Dzięki tej nowennie spotkał mnie cud
Moja historia związana z Nowenną zaczęła się, gdy byłam w ciąży. Wierzyłam w Boga, chodziłam do Kościoła, ale jakoś specjalnie nadgorliwa w modlitwach nie byłam.
W 26 tygodniu zaczęły się moje problemy z utrzymaniem ciąży, ciągłe skurcze, które z trudem udawało się opanować, ale powracały. Do tego szyjka macicy była coraz krótsza.
Moja mama powiedziała mi, żebym się modliła właśnie tą Nowenną. Akurat leżałam w szpitalu, gdy zaczęłam się modlić. Na drugi dzień złapały mnie silne skurcze. Gdy przyszedł mój lekarz prowadzący, zapytałam się do jakiego tygodnia musi jeszcze dziecko posiedzieć w brzuchu, żeby miało realne szanse na przeżycie. Powiedział: do skończonego 30-go tygodnia. Koniec 30 tygodnia wypadał w Wigilię i wtedy też kończyła się część błagalna.
Kiedy dotrwałam do tego 30 tygodnia, lekarze mówili że po 34 tygodniu dziecko już ma rozwinięte wszystkie organy i jak doczekam końca 34 tygodnia, to możemy odetchnąć.
Nowenna błagalna kończyła się właśnie w ostatni dzień 33 tygodnia. Oczywiście byłam pewna, że po odmówieniu Nowenny od razu pojadę na porodówkę! Jednak tak się nie stało. Urodziłam w 39 tygodniu, poród miałam błyskawiczny, nikt nie wierzył, że rodzę pierwsze dziecko. A kilka dni przed porodem w modlitwie pomyślałam sobie: "modlę się o zdrowie Marysi... A co z porodem? Przecież ja tak się boję porodu!"
Przez całą ciażę bałam się o życie dziecka i nawet nie pomyślałam o bólu porodowym. Maryja i w tym mnie wysłuchała. Oczywiście podczas odmawiania Nowenny można było odczuć działania "złego" w nocy: nagle zalewała mnie krew w ustach, wypluwałam do umywalki pół szklanki krwi. Okropnie bolały mnie nerki, w szpitalu nagle dostałam wysokiej gorączki, której nigdy tak nie przeżyłam. Raz było mi tak zimno, że nie mogłam powstrzymać drżenia całego ciała, a nagle całkiem gorąco.
Nie byłam w stanie podejść do toalety, miałam podstawiany basen (mam 24 lata wtedy 23)... Mąż miał stłuczkę...
Mimo tego wszystkiego wytrwałam w modlitwie, moje dziecko urodziło się zdrowe. 3170 g szczęścia, a w dniu przyjęcia do szpitala w 26 tygodniu 890 gram. Wiem, że Marysia jest zdrowa dzięki łasce od Matki Bożej. W międzyczasie podczas przeglądania stron w internecie natrafiłam na godzinę łask: 8 grudnia od 12 do 13. Też bez powodu nie natrafiłam na tę stronę, myślę że to właśnie ktoś z Góry mi ją podsunął.
Nie bójcie się modlitwy, musicie mocno prosić Najświętszą Panienkę, ona jest z każdym z nas do końca życia. Teraz będę dziękować też za życie mojego dziecka.
Skomentuj artykuł