Dlaczego tyle rozbitych okrętów powraca z miłosnego rejsu? Jeśli ktoś poczuje się dotknięty tymi słowami, to znaczy, że doświadczył w życiu "złej" miłości...
Zazwyczaj miłość kojarzy nam się z czymś pięknym, wzniosłym i wspaniałym. I bardzo dobrze, że tak jest. Nie oznacza to jednak, że i w miłości nie mogą pojawić się jakieś braki...
Św. Augustyn - biskup Hippony i jeden z doktorów Kościoła - nie od zawsze należał do "cichych i pokornych sercem". Jego młodość była raczej burzliwa, a on sam był typem uwodziciela, co można by wywnioskować z jego Wyznań. Nadszedł jednak taki moment w życiu, gdy zrozumiał, że na dłuższą metę nie da się postępować w sposób, jaki sobie upodobał, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Owocem jego przemyśleń stało się zaś słynne zdanie: "Dillige et quod vis fac!" ("Kochaj i rób, co chcesz!").
Sądzę, że nawet on, któremu nie brakowało przecież doświadczenia w sprawach miłości, nie spodziewał się jednak, że jego słowa okażą się prorocze po wielu wiekach. Mnóstwo młodych ludzi dzisiaj z lubością powtarza sobie, iż w miłości można się do wszystkiego posunąć. Ale czy rzeczywiście?
Autor słów: "Kochaj i rób, co chcesz!" zdecydowany nacisk w swojej wypowiedzi kładł na właściwą kolejność. Najpierw pokochaj! Ale nie byle jak, nie tylko powierzchownie. Pokochaj prawdziwie, dojrzale! A jeżeli to ci się uda, wtedy jesteś już wolny jak ptak. Bo doskonale będziesz wiedział, jak skorzystać ze swojej wolności w miłości. Pozwólcie, że by wam to jeszcze precyzyjniej wytłumaczyć, przytoczę świadectwo pewnego dwudziestojednoletniego chłopaka, który tak oto pisał:
"Ci, którzy idą do łóżka w przeświadczeniu, że są zakochani albo właśnie z tego powodu się zakochają, często stwierdzają, że coś w ich związku się popsuło właśnie od tej chwili. Seks może zniszczyć miłość, gdy posługuje się nim jako pretekstem do miłości. Miłość polega na dawaniu, seks - na braniu. Czy ktoś kocha naprawdę w koleżeńskich związkach? Czy on daje, czy bierze? Czy on nie zabiera czystości, godności i praw do jej ciała, czyli do tego, co ona ma najcenniejszego? Czyż tego nie zabiera, mówiąc czułe banały i miłosne zaklęcia? Chłopcy chcą się żenić z porządnymi dziewczynami, ale ciągle polują, by zniewolić każdą napotkaną porządną dziewczynę. Czy wśród młodych chłopaków i dziewczyn są tacy silni, by kochać partnera tak, by dawać mu miłość najwyższej próby? Są - ci, którzy chcą zrezygnować z intymności seksualnej, dopóki nie dowiodą swej miłości przez małżeństwo. Miłość nie polega nawet wyłącznie na dawaniu, lecz także na rezygnowaniu z czegoś. Miłość mówi: Kocham cię tak bardzo, że chcę zachować siebie dla ciebie". Czy teraz rozumiecie, o co chodziło św. Augustynowi?
Niestety, dzisiaj nie tylko niewłaściwie zostało odczytane Augustynowe wezwanie do miłości, ale potraktowano je wręcz jako zachętę.
Miłość jest wspaniałym uczuciem. Najpiękniejszym, jakim można kogokolwiek obdarzyć. I sama w sobie zawsze takim będzie. Niemniej jednak sposoby jej wyrażania mogą pozostawiać wiele do życzenia... To trochę tak jak z bronią. Generalnie jest ona bardzo dobrym wynalazkiem, niezwykle pomocnym człowiekowi, który jednak w zależności od tego w czyich rękach się znajdzie, może zostać rozmaicie wykorzystany. Ktoś użyje pistoletu do zdobycia pokarmu czy obrony czyjegoś życia, podczas gdy inna osoba posłuży się nim do wyrządzenia komuś krzywdy. Niby ta sama rzecz, ale zastosowanie diametralnie inne.
Wielu młodych ludzi myli dzisiaj prawdziwą miłość ze złym kochaniem. A nieświadomość ta zadaje rany, które goją się nieraz przez całe życie. Żeby nie być gołosłownym, posłużę się jeszcze jednym świadectwem, tym razem osiemnastoletniej dziewczyny:
"Miesiąc temu poznałam pewnego chłopca. Był taki szarmancki, że ciepło mi się na sercu zrobiło. Czułam, że jestem znowu gotowa je otworzyć. Wkrótce potem chciał się ze mną kochać. Zgodziłam się, ale potem ogarnął mnie wielki niesmak. A więc chłopcy tylko tego chcą? Jeszcze ich dobrze nie znasz, a już chcą się kochać. Jest w tym coś zwierzęcego. A ja, głupia, zgadzam się, by zrobić im przyjemność, a przecież czuję wstręt do samej siebie! Wyć mi się chce! Widzisz, wydaje mi się, że Bóg mnie opuścił, więc chciałam się jakoś zemścić, wydać się wyzwolona. Dzisiaj jestem do niczego, moje życie nie ma sensu. Miłość? Już w nią nie wierzę. Nie jestem zdolna znowu pokochać kogoś. Gdy jakiś chłopak jest dla mnie miły, wydaje mi się, że chce mnie tylko wykorzystać. To mnie z miejsca mrozi. Ciągnę to jakoś, ale dokąd idę - nie wiem. Boję się. Już nie umiem kochać. Coś we mnie pękło!".
Te wstrząsające zdania dziewczyny, która stoi u progu życia, to tylko kropla w morzu, które dzisiaj z ogromnym impetem zalewa świat. A zarazem dowód na to, że można źle kochać! Jej prawdziwa miłość, która tli się gdzieś jeszcze w sercu, zdaje się nieśmiało szeptać: "Zbili i poranili mnie, płaszcz mój zdarli ze mnie"...
Kobieta jest niczym delikatna róża. Subtelny mężczyzna z podziwem będzie przyglądał się jej pięknu i nigdy nie ośmieli się jej dotknąć, ale przyjdzie osioł i ją zeżre. Niestety ci pierwsi należą dziś do zdecydowanej mniejszości, zaś tych drugich nieraz można spotkać w barach, jak przy "kolejnej kolejce" przechwalają się swoimi osiągnięciami w "zaliczaniu panienek", "strzelaniu gola", "szybkich numerkach", czy innych tego typu zawodach. Choć ze smutkiem muszę uczciwie przyznać, że panie także szybko się od nich uczą.
Jeżeli jednak ta wersja miłości odpowiada tak wielu osobom, to dlaczego na świecie tyle rozwodów, depresji, złamanych serc? Dlaczego tyle rozbitych okrętów powraca z miłosnego rejsu? Dlaczego jest tyle zdewastowanych ogrodów, tak pieczołowicie pielęgnowanych niegdyś przez zakochanych?
Wyobraźmy sobie samochód, kompletnie nieprzygotowany do jazdy, który nie przeszedł ani jednego przeglądu technicznego. Brakuje wody w chłodnicy, płynu hamulcowego, oleju. Silnik znajduje się w rozsypce, bo wcześniej majstrowało przy nim już wielu "fachowców". Opony są totalnie zjeżdżone, a kierownica ściąga na lewo. Szyby są tak brudne, że ledwie przez nie cokolwiek widać. GPS działa, jak chce. Nawet bak jest puściutki jak bęben.
Taki samochód przypomina wielu młodych ludzi, którym wydaje się, że się prawdziwe zakochali. Oni są po prostu kompletnie nieprzygotowani do miłości. Brakuje im nie tylko oleju w głowie, ale także wody, by ją czasem ostudzić, gdy się zagotuje. Nie mają żadnych hamulców, by przystopować w stosownej chwili. Ich serca są w totalnej rozsypce, bo ktoś już wcześniej przy nich majstrował. Łatwo dają się namówić na lewiznę, bo jak twierdzą: "Na prawości już niejeden się przejechał". Są tak zaślepieni żądzą i pogonią za przyjemnościami, że nie dostrzegają innych wartości. W dodatku tak przewartościowali prawdziwą miłość, że bawią się w nią, jak i kiedy tylko chcą. Nie podejrzewając nawet, że daleko nie zajadą na takiej pustce duchowej.
A teraz wyobraźcie sobie całą autostradę takich samochodów. Czy istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że nie pozderzają się one ze sobą, powodując olbrzymi karambol? Czy jest szansa, że chociaż jeden z nich dotrze wtedy do zamierzonego celu? Czy nie będą stanowić zagrożenia dla sprawnych pojazdów?
Jeśli kogoś dotknęły te słowa, to znaczy, że doświadczył w życiu "złej" miłości. Dlaczego tak sądzę? Pamiętam, jak nieraz na katechezie dyskutowaliśmy z młodzieżą na różne tematy związane z miłością. I były to zazwyczaj bardzo konstruktywne lekcje. Jednak tylko do czasu, gdy zaczynałem zbliżać się choć trochę do tematu zranionych serc czy zbyt liberalnego podejścia do kochania. Wówczas zazwyczaj rodził się bunt i ostra polemika. Przeważnie odzywały się wtedy osoby "po przejściach", którym doskonale znane były te zagadnienia. Ogromną trudność sprawiało im jednak uświadomienie sobie własnych braków i niepowodzeń w tej dziedzinie. Nie doświadczyły prawdziwej miłości, więc jej temat stawał się dla nich nieraz irytujący.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że budziło się w nich coś na kształt zazdrości, że oni nie uniknęli porażek, a innym się ta sztuka udała. Czuli się zbici i poranieni, podczas gdy ich koledzy i koleżanki byli w pełni sił.
Więcej w książce: RANDKA Z BOGIEM I Z CZŁOWIEKIEM - ks. Piotr Kozłowski
Redakcja DEON.pl poleca:
Ujmująca historia o uzdrowieniu i zwycięstwie miłości.
Tucker kochał tylko trzy osoby: przyrodniego brata Mutta, towarzyszkę dziecięcych zabaw Katie oraz opiekunkę, o której mówił mama Ella. I choć Ella Rain zmarła wiele lat temu, Tucker ciągle słyszy jej głos. Zmuszony jest wrócić w rodzinne strony, uporać się z tragicznymi wspomnieniami. Los sprawia, że Mutt i Katie znów pojawiają się w jego życiu...
Otuleni deszczem to wzruszająca powieść o przebaczeniu i różnych odcieniach miłości. Choć miłość jest ryzykiem, bardziej niebezpieczne jest życie bez niej. Wybory, jakich dokonują bohaterowie są trudne, bolesne i przeczące logice, ale możliwe.
Skomentuj artykuł