Miłość może rozwijać się tylko wtedy, kiedy podejmujemy trud i wysiłek. Zejście z boiska w złudnej nadziei, że mecz można wygrać przy zielonym stoliku lub że uda się znaleźć bardziej ugodowego przeciwnika, oznacza przyjęcie stereotypowej, zgnuśniałej postawy wobec samego siebie i wobec małżeńskiego życia.

DEON.PL POLECA

Jednym z największych paradoksów współczesnego zachodniego świata jest właśnie złudzenie, że można żyć i nawiązywać relacje, nie angażując się, nie zmieniając swojej postawy, nie szukając porozumienia i sposobu na wspólne życie. Trzeba, oczywiście, przyznać, że społeczeństwo, w którym żyjemy, nie ułatwia ludziom żyjącym w związku rozwiązywania ich problemów! Jeżeli chcemy, aby nasz związek się rozwijał, musimy być gotowi na podjęcie wysiłku.

Ma rację Erikson: że miłość najpierw jest złudzeniem, później rozczarowaniem, a w końcu poświęceniem. Każdy z tych rozwojowych etapów jest konieczny. W danym momencie nie da się wybiec myślą do następnego etapu, można tylko ponownie przeżywać poprzednie. Dopiero po przejściu tej drogi docieramy do miłość dojrzałej, wolnej, niezależnej i kreatywnej. W pierwszym etapie doświadcza się szczęścia posiadania, w drugim bólu straty, w trzecim radości dawania. Oczywiście, o ile wcześniej nie zejdzie się z drogi...

Kiedy ludzie się spotykają, zakochują się w sobie, coraz lepiej się poznają, doświadczają wad partnera i własnych, mogą podjąć decyzję o małżeństwie: z tobą chcę spędzić resztę życia, ciebie biorę za żonę/męża. Rozwód zawsze jest niezwykle bolesnym doświadczeniem, ponieważ oznacza zniweczenie marzeń.

Czy musimy z góry skazywać marzenia na porażkę?

Przesłanie ewangeliczne jest inne: marzenia trzeba realizować, trzeba być im wiernym, trzeba nadawać im konkretną formę poprzez podejmowanie codziennych wyborów i trzeba je karmić nadzieją. Zakochanie to niekontrolowane uczucie, natomiast małżeństwo zawiera się z wyboru, dlatego jest mocno związane z wolną wolą. Co robić, aby doświadczać satysfakcji, przez całe życie pozostając w jednym związku? Jak nie ulec zwątpieniu lub - co gorsza - złości?

Kościół nie chce, abyśmy się przez całe życie tolerowali, lecz chce, abyśmy się kochali do końca swoich dni! Zawarcie małżeństwa jest i zawsze będzie wyznaniem wiary. W siebie, w ciebie, w Boga. Jest to jednak wyznanie świadome, a nie działanie szaleńca. Składamy je świadomie i z użyciem rozumu, ponieważ przekonaliśmy się, że dążymy do tego samego dobra, ponieważ wyrażamy gotowość zaangażowania swoich sił, ponieważ mamy odwagę marzyć.

W naszych niespokojnych czasach, w których tak niewiele jest rzeczy pewnych, wszyscy marzymy o spadochronie, który zabezpieczałby przed upadkiem z wysoka; wszyscy pragniemy jakiejś asekuracji, jakiejś gwarancji. Nie okłamujmy się - wielu ludzi uważa, że małżeństwo zawierane w kościele i ślubne błogosławieństwo to katolicki zabobon, swoista forma katolickiego ubezpieczenia... Owocem takiego sposobu myślenia są nierozważne decyzje o wspólnym życiu bez ślubu. W ostatnich latach wiele par decyduje się na wspólne mieszkanie jako etap przygotowujący do małżeństwa.

Konkubinat staje się swojego rodzaju "próbą generalną"

Próba ta ma pozwolićna poznanie, czy rzeczywiście jesteśmy sobie przeznaczeni. Takie połowiczne angażowanie się stwarza jednak ryzyko, że nigdy nie pozbędziemy się lęku przed podjęciem pełnej odpowiedzialności. Założenie, że wspólne mieszkanie może być okresem przygotowującym do małżeństwa, jest całkowicie błędne.

Małżeństwo jest bowiem prawdziwym skokiem jakościowym i oznacza przyjęcie nowego stylu życia! Dopóki nie wykonamy tego skoku, nie dowiemy się, czy nas na niego stać! Właśnie ten skok wyzwala nowe siły i daje nową motywację, jakiej konkubinat dać nie może, ponieważ zawsze pozostawia otwarte drzwi, przez które można uciec. Kiedy świadomie decyduję, że nie zamierzam uciekać; kiedy zamykam drzwi i przestaję myśleć, że gdzieś tam być może istnieje dla mnie lepsze miejsce do życia (a jest to myśl jak najbardziej uzasadniona - istnieją tysiące lepszych miejsc!), sam przemieniam przestrzeń, w której żyję, w najlepsze miejsce na świecie!

Można ćwiczyć, ile dusza zapragnie, można oglądać wszystkie dostępne zdjęcia i filmy o górach, dopóki jednak nie wyjdzie się na szlak z plecakiem i mocnym postanowieniem dotarcia na sam szczyt, dopóty tego szczytu się nie zdobędzie!

Złoto topi się w określonej temperaturze - nieco ponad tysiąc stopni Celsjusza. Nie stopi się tylko dlatego, że przez wiele lat pozostawimy je w rozgrzanym piekarniku! Czas nie jest jedynym czynnikiem, który wpływa na intensywność doświadczenia, liczy się również gotowość wykonania jakościowego skoku!

Uważam więc, że wspólne mieszkanie może ukrywać prawdziwą naturę problemu, przed którym staje dwoje ludzi. Chodzi bowiem o gotowość całkowitego poświęcenia się dla związku. Być może powrót do narzeczeństwa jako okresu pośredniego między zakochaniem a małżeństwem dałby młodym ludziom możliwość lepszego wzajemnego poznania się. Wiem, że rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, i nie chciałbym, żeby pary żyjące w konkubinacie miały poczucie, że oceniam ich wybór. Nie ulega jednak wątpliwości, że podjęcie decyzji z pełną świadomością jej nieodwracalności wyzwala w człowieku pokłady energii, o które się nie podejrzewaliśmy, i pozwala przyjąć zupełnie niespodziewany punkt widzenia na życie.

Ludziom, którzy żyją w konkubinacie i - prędzej czy później - mają zamiar się pobrać, życzę, aby odkryli w sobie siły pozwalające im wspiąć się na każdą górę! Razem.

Więcej w książce "Miłość i inne sporty ekstremalne".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czy warto mieszkać razem przed ślubem?
Komentarze (10)
MK
Michał Krokowski
9 lipca 2017, 21:41
Polecam każdemu lekturę Pisma Świętego. Myślę, że w życiu każdego katolika jest ono dobrym drogowskazem. A dlaczego kościół uważa sex przed ślubem, czy wspólne mieszkanie za grzech ciężki to nie mnie oceniać. Każdy z nas zostanie rozliczony na Sądzie Ostatecznym.  Polecem artykuł, proszę przeczytać do końca: http://www.zbawienie.com/narzeczenstwo.htm
19 czerwca 2017, 13:29
Kwestia mieszkania przed ślubem jest delikatna ale z doświadczenia polecam każdemu do ślubu mieszkać oddzielnie. Jakże romantyczne są wtedy nocne spacery po odprowadzeniu ukochanej do Jej domu.
WI
W. I.
13 listopada 2016, 11:08
Ślub też może być "na próbę". I co wtedy?
Agamemnon Agamemnon
8 listopada 2016, 22:13
Zgodnie z tą logiką maksimum rezultatów powinno osiągać się przy minimum wysiłku - pisze autor. Tyle tylko, że celem rachunku wariacyjnego jest dokładnie:  Zgodnie z tą logiką maksimum rezultatów powinno osiągać się przy minimum wysiłku . Znalezienie wartości ekstremalnych, które minimalizują funkcjonał ( warunki ekstremalności funkcji) w matematyce, w fizyce zasada minimalizacji przebiega np. światło   biegnie po krzywych dla których czas przejścia jest najkrótszy. Zdanie to : Zgodnie z tą logiką maksimum rezultatów powinno osiągać się przy minimum wysiłku jest zdaniem poprawnym i stosowanym jako zasada w wynalazkach , autor natomiast  jak zwykle  uważa, że Słońce krąży dookoła Ziemi  zgodnie z Pismem Świętym, a wiemy, że Pismo Święte jest słowem Boga a więc nie kłamie a Kościół  posiada przywilej nadany przez Boga nieomylnego wyjaśniania Pisma św. Kolejny  ksiądz poucza maluczkich i konsekwentnie odmawia zastosowania się do zasady  Komeńskiego ( zasady ustawicznego kształcenia się). Kościół nie chce, abyśmy się przez całe życie tolerowali, lecz chce, abyśmy się kochali do końca swoich dni! - pisze dalej autor artykułu. Czyżby autor nie znał dokumentów oficjalnych Kościoła katolickiego? Po co okłamywać czytelników? Oczywiście tylko małżeństwo sakramentalne jest  pozycją społeczną i religijną optymalną. Inne formy są formami karykaturalnymi. Co innego, że sam Kościół katolicki zrobił z małżeństwa karykaturę dostosowując je do ideologii manichejskiej, jak też uznaje często za małżeństwo dwie osoby, które nie są osobowościowo dojrzałe (gdy współżycie małżeńskie na danym etapie osobowościowego rozwoju jest nierealne).
AB
Aleksander Borowski
29 listopada 2016, 23:21
Manichejczycy w ogóle nie byli entuzjastami życia seksualnego,zwłaszcza takiego ,które  prowadziło do prokreacji.W K.K seks małżeński jest prawie obowiązkim, a prokreacja postrzegana pozytywnie, wręcz entuzjastycznie.Tak wię nauka o małż. w  k.k jest odwrotnością manicheizmu. Św.Paweł w 1 lis do K.zachęca do współżycia małżeńskiego.
T
Tommy
23 października 2016, 15:20
co to znaczy koniecznoscia? Co to znaczy zycie pokazuje? To ludzie podejmuja decyzje i nikt na siłe nikogo nie zmusza do zamieszkania razem. Pary szukaja różnych wymówek, "bedzie taniej " itp ale to sa wybory, a nie koniecznosc 
T
Tommy
23 października 2016, 15:20
co to znaczy koniecznoscia? Co to znaczy zycie pokazuje? To ludzie podejmuja decyzje i nikt na siłe nikogo nie zmusza do zamieszkania razem. Pary szukaja różnych wymówek, "bedzie taniej " itp ale to sa wybory, a nie koniecznosc 
SW
Sebastian Wala
20 października 2016, 01:20
A co w sytuacji, kiedy mieszkanie razem przed slubem nie jest "próbą generalną", a koniecznością? Co w sytuacji kiedy chce się być razem, kocha się planuje ślub a życie pokazuje, że trzeba zamieszkać razem?
SW
Sebastian Wala
20 października 2016, 01:21
Zamieszkać razem przed ślubem oczywiście
AB
Aleksander Borowski
29 listopada 2016, 23:13
A co będzie jeżeli konkubinat nie zakończy się ślubem sakramentalnym ani cywilnym.Ktos potem ma brać partnera już "po kimś"?Jak odzież z lumpeksu?Większość m. marzy o partnerce,która nie miała przed ślubem zbyt ,nazwijmy to-"bogatego życia seksualnego". Zranienia z pierwszego związku odbiją sie na nastepnym, zostawią ślad w psychice. A co dziecko powie ,gdy się dowie ,,ze mama miała wielu partnerów przed tatą. Będzie ono zadowolone?Mozna przeprowadzić eksperyment.Coś mi siię wydaje ,że nie. Na ogół dziecko jest dosyć konserwatywne-uważa że mama jest idealna.