Smutek jest wynikiem pewnego zaniechania

(fot. Daryl Cauchi/flickr.com)
Leon Nieścior OMI

Rozpatrując smutek jako moralną wadę, możemy stwierdzić, że powstaje on na skutek wadliwego korzystania z siły woli i światła rozumu. Ponieważ nasza wola i rozum ulegają często zachwianiu, ich właściwe użycie jest niemożliwe bez wsparcia łaski. Smutek jest zatem wynikiem pewnego zaniechania - mówi wielki mistrz chrześcijańskiej starożytności.

Istnieje u Ewagriusza - można by rzec - mniej istotne ujęcie smutku jako "przygnębienia duszy" czy jej "poruszenia" (por. O ośmiu duchach zła 11, t. 1; List do Melanii 41, t. 2). Wokół tych nazw nasz autor nie tworzy rozbudowanych teorii, natomiast jedno określenie wiąże się głębiej z całym jego, zresztą greckim, systemem myślenia. Smutek u Ewagriusza to "namiętność" (pathos), z pełną wieloznacznością tego słowa. Stanowi i chorobę moralną, wadę, i dotyczy sfery organicznej, osłabiając ciało, i niesie ze sobą cierpienie, jest również dla człowieka jakimś nieszczęściem.

Ciągłe smucenie się to jeden z symptomów duchowej choroby (por. O ośmiu duchach zła 12, t. 1). Sprzeciwia się cnocie radości (por. O wadach, które przeciwne są cnotom 1, t. 1). "Smutek zdarza się jako choroba duszy i ciała, bierze duszę w niewolę, ciało zaś osłabia" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2). Chodzi, naturalnie, o jakiś przewlekły stan przygnębienia, stałą skłonność i trwałą postawę "czarnowidzenia". Na zjawisko przychodzących doznań smutku, które ogarniają człowieka, skłaniając go do pesymistycznych rozmyślań, Ewagriusz ma inne słowo - "myśli" (logismoi). Jeśli na trwałe zamieszkają w człowieku, stają się namiętnościami. Jest ich w Ewagriuszowym katalogu osiem: obżarstwo, nieczystość, chciwość, smutek, gniew, acedia, próżna chwała, pycha (por. O praktyce ascetycznej 6, t. 1).

Na uproszczonej liście owych wad, które pod nazwą "siedmiu grzechów głównych" utrwalił Grzegorz Wielki, zamiast smutku mamy zazdrość, zamiast acedii - lenistwo w służbie Bożej, a próżna chwała zostaje połączona z pychą. Dokonano zawężenia: do grzechów głównych zaliczono smutek z powodu pomyślności czy jakiegoś dobra będącego udziałem bliźniego. Taki smutek szczególnie obciąża smucącego się; jest stanem działającym na szkodę drugiego. Być może dlatego tylko ten rodzaj smutku zakwalifikowano do głównych przewinień moralnych. Nie wdając się w dyskusję z dokonaną przez tradycję kwalifikacją moralną smutku, uznać trzeba zasługę Ewagriusza, że powiązał smutek ze sferą sumienia. Nie jest on na ogół sprawą czysto psychiczną, ale często także moralną. W tym sensie nie znajdziemy na niego skutecznego lekarstwa wyłącznie w diagnozie psychologicznej.

DEON.PL POLECA

Przyczyny smutku

Ewagriusz zna, oczywiście, rozróżnienie pomiędzy biblijnym smutkiem, który jest z Boga (2 Kor 7, 10), a smutkiem zawinionym, a więc w jakimś sensie - przeciwko Bogu, a na pewno zawsze - przeciwko człowiekowi. Ten pierwszy każe się smucić grzechem, myśleć o śmierci i sądzie oraz nie dopuszczać radości sprzecznych z wolą Bożą. Staje się mimowolnie, gdy człowiek na przykład boleje nad popełnioną nieprawością, "sprawcą dobrej pokuty" (O różnych rodzajach złych myśli 12, t. 1). Drugi rodzaj smutku bierze się natomiast "z nieprawości: nawiedza serce, nie ujawniając przyczyny smutku" albo "wciska się do serca i rodzi się z przyczyn nadzwyczajnych" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2). Ewagriusz mówi zagadkowo.

Może chodzi o to, że kiedy grzeszymy, z czasem ogarnia nas przygnębienie, a im mniej przyznajemy się do grzechu i godzimy się na niego, tym większa zostaje gorycz i nieświadomość co do jej przyczyny? Niekiedy przychodzą bezpośrednie podszepty zła, którym daliśmy przystęp przez własny upadek. I chociaż wiemy, że te myśli nie są nasze, że przychodzą z zewnątrz i kuszą nas, to jednak na skutek jakiegoś zniewolenia złem nie jesteśmy w stanie się im oprzeć… Tak czy owak, grzech zbiera pokłosie smutku, nieraz tragiczne.

Co do przyczyn, to spotykamy u naszego mnicha werbalne rozróżnienie pomiędzy zewnętrzną i wewnętrzną przyczyną smutku (por. List do Melanii 42, t. 2). Do jakiegoś stopnia pewnego rodzaju smutki są niezależne od naszej woli, przynajmniej na pierwszym etapie. Przychodzą mimowolnie i ich przyczyna może być zupełnie zewnętrzna. Fakt ich powstania nie musi zależeć od nas. Natomiast od nas zależy, czy przy nich będziemy trwali, czy takie chwilowe zmartwienie nie przerodzi się w trwały stan, który Ewagriusz nazywa "namiętnością smutku" (O praktyce ascetycznej 6, t. 1).

Na pograniczu czynników zewnętrznych i wewnętrznych stoją podszepty demoniczne, nakłaniające do przygnębienia. Mamy do czynienia z anachoretami, w środowisku których żywa była świadomość potrzeby walki ze złymi duchami. Dla pustelników nie były one abstrakcyjnymi tworami, ale postaciami, które w nocy rzucały na ścianę cienie i błyskawice, inspirowały nocne widzenia wywołujące lęk albo odrazę, przerażały groźbami, wrzaskiem, ukazywaniem się w postaci czarnoskórych ludzi czy dzikich zwierząt, dotykały i nękały ciało niczym skorpiony, rozpalały skórę, pozostawiając na niej ślady, wywoływały chorobę, groziły mieczem i śmiercią. Demony, za pomocą myśli czy nawet bez nich, manipulowały wnętrzem ascety, jego psychiką, groziły utratą rozumu, pokazywały dawne grzechy, podsuwały smutek przeciwny Bogu. Zamknięci w swoich celach pustelnicy bali się diabelskich ataków, własnej bezradności, życia w ciągłym lęku.

Podstawowym narzędziem demonicznego działania było podsuwanie pokus. Te próby napełniały zmartwieniem kuszonego. Może tylko on sam jest tak doświadczany… (por. O sporze z myślami II 64, t. 2). Czyż nie wykracza to ponad ludzkie siły?! Ciągle nękają, nie ma nadziei na zwycięstwo… (por. O sporze z myślami II 31, t. 2). Może przyjdą jeszcze dotkliwsze pokusy… Próby nasilały się przez zewnętrzne utrapienia, które stawały się jakby przyczółkiem złego ducha (por. Traktat dla Eulogiusza mnicha 6, t. 2).

Nie jest zatem słuszne, by smutek wiązać z jedną z dwóch wyżej wymienionych "niższych" części duszy, z pożądliwą czy popędliwą. O ile pewne namiętności spośród ośmiu wyróżnianych przez naszego autora dadzą się tak powiązać, to smutek - nie. Jak zobaczymy, może być pochodną każdej namiętności. Pożądliwość i popędliwość zdaje się w sposób pośredni wpływać na smutek, a ostateczną instancją jego generowania jest wola i rozum. Ewagriusza, gdy podaje powyższą genezę, nie interesują jednorazowe, przelotne myśli, ale raczej te, które stanowią syndrom istniejących namiętności, pojawiają się znacznie częściej i agresywniej oraz kształtują określoną postawę.

Smutek owocem namietności

Rozpatrując smutek jako moralną wadę, możemy stwierdzić, że powstaje on na skutek wadliwego korzystania z siły woli i światła rozumu. Ponieważ nasza wola i rozum ulegają często zachwianiu, ich właściwe użycie jest niemożliwe bez wsparcia łaski. Smutek jest wynikiem pewnego zaniechania w użytkowaniu władzy wolitywnej i rozumowej, uzupełnionej mocą i światłem Bożym. W związku z tym przyczyna smutku leży w pewnym zwątpieniu zarówno we własne siły, jak i w pomoc Bożą. Na przykład w kontekście demonicznych pokus jego przyczyną będzie przekonanie, że Bóg nie interesuje się naszymi utrapieniami, nie wysłuchuje naszych modlitw, że nas opuścił i nie posyła nam do pomocy swoich aniołów (por. O sporze z myślami IV 1, 2, 4, 9, 10; VI 3, 9, t. 2).

Także i inne namiętności, również te bardziej uwarunkowane fizjologicznie, są skutkiem niedostatecznego używania przez człowieka swoich najwyższych władz duchowych. Co wyróżnia smutek w stosunku do pozostałych namiętności? Przede wszystkim sytuacja, w jakiej powstaje. "Przygnębieniu ulega ten, komu zabrano przedmiot jego żądz" (List 8, 1, t. 1). "Niezaspokojone pożądliwości rodzą smutki" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2). "Smutek bowiem bierze się z pozbawienia przyjemności, czy to obecnych, czy oczekiwanych" (O praktyce ascetycznej 19, t. 1). Rodzi go na przykład "niedopełnienie zemsty" czy "niezaspokojenie cielesnego pożądania" (O ośmiu duchach zła 11, t. 1).

Niezawodnie dopadnie nas demon smutku, jeśli skupiamy się na zdobywaniu dobrego jedzenia, bogactwa i sławy, a osiągnięcie ich się nie udaje albo po jakimś czasie zdobycz tracimy. Ewagriusz przestrzega: "Pożądając bogactw, będziesz zatroskany o wiele spraw, a miłując [je] będziesz gorzko płakał" (Do mnichów mieszkających we wspólnotach 57, t. 1). Podobnie ulegnie smutkowi ten, kto namiętnie poszukiwał chwały, a jej nie znalazł (por. Do mnichów mieszkających we wspólnotach 61, t. 1). Dopada nas w największej słabości, w tym, ku czemu się najbardziej skłaniamy (por. O praktyce ascetycznej 19, t. 1), a czego nie osiągamy.

Ponieważ smutek powstaje z niezaspokojenia namiętności, ostatecznie jego przyczyną staje się namiętność. "Kto jest spętany przez smutek, tego [wpierw] zwyciężyły [inne] namiętności" (O ośmiu duchach zła 11, t. 1). Powstaje na przykład na skutek wspominania nieodpłaconych krzywd (por. O wadach, które przeciwne są cnotom 3, t. 1), a więc z gniewu (por. O ośmiu duchach zła 11, t. 1). Mnich, który pod wpływem gniewu wypędził brata ze wspólnej celi, może już nigdy nie uwolnić się od demona smutku i będzie doznawał stałej przeszkody na modlitwie (por. O praktyce ascetycznej 25, t. 1). Rodzi go też próżność (por. O ośmiu duchach zła 12, t. 1; O praktyce ascetycznej 13, t. 1). Przekładając na język biblijny i teologiczny, uleganie namiętnościom bierze się z miłości świata. Paradoksalnie, właśnie miłość świata prowadzi do smutku (por. O ośmiu duchach zła 12, t. 1), chociaż wydaje się nieść ze sobą fascynację życiem.

Smutek jest więc frustracją wynikłą z niezaspokojonego pragnienia, potrzeby, z nieosiągnięcia celu swoich dążeń czy utraty tego, co już się posiadało. Stanowi pewien bunt, ale wymierzony przeciwko samemu sobie. W tym sensie depresja, jako jego następstwo, staje się formą autoagresji. Jak już wspomnieliśmy, Ewagriusz ocenia smutek jednoznacznie negatywnie jako wadę, rozszerzając jego ocenę z porządku psychicznego na moralny. Zatem wspomniana frustracja stanowi symptom czegoś głębszego niż tylko chwilowy zawód i rozczarowanie. Pewne przywiązanie, upodobanie w czymś uformowało się w strukturalną postawę pesymizmu i utraty ducha. Oprócz czynnika moralnego, namiętności, którym ulegliśmy, na ukształtowanie się wady smutku ma wpływ sytuacja zewnętrzna.

Ów smutek wzbudza permanentna niemożność spełnienia swoich predylekcji, jakaś trwała sytuacja, w której zostajemy pozbawieni przedmiotu swego przywiązania i upodobania. W tym sensie "przychodzi z braku zniszczalnej przyjemności". Człowiek jest zatem permanentnie kuszony do takiego smutku. Wtedy dopiero, jak się wydaje, smutek może nabrać cech stałej postawy i staje się smutkiem - jak nieraz mówimy - "egzystencjalnym".

Skutki smutku

Spełnia destrukcyjną rolę, zarówno względem duszy, jak i ciała. Szkodzi duchowi, zżera wnętrze człowieka, rani jego duszę, przynosi strapienie, spędza sen z powiek, jest "robakiem toczącym ciało". Potrafi długi czas trapić człowieka, pozbawiając go radości i odwagi (por. O ośmiu duchach zła 11, 12, t. 1). "Miły dla wszystkich ludzi jest wschód słońca, ale dusza smutna nawet i tym się nie cieszy" (por. O ośmiu duchach zła 12, t. 1). O ile każda namiętność przynosi jakąś radość, to smutek - odwrotnie: udrękę (por. Rozważania 51, t. 2). Tutaj objawia się jego szczególna irracjonalność. Człowiek traci nawet złudną radość; tym bardziej działa na własną niekorzyść.

Moralny wymiar smutku objawia się najbardziej w tym, że ogranicza on rozum i wolę. Uderza w najgłębsze jestestwo człowieka. Zniewala wolę i zaciemnia rozum. Te duchowe władze, będąc jego przyczyną, pierwsze doznają jego skutków. Człowiek staje się więźniem smutku (por. O wadach, które przeciwne są cnotom 3, t. 1), podobnie jak pożądania czy gniewu (por. Rozważania 60, t. 2). Umysł na jego skutek doznaje mroku (por. O praktyce ascetycznej 24, t. 1). Tego rodzaju ciemność Ewagriusz nazywa "mroczną chmurą o wyraźnym kształcie" (O wadach, które przeciwne są cnotom 3, t. 1).

Wyraziste rysy smutku biorą się być może według Ewagriusza z tego, że na ogół łatwo jest stwierdzić sam fakt jego występowania czy też ustalić jego przyczynę. Wspomniana ciemność przejawia się nie tylko na poziomie naturalnym, jak każdy afekt zaburzający myślenie, ale i na poziomie nadprzyrodzonym, utrudniając kontemplację. "Mrok osłabia aktywność oczu, a smutek zaciemnia kontemplujący umysł. Głębin wody nie przeniknie promień słońca, a wypełnionego smutkiem serca nie rozjaśni kontemplacja światła. Żółtaczka odbiera zmysł smaku, a smutek odbiera wrażliwość duszy" (O ośmiu duchach zła 12, t. 1). Takie przygnębienie staje się przeszkodą w modlitwie (por. O praktyce ascetycznej 25, t. 1). Nie jest ono po myśli Boga, ponieważ utrudnia obcowanie z Nim.

Jeśli smutek paraliżuje wolę i zaciemnia umysł, to przede wszystkim dlatego, że jest namiętnością. A skoro jest namiętnością, czyli moralną chorobą, to może stać się przyczyną innych chorobliwych namiętności. Pokrewną namiętnością, do której prowadzi bezpośrednio, jest stan acedii, czyli stałego zniechęcenia i oziębłości (por. O wadach, które przeciwne są cnotom 3, t. 1). Jego skutkiem może być także gniew (por. Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2), a nawet chciwość, gdy mnich na przykład buntuje się przeciwko ubóstwu (por. O sporze z myślami III 33, t. 2), czy obżarstwo (por. List 16, 2, t. 1).

Ewagriusz zwraca uwagę na zewnętrzne konsekwencje trwającego przygnębienia. To często ucieczka z miejsca, w którym doznaje się smutku, czy - w skrajnym przypadku - "ucieczka z ciała", czyli samobójstwo. Ponieważ smutek, podobnie jak gniew, dotyka sfery popędliwej w człowieku, ta sama popędliwość skłania go następnie do zaniechania wytrwałości i opuszczenia swego dotychczasowego miejsca. W tym sensie smutek staje się "zwiastunem wygnania" (O wadach, które przeciwne są cnotom 3, t. 1). Nie tyle w znaczeniu, że to inni nas wypędzają, ale że sami odchodzimy pod wpływem wewnętrznej presji czy afektu.

Szukanie życia odosobnionego może wynikać z frustracji związanej z doświadczeniami we wspólnocie: z gniewu, pychy czy smutku. Dochodzi do machinacji myśli, które mogą nadszarpnąć zdrowie psychiczne. Wyjście z takiego stanu staje się trudne. Często dopiero pomoc świątobliwych mistrzów, modlitwa i łzy umożliwiają powrót do wcześniejszej równowagi (por. O różnych rodzajach złych myśli 22-23, t. 1).

Wieża niedostępna dla demona smutku

Ewagriusz często mówi o potrzebie czuwania nad swoimi myślami, odsuwania złych myśli, w tym również tych przygnębiających. Według jego nauki, nie należy poddawać się pesymizmowi. Jednak takiej rady byłby w stanie udzielić każdy. Mistrz życia duchowego musi sięgać do przyczyny smutku i wskazać konkretne sposoby jej usunięcia. Jak wiemy, jego przyczyną jest często jakaś namiętność, nieuporządkowane przywiązanie do czegoś lub kogoś. "Niemożliwe jest, abyśmy odparli tego wroga, gdy jesteśmy namiętnie przywiązani do czegoś na tej ziemi" (O praktyce ascetycznej 19, t. 1).

Zatem najbardziej skutecznym lekarstwem na smutek, który powstaje z powodu niemożliwości zaspokojenia swojej namiętności, jest wyzbycie się takiego rodzaju nieuporządkowania. Najlepiej nie dopuścić do zaistnienia namiętności. W języku ascetycznym Ewagriusza brzmi to bardziej radykalnie: ucieczka od wszystkich światowych przyjemności i stan beznamiętności.

Starożytna apatheia - wolność od namiętności - nie pokrywa się z tym, co dziś rozumiemy przez słowo "apatia". Nie oznacza wyparcia uczuć, ale takie kierowanie nimi, by nie doprowadziły do moralnego schorzenia w postaci pathos, czyli głębokiego i nieuporządkowanego afektu. Synonimem apathei jest czystość serca. Ewagriusz mówi:

"Smutek nie dosięgnie serca czystego, bowiem ono odepchnęło od siebie daleko zgubne pragnienia". Wolność od namiętności czyni z nas wieżę "niedostępną dla demona smutku" (O praktyce ascetycznej 19, t. 1). "Nie złamie smutek, gdy nie ma innych namiętności, jak również więzy, gdy nie ma tych, którzy wiążą. […] Kto pokonał pożądanie, pokonał namiętności; nie będzie opanowany przez smutek" (O ośmiu duchach zła 11, t. 1). "Niechęć do przyjemności ucisza smutek tego świata" (Pouczenie dla mnichów 5, t. 2). Na przykład wolny od chciwości nie "zasmuci się gorzko", gdy utraci pieniądze (por. O ośmiu duchach zła 12, t. 1). "Wstrzemięźliwy nie zasmuci się z powodu braku pokarmu ani powściągliwy, jeśli nie osiągnie zbytecznej przyjemności, ani łagodny, jeśli wymknęła się sposobność do zemsty, ani pokorny, pozbawiony ludzkiej czci, ani też niechciwy pieniędzy, gdy poniósł straty"(O ośmiu duchach zła 11, t. 1).

Postulat odrzucenia przyjemności i różnych uroków tego świata brzmi trochę obco współczesnemu człowiekowi, dla którego przyjemność nabiera wymiaru kultowego. Uwarunkowania monastyczne, a także filozoficzne, determinujące sposób myślenia i wyrażania się teologa IV wieku, były jakby odwrotnością tego, co dzisiaj wpływa na mentalność czytelnika jego pism. Jednak w istocie swej chodzi o prawdę ewangeliczną. Czystość serca pozwala przezwyciężyć smutek tego świata. Po spotkaniu z Jezusem bogaty młodzieniec odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości (Mt 19, 22). Im bardziej wolne i czyste jest serce ludzkie, tym łatwiej przyjmie jakąś ziemską utratę czy zdobędzie się na akt dobrowolnej rezygnacji, a więc tym bardziej odporne staje się na smutek. Walka ze smutkiem otwiera przed nami bogatą myśl naszego pisarza na temat życia duchowego w ogólności.

Czystość serca zakłada nie tylko wolność od namiętności. Wykorzenienie jednej prowadzi do powstania innej, jeśli zło nie zostanie zastąpione dobrem. Ewagriusz proponuje zastąpić, dla uniknięcia frustracji, stoicką postawę wyzbycia się wszelkich pragnień chrześcijańską postawą pragnienia rzeczy zgodnych z wolą Boga. Niezbędne staje się praktykowanie właściwych dyspozycji moralnych. Listę cnót leczących z przygnębienia podaje Ewagriusz głównie w Traktacie dla Eulogiusza mnicha. Podkreśla, że to miłość przepędza smutek. "Kto zdobył cnotę miłości, w niewoli trzyma złe namiętności" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 10, t. 2). Ona bowiem nie szuka swego, więc nie zamyka człowieka w boleści nad własną utratą.

Cnotą występującą bezpośrednio przeciwko smutkowi, a związaną z miłością, jest radość. "Jeśli chcesz zwyciężyć smutek i gniew, weź w ramiona wielkoduszność miłości, zdobądź dla siebie radość płynącą z prawości" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2). "Jeśli więc zdobędziemy wśród trudów radość pełną pokoju, [to] przy jej pomocy odpędzimy przychodzące na nas rzeczy przykre, trwając w dziękczynieniu, i nie wpuścimy ryczącego demona smutku, który zwłaszcza w utrapieniach tworzy jakby przyczółek i atakuje duszę…". Ona smutek "jakby zatapia w morzu" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 6, t. 2).

Jak widzimy, radość taka wiąże się z postawą dziękczynienia. "W chwilach utrapień czyń dzięki, tym bardziej że dzięki nim lepiej uświadamiasz sobie łaskę Bożej pomocy. W ten sposób bowiem, dopóki czyniąc dzięki będziesz otrząsał się ze spadających na ciebie utrapień, dopóty nie zaciemnisz mocno jaśniejącego piękna wytrwałości" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 8, t. 2). Obok wdzięczności Ewagriusz postuluje również wytrwałość. Zły duch wyszukuje słabej strony człowieka i uderza w to miejsce, które nie zostało zabezpieczone praktyką cierpliwości (por. Traktat dla Eulogiusza mnicha 8, t. 2). Ze względu na wytrwałość pustelnik nie opuszcza swej celi i w czasie smutku nie skłania się ku podszeptom zniechęcenia (por. Do mnichów mieszkających we wspólnotach 55, t. 1). Stosuje wypróbowaną zasadę, by nie podejmować ważnych decyzji w afekcie.

Boża terapia

Doskonałość chrześcijańska zakorzeniona jest w Bogu: wszelkie cnoty w Nim znajdują swoje źródło i On pozostaje największą pomocą w wykorzenianiu zła smutku. To wydaje się głównym przesłaniem Ewagriusza w terapii smutku, choć tak często o tym nie mówi: Jeśli chcesz przezwyciężyć smutek, wejdź w głęboką relację z Bogiem. Każda z powyższych cnót służy ostatecznie ugruntowaniu związku z Nim: "Kto kocha Pana, będzie wolny od smutku, bowiem doskonała miłość usuwa lęk" (O ośmiu duchach zła 12, t. 1; por. 1 J 4, 18). Chrystus jest tym, który jako Zbawiciel daje zwycięstwo nad demonem smutku (por. O sporze z myślami IV, zakończenie, t. 2). Modlitwa stanowi skuteczne lekarstwo przeciwko przygnębieniu (por. O modlitwie 16, t. 1). Łzy wylane przed Panem okazują się mocniejsze od niejednego smutku i acedii (por. Napomnienie dla dziewicy 39, t. 1).

Ewagriusz nie poprzestał na ogólnym wskazaniu roli modlitwy w leczeniu naszych duchowych stanów. W traktacie O sporze z myślami (Antirrheticus) zgromadził kilkaset cytatów biblijnych pomocnych w zwalczaniu ośmiu głównych myśli i namiętności. Czwarty rozdział poświęcony został smutkowi. Zamieszcza w nim siedemdziesiąt sześć różnych sytuacji - niektóre się powtarzają - skłaniających anachoretę do smutku i wytacza przeciwko nim biblijne słowa. Stosuje antirrhesis - metodę sporu z pesymistycznymi myślami, zbijając je natchnionymi wypowiedziami. Tak postępował Chrystus, kuszony na pustyni, który potrójną pokusę szatana odparł słowem Bożym.

Niekiedy, zamiast słów, owocne okazują się same prawdy wynikające z biblijnych wersetów, uprzytamniane w momencie przygnębienia. Ewagriusz wyznaje, że po śmierci św. Grzegorza z Nazjanzu stawiał przed oczyma duchowe prawdy, na przykład, że drogi mu przyjaciel żyje teraz w otoczeniu aniołów i jest szczęśliwszy. W ten sposób doznawał pocieszenia (por. List 57, 5, t. 1). Pochmurna myśl, rozbita wewnętrzną analizą, wspomożoną światłem Bożym, rozpływa się w nicość. Powody strapień współczesnego czytelnika mogą być inne i zapewne w jego przygnębieniu inne słowa Biblii bardziej by do niego przemawiały. Niemniej sama idea posłużenia się Pismem Świętym, a także niektóre przypadki jej egzemplifikacji w walce ze smutkiem stanowią cenny wkład Ewagriusza w religijną terapię tego stanu.

Sięgając do pomocy Bożej, dostępnej nam między innymi przez słowo Boże, w terapii smutku Ewagriusz nie rezygnuje z pomocy ludzkiej. Już wcześniej wspomnieliśmy, że niekiedy pośrednictwo świętych mężów i ich błagalna modlitwa pozostają jedynym środkiem, który może wytrącić bliźniego z zaawansowanej depresji duchowej. "Głębia przyzywa głębię". Głębia smutku skłania do wejścia w głębię prawdziwej mądrości, podsuwanej nam nieraz przez innych. Pociecha i współczucie brata przynosi korzyść nie tylko smucącemu się, ale i jemu samemu, który gromadzi sobie "skarb wielki w niebie" (Do mnichów mieszkających we wspólnotach 87, t. 1). Często przygnębienie występuje pomiędzy gniewającymi się na siebie, więc ten, kto dąży do przebaczenia i podaje rękę do zgody, odpędza co najmniej od siebie gorzki smutek (por. Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2).

Nie było w czasach Ewagriusza dostępu do psychoterapii par excellence. Zaznaczając rolę bliźniego w leczeniu smutku innych, mnich z Pontu - jak się wydaje - nie odrzuciłby takiej pomocy. Rady, których udzielał stoicyzm, mają wiele wspólnego z dzisiejszą psychologią. Nasz autor dość chętnie korzystając z filozofii, w tym także stoickiej, nie pogardziłby i psychologią, która o wiele później wyodrębniła się w osobną dziedzinę. Odrzuciłby ją jednak stanowczo, gdyby miała stanowić jakąś alternatywę dla teologii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Smutek jest wynikiem pewnego zaniechania
Komentarze (24)
G
greta
18 lipca 2013, 22:21
takich artykułów powinno być więcej na deonie! zdecydoanie. a nie jakiejś parapsychologii. pozdrawiam
A
Arabeska
15 lipca 2013, 18:38
Znakomity artykuł!
A
AR
15 lipca 2013, 18:11
Do "nu", ktora pisze o swojej depresji ( leku, przygnebieniu) i trudnej sytuacji, z powodu braku pracy, ulozenia sobie zycia, wieku 20-stu kilku lat. Bardzo tobie wspolczuje. Rzeczywiscie to co podane w artykule moze wydawac ci sie na obecna chwile zbyt odlegle. Praktykowanie cnot, wytrwalosci kiedy realna sytuacja, w ktorej sie znalazlas wyglada na ciezka do zmiany. Potrzebujesz pomocy. Najpierw, zeby dojsc do rownowagi. Nabrac sil, mniej negatywnie spojrzec na swoje zycie. Byc moze farmakoterapia bedzie doraznie wskazana, zeby pomoc ci ruszyc z miejsca, w ktorym utknelas, bo depresyjne myslenie potrafi wiezic. Bezplatna pomoc psychologiczna jest dostepna. Moze uda ci sie znalezc zyczliwego, madrego psychologa, ktory ma doswiadczenie w leczeniu depresji. To bylby pierwszy krok. Znalezienie sil na ukladanie swojego zycia. Mozolnie i od nowa. W wieku 20stu kilku lat masz cale zycie przed soba. Najpierw poczyn kroki w strone wyjscia z depresji, ale nie badz w tym sama. Badz pewna, ze Bog jest z Toba, zwlaszcza wtedy, kiedy cierpisz. Modlitwa i wytrwanie przy Bogu, to dobra postawa. Podobnie bycie wdziecznym za to, co bylo dobre w twoim zyciu, a napewno cos dobrego sie wydarzylo.  Przede wszystkim pojdz po pomoc psychologiczna, byc moze farmakologiczna i psychologiczna jednoczesnie. Zycze ci odwagi zadbania o siebie i znalezienia osob, ktore cie wespra w trudnym czasie. Jak poczujesz sie silniejsza, zaczniesz zmieniac rzeczywistosc. Pamietaj, Bog zawszejest przy tobie.
A
Aga
15 lipca 2013, 17:39
A ja mam 20 pare lat nie mma pracy, mam depresje, ciezko chorowalam... nie ujklada mi sie w zwiazkach jestem dobrym czlowiekiem ktory bardzo sie stara modle sie... dopadaja mnie tak glebokie uczucie smutku,ze nie potrafie oddychac czasem.... piekny artykul, ale nie wiem,czy on cos zmieni? Tak ciekzo pogodzic sie z tym,ze przegralo sie swoje zycie. Najbardziej nie rozumieja tego ci, ktorym sie uklada. :( ...
J
JPII
15 lipca 2013, 10:49
brednie waść wypisujesz o smutku Zawsze tak jest jak  wchodzisz w dwoistość. Najpierw dzielicie - rozdzielacie a potem winicie za efekty. Powiedz ludziom CZYM są , wówczas świat pozostawi smutek  i wypnie się na KK
SS
Szczęśliwy Satanista
14 lipca 2013, 17:42
Do "nu" - nie przejmuje się ideologicznymi wypocinami i omamami chrześcijan - zawsze mylili przyczynę ze skutkiem, aby za wszelką cenę udowodnić istnienie szatana, spowodowac lęk i zmusić człowieka do przyjęcia dobrego chochoła pocieszyciela z nieba. Autosugestie jednak nie pomagają, działają tylko przez chwilę, po czym znów trzeba wymyśleć kolejne demony i odpowiedź na nie chochoła z nieba. Zanim ten komentarz zostanie usunięty przez cenzora-inkwizytora, mam dla Ciebie świetną poradę: Idź do psychiatry, to nie jest żaden wstyd. Za przygnębienie odpowiedzialna jest dysfunkcja przysadki mózgowej odpowiedzialnej za wtórny wychwyt serotoniny i dopaminy w organizmie człowieka, co jest konieczne do nastrojenia mózgu tak, aby zaczął tworzyć nowe połączenia neuronalne odpowiedzialne za koncentrację na innym nastroju niż przygnębienie. Mi pomógł Xetanor, lek, który dostałem od psychiatry na receptę i dawkowałem go przez rok, po czym pod nadzorem tego samego lekarza go odstawiałem. Było to 5 lat temu i myślę, że dziś mój mózg posiada już odpowiednią ilość nowych połączeń, dzięki czemu grzeszę, robię to, co mi się podoba, nie chodzę do kościoła, słucham ponurej muzyki metalowej i nie mam problemu ani ze smytami ani z innymi pierdołami, które próbują mi wcisnąć pozbawieni racjonalnej, empirycznej wiedzy szamani. Polecam Ci wizytę u psychiatry, żaden klecha z biologicznym problemem depresji sobie nie poradzi, bo chochoły i magia nie istnieją i nie są skuteczne. 
Ł
Łukasz
28 września 2012, 14:46
Bardzo dziękuję Autorowi za perfekcyjne ujęcie bardzo istotnej dzisiaj problematyki duchowej. Słowa uznania za celne przedstawienie nauki Ewagriusza z Pontu w tej tematyce. Co najważniejsze ten trudny językowo i teologicznie temat został przedstawiony w bardzo przejrzysty i celny sposób. Warto sięgać do nauki ojców Kościoła.
KJ
Konrad Janusz
19 sierpnia 2012, 06:48
 
MR
Maciej Roszkowski
18 sierpnia 2012, 11:23
Nasz los jest nam zadany jako próba. Jeśli możemy powiedzieć"przecież się starałem" to bardzo wiele, to dowodzi dzielności. Ojciec nie doświadcza nas bez sensu, a życie w którym się staramy nie jest zamarnowane. Wcale nie często mi się układa, ale chciałbym Cię pocieszyć. 
N
nu
18 sierpnia 2012, 10:30
A ja mam 20 pare lat nie mma pracy, mam depresje, ciezko chorowalam... nie ujklada mi sie w zwiazkach jestem dobrym czlowiekiem ktory bardzo sie stara modle sie... dopadaja mnie tak glebokie uczucie smutku,ze nie potrafie oddychac czasem.... piekny artykul, ale nie wiem,czy on cos zmieni? Tak ciekzo pogodzic sie z tym,ze przegralo sie swoje zycie. Najbardziej nie rozumieja tego ci, ktorym sie uklada. :(
T
tomassssssmutny
14 lipca 2011, 08:44
zapewne są smutki "ze zniewolenia", uwikłania w grzech, ale i także te z grzechu pierworodnego, z pierwotnej, demonicznej skazy człowieka. ps. 51, a zarazem pkt 407 katechizmu mówi, że niestety ale "mamy towarzystwo" - jest ktoś i coś, co sprawia, ża tak łatwo zachodzą chmury na tym świecie poza nami i w nas.   - Kain chodził smutny - zawsze mnie to nurtuje - bo też mam smutną naturę. z niektórych moich grzesznych upodobań zdaję sobie sprawę, ale niektórych chyba jestem nieświadomy. nie wiem, nie kapuję.  wiem, że mamy "wirusa", robaka.  niektórzy go zalewają :) znalazłem jednak zalety smutku - jest analityczny, pozwala na analizę swego życia, a to może mieć przełożenie na kolejne decyzje, słowa, relacje - te które przed nami, których jeszcze nie znamy. to też coś:)  i może, jak Bóg da, kiedyś w końcu będę syntetyczny czyli radosny - czyli... jakoś to będzie :)!  do góry głowa!uff, co to za gupkowata mowa :)
T
Tadek
28 września 2010, 19:47
Dziwna religia. Tu i owdzie trzeba sie smucic, nawet w kosciele, tu znow nie, a tam trzeba sie weselic, bo inaczej grzech. A czy ja jestem jakas naprogramowana maszyna lub wycwiczona malpa?... Bez przesady. Kto moze o tym wszystkim wiedziec i kierowac swoje uczucia dokladnie tak jak tego religia wymaga. Czy moje zycie zalezy tylko ode mnie? Nie!!! Moi rodzice mieli na mnie wplyw lub nadaj maja, rodzica, otoczenie. Jaki jestem, czy mialem dobry start w zycie i jak zyje nie zalezy tylko ode mnie. Sa osoby w moim zyciu, ktore sprawiaja mi smutek az od dziecinstwa...i te wszystkie osoby sprawily, ze mam takie a nie inne zycie oraz smutek.
J
jolka
26 września 2010, 09:27
 Bardzo jestem wdzęczna za te myśli Ewagriusza. Gdy wchodzi się w jego zalecenia na prawde pomagają!!! Jeśli ktoś nie rozumie to tylko świadczy, że "różnica między człowiekiem a chrzęścijaninem jest większa, nią między małpą człekokształtną a człowiekiem!!" 
6 września 2010, 07:32
Skoro twoje sumienie tak mówi...:-)
K
katolik
6 września 2010, 01:29
A co religii, to uczy prawdziwej radości, nie tej udawanej Jest na odwrót - religia uczy udawania radości przed sobą i przed Bogiem. Cokolwiek się zdarzy nie masz prawa do smutku bo smutek jest grzechem.
5 września 2010, 22:52
Czy przypadkiem nie przydałaby się terapia na głupią wesołkowatość i błazenadę? Czasem potrzebny jest właśnie mądry i refleksyjny smutek. A lansowany współczesny savoir-vivre, każe się uśmiechać i zapewniać, że wszystko jest OK. rzeczywiście, w dzisiejszych czasach ludzie często uśmiechają się nie dlatego że są radośni, ale dlatego że nie wypada się smucić. A co religii, to uczy prawdziwej radości, nie tej udawanej
K
katolik
5 września 2010, 21:21
Wszystko jest winą i grzechem. Katolik rodzi się z przekleństwem grzechu pierworodnego a potem jest już tylko gorzej. Zawsze winny, chociażby nie wiadomo jak cierpiał. Nie ma litości. Nie ma zrozumienia. Jest tylko bezduszny legalizm. Co za nieludzka religia.
R
R
5 września 2010, 20:57
Powiedzmy sobie szczerze 99.99 % ludzii nie jest mnichami ani anachoretami. Ma normalne życiowe troski, które ich nieraz przygniatają ponad miarę. I wtedy jest człowiekowi smutno. I szuka pociechy. Czasem w kielichu, czasem czyichś ramionach, czasem w kinie, czasem w Internecie, na Deonie, albo gdzie bądź. A tu takie zawiłe frazy. Jakby z kosmosu.
5 września 2010, 19:57
fajny artykuł, na mój smutek troszkę pomógł :-)
BM
Barbara Magdalena
27 sierpnia 2010, 16:57
Czy przypadkiem nie przydałaby się terapia na głupią wesołkowatość i błazenadę? Czasem potrzebny jest właśnie mądry i refleksyjny smutek. A lansowany współczesny savoir-vivre, każe się uśmiechać i zapewniać, że wszystko jest OK.
O
odpad
27 sierpnia 2010, 16:05
Nie podejmować decyzji -gdy zostało kilka dni...Z jednej strony życia Boże i wszystko z nim związane[przywiązane],z drugiej nicość w jednym odzieniu i samotności.   Brakuje tylko rady antyrectum. Rozumu nie przybywa z upływem czasu-pamiętajcie o tym po 25 roku życia.A przecież Bóg jest wszędzie.
T
tooomasz
27 sierpnia 2010, 11:35
 a nadzieję widzę widzę w tym, ze łaska jest większa od grzechu. W filmie "most samobójców" na planete padła diagnoza, ze dla wielu samobójców śmierć jest paradoksalnie racjonalna. Poziom ich "zdołowania" jest tak wielki, ze w takim stanie nie jest dla nich warto zyć. Co ciekawe papiez Benedykt XI nawet rzekł, ze śmierć jest łaską, bo zycie w tym świecie na dłuzszą metę jest nie do wytrzymania ... Dobra, kończę bo się rozkręcam za bardzo. cześć, pozdrawiam wszystkich smutnych i radosnych. dobrego, radosnego, zdystansowanego zycia zyczę, hej! ps. wiem co demon zrobił z moim zyciem, jak bardzo mi duszę zohydził, i jak bardzo mnie to okaleczyło, ale wiem i to, ze Ktoś mnie mocno przytuił, nie robił wymówek i cierpliwie uczy chodzić "po nowemu" 
T
tooomasz
27 sierpnia 2010, 11:23
 smutny ten artykuł o smutku :( - zmęczony przyglądaniem się sobie i swoim fobiom, smutkom i myślom, obserwuję dzieci. Bo nie zdązyły jeszcze nabroić. I widzę różne oczy. W niektórych jest ten błysk, a w niektórych smutek od urodzenia. Nie jesteśmy znikąd, nie żyjemy sami. Ludzie, kultura, media, to co dookoła ma na nas wpływ. Stary dylemat - ile nas jest z urodzenia, a ile ze środowiska. Kiedyś zmartwiły mnie własne wnioski co do swojej kondycji, ale pocieszyłem się, gdy w katechizmie odnalazłem podobną diagnozę - ze grzech pierworodny oznacza jakąś dominację diabła nad człowiekiem. potwierdza to m.in. psalm 51. Podobno w Chinach płaczą nad urodzonym dzieckiem, gdyz będzie musiało kiedyś umrzeć. W tym sensie świat jest smutny z natury. Gdy Jezus mówił o miejscu, w którym "nikt wam nie zabierze radości" - czy nie oznacza to, ze tutaj jesteśmy nie u siebie, ze tutaj jesteśmy stale "okradani" z tych radości...? Żeby nie przynudzać - smutek jest analityczny, sprzyja pokucie, umartwieniu, przemianie, a radość jest syntetyczna - nie pamięta złego, błaznuje i śmieje się w głos! Jako Łaska czyni cuda!
A
Andrzej
25 października 2009, 18:41
Rewelacyjny tekst. Niesamowicie głęboka i trafna analiza stanu smutku. Modlitwa antyretyczna jest bardzo ciekawą formą duchowej i psychicznej walki z demonem smutku.