Focolari – niezwykła iskra z Trydentu
Gdyby nie Chiara Lubich i jej pobyt w 1939 r. w Loreto, być może nie byłoby dzisiaj jednego z najprężniej działających w Kościele ruchów, skupiających świeckich, kapłanów, wyznawców innych religii, a nawet niewierzących, przekraczający granice państw, kultur, wykształcenia oraz pochodzenia. Do Ruchu można przystąpić na różnych zasadach, w zależności od stopnia potrzeby. Serce całego Ruchu stanowią wspólnoty życia konsekrowanego – focolare. Ich członkowie focolarini (mężczyźni) i focolariny (kobiety) żyją w osobnych wspólnotach, składając śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Pracując zawodowo, nie odchodzą od świata, lecz swoją postawą pokazują, jak żyć na co dzień Ewangelią. Tym samym docierają z Dobrą Nowina do tych środowisk, do których ksiądz nie ma łatwego dostępu.
Nie sposób oddzielić osobistej historii Chiary Lubich, zmarłej ponad dwa lata temu założycielki Focolari, od Dzieła Maryi, jak inaczej nazywa się ten Ruch, który chce być – na ile to możliwe – obecnością Maryi na ziemi (synonimem Maryi działającej). Zanim to jednak nastąpiło, Sylwia, bo takie imię otrzymała ona na chrzcie, w wieku 23 lat, 7 grudnia 1943 r., w sposób prywatny poświęciła się Bogu, odkryła „czwartą drogę (…), która później skonkretyzowała się – na wzór Świętej Rodziny – jako wspólnota osób żyjących w dziewictwie oraz małżonków, wszystkich, chociaż w różny sposób, poświęconych Bogu”. Niemałą rolę odegrały też okoliczności, w których rodził się Ruch.
Środek wojny. Rodzinne miasto Chiary – Trydent – jest bombardowane, wszędzie ruiny, zgliszcza, zabici i ranni. Mimo wszystko postanowiła tu zostać z kilkoma koleżankami –„zalążkiem Ruchu”. Na nowo próbowały wśród zniszczeń wojny odnaleźć sens życia. Znalazły go w Bogu, który jest Miłością, wybierając Go jako jedyny ideał swego życia. Aby kochać Boga, należało wypełniać Jego wolę. Postanowiły więc nie tylko kontemplować słowo Boże, ale przekładać je na czyn. Z powodu wojny, często przebywały w schronach. Jedną z nielicznych rzeczy, które mogły mieć ze sobą, była Ewangelia. „I oto słowa, które słyszałyśmy tyle razy, rozjaśniały się, jakby zapalało się pod nimi jakieś światło. (...) Pojmowałyśmy te słowa w nowy sposób, a jakaś siła – myślimy, że pochodząca od Ducha Świętego – pobudzała nas do wprowadzania ich w czyn”. Będąc pewnego dnia w ciemnej piwnicy, otworzyły Ewangelię i natrafiły na słowa: „Ojcze... aby wszyscy byli jedno” (J 17, 21). To magna charta Ruchu.
Odczuły powołanie, że mają realizować testament Jezusa. Miłość braterska wymagała, by zaspokoić wiele potrzeb, dzielić z innymi radość, cierpienie, skromne dobra, swoje doświadczenia duchowe. Bliźnim był każdy napotkany człowiek: biedny, głodny, spragniony, we wszystkich widziały Jezusa.
Obietnice Ewangelii rzeczywiście się spełniały. Wokół Chiary zaczęło gromadzić się coraz więcej osób, a ta, znajdując niewielki domek na peryferiach Trydentu, zakłada pierwsze żeńskie focolare – skromne, dwupokojowe mieszkanie, nieopodal kościoła Kapucynów, nazywane „domkiem miłości”. Miejsce, gdzie żyły Ewangelią. Gdy pewnego dnia do drzwi „domku” zapukała biedna kobieta prosząc o wsparcie dla swojej rodziny, Chiara, nie wahając się podarowała jej w kopercie pieniądze, które były przeznaczone na opłaty. Dała jej całą kwotę, a zwracając się z pełną ufnością do Jezusa, powiedziała: „Pozostawiam Ci otwartą kopertę, zrób coś, by się napełniła, abyśmy mogły zapłacić to, co musimy”. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast. Jedna z focolarin przyjechała w przerwie pracy, by podzielić się radością w związku z uzyskaną podwyżką w pracy. W kopercie, którą przekazała Chiarze, była kwota dwukrotnie wyższa od tej, którą podarowały biednej kobiecie. Przykłady takich Bożych interwencji można by mnożyć.
Siła jedności, radykalizm życia Ewangelią, tak jak to miało miejsce wśród pierwszych wspólnot chrześcijańskich i pragnienie, by pośród nich zawsze był obecny Jezus, zgodnie z obietnicą: „Gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w imię Moje, tam jestem pośród nich” – tymi ideałami dziewczęta z focolare zarażają kolejnych mężczyzn i kobiety. Aprobata biskupa trydenckiego Carlo De Ferrari dla działalności Chiary stała się niejako impulsem do rozprzestrzenienia się Ruchu na wzór wspólnoty trydenckiej na inne miasta i regiony Włoch. Po 9 latach działalności Ruch rozprzestrzenił się poza granice Italii, a od lat 60. znany jest już na wszystkich kontynentach. Tworzą się jego nowe pierwsze gałęzie: ruch kapłański wśród księży diecezjalnych, Nowe Rodziny – wokół focolarinów małżonków, Nowa Ludzkość – wokół wolontariuszy, powstają pisma formacyjne, a przede wszystkim rozpoczyna się dialog ekumeniczny.
Ale Kościół zachowując dystans, już w latach 50. z uwagą przygląda się i bada ten nowatorski Ruch, wykraczający poza tradycyjne kanony stowarzyszeń świeckich. Wydarzenia nabierają tempa w latach 60. Już w 1961 r. duchowość Ruchu przenika do innych Kościołów chrześcijańskich. Rok później Focolari uzyskuje aprobatę Kościoła, by ostatecznie, niespełna 30 lat później, w 1990 r. uzyskać zatwierdzenie Statutów Ogólnych Ruchu, przez Papieską Radę ds. Świeckich.
Co ważne, był to pierwszy Ruch powstały na Zachodzie, który dotarł za żelazną kurtynę: najpierw do NRD, potem do Czechosłowacji, Polski, na Litwę i na Węgry.
W Polsce Ruch obecny jest od początku lat 70., wraz z przybyciem lekarki Anny Fratty, która w 1974 r. podjęła pracę w przychodni w Nowej Hucie w Krakowie. Tak powstało pierwsze focolare żeńskie, a pięć lat później anestezjolog Roberto Saltini (od 2004 r. – także ksiądz) zapoczątkował gałąź męską we Wrocławiu. Jednak pierwsze osoby z Polski poznały Ruch już pod koniec lat 50., a pierwsze letnie rekolekcje zwane Mariapoli odbyły się w Zakopanem w 1969 r.
W jego strukturach w naszej ojczyźnie jest obecnie ok. 2 tys. osób, w tym kilkudziesięciu księży rozproszonych po całej Polsce, 4 tys. osób utrzymuje ścisły kontakt z Ruchem, a 12 tys. to jego sympatycy. Wspólnoty żeńskie znajdują się w Warszawie, Krakowie, Lublinie, Poznaniu oraz w Trzciance pod Warszawą, a męskie – w Warszawie, Lublinie, Katowicach oraz we wspomnianej Trzciance.
Dla rozwoju Ruchu w Polsce wiele dobrego uczynił zmarły w ubiegłym roku we wrześniu 53-letni Riccardo Bennicelli. Ten genueńczyk przez 25 lat dzielił się z Polakami charyzmatem jedności. Ruch poznał we Włoszech w 1975 r. Po odkryciu swego powołania do Focolari, napisał w liście do Chiary Lubich: „Pragnę uczynić z mojego życia pożar. Nieważne, czy będzie ono trwało, czy będzie tylko krótkim, silnym płomieniem na tej ziemi, ale jedno jest pewne, że chcę spalić się cały”. Wybrał życie konsekrowane w Focolari nad dobra, które posiadała jego rodzina i wbrew jej decyzji. Choć nie znał języka, zgodził się na kontynuowanie pracy naukowej na polskim uniwersytecie, by tym samym wspomóc Ruch w naszym kraju. Karierę naukową uwieńczył habilitacją i został profesorem na KUL-u. Charakteryzowała go miłość do wszystkich napotkanych ludzi. Każdy, kto przebywał z Riccardem, stawał się świadkiem jego małych i wielkich gestów dobroci i miłości.
Wśród tych, którzy poznali charyzmat Ruchu, są kandydaci na ołtarze, m.in. Sługa Boży Jerzy Ciesielski, przyjaciel ks. Karola Wojtyły, który z charyzmatu Focolari uczynił inspirację dla życia Ewangelią, jako mąż, ojciec i profesor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
25 września Focolari będzie przeżywać pierwszą beatyfikację członka Ruchu – Chiary Luce Badano. Urodziła się 29 października 1971 r. w Sasello, na północy Włoch. Była jedynym i upragnionym dzieckiem Marii Teresy i Ruggero Caviglii. Dorastała w atmosferze głębokiej miłości i żywej wiary.
Gdy miała 9 lat, poznała Ruch Focolari i odtąd jeszcze mocniej chciała budować nowy świat oparty na jedności i miłości. Chociaż nigdy osobiście się nie spotkały, utrzymywała regularny kontakt listowny z Chiarą Lubich, która nazwała ją: „Chiarą Luce” („luce” po włosku – światło). Dziewczynka postanowiła żyć tylko dla Jezusa, rozpoznawać Go w każdym napotkanym człowieku i kochać go miłością samego Zbawiciela, który oddał życie za nas wszystkich. Wykorzystywała wszelkie sposoby, by dać odczuć innym swą miłość. Wiele razy przekazywała swe pieniądze dla potrzebujących dzieci w Afryce, gdzie pracował jej znajomy. Uczestniczyła w spotkaniach najmłodszych członków Ruchu, tam poznała wiele dzieci, które także chciały żyć jednością i miłością. Jej „pasją” stały się osoby niewierzące, czuła, że powinna kochać je najbardziej, ponieważ „nie posiadają radości i nie wiedzą, że Bóg je kocha”.
Chiara codziennie chodziła na Msze św. Pewien znajomy, niewierzący, obserwując ją przez jakiś czas, pewnego dnia – gdy wracała z kościoła – zatrzymał ją i zapytał, dlaczego taka piękna, młoda dziewczyna chodzi codziennie na Mszę? I dodał: „Ja nie wierzę w Boga, w Jezusa. Nigdy Go nie widziałem”. Chiara odpowiedziała: „Ma pan rację, ja też Go nigdy nie widziałam. Teraz widzę Go w panu”.
Niestety osiem lat później nieoczekiwanie rozpoznano u niej nieuleczalną chorobę – nowotwór kości. Zaczęło się niepozornie: od ostrego bólu ramienia. „Choroba przyszła w odpowiedniej chwili, ponieważ zaczęła się «gubić». (…) Nie potraficie sobie wyobrazić, jaki mam dzisiaj kontakt z Bogiem... Tę chorobę Jezus dał mi w odpowiedniej chwili, zesłał mi ją, abym na nowo Go odnalazła”, pisała. Początkowo nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, miała nadzieję, że wyzdrowieje. Gdy po pierwszej chemioterapii straciła włosy, o które tak bardzo dbała, zrozumiała, że jej stan jest bardzo ciężki. Osoby, które ją odwiedzały w szpitalu, czuły się obdarowane i ubogacone jej kontaktem z Jezusem, jej miłością.
Choroba coraz szybciej postępowała. Chiara przestała chodzić, nastąpił paraliż nóg. Mimo że bardzo to przeżyła, wyznała: „Gdybym miała wybierać pomiędzy możliwością chodzenia a pójściem do nieba, bez wahania wybrałabym pójście do nieba. Teraz interesuje mnie tylko to... Ja chcę pójść do Jezusa”.
Jezus Ukrzyżowany i Opuszczony coraz bardziej upodabniał ją do siebie. Zaczęła mówić o swoim pogrzebie jako o „uroczystości zaślubin”. Prosiła rodziców i przyjaciół: „Nie płaczcie po mnie. Ja idę do Jezusa, by zacząć inne życie”.
Ostatniego dnia życia powiedziała do swojej mamy: „Ciao. Bądź szczęśliwa, bo ja jestem szczęśliwa”. Był 7 października 1990 roku. Chiara zobaczyła Boga „twarzą w twarz”.
Czy potrzebny jest wymowniejszy dowód na to, że Ruch Focolari to dzieło Boże?
Skomentuj artykuł