Zobacz, gdzie leży subtelna granica pomiędzy traktowaniem małżeństwa jako "świstka papieru", a obsesyjnym dążeniem do idealnego związku ponad ludzkie możliwości.
Małżeństwo jest błogosławieństwem. Gdyby go nie było, każda para musiałaby sama ustalać warunki swojego związku, a to prowadziłoby do niepewności i braku poczucia bezpieczeństwa. Całe szczęście, że nie musimy już wymyślać małżeństwa, ponieważ Bóg zrobił to za nas. Małżeństwo jest instytucją, którą w swojej łasce Bóg dał nam jako część stworzonego porządku (Rdz 2, 24).
Powinniśmy przyjąć tę wiadomość z wielką ulgą. Jako alternatywę otrzymalibyśmy bowiem świat, w którym każda para musiałaby tworzyć własny rodzaj związku, mając nadzieję wbrew nadziei, że nie rozpadnie się to, co wspólnie poskładali.
Kiedy mężczyzna i kobieta przygotowują się do zawarcia małżeństwa, muszą omówić wiele spraw. Z rodzinami oraz z sobą muszą omówić przygotowania do ślubu i wesela. Muszą zdecydować, gdzie będą mieszkać, jaką podejmą pracę, w jaki sposób urządzą mieszkanie, jakie nawiążą przyjaźnie. Jednej rzeczy jednak omawiać nie muszą: samego małżeństwa. Nie muszą wynajmować prawników, żeby ustalić, czy wolno im sypiać z innymi, żeby ustalić jak długo powinno trwać ich małżeństwo, czy powinni je ujawnić, czy zachować w tajemnicy itd.
Oczywiście mogą ustalić wszystkie te sprawy i mogą zawrzeć między sobą kontrakt na własnych warunkach, ale wówczas zawierają nie małżeństwo, lecz pewien rodzaj ułożonej przez ludzi umowy, która tylko małżeństwo imituje. Konieczność samodzielnego ustalenia warunków związku sprawia, że cała ta przygoda naznaczona jest strachem i niepewnością.
W dniu, w którym się pobieramy, wstępujemy w instytucję małżeństwa
Dwoje ludzi wstępuje do instytucji małżeństwa w dniu, w którym się pobierają; nie dorastają do niej stopniowo. Wiele się mówi na temat jakości związku między dwojgiem ludzi. Niektórzy uważają małżeństwo za ideał, do którego należy dążyć. Hołdując takiemu poglądowi, ze wszystkich sił staramy się nadać związkowi małżeńskiemu wysoką jakość. Dążąc do ideału, zdajemy sobie jednocześnie sprawę, że nigdy go nie osiągniemy. Myśląc w ten sposób, myślimy nie o instytucji, lecz pewnego rodzaju procesie. Jeśli chcielibyśmy być złośliwi, moglibyśmy wyobrazić sobie parę, która w liście z okazji świąt Bożego Narodzenia relacjonuje: "Przeżyliśmy wspólnie dobry rok i czujemy, że jesteśmy znacznie bardziej małżeństwem niż w zeszłym roku, prawdopodobnie już w około 87 procentach", albo: "To nie był dobry rok i czujemy, że w mniejszym stopniu jesteśmy małżeństwem. Wydaje nam się, że zeszliśmy do około 63 procent".
Oto do czego dochodzi, kiedy ludzie mówią, że "małżeństwo to tylko świstek papieru". Przekonują, że powinniśmy się skupiać nie na bezdusznych, powierzchownych cechach instytucji, lecz na ciepłych, osobistych cechach związku. Pewien słynny teolog powiedział nawet, że dwoje ludzi może być małżeństwem pod względem prawnym, ale nie być nim w rzeczywistości, ponieważ ich osobiste relacje nie są takie, jak być powinny.
Wszystko to brzmi bardzo ciepło i osobiście. W rzeczywistości jednak skutki takiego sposobu myślenia są katastrofalne, ponieważ małżeństwo nie jest ideałem, lecz instytucją. Jeżeli będziemy myśleć o małżeństwie jako o ideale, do którego powinniśmy dążyć, wówczas zamiast bezpiecznej instytucji danej przez Boga otrzymujemy słaby ludzki twór. Używając języka biblijnego, możemy powiedzieć, że przenosimy się z królestwa łaski na pustkowie, gdzie próbujemy wszystko zrobić własnymi siłami.
W rzeczywistości małżeństwo jest stanem, w który się wchodzi, a nie ideałem, do którego się dąży. Małżeństwo to dobra instytucja, do której dwoje ludzi wchodzi w dniu swojego ślubu. Bóg wzywa tych dwoje, aby przeżyli swoje małżeństwo wewnątrz tej instytucji, w jej granicach. W poczuciu bezpieczeństwa, jakie ta instytucja daje, możemy nabierać pewności siebie. W różnych kulturach istnieje i istniało wiele sposobów wchodzenia w związek małżeński. Małżeństwo przybiera przeróżne kulturowe formy, towarzyszą mu najróżniejsze ceremonie i zwyczaje. Bie znaczy to, że musimy zawsze wchodzić w związek małżeński w taki sam sposób. (Gdyby tak było, musielibyśmy chyba - idąc za przykładem Izaaka - zawsze rozpoczynać miodowy miesiąc od spędzenia nocy w namiocie matki pana młodego! Rdz 24, 67).
Małżeństwo to dobrowolne, publiczne zawarcie związku pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą pochodzącymi z różnych rodzin. Powinno być zobowiązaniem podejmowanym zarówno dobrowolnie, jak i publicznie. Jak zobaczymy, te dwa ograniczenia są z sobą ściśle powiązane.
Dwoje ludzi musi jednomyślnie postanowić, że się pobierają. Żadne z nich nie może być do tego zmuszone. Mężczyzna i kobieta mogą sami siebie wybrać, ale może być i tak, że kochający rodzice zaaranżują małżeństwo, informując o tym zainteresowanych. Obydwa rozwiązania są możliwe, o ile tylko nie zachodzi żaden przymus i oboje rzeczywiście zgadzają się zawrzeć małżeństwo.
Ale co to znaczy "zgodzić się na zawarcie małżeństwa"?
Oboje muszą zgodzić się na seks. To powinno być oczywiste. W Piśmie Świętym gwałt jest zdecydowanie potępiony. Ale zgoda na seks to nie to samo, co zgoda na zawarcie małżeństwa. Prostytutki, cudzołożnicy i pary żyjące w konkubinacie również zgadzają się na seks, ale nikt z nich nie zgadza się na zawarcie małżeństwa. Wyrazić zgodę na zawarcie małżeństwa to tyle, co złożyć publiczną obietnicę wierności jednej osobie na całe życie. Oznacza to, że w obecności świadków wypowiadamy słowa: "Ja... biorę sobie ciebie... za męża/żonę". Dodatkowo trzeba to zdanie wypowiedzieć w czasie teraźniejszym. Nie mówimy "Zamierzam wziąć sobie ciebie..." (w takim przypadku mamy do czynienia z zaręczynami), ale "Biorę sobie ciebie.".
Wyrażając zgodę na małżeństwo, świadomie zgadzamy się być jedynym seksualnym partnerem osoby, z którą je zawieramy, dopóki jedno z nas nie umrze. Ponadto wyrażamy gotowość (jeżeli będzie to możliwe) do posiadania dzieci i pragnienie tworzenia domu razem z tą osobą. Innymi słowy zgoda taka oznacza zgodę na wykorzystywanie seksu w służbie Bogu, na wykorzystywanie seksu do budowania relacji opartych na wierności; do tworzenia nowej jednostki rodzinnej, dzięki której dwoje ludzi (używając staromodnego wyrażenia) staje się parą użyteczną dla społeczeństwa.
Przyrzeczenie małżeńskie nie musi być za każdym razem identyczne co do słowa. Są rzeczy, które w każdej kulturze rozumiemy bez słów. Nie ma również potrzeby, żeby para składająca to przyrzecznie potrafiła je ładnie wyrazić słowami. Małżeństwo często uważa się za rzecz oczywistą, chociaż im większe panuje w danej kulturze zamieszanie, tym bardziej konieczne staje się tłumaczenie od nowa, czym ono naprawdę jest. Zawieranie związku małżeńskiego w kościele ma między innymi tę dobrą stronę, że zanim małżonkowie złożą przyrzeczenie, wyraźnie przypomina im się, czym jest instytucja małżeństwa. Tak czy inaczej, jeżeli dwoje ludzi chce się pobrać, oboje muszą się na to zgodzić.
Więcej w książce: Złączeni przez Boga i dla Boga. Jak osiągnąć doskonałość w małżeństwie - Christopher Ash
Redakcja DEON.pl poleca:
Otuleni deszczem - Charles Martin
Ujmująca historia o uzdrowieniu i zwycięstwie miłości.
Tucker kochał tylko trzy osoby: przyrodniego brata Mutta, towarzyszkę dziecięcych zabaw Katie oraz opiekunkę, o której mówił mama Ella. I choć Ella Rain zmarła wiele lat temu, Tucker ciągle słyszy jej głos. Zmuszony jest wrócić w rodzinne strony, uporać się z tragicznymi wspomnieniami. Los sprawia, że Mutt i Katie znów pojawiają się w jego życiu...
Otuleni deszczem to wzruszająca powieść o przebaczeniu i różnych odcieniach miłości. Choć miłość jest ryzykiem, bardziej niebezpieczne jest życie bez niej. Wybory, jakich dokonują bohaterowie są trudne, bolesne i przeczące logice, ale możliwe.
Skomentuj artykuł