Rekolekcyjny dziennik duszy

Fot. Archiwum Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego
Władysław Gurgacz SJ / Życie Duchowe

W tym roku mija setna rocznica urodzin i sześćdziesiąta piąta rocznica śmierci Władysława Gurgacza SJ (1914-1949), uczestnika podziemia antykomunistycznego i kapelana Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej.

W 1948 został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i po pokazowym procesie skazany na śmierć za rzekomy udział w antypaństwowej organizacji. Został rozstrzelany w krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich 14 września 1949 roku. Poniżej zamieszczamy fragmenty zapisków rekolekcyjnych ojca Gurgacza.

Chyrów, 3 października 1939 roku

Jezu, dodaj sił, bym nie upadł pod brzemieniem krzyża. A raczej - nie, zuchwale proszę, dopomóż mi szybko powstać z upadku i za Twoim przykładem podążać na Golgotę. Czy daleko jeszcze kres udręczeń. Jezu najdroższy, cierpię bez wielkoduszności i to mnie boli. Ale jeśli chcesz, bym pił gorycz cierpienia bez domieszki Twej pociechy, zgadzam się z Twą Najświętszą wolą.

Matko ukochana, w tych ciężkich godzinach mego życia bądź mi Wspomożycielką. Już miesiąc cały jestem w najnieodpowiedniejszych warunkach dla duchownego postępu. Modlę się już nie sercem, ale wysiłkiem woli, przeważnie podczas podróży, zdążając tułaczym szlakiem ku nieznanemu celowi. Były chwile, że nie mogłem wytrzymać pod naporem ogromnego bólu. Szedłem wtenczas do Ciebie, do Syna po pociechę, ale tu mogłem oschle odmówić Zdrowaś Maryjo i ponowić akt swej ofiary.

Bolałem nad moimi wadami, nad ogromnym niewyrobieniem, które się na każdym kroku mojej tułaczki okazywało; bolałem nad losem nieszczęśliwej Ojczyzny. Odczuwałem cierpienia poszczególnych żołnierzy, ich rodzin, nędzę bezdomnych "bieżeńców", odczułem i spustoszenie tylu miast i wiosek i każdą stratę, jaką poniosło Towarzystwo, w pierwszym zaś rzędzie nędzę współbraci błąkających się bez celu o tułaczym chlebie wśród różnorakich niebezpieczeństw.

Wiem, Panie, że kara Twa słusznie dotknęła Ojczyznę za nasze grzechy, i boleję bardzo, iż do ogólnego brzemienia narodu tyle własnych dorzuciłem występków, a mimo to jednak świętym życiem nie potrafię obecnie pokutować za wspólne i za swoje winy.

Częstochowa, 6 sierpnia 1942 roku

Cel człowieka. Panie Jezu, wyrwij mnie z obecnego stanu odrętwienia, zimnoty duchowej; rozpal mą duszę i rozszerz serce moje, gdyż niezadługo zamieszkasz w nim szczególnie i wyciśniesz na nim niezatarte znamię kapłaństwa. Daj mi ukochać i cierpieć za miliony moich braci. Nie dozwól, bym się zasklepił w samolubstwie i wygodzie życia.

Panie, jesteś tak już blisko, a w mej duszy panują jeszcze takie ciemności. Proszę Cię tylko o jeden promyk, bym poznał swe nowe zadanie kapłańskie i odpowiednio się doń przysposobił.

Matko, pod Twoją opieką zaczynam nową drogę życia, więc ufam, że mnie skutecznie wesprzesz i poprowadzisz do jedynego celu mego życia - do Boga.

8 sierpnia 1942 roku

O grzechach własnych. Tak nisko upadłeś! Pełen jesteś błędów wszelakich: obmowy, krytyki, niecierpliwości; nieostrożność w pokusach itd. Oprócz własnych i gwałtownych pokus, jakie przeszedłem w tym roku, zdaje mi się, że te same błędy trafiały się i dawniej, ale nie widziałem tak wyraźnie ich ohydy.

Jezu, poznałem boleśnie, co się dzieje z duszą, którą pozostawiasz w ciemnościach. Prawdziwie ogarnęły mnie nawałności i fale ich przeszły nade mną. Lecz nauczyłem się za to jednej cennej rzeczy:  wyrozumiałości dla drugich.

Panie Jezu, nie dozwól, by od mojego konfesjonału odchodził ktokolwiek niezrozumiany i przygnębiony.

24 sierpnia 1942 roku

Matko ukochana. Dziś u stóp Twoich zostałem kapłanem Chrystusowym. Usunęłaś na chwilę z mej duszy ciemności, dozwoliłaś mi pocieszyć się Twą obecnością. Znikły straszne niepokoje i wątpliwości, a miejsce ich zajęła radość i spokój tak dziwny, jakiego dotąd nie zaznałem. Coś się zmieniło w mej duszy. Jakaś gorsza połowa mego ja przepadła, znikła, a Duch Święty odnowił i przyozdobił swą ubożuchną świątynię.

Matuchno ukochana! W najważniejszym momencie dzisiejszej uroczystości nuciłem Ci sercem i usty radosne Maginificat. Jestem pewien, że skoro mnie wzięłaś łaskawie za rękę i wprowadziłaś na nową drogę obowiązku, nie opuścisz mnie i nadal, lecz na każdym kroku towarzyszyć mi będziesz i wspierać swą radą. Przyrzekam Ci o Matko, że zadaniem moim kapłańskim będzie prowadzić wszystkie dusze do Ciebie, abyś Ty sama raczyła je polecić Jezusowi.

Matko, zaklinam Cię na miłość Jezusa ku duszom nieśmiertelnym, nie dozwól mi sprzeniewierzyć się powziętym na siebie obowiązkom, zejść z drogi szczytnych ideałów o świętości kapłańskiej, na manowce błędu.

Gorlice, 16 grudnia 1945 roku

Śmierć. Ciągle jeszcze trwam w Ogrojcu. Czuję się tak osłabiony, że ledwo się trzymam na nogach.
Przejął mnie żal serdeczny na widok moich niedbalstw. Co to za strata marnować czas i łaski, spełniać niedbale swe powołanie. Co za strata, gdy się ma zwłaszcza niezadługo odejść… Może ten Ogrojec poprzedza moją Kalwarię?!

Jak z jednej strony całą siłą wyrywam się ku śmierci, tak znowu czasami czuję protest. Nie mogę całkiem umrzeć, odejść z tej ziemi i nie działać... Non omnis moriar [Nie wszystek umrę]!

Muszę ratować dusze nawet zza grobu.

W jaki sposób? Gromadząc zasługi, kochając bez miary. Muszę pociągnąć innych młodych przykładem, modlitwą, którzy by za mnie pracowali. Gdy ja odejdę, oni mają wziąć ten sam sztandar i iść po tej samej linii.
Maryjo, bądź Matką Łaskawą dla M, dla K, Z, W, B, J, R, J i innych. Nie tylko za nimi proszę: już nie za samą Ojczyznę się ofiaruję, ale za przeszło dwa miliardy dusz… Czy możesz być jeszcze obojętny na ich zbawienie. Czy nie przelałeś za nich krwi!…

Nie poczytaj mi tego za zuchwalstwo, iż sam będąc wielkim grzesznikiem, błagam Cię o to, o co nie ośmieliłby się prosić Cię żaden święty. Jezu, ofiaruję Ci przez ręce Maryi moje zasługi i moje cierpienia, byś je złączył ze swymi skarbami. W zamian daj mi dusze!

Nie proszę Cię o ziemskie szczęście, o słodycz modlitwy, o blask jutrzenki w moich ciemnościach, lecz błagam Cię, o co Ty sam modliłeś się do Ojca: "aby byli jedno z Tobą". […]

18 grudnia 1945 roku

[…] Świat cały wygląda jak szkoła, z której na chwilę wydalił się nauczyciel. Robimy zgiełk nieopisany, wszczynamy bójki i trwonimy czas przeznaczony na odrobienie zadania. Opamiętujemy się na chwilę, gdy ktoś zakrzyknie: nauczyciel idzie! Jeśli alarm był fałszywy, wracamy znowu do swawoli.

Jaki stąd skutek? Przeszkadzamy nielicznym pracującym jednostkom, a sami odnosimy sińce; na końcu dostajemy naganę i złą notę.

Czy nie dzieciństwem są te wszystkie "ważne sprawy", które nam tak zaprzątają umysł?
Na przykład polityka! Czy to nie zabawa dzieci na piasku, budujących karciane domki albo sypiących bałwany ze śniegu?

Zwykle sami politycy patrzą na koniec swych dzieł. To można powiedzieć o dyplomatach i politykach działających, a cóż dopiero sądzić o tych, co nie działają, lecz komentują tylko czyny innych?

To dzieci, które wszędzie noszą ze sobą pudełko z tekturowymi lub ołowianymi żołnierzami; chcą nimi bawić siebie i innych. Czy nie jest igrzyskiem dziecinnym bogactwo, sława, powodzenie?

Czym się różni uczeń zbierający znaczki pocztowe, guziki, pudełka, od ludzi dorosłych, którzy jeszcze gorliwiej poszukują zatłuszczonych banknotów, złota, orderów i dyplomów? […]

19 grudnia 1945 roku

O oziębłości. Szósty dzień cierpienia. Walczę ze sobą. Chcę się wydostać spod młyńskich kamieni owych dwóch uczuć. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Zdaje mi się, że te rekolekcje odprawiam z grobowca, z którego nie ma wyjścia. Czy uwolnię się od tych dwóch uczuć, gdy skończą się rekolekcje? Te cierpienia trwają już od wiosny i przeżywam je każdego dnia, lecz w niejednakowej mierze. Dotychczas po udręce przychodziła chwila ulgi. Teraz zaś nie mogę sobie wyobrazić możliwości jakiejś ulgi. Cierpienie przeniknęło każdy zakątek duszy i dało mi nowy punkt widzenia. Tak widzą rzeczy chyba tylko umierający. Myślę, że w godzinę śmierci nie inaczej będę patrzał na swoje życie i na wszystkie sprawy jak teraz. Życie w podobnym stanie duchowym jest gorsze od konania, bo umierający jest wyczerpany i niewiele reaguje na wszelkie bodźce, a moja wrażliwość jest silniejsza niż u najzdrowszych.

Dziś stanął przede mną bolesny obraz dotychczasowego oziębłego życia.

Ach Panie! Jak za późno Cię poznałem i ukochałem, jak wiele straciłem. Tyle szkód poniosły dusze…

Jestem kapłanem, ojcem dusz, a jakie uczucia może mieć ojciec marnotrawca, który wszystko przetrwonił. Co musi odczuwać na widok nędzy swych dzieci, gdy umierają z głodu i wyciągają ręce po ratunek.
Maryjo, ulituj się nade mną i nad duszami. Tyś Matką mojej rodziny. Ja zawiodłem, ale Ty nie możesz zawieść. Pokryj moją nędzę swymi zasługami. […]

Najpierw odczułem boleśnie rozłąkę z rodziną zakonną, z powodu wojny, a później choroby. Ta rana zasklepiła się nieco przez obcowanie z przyrodą. Trafiały się serca życzliwe wśród tych, nad którymi pracowałem. Dlatego musiałem zmieniać ciągle miejsce pobytu. Gdy już gdzieś poczułem się lepiej, gdy zaczęto okazywać mi wdzięczność, wnet konieczność zmuszała iść dalej, między obcych.

Miałem przyjaciół serdecznych, którzy mnie rozumieli, ale już ich straciłem. Rozdzielił nas grób, czas, odległość.
Jak chory fizycznie potrzebuje opieki troskliwej, podobnie i chory duchowo potrzebuje rozumnego kierownictwa spowiednika.

Od śmierci O. Wiącka nie mam takiego spowiednika, który by mnie rozumiał i wspomógł.

"Czemu, o Panie, odtrącasz duszę moją, ukrywasz przede mną oblicze?" (Ps 88, 15). […]

21 grudnia 1945 roku

Ostatni dzień cierpienia. Nie mogę sobie wyobrazić, by serce moje pałało jak u uczniów idących do Emaus, samą miłością i szczęściem?

Czy można kochać i nie cierpieć? Miłość jest płomieniem, a płomień musi coś palić…

Zacząłem tylko niedoskonale kochać, a już tyle udręki doznałem. Co będzie, gdy Jezus zapali serce żarem doskonałej miłości?

Ostatni tydzień Ćwiczeń Duchownych poświęcony rozważaniom chwalebnych tajemnic przetrwałem na Kalwarii lub przy pustym grobie Chrystusa.

Czy można się weselić, gdy tyle dusz ginie, nie zna, nie kocha?… Tyle dusz nie weźmie udziału w radości Zmartwychwstania!…

Wyprowadził mnie Jezus do Ogrojca i nie dozwolił wydalić się z niego choćby na chwilę.
Jezu! Kończy się czas Twego nawiedzenia - może ostatni… "i czemuś zapomniał o mnie!?… Czemu chodzę smutny! Ześlij światło Twoje i prawdę Twoją: niech mię prowadzą i zawiodą na świętą górę Twoją, do Twego namiotu… i przystąpię do ołtarza Twego - do Boga wesela i radości mojej" (Ps 43, 3).

Fragmenty rekolekcyjnych zapisów Władysława Gurgacza SJ pochodzą z książki: D. Golik, F. Musiał, Władysław Gurgacz. Jezuita wyklęty, Wydawnictwo WAM, Kraków 2014, s. 131-134, 138-139, 145-150.

Życie Duchowe

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rekolekcyjny dziennik duszy
Komentarze (1)
A
Aldi
10 listopada 2014, 18:29
każdy z nas powinien do serca wziąć te słowa Kapłana ... bo myśl w nich głęboka i owoc jasny. Kto ma uszy niechaj słucha. Osobiście dziękuję!