"Teraz cierpię za grzechy z przeszłości" [ŚWIADECTWO]
Zawsze w życiu szukałam po prostu szczęścia, chciałam czuć się kochana, akceptowana, po prostu chciałam czuć się dla kogoś najważniejsza. Moim głównym problemem było to, że szukałam szczęścia w niewłaściwy sposób, chwytałam się każdego chłopaka i byłam w stanie zrobić wszystko, by choć powiedział że mnie kocha…
Szybko tak naprawdę uzależniłam się od obecności faceta obok mnie, panicznie bałam się zostać sama. Zawsze w moim życiu był Pan Jezus, ale był taki okres kiedy byłam od Niego bardzo daleko, kiedy moje życie było grzechem, w który wchodziłam, bo wydawało mi się, że na tym polega miłość.
Zawsze miałam dużo chłopaków, zawsze kogoś. Z każdym kolejnym coraz dalej zaplątywałam się w seksualność, w złą stronę tego cudownego daru, jakim ona jest. Teraz wiem, że każda nasza decyzja, każde nasze zachowanie ma swoje konsekwencje.
Chociaż dwa lata temu Pan Jezus zmienił moje życie, postawił na mojej drodze Mężczyznę, który jest Najcudowniejszym Darem Pana Boga dla mnie, to pomimo wielkiego szczęścia w moim sercu, ja wciąż cierpię za grzechy z przeszłości. Wydawało mi się, że oddając moje ciało chłopakowi sprawię, że on będzie ze mną już zawsze. Tak naprawdę sama prowokowałam wiele sytuacji, bo miłość kojarzyła mi się z tym, co łączy ludzi w filmach, serialach.
Teraz wiem, że to tylko przekłamany świat, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Wiem, że Pan Jezus nade mną czuwał przez cały ten czas, kiedy byłam pogubiona i dopuścił to wszystko do mnie po to, bym zrozumiała, czym tak naprawdę jest Miłość.
Wiem że On był blisko, bo nigdy nie straciłam swojej czystości. Zachowałam ten wspaniały dar, który ofiaruję Mojemu Przyszłemu Mężowi już całkiem niedługo. W relacjach z innymi chłopakami niż Mój Narzeczony, doświadczyłam w swoim życiu nagości, dotyku w miejscach intymnych, masturbacji, wspólnych kąpieli, pocałunków, ale nie doświadczyłam tego czego tak naprawdę szukałam - Miłości.
Wiele razy po sytuacji, gdy często ja wszystko prowokowałam, po prostu płakałam, płakałam i czułam najgorsza na świecie, tak bardzo cierpiałam.
Ale trwałam w tym dalej, bo choć wiele razy się wypłakiwałam temu z kim byłam i on obiecywał, że już nigdy więcej, to nigdy tej obietnicy nie dotrzymał.
Takie życie było jednak naprawdę całkiem proste Egoizm i przyjemność zawsze są prostsze od prawdziwej Miłości. Gdy Pan Bóg dał mi Mojego obecnego Narzeczonego, to weszłam w tę relację bardzo poraniona, z bardzo głupiutkimi pomysłami, gdzieś w podświadomości znów próbowałam żyć jak dawniej. Wiemy obydwoje, że siłę którą Mój Narzeczony miał w sobie, by wytrwać w tych wszystkim ciężkich chwilach, pochodziła od samego Boga.
Ja dopiero teraz, po dwóch latach otrzymywania miłości i brania jej pełnymi garściami, próbuję także dać Miłość. Oczywiście wcześniej byłam do spowiedzi z całego życia. Odnalazłam pokój w sercu i byliśmy już naprawdę szczęśliwi, ale dopiero teraz wiem gdzie był błąd. Moim błędem było to, że chciałam tylko brać, nic nie dawałam od siebie, uważałam że jest mi cudownie dlatego, że On się stara
Teraz wiem, że jestem szczęśliwa, bo ja mam ten zaszczyt, by starać się dla niego. Po półtora roku od spowiedzi z całego życia, przeszłość zaczęła wracać, wszystko dręczyło mnie każdego dnia, wracały obrazy innych chłopaków, moja głupota, to wszystko co z nimi robiłam, nie mogłam tak naprawdę spokojnie całować Mojego Skarba, by nie wracały jakieś złe rzeczy z przeszłości.
Moja seksualność jest bardzo poraniona, wszystko tak naprawdę kojarzy mi się z czymś złym, z czymś raniącym. By coś takiego przetrwać, potrzeba opieki samego Boga. Ja sama nigdy nie dałabym rady. To jest też bardzo trudna sytuacja dla Mojego Narzeczonego, bo choć wszystko wie, wszystko mi wybaczył, to i tak jego też to męczy: to że ja widziałam innego mężczyznę nago, że ktoś inny widział mnie, że ktoś mnie dotykał.
To wszystko ciągle wraca, jakby ten Zły chciał człowieka utwierdzić w poczuciu, że jest dnem, że nic dobrego we mnie nie ma, że tak naprawdę już całe życie sobie zmarnowałam. Pan Jezus jednak o mnie walczy, każdego dnia czuję że jest. On daje mi się poznać w drobnych Cudach Mojego Życia każdego dnia.
Największym Cudem jakiego doświadczyłam było tak naprawdę wyrwanie mnie z grzechu i ofiarowanie mi bezgranicznej miłości, poczucia bezpieczeństwa, szczęścia. Teraz też jest trudno. Nie jest tak, że problemy zniknęły: one są cały czas, jest wielkie cierpienie, że kiedyś robiłam takie rzeczy. Ciągle próbuję sobie przebaczyć i tak naprawdę to jest najtrudniejsze. Teraz dopiero zaczynam się wyzbywać egoizmu, bo jak się okazało, ja nawet nie umiałam kochać.
Jestem teraz jak malutkie nowonarodzone dziecko - uczę się kochać drugą osobę, czyli oddać jej swoje życie i robić wszystko, by była najszczęśliwsza. Nic nie daje takiego szczęścia w relacjach między kobietą a mężczyzną przed ślubem, jak właśnie prawdziwe życie w czystości. Największym darem jaki możemy wnieść w małżeństwo jest nasza czystość: to że jedyną osobą, która zobaczy nas nago jest Mój Mąż, Moją Żona.
Utraconą czystość da się jednak odzyskać, ofiarując swoje życie Jezusowi, dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. On wie, że każdy z nas popełnia błędy, każdy się gubi, ale najważniejsze, by poprosić Jezusa o kolejną szansę. On z chęcią weźmie nasz Krzyż na swe ramiona. Wystarczy, że poprosimy i zaufamy.
Nie oznacza to, że nasza przeszłość nie będzie nas przybijać do ziemi, ale najważniejsze by walczyć. Mi bardzo pomaga w pogodzeniu się z przeszłością to, że dzięki mojej historii teraz jestem, jaka jestem, że to mnie ukształtowało, sprawiło, że powierzyłam życie Panu Bogu.
Prawdziwą Miłością której wszyscy tak bardzo szukamy, jest Pan Jezus. To On umarł po to, by każdy z nas mógł się podnieść z grzechu. Da się to zrobić - naprawdę! Liczy się walka, codzienna ciężka walka, by stawać się coraz lepszym człowiekiem, a nie jeden czy drugi czy dziesiąty upadek. Pan Jezus też upadał, ale zwyciężył przelewając na Krzyżu za nas swoją krew.
Skomentuj artykuł