Bóg złapany na stopa - odcinek 2.

Bóg złapany na stopa - odcinek 2.
(fot. sxc.hu)

Dziś o duchowości autostopowicza, czyli o tym, co w trakcie podróżowania jest najważniejsze i o trudnych decyzjach - czyli gdzie i z kim jechać.

Dać się zaskoczyć

Dotarliśmy do Łodzi. Spędziliśmy w niej trzy dni. Był to czas przygotowania duchowego do jak najlepszego przeżycia naszej autostopowej przygody. Pomagał nam w tym ojciec Krzysztof Pałys OP.

DEON.PL POLECA

Co od niego usłyszeliśmy? Dużo mówił o prostocie - zarówno w życiu jak i w modlitwie. Najczęściej powtarzaną przez niego myślą było stwierdzenie, że dojrzałość duchowa zawsze prowadzi właśnie do prostoty.

Ojciec jest ogromnym "fanem" Matki Teresy (zresztą ja również - myślę, że dlatego tak szybko znaleźliśmy wspólny język). Dlatego w jego radach wielokrotnie pojawiał się wątek poszukiwania Boga w codzienności i przede wszystkim - w drugim człowieku.

I jeszcze jedna myśl przewodnia - uważność. - Dzięki uważności nic człowiekowi nie blaknie. Siła wydarzeń jest większa, rzeczy bliższe, pełne sensu i kolorów. Nagle patrzysz na znane przedmioty tak, jakbyś widział je pierwszy raz. Nowe życie nie zaczyna się bowiem od zmiany otoczenia, tylko od zmiany perspektywy. Uczą tego takie podróże, które wymagają od człowieka przekroczenia siebie i pewnej ascezy - mówił do nas dominikanin.

Jeśli chodzi o wskazówki dotyczące samego autostopowania, to najbardziej zapamiętałem to proste stwierdzenie: "Dajcie się Panu Bogu zaskoczyć".

Gdzie jechać?

W ciągu tych trzech dni musieliśmy też zająć się sprawami bardziej przyziemnymi, ale równie ważnymi. Przede wszystkim trzeba było sobie odpowiedzieć na dwa pytania: gdzie chcę jechać i z kim?

Moim pierwszym pomysłem było Santiago de Compostela. Nigdy tam jeszcze nie byłem, a zawsze chciałem tam "dojść". Biorąc pod uwagę, że na pieszą wyprawę potrzeba dużo czasu, pomyślałem, że może uda mi się tam dotrzeć właśnie na stopa. Idea padła po kilkunastu godzinach, gdy okazało się, że za bardzo nie ma chętnych na tak dalekiego tripa.

No to w takim razie gdzie? Kolejnym strzałem było Taize. Swego czasu spędziłem tam kilka miesięcy na wolontariacie i darzę to miejsce wielkim sentymentem. Ostatnio byłem tam ładnych parę lat temu, więc może warto tam w końcu wrócić? A więc niech będzie Taize.

Teraz jeszcze trzeba znaleźć kogoś, kto tam ze mną pojedzie. Szybko okazało się, że nie będzie z tym najmniejszego problemu. Wręcz przeciwnie. W niedzielę uformowała się cała grupa - dokładnie 9 osób (5 dziewczyn i czterech facetów). Czyli dużo, a nawet bardzo dużo, gdy mówimy o autostopie. Wiadomo - najłatwiej podróżuje się we dwójkę, najlepsza jest para mieszna - kobiety wzbudzają większe zaufanie kierowców. Dziewiątka jest nieparzysta, co też ma znaczenie, ponieważ trzeba będzie się podzielić na trzy pary i jedną trójkę - a trzy osoby, przy łapaniu stopa, to już jest tłum. Prawie na pewno odpadają TIR-owcy, którzy czasem wezmą nielegalnie dwóch sympatycznych podróżników, ale przy trzech osobach machających ręką na poboczu raczej się nie zatrzymają. No ale widocznie tak miało być. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. No i o. Krzysztof przecież wielokrotnie powtarzał, że podstawa to nie narzekać.

No to w drogę

Łódzkie przygotowania zleciały bardzo szybko. Ledwo co przyjechaliśmy, a tu już poniedziałek. Rano śniadanie potem Msza św., w trakcie której wysłuchaliśmy Ewangelii. Słowa, jakie usłyszeliśmy, dodały otuchy tym, którzy jeszcze się czegoś obawiali: "Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje". A więc mamy jasny sygnał z góry. Nie ma się czego bać, nie będziemy sami.

Na koniec dostaliśmy błogosławieństwo na drogę. Każdy z nas wylosował też karteczkę z cytatem z Pisma Świętego albo z myślą jednego z wielkich chrześcijan. Ja wylosowałem krótki tekst niepokornego jezuity - Anthonego de Mello. Dowiedziałem się, że jeśli chcę wzrastać, to muszę zaakceptować całego siebie - włącznie ze słabościami. Średnio przyjemne motto na początek podróży. No ale to w końcu rekolekcje.

Ostatnie rozmowy, uściski na pożegnanie, wspólne zdjęcie i nareszcie - jesteśmy gotowi do drogi. Przed nami tydzień przygody. Kogo spotkamy? Gdzie się zatrzymamy, gdzie będziemy spać? Czy dotrzemy do celu? Jest dreszczyk emocji. Czas wyruszyć w nieznane i zdać się na pomoc Opatrzności.

Jak napisał kilka dni później na swoim blogu o. Krzysztof: "Ponad sześćdziesięciu Bożych Wariatów wyruszyło w autostopowe rekolekcje po Europie".

  • Kolejna część za tydzień. Będzie o nagłych zmianach planów, o pierwszych dniach podróży i o pomocy, która przychodzi z najmniej oczekiwanej strony.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg złapany na stopa - odcinek 2.
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.