Po co nam ten ślub?

(fot. shutterstock.com)
Marek Babik / bedziemymielidziecko.pl

Mam do czynienia z wieloma studentkami, które żyją w luźnych związkach. Mieszkają z partnerami, jednak nie wiążą ich żadne deklaracje. Niby się na to godzą, ale w tych dziewczynach jest straszna tęsknota za mężczyzną, który przyniósłby im kwiaty i powiedział: "Wyjdź za mnie, chcę spędzić z Tobą życie" - o znaczeniu małżeństwa rozmawiamy z dr Markiem Babikiem.

Można się nauczyć miłości?

DEON.PL POLECA

Marek Babik: Tak, można! Są badania, które pokazują, że większość par małżeńskich ma te same problemy. Różni je to, jak sobie z nimi radzą. Jedni się rozstają, inni nie. Te pary, które nauczyły się miłości rozumianej jako sztuki komunikacji, pokonały trudności. Nad tym właśnie pracujemy na kursach przedmałżeńskich - uwrażliwiamy ludzi na to, że samo zakochanie i emocje nie wystarczą. Aby stworzyć trwały związek, trzeba nauczyć się rozmawiania ze sobą, współpracy.

Czyli poważny związek to bardziej decyzja niż uczucia?

Nie, najlepiej połączenie tych dwóch sfer. Powinno być i szaleństwo, i odpowiedzialność. Do tego wspólne wartości, cele i wizja miłości.

Czy Pan potrafi rozpoznać wśród uczestników kursu takie idealnie dobrane pary?

Nie, tak samo, jak nie można rozpoznać, że są niedobrane. Nie ma reguły. Spotyka się pary, które czasem budzą wątpliwości, ale nie wiem, jak potoczyło się ich życie.

Na przykład?

Dziewczyna przychodzi z obcokrajowcem. On jest Duńczykiem, ona od miesiąca uczy się duńskiego, trzy słowa potrafią ze sobą zamienić, nie więcej. Ale chcą się pobrać.

Tata mojej znajomej jest Polakiem, mama Francuzką. Poznali się na imprezie, następnego dnia on się jej oświadczył. Rozmawiali ze sobą po angielsku. Pobrali się, są już małżeństwem 20 lat, mają trójkę dzieci. To szaleństwo, ale im się udało, więc może czasem po prostu wie się, że to TA osoba.

To prawda. Jak Pani widzi, nie da się przewidzieć, jaka para jest dobrze, a jaka źle dobrana. Jeśli ludzie szaleją za sobą, to jest to dobry powód do tego, aby pracowali nad swoją relacją i aby im się udało.

Ciężko jest skłonić pary do takiej pracy podczas kursu?

Pary przychodzą do nas z pewną stereotypową wizją kursu. Spodziewają się, że przyjdzie pani w wieku emerytalnym, nie bardzo zorientowana w rzeczywistości i będzie przynudzać, więc są wyposażeni w dwie baterie do różnych elektronicznych gadżetów, aby móc zająć sobie jakoś czas. Lubię ten moment, kiedy mija pierwsza godzina i wszystkie gadżety idą w odstawkę. Ludzie zaczynają się angażować.

Jak Pan to robi?

Zaczynam zawsze od pytania, dlaczego chcą zawrzeć związek monogamiczny, bo to jest przecież wbrew naturze. Facet potrzebuje dwóch kobiet. Panie z przerażeniem mnie słuchają, a faceci okazują zrozumienie. Potem przechodzę do Pań i analizując ich różne potrzeby, dochodzę do lepszego wniosku - że dzisiejsza kobieta potrzebuje dwóch mężczyzn i koleżanki. Pytam ich: po co Wam związek monogamiczny? Może po jakimś czasie obudzicie się jako dwie sfrustrowane osoby? Przedstawiam im inne rozwiązania: dyskutowane w Belgii małżeństwa wielorodzicielskie czy wspólnoty domowe w Szwecji.

A jednak decydują się na życie we dwójkę.

Tak, bo dochodzą do wniosku, że właśnie tego chcą. My na naszych kursach zapraszamy do miłości bezwarunkowej. A przy poligamii nie jest to możliwe. Jak masz trzy żony, to żadnej nie powiesz "kocham cię za nic". Obecność trzech osób w związku pokazuje, że służą do zaspakajania różnych potrzeb, z którymi jedna by sobie nie poradziła - od potrzeb seksualnych, przez finansowe, po związane z rodziną. Ale wtedy taka potrzeba bycia pokochanym "za nic" bywa nieosiągalna. I miłość myli się z rachunkami. A stając na ślubnym kobiercu, ludzie ślubują sobie miłość bezwarunkową, że będą razem niezależnie od tego, co ich spotka.

Czy istnieje para idealna? Jakiś wzór, do którego powinien dążyć związek?

Aby się dowiedzieć, czy jesteśmy "idealnie dobrani", trzeba przede wszystkim stanąć naprzeciwko siebie i sprawdzić, czy sobie się podobamy - tak zwyczajnie, wizualnie. Następnie powinniśmy spojrzeć na swoje wartości i porozmawiać o marzeniach, oczekiwaniach związanych z rodziną i miłością. Jeśli mamy zbliżoną wizję przyszłości, to mamy spore szanse, że nam się uda. Dobrze jest, jeżeli para razem się w coś angażuje. Optymalnym rozwiązaniem jest wspólna praca. Ja sam prowadzę kursy wraz z moją żoną. W małżeństwie nigdy nie ma za dużo czasu, zawsze jest go za mało. Jeśli małżonkowie się ze sobą męczą, to coś jest nie tak. Podsumowując - trochę szaleństwa, trochę rozsądku, na pewno pociąg fizyczny i chęć tworzenia czegoś razem.

Jeśli spełniamy te warunki, to po co jeszcze ślub?

Każdy musi odpowiedzieć sobie sam na to pytanie. Przecież można żyć bez niego. Małżeństwo to taka przestrzeń, gdzie wchodzimy w religię, ale nie tylko. Osobiście bronię ślubu jako takiego, nawet cywilnego, ponieważ małżeństwo jest bardzo poważną sprawą. Czymś innym jest danie słowa publicznie, gdy słyszy je wujek Mietek, wujek Władek i cała rodzina, a czymś innym powiedzenie partnerowi na ucho "będę Cię kochać", gdy siedzicie samotnie na szczycie góry. Natomiast w rozumieniu chrześcijańskim - w Księdze Rodzaju jest napisane, że najpierw Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, później im pobłogosławił, a potem powiedział "Idźcie i rozmnażajcie się". Więc ten schemat poprzez małżeństwo w jakiś sposób się odtwarza. Najpierw oni się "stwarzają dla siebie", potem Bóg im błogosławi i tworzą rodzinę.

Taki schemat przemawia do ludzi wierzących.

Tak, bo ślub w kościele jest adresowany do osób wierzących, ale ze względu na jego piękną oprawę wiele osób niewierzących też go bierze.

Albo ze względu na naciski rodziny.

To są jeszcze inne sprawy - naciski rodziny i presja społeczna. Zauważyłem, że często on bierze ślub dla niej. Jemu w ogóle nie zależy. Uważam, że część mężczyzn, tu się narażę mężczyznom, jest mało męska - nie potrafi podjąć decyzji. Mam do czynienia z wieloma studentkami, które żyją w luźnych związkach. Mieszkają z partnerami, jednak nie wiążą ich żadne deklaracje. Niby się na to godzą, ale w tych dziewczynach jest straszna tęsknota za mężczyzną, który przyniósłby im kwiaty i powiedział: "Wyjdź za mnie, chcę spędzić z Tobą życie". Kobieta potrzebuje pewnej stabilności, zdeklarowania, że ktoś będzie jej towarzyszył, natomiast dzisiejszy mężczyzna się asekuruje: "Teraz jest fajnie, po co coś zmieniać. Zobaczymy, co będzie". Uważam, że jeśli mamy szukać jakiegoś kryzysu męskości, to właśnie w tym niezdecydowaniu i strachu przed byciem odpowiedzialnym.

A co zmienia dziecko? Co daje małżeństwu?

Wszystko! Świat się wywraca do góry nogami! Dla mnie to jest coś nie do opisania. Kiedyś student męczył mnie pytaniem - czy w dzisiejszych czasach posiadanie i wychowanie dzieci się opłaca? Odpowiedziałem mu wtedy pytaniem - a na ile byś wycenił oczy swojego dziecka, któremu przynosisz do domu szczeniaka?

Pomysłem na zrobienie czegoś razem w czasie ślubu oraz namiastką posiadania "dziecka" jest udział w projekcie Kochani, będziemy mieli dziecko i zbiórka na rzecz dzieci z Akademii Przyszłości - zamiast zwyczajowych kwiatów lub pluszaków.

Na pewno. To dobre rozwiązanie, by zrobić w czasie ślubu coś "po swojemu". Uważam, że młodzi powinni podczas przygotowań do ślubu uwzględniać oczekiwania rodziców, ale powinni też zaakcentować swoje pragnienia. I Kochani, będziemy mieli dziecko, może być właśnie takim doskonałym akcentem. To jest właśnie nauka miłości bezwarunkowej.

Aby dowiedzieć się więcej lub zgłosić udział w projekcie wejdź na stronę bedziemymielidziecko.pl

* * *

MAREK BABIK - doktor i wykładowca wychowania seksualnego w Akademii Ignatianum w Krakowie, absolwent Papieskiej Akademii Teologicznej i Akademii Pedagogicznej, gdzie odbywał studia podyplomowe z zakresu wychowania prorodzinnego. Razem z żoną Martą Babik prowadzi "Kurs na miłość" dla par narzeczonych.

Kup torbę i wesprzyj DEON.pl & projekt faceBóg:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po co nam ten ślub?
Komentarze (16)
19 czerwca 2017, 13:26
Wspaniały wywiad <3
U
Uwe
9 kwietnia 2015, 17:28
Ksiadz niech sie interesuje swoim łóżkiem a nie czyimś.
T
tess
9 kwietnia 2015, 15:48
Moja wnuczka jest w stałym związku od 9 lat. Mogą wziąć ślub ale oboje nie chcą. Jesteśmy z sobą bo chcemy,  mówią, nie dlatego, ze musimy. Myśle, ze to piękne. Rok temu zdecydowali, ze czas na dziecko. Sa teraz wspaniałymi rodzicami. No i co? Po  co im ślub, pytam.
C
cecilia.
10 kwietnia 2015, 22:33
Jak się decyduje na małżeństwo to też powinni mówić: jesteśmy ze sobą, bo chcemy. "Bo musimy" to mus. Takie słowa mogą paść od kogoś kto został zmuszony do małżeństwa np. niektóre muzułmanki sprzedane mężczyźnie
TD
Tomasz Dyć
26 maja 2017, 12:38
chociażby ze względów prawnych, co jeśli jedno z rodziców umrze? dziecko nawet nie dostanie renty po rodzicu...
R
Ress
9 kwietnia 2015, 15:42
To nie jest business Kosciola, kto z kim śpi czy żyje pod jednym dachem.
S3
Szczęściara 3
9 kwietnia 2015, 13:33
Postanowiłam przestać myśleć o facetach i skupić się na sobie, zacząć żyć tak, jak zawsze chciałam - Dać sobie szansę! Jestem dziewicą z odzysku, ale tak, odzyskałam poniekąd to, co straciłam. Wtedy przypadkowo poznałam mojego aktualnego chłopaka, którego priorytety pokrywają się z moimi. Pochodzi z wierzącej, praktykującej rodziny - pozwolił mi odkryć siebie na nowo, dał nadzieje. Pojawił się w najlepszym momencie mojego życia - kiedyś mogłabym przejśc obok niego obojętnie, przeoczyć to uczucie, ale nie teraz. Ten chłopak też był w związku dość długo, ale był bardzo zaniedbywany. Teraz ja chce mu to wszystko wynagrodzić, kochać go tak, jak na to zasłużył. Jeste cudownym wrażliwym chłopakiem. Wyjaśnił, że kocha mnie za to, że mimo tego co mnie w życiu spotkało potrafiłam z tego wyjśc i jestem teraz silniejsza, a moje życie buduję teraz na skale, bo znam wartość tego, co straciłam i nie chce żyć już w tym grzechu. Hamuje mnie i zabiera (namawia) do spowiedzi, gdy tylko zaczynam zbyt gwałtowanie działać.Kocha mnie i powstrzymuje, chociaż wiem już, że bardzo go pociągam. On sam nie był jeszcze z nikim tak blisko, jak ja.Juz ta świadomość trzyma mnie w ryzach. Wiem, że nie zrobie Mu takiej krzywdy, jak ktoś kiedyś mnie. Nie pozwolę, żeby ten chłopak przezył swój pierwszy raz przed ślubem. Chce z Nim ślubować i dać mu dzieci. W identyczny sposób wyobrazamy sobie nasze wspólne życie, a do tego moi rodzice zaakceptowali nasz związek już po pierwszej wizycie mojego chłopaka w domu.. Potrafimy się modlić wspólnie. Rodzinę oboje zawsze stawialiśmy na pierwszym miejscu. Wierzę, że to TEN, któremu jestem pisana.. Ktoś tam u góry chyba naprawdę czuwa nad nami.. Proszę o modlitwę i wsparcie duchowe, byśmy wytrwali w czystości i stworzyli wspaniałe CZYSTE małżeństwo, rodzinę, o jakiej zawsze marzyliśmy..
A
Anna
16 kwietnia 2015, 02:03
gdzie takiego poznałaś albo można spotkać takich bo ja szukam latami dlugimi i nie moge znależć? 
S2
Szczęsciara 2
9 kwietnia 2015, 13:31
Poznałam drugiego chłopaka. Spotykaliśmy się wiele lat, on miał inne priorytety. Był pierwszą osobą, której przyznałam się do swoich problemów i opowiedziałam historię pierwszego chłopaka. Najgorsze, że wówczas ta otwartość pozwoliła mi znów bardzo szybko wylądować z nim w łóżku. Nie radziłam sobie z tym, zaczęłam mieć problem. Zaczęłam mieć dziwne potrzeby, chłopak ów nazwał mnie nawet nimfomanką. Wydawało mi się, że go kocham, bo znów akceptował mnie taką, z moimi błędami, przezyciami.. a nawet moją fizycznością. Jednak wiedziałam, że to znów nie jest to, czego oczekiwałam, że znów popełniłam błąd, znów nieczystość stała się moim grzechem głownym. Niejednokrotnie brak akceptacji ze strony rodziców budził wątpliwości, które z czasem otworzyły mi oczy. Bardzo liczyłam się z Ich zdaniem. To przykład idealnego małżeństwa żyjącego zgodnie z bożymi przykazaniami. Odsunęłam się od kościoła trochę wcześniej, niby uznawałam się za wierzącą, ale dekalog interpretowałam po swojemu, tak, jak tłumaczył mi go ówczesny chłopak.  Związek z drugim chlopakiem się zakończył i.. skończyłam jednocześnie z grzesznym życiem.
S
Szczęściara
9 kwietnia 2015, 13:30
Uważam, że miłości jako takiej nauczyć się nie można, bo ..to przychodzi samo, a niejednokrotnie wynika z wychowania i tego, co wynosimy z domu (miłość do drugiego człowieka).. Ale sama mogę poświadczyć, że spotykając właściwą osobę, wie sie od początku, że to TA/TEN! Zacznę od tego, że pierwszy chłopak, którego poznałam - zgwałcił mnie. Milczałam. Popadłam z kompleksy, miałam myśli samobójcze, bo pragnęłam zachować czystość do slubu jak moi rodzice. Bałam się ciąży, wiec utrzymywałam kontakt z tym, który mnie skrzywdził. Po pierwszym razie poczułam potrzebę bycia z kimś. Ten, który mnie skrzywdził widział mnie taką niedoskonałą i akceptował. Wydawało mi się, że skoro z nim przezyłam pierwszy raz, to on musi zostać moim mężem. Trwaliśmy w nieczystym związku, który.. właściwie tylko na stosunku się opierał. Po jednej ze spowiedzi postanowiłam zmienić coś w swoim życiu.
A
anna
16 kwietnia 2015, 02:08
jakby to był prawdziwy gwałt nie spotkałabyś sie wiecej z ta osobą to pewne a juz napewno nie współżyłabyś za swoja zgoda drugi raz, nie wiesz jak wielką traumą jest gwalt to wiąże sie z przemocą takie przeżycie zostaje w człowieku na całe zycie także bzdury wypisujesz
WR
Wojtek Rych
8 kwietnia 2015, 18:44
>Można się nauczyć miłości? Marek Babik: Tak, można!...< Proszę wybaczyć, ale miłości nie da się nauczyć. Miłość to radosna relacja dusz i to taka, że dusze wzajemnie noszą swoje obrazy; jak fotografie na zawsze. Miłość to jest zarazem najsubtelniejszym i najdelikatniejszym połączeniem dwóch w Jedną; stanowiącą najszczerszą jedność idealną, bo dla nich jedyną(taką na wieczność)... Nauczyć się można tylko poprawności relacji. Ale jeżeli dusze poznały już swoje 'ideały'; to po czasie tęsknota sprawi, że wyuczona poprawność bedzie im jak "kaganiec życia" ... Przykład: jako dowód cytuję z powyższego tekstu: >.......Poznali się na imprezie, następnego dnia on się jej oświadczył. Rozmawiali ze sobą po angielsku. Pobrali się, są już małżeństwem 20 lat,....< To nie jest przypadek; To miłość prawdziwa! Miłość to bardzo poważna sprawa, ale wiąże się ze szczerością i odważnym wyrażaniem jej. Jednak faktycznie, nie zawsze  potrafimy być odważni "od zaraz" czy "na czas". Jak brakuje nam(facetom) tej odwagi; można miłość przegapić... Pozostaje wtedy; czekać na Jej powrót... Życie z jakimś 'zastępstwem' będzie tylko poprawnością; ze smutnym obliczem w beznadziei.... namnażanej dalej w dzieciach jak będą.
.
.
9 kwietnia 2015, 10:13
to jest zakochanie, czyli zupełnie coś innego niż miłość, miłości uczy się w trakcie związku, zakochanie to dopiero poczatątek, ono mija miłość nie :)
F
franek
9 kwietnia 2015, 12:21
Pięknie napisałeś, ale to dyrdymałki. Na tym chcesz oprzeć swoje i Jej życie gdy będziecie bezrobotni, chorzy, itp?  Czy to co napisałeś jest możliwe do ślubowania małżeńskiego? Czy to możesz przyrzec? A co zrbisz gdy ty lub ona poczujecie takie motylki w brzuchu do kolejnego "partnera"? Cudownie się rozejdziecie? Wasze dzieci uśmiechną się ze zrozumieniem? Wiara to więcej niż wiedza. Uwierz Bogu i Kościołowi że miłość to dużo więcej niż przyjemne uczucie. Jezus z miłości szedł na krzyż i wcale nie było Mu miło!
WR
Wojtek Rych
9 kwietnia 2015, 12:47
Najpierw musisz uwierzyć w to, że to Bóg jest Dawcą Miłości. Człowiek jako on i ona; odpowiada Bogu a dokładnie Synowi Boga, Jezusowi przez Którego wszystko się stało: Twórcy Miłości.. Miłość to Moc bo powiązana z obecnością Boga, Ducha Boga. Czyli Jedność w duchu stanowią: Ona, On i Bóg, to jest Moc do życia.. Krzyż to znak miłości, znak życia i to wiecznego a nie powód do wzajemnych umeczeń, poszukiwań zmartwień czy śmierci. Kiedy brak Miłości nic jej nie jest wstanie zastapić. Pojawia się zgroza, strach przed wszystkim...
WR
Wojtek Rych
9 kwietnia 2015, 12:53
W Miłości czas nie gra roli. Stan zauroczenia nie przemija, to wzajemne obrazy noszone w sercach. Stale dla siebie jesteśmy młodzi, chociaż dożywamy stu lat. Miłość to ufność i otwartość na siebie; pragnienie dawania nie brania. Pragnienie co jest Mocą...