"Chciałem być księdzem, który oddaje ludziom czas w sposób nieograniczony"
"Trzynaście lat temu leżałem krzyżem na posadce Bazyliki Świętej Trójcy w Krakowie i miałem wzniosłe pragnienia." - napisał na swoim facebookowym profilu o. Krzysztof Pałys OP. Dominikanin nie tylko wspomina moment święceń, ale szczerze dzieli się zmianą w myśleniu, jaka nastąpiła u niego w ciągu trzynastu lat bycia księdzem.
"Chciałem, aby Chrystus był we wszystkich moich myślach i we wszystkich działaniach. Uważałem, że mogę znieść dla Niego wszystko, nawet niezasłużenie cierpieć, nie broniąc się, ani nie usprawiedliwiając. Sądziłem, że jestem zdolny na każde zranienie odpowiedzieć jeszcze większą miłością. Tak jak Jezus odpowiadał. Chciałem być księdzem, który oddaje ludziom czas w sposób nieograniczony, nawet gdy dzwoni telefon o drugiej w nocy. Być całkowicie dostępny, zareagować na każdy mail, każde zaproszenie, sms, jakąkolwiek wiadomość. I naprawdę próbowałem. Z całych swoich sił" - pisze zakonnik.
Jak jednak zaraz dodaje, szybko odkrył, że ilość problemów jest ograniczona, dobrych i pilnych spraw może być mnóstwo, a to, z czego najłatwiej zrezygnować - to modlitwa, która wydaje się "bezużyteczna" w obliczu wszystkich potrzeb, z którymi nieustannie styka się ksiądz. Pisze też szczerze o innym odkryciu, dotyczącym działania złego ducha.
"Diabeł nie zawsze kusi złem, ale także nadmiarem dobra. Wówczas biega i sadzi malutkie drzewka krzycząc: „Podlewaj! Podlewaj! Podlewaj!”. Chce bowiem zrobić wszystko, aby zabrać modlitwę i oderwać od przebywania z Bogiem. Abym w konsekwencji zaczął liczyć na siebie samego, co oczywiście jest drogą do klęski" - podsumowuje dominikanin.
Po trzynastu latach posługi o. Pałys dzieli się ze światem swoim ważnym doświadczeniem. Jakie to doświadczenie? Jak pisze - jest pewien jednego, jeśli chodzi o to, jak ksiądz może sensownie służyć Kościołowi i się nie wypalić.
"Niezbędne jest systematyczne przebywanie w obecności Bożej oraz okresy całkowicie pozbawione ludzi. W przeciwnym razie do serca wkrada się smutek oraz obezwładniająca frustracja. Mówię o słońcu i gasnę. Tradycja zakonna od wieków powtarza: człowiek sprawdza się w społeczności, ale nawraca się w samotności" - pisze zakonnik.
Podkreśla też, że tym, co może się łatwo przydarzyć księdzu bardzo przejętemu swoim powołaniem jest "subtelna pycha". Wtedy myśli, że to on sam, a nie Bóg, potrafi komuś dać łaskę wiary, że to ksiądz potrafi pocieszać, to on ma słowo, które daje życie, on potrafi pomagać, odpuścić grzechy, jest kimś wyjątkowym, a nie zwyczajnym człowiekiem.
"A przecież w głębi serca doskonale wiem, że nie posiadam takiej mocy. I nigdy nie posiadałem" - podsumowuje szczerze o. Pałys.
"Po trzynastu latach od święceń nie udało mi się pokochać Chrystusa tak bardzo, jak tego pragnąłem. Nie dotarłem dokąd chciałem i czuję, że wciąż pozostaję w tyle. Nie posiadam mocy uzdrawiania, pocieszenia, ani tym bardziej wskrzeszania do życia. Wiele razy musiałem odmawiać przeróżnym prośbom uznając swoją ograniczoność. Nie zliczę także przypadków kiedy stawałem się źródłem rozczarowania dla innych. Ktoś chciał odnaleźć Boga, a znalazł jedynie kruchego i omylnego człowieka. Takie osoby polecałem Jezusowi prosząc, aby On dopełnił to, czego ja nie potrafię" - czytamy w facebookowym wpisie dominikanina.
Jak podsumowuje swoją posługę i powołanie? To zdanie, które może być bardzo ważne zwłaszcza dla świeżo wyświęconych kapłanów:
"Czego nauczyłem się przez trzynaście lat bycia księdzem? Prawdy fundamentalnej: „Ja nie mam nic, absolutnie nic. Ale Chrystus ma wszystko.”
Skomentuj artykuł