Nie tylko na wierności seks małżonków polega

(fot. shutterstock.com)
o. Ksawery Knotz, Mira Jankowska / br

Celebracja małżeństwa może być poszukiwaniem przyjemności i czymś więcej... tworzeniem jedności i przeżyciem wielkiej bliskości, intymności z drugim człowiekiem.

Mira Jankowska: Wielu ludzi nie jest zadowolonych ze swojego życia małżeńskiego, także seksualnego. A jednocześnie są to osoby, które żyją w Kościele, są przykładnymi albo mniej przykładnymi katolikami. Co ich ma motywować, by być ze sobą?

o. Ksawery Knotz: Ostatnio na rekolekcjach dotyczących aktu małżeńskiego była pewna para. Żona mi mówi, że wszystkie moje konferencje wywracają jej świat do góry nogami, dla niej to rewolucja. Jest to bardzo pobożna, wierząca osoba, ale do tej pory myślała całkiem inaczej niż ja.

DEON.PL POLECA

Słynny ciemnogród?

Nie, to nie ciemnogród. Bo to nie jest tak, że to małżeństwo nie kocha się, nie współżyje seksualnie, nie lubi tego. Mają dzieci, starają się dobrze ze sobą żyć. Jest po prostu niezrozumienie wielu ważnych rzeczy i wiele spraw jest nie przemyślanych. Ale prawdziwy ciemnogród w sferze seksualnej mamy dopiero poza Kościołem, tam gdzie rozpowszechniane są koncepcje życia seksualnego dające możliwość zarobienia dużych pieniędzy. Tam w ogóle nie ma poważnego myślenia o miłości. My w Kościele mówimy niewspółmiernie więcej o ludzkiej miłości, ale i tak jest wiele rzeczy nieprzemyślanych.

Co jest na przykład nieprzemyślane?

Choćby Pan Bóg i ciało. Pan Bóg i seksualność. Potem zrozumienie, czym jest sakrament małżeństwa. Ludzie zwracają uwagę na to, że mamy być sobie wierni, bo jesteśmy małżeństwem, albo że mamy dzieci. Ale czy to jest istota bycia w małżeństwie? Nie na tym małżeństwo polega, by tylko być sobie wiernymi, ale jest cały środek życia, czyli to, co daje radość i szczęście, i nadaje mu smak. I okazuje się, że właśnie ten środek jest niewypełniony.

Więc co jest w tym środku? Czy jest pustka?

Nie zawsze wiem, co jest w środku, bo trudno mi sobie wyobrazić, co w ludziach siedzi. Ale okazuje się, że gdy mówię im, że Pan Bóg działa w życiu człowieka, to nie sprowadza się to do frazesu. Bóg - mówię im - jest konkretnie wtedy, gdy jesteście pobudzeni i pragniecie współżyć seksualnie i wtedy, kiedy dzielicie się czułością, a ta czułość prowadzi do współżycia seksualnego. I tłumaczę to przez godzinę. Okazuje się, że dla wielu wcale nie jest takie oczywiste, że Pan Bóg był z nimi, a zwłaszcza w relacji seksualnej. Wtedy pojawia się pytanie, gdzie ci ludzie widzą Boga na co dzień i gdzie go widzą w relacji małżeńskiej? Bo jak można mówić o małżeństwie bez tej sfery życia?! Czyli jest przestrzeń, która nie jest wypełniona Panem Bogiem w życiu człowieka wierzącego. Nie jest Bogu poddana. A jeżeli nie jest Mu poddana, to staje się świecka, laicka, tylko biologiczna. Nie aż tak cenna, nie aż tak ważna. I jest to poważny problem. Jak słucham teraz tej dyskusji o in vitro, to aż się boję, bo wiem, że biologizm uniemożliwia wielu ludziom szanować akt małżeński.

Bo jeżeli akt seksualny jest byle czym, czymś tylko biologicznym, taką chemią, to po co bronić czegoś takiego, byle czego. Byle jak to mogą się także poczynać dzieci w próbówce, czy gdzieś indziej. Jaka tu jest różnica dla tych ludzi? Zaczynamy kolejną dyskusję dotyczącą seksualności tak naprawdę bez katechezy wyjaśniającej same podstawy. Biskupi nie boją się powiedzieć ludziom, aby zrezygnowali z możliwości urodzenia dzieci, a boją się wyraźnie powiedzieć, że Bóg może być obecny w czasie małżeńskiego aktu seksualnego. Niechby się najpierw ci katolicy poburzyli na biskupów, że są tacy dziwni, że wszędzie widzą Boga. Ale byłby szum, Taki ewangeliczny ferment uderzający w serce laickości. Może się doczekam.

Powiedział Ojciec, że żeby dobrze przeżyć, żeby spotkać Boga w tym akcie, gdzie dwa ciała się spotykają i jednoczą dwie dusze, trzeba się do tego przygotować, że to nie da rady tak z biegu, jak na filmie.

Tutaj Kościół może bardzo ludziom pomóc, bo nie trzeba być wnikliwym obserwatorem, żeby widzieć, że to wszystko wokół, co się mówi o seksualności, bardzo ją banalizuje. To, co jest w telewizji pokazywane, żeby było ciekawe, musi być szybkie, krótkie i skuteczne. A tak na prawdę to nie ma nic wspólnego z życiem. W normalnym życiu mężczyźni mają przedwczesne wytryski albo jest coraz więcej impotentów, bo tak są zestresowani i zapracowani, że nie są w stanie współżyć. Kobiety mają lęki przed poczęciem dziecka i różne opory przed współżyciem związane z gospodarką hormonalną. Nie jest to wszystko takie łatwe. O wiele ważniejsze jest szukanie odpowiedzi na pytanie jak sobie pomóc, żeby rzeczywiście współżycie seksualne było jak najlepsze, jak najpiękniejsze. I tutaj w sukurs przychodzi intuicja i mądrość Kościoła, która jest powszechnie wyśmiewana.

Kościół widzi małżeństwo jako święte i dlatego go tak bardzo broni. Czasami jest tak, że tę sferę bronimy i być może nawet nie wiemy dlaczego. A bronimy jej właśnie dlatego, że wyczuwamy intuicyjnie, iż jest to jakiś święty obszar życia, że jest on szczególnie naznaczony przez obecność Boga Stwórcy, że to jest sfera sacrum. Uświęcenie małżeństwa jest jednocześnie uświęceniem współżycia seksualnego - to nie jest rozrywka, to nie jest spędzenie wieczoru czy poranka w atrakcyjny i przyjemny sposób, czasami nawet z kimś kogo się słabo zna, ale akurat nawinął się pod rękę. Seksualność pozwala na wejście w tak głęboką relację z drugą osobą, że można w tej relacji doświadczyć nadprzyrodzoności, transcendencji, dotknąć Boga.

Przypuszczam, że gdyby małżonkowie-katolicy zaczęli mówić w ten sposób o seksualności, otwarcie i bez pruderii, to byłby to autentyczny przełom w Kościele.

Znam doświadczenia wielu małżonków. Mam nadzieję, że kiedyś zaczną oni pisać i mówić o tym, że w miłości i w radości ze współżycia seksualnego widzą Pana Boga. Dziękują za miłość, i to nie tylko za miłość współmałżonka, tylko za miłość Stwórcy, który przez miłość męża czy żony do mnie przychodzi. To też są przeżycia duchowe i często najgłębsze przeżycia religijne. To wszystko wytwarza doświadczanie świętości, która sprawia, że ludzie zaczynają się coraz bardziej troszczyć o siebie.

Poda Ojciec jakiś konkretny przykład?

Kiedy mówię o tym, że łoże małżeńskie jest swoistym ołtarzem małżeńskim, ołtarzem sakramentu małżeństwa, więc że jest więc to sfera święta, to potem żony biegają po sklepach, by kupić białe prześcieradło, bo mają same kolorowe. Chodzi o to, że chcą odtworzyć symbolikę ołtarza, tak by oddać się mężowi w obecności Pana Boga. To pokazuje całkiem inny wymiar duchowości, nie tylko to, że świętość jest gdzieś tam, gdy przyjmujemy Komunię świętą albo w jakichś sakralnych miejscach, tylko jest świętość w małżeństwie i tu też można przeżywać realne spotkanie z Panem Bogiem. Na pierwszy rzut oka może jest to trochę szokujące, ale nie musimy być pruderyjni.

Ale wie Ojciec, dlaczego to jest szokujące? Dlaczego jesteśmy tacy zdewociali i tacy hipokryci? Przecież nas wszystkich to kręci, bo to największa życiowa energia! Moim zdaniem dlatego, że nie rozumiemy dobrze naszej wiary, nie znamy duchowości, nie znamy mistyków i nie umiemy ich duchowych odkryć zaaplikować do własnego życia. Choćby wspomnianego Jana od Krzyża. Przecież jego liryka to pieśń, która była przesycona erotyką. Pieśń nad pieśniami przez wiele lat nie była czytana w Kościele. Kto nam mówi o ołtarzu i o składaniu się Jezusa na drzewie krzyża jak na łożu miłości? Że On jest ofiarą miłości... Niestety, mówi się o tym zwykle tak, że usypiamy na nauczaniu, a przecież to jest o nas!

- Niestety ma Pani rację. Chodzi o to, żeby z poziomu oficjalnych dokumentów Kościoła przechodzić do życia i codzienności, żeby szukać takiego języka, aby dotrzeć do różnych środowisk, w których jesteśmy i musimy współczesnym językiem mówić do ludzi i na ich problemy odpowiadać. To na szczęście zaczyna się dziać. Są różne etapy w rozwoju świata i Kościoła. Może te problemy kiedyś nie były tak istotne, może i życie było prostsze. Dziś jest ono bardziej złożone, skomplikowane, szybkie i trzeba głębiej zastanowić się nad nim i nad seksualnością.

Przyznam, że kiedy zrozumiałam, że Jezus składa siebie w ofierze na krzyżu z miłości i że właśnie dlatego kapłani na początku i na końcu każdej mszy świętej całują ołtarz, bo to jest łoże, na którym Jezus składa dziś siebie w bezkrwawej ofierze, z miłości się składa, a nie z obowiązku - to przeżyłam szok. I kiedy przełożyłam to sobie na akt seksualny małżonków, to wychodzi mi z tego tak niesamowita perspektywa i wyzwanie szczęścia, miłości, radości, przyjemności, które Bóg wymyślił dla człowieka, że aż można się zachłysnąć.

I tu dochodzimy do zrozumienia tego, o co chodzi w celebracji sakramentu małżeństwa. Mąż, jak kapłan ołtarz, całuje ciało swojej żony, a żona całuje ciało swojego męża. W ten sposób zaczyna się celebracja, która jest poszukiwaniem przyjemności i czymś więcej, bo jest tworzeniem jedności i przeżyciem wielkiej bliskości, intymności z drugim człowiekiem. To jest pełnia tej relacji. Celebracja to jest jakaś uczta, to coś, co jest wyjątkowe. Można zjeść elegancki, uroczysty obiad, a można gdzieś sobie kupić hot-doga i się nim napchać, zjeść szybko i byle co. A można przeżyć coś bardziej wyrafinowanego, wytrawnego. Tu jest różnica.

Można podchodzić do współżycia seksualnego w sposób banalny, byle jak, z byle kim, byle gdzie, a można tylko z jedną osobą, żoną-mężem. I można postarać się, żeby przynajmniej na jakiś czas to była celebracja, żeby małżonkowie byli na prawdę przygotowani i duchowo, i psychicznie, i fizycznie, bardziej troszczyli się o siebie, żeby się obdarować na tym ołtarzu. Tego słowa używam, żeby podkreślić wymiar niezwykłości. Właśnie na tym ołtarzu małżonkowie obdarowują się sobą, swoją miłością i przyjemnością, której sobie udzielają we wszystkich wymiarach: fizycznym, psychicznym i duchowym. I dopiero takie przeżycie, w którym dociera się do wymiaru duchowego, to jest w pełni ludzkie przeżycie. I ono jest dla chrześcijan otwarte, bo jeżeli ktoś nie wierzy, to nie sięgnie w ten wymiar.

Analogicznie: jeśli ktoś nie wierzy, to owszem wie jak smakuje komunia święta, zmysłami jest w stanie sięgnąć do pewnej przestrzeni, pewnego przeżycia. Ale tylko ci, którzy mają wiarę wiedzą, ile jest radości w sercu, szczęścia po przyjściu Chrystusa w Komunii do człowieka, jaki pokój i radość. Taki sam pokój może przyjść do małżonków, gdy dzielą się miłością w czasie współżycia seksualnego i taka sama radość, taka miłość może ich ogarnąć. To Bóg przychodzi do nich, gdy żyją sakramentem małżeństwa.


Mira Jankowska - twórczyni Mistrzowskiej Akademii Miłości oraz MAM PRAXIS Instytutu Praktycznych Umiejętności Społecznych, dziennikarka, producent i gospodyni widowisk edukacyjnych oraz autorka cyklu audycji w radiu PLUS "Kochaj i rób, co chcesz, czyli Mistrzowska Akademia Miłości".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie tylko na wierności seks małżonków polega
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.