Tak wciągnęła mnie pornografia [ŚWIADECTWO]
Zacznę od początku, czyli od tego jak zaczęłam stykać się z porografią. Miałam wtedy może 7, może 8 lat. Nie pamiętam dokładnie. Pamiętam, że siostra pokazała mi jakiś film pornograficzny. Zaciekawiło mnie to i wciągnęło.
Potem, na przestrzeni miesięcy i lat, szłam coraz dalej. Wchodziłam na strony pornograficzne, oglądałam filmiki, nawet grałam w gry pornograficzne (jak takie coś może istnieć?!).
Miałam nieczyste myśli, fantazje. Nawet nie wiem kiedy, zaczęłam się masturbować. Wtedy nie wiedziałam ani jak to się nazywa, ani co to dokładnie jest. Zadziwiające, jak łatwo i szybko dziecko chwyta wszystko. Teraz wiem, że szczególnie dzieci trzeba bardzo chronić przed okropnym wpływem pornografii. To zostawiło duży ślad w mojej pamięci i świadomości.
Dodam, że przez cały ten czas chodziłam do kościoła i chyba nawet przyjmowałam Komunię Świętą. Jednak powoli, dzięki Bożej Łasce, świadomość zła zaczęła bardziej do mnie docierać. Zaczęłam zbliżać się do Boga i oddalać od nieczystości. Pamiętam jak jednego dnia, byłam wtedy w 5 lub 6 klasie, kiedy poprzedniego wieczoru przyznałam się mamie do pornografii (wcześniej, kiedy pytała, kłamałam, nie przyznając się). Chodziłam bardzo przybita, poczucie winy mnie przytłoczyło.
Najdłużej przegrywałam z masturbacją, ale i z tego Bóg pomógł mi się wydostać. Ostatni raz był chyba w pierwszej, może drugiej gimnazjum. Im bliżej byłam Boga, tym dalej od grzechu. Teraz to widzę. Pamiętam jak strasznie się czułam chyba po mojej ostatniej masturbacji. Jak wyczekiwałam spowiedzi, jak starałam się przystąpić do niej jak najszybciej.
To była część o nieczystości i jej strasznym wpływie. Jak już napisałam, ten grzech zostawił straszne piętno w mojej pamieci i świadomości. I tak, pewnego razu, chyba byłam wtedy w 3 gimnazjum, przed Bierzmowaniem, ale może było to rok wcześniej. W każdym razie pewnego dnia zaczęłam sobie przypominać jak strasznie grzeszyłam nieczystością. Wszystko analizowałam i przypominałam sobie.
Zdałam sobie sprawę, że z wielu grzechów się w tamtym czasie nie wyspowiadałam i wyznawałam je teraz. Na bardzo wielu spowiedziach wyznawałam grzechy, które sobie przypomniałam. I to nie tylko nieczystość. Zaczęłam rozstrząsać całą przeszłość. Brzmi jak coś oczyszczającego? To słuchajcie dalej. Z czasem zaczęłam czuć ciągłe poczucie winy, ciężar na klatce piersiowej. Zadręczałam szczególnie moją mamę, bardzo wierzącą, i przyjaciółkę ciągłymi pytaniami: "Czy zrobiłam dzisiaj coś złego?", "Czy ta, a ta sytuacja była zła?", "Czy popełniłam grzech?". To było w końcu bardzo uciążliwe, dla nich i dla mnie.
Szukałam też odpowiedzi w internecie. Analizowałam sytuacje z dnia codziennego, często poświęcałam na to dużo czasu. Ciągle wydawało mi się, że muszę iść do spowiedzi. Ale nic nie mogłam zrobić. Moje pragnienie czystego serca szatan wykorzystał, aby mnie tym dręczyć. Atakował mnie tam gdzie byłam najsłabsza. Chciałam być dobra, więc on mi ciagle wmawiał, że jestem zła. Atakował tak, aby to miało pozory dobra, bo przecież dobrze jest dążyć do doskonałości i wyrzekać się wszelkiego grzechu. Byłam bezsilna. Po Bierzmowaniu problem trwał nadal.
I pewnego dnia mama zaproponowała mi udział w rekolekcjach z charyzmatyczką z Ameryki - Marią Vadią. Być może część z Was miała szczęście ją poznać. Początkowo gwałtownie odmówiłam. Ale potem zastanowiła mnie ta gwałtowność w odmowie. Jakoś poczułam, że to szatan wszelką siłą chce mnie zniechęcić do tych rekolekcji.
Dlatego postanowiłam zrobić mu na przekór i pojechałam. W spotkaniu centralną rolę zajmowało Uwielbienie - wtedy dla mnie coś nowego i nie od razu się otworzyłam, ale się starałam. Oczywiście było też nauczanie Marii i jej posługa (ma dar poznania). Jednak dla mnie najważniejsze było inne wydarzenie. Obecny był tam ksiądz egzorcysta i mama zaproponowała, abyśmy do niego się udały w związku z moim zadręczaniem się. Zdecydowałam się. Jezus działał. Podeszłyśmy i powiedziałam mu o swoim problemie. Zapytał: "Komu chcesz przebaczyć?". "Nie wiem...chyba wszystkim przebaczyłam..." - mówiłam trzęsącym się od czającego się płaczu głosem i próbowała przewertować w myślach całe życie i przypomnieć sobie komu jeszcze nie wybaczyłam.
Ksiądz egzorcysta, widząc moją konsternację, powiedział coś mniej-więcej: "w takim razie musisz przebaczyć sobie". Położył na mnie ręce i modlił się. Zaczęłam strasznie płakać
i chyba też oddychać bardzo głęboko. Zasnęłam w Duchu Świętym i poczułam się lekka! Z mojego serca spadł ten okropny ciężar, ten nacisk.
Chyba nie natychmiast, ale mniej więcej w ciągu tygodnia, mój problem zniknął, Jezus zwyciężył ducha zadręczania. To stało się bardzo łagodnie, ale stanowczo.
Teraz mam prawie 18 lat i jestem coraz bliżej Boga. Mam chłopaka, z którym chcemy żyć w czystości do ślubu. Wierzę, że Bóg chce, abym była dla mojego chłopaka drogą do Jezusa, którego jeszcze nie poznał. A dzięki mojej przeszłości nie oceniam go. Przynajmniej się staram. Bo sama nie byłam i nie jestem idealna. Nikt nie jest. Ale w Jezusie mamy życie i przebaczenie! Pamiętajcie o tym i nie zadręczajcie się!
Skomentuj artykuł