Jezus jest moim Panem?

Jezus jest moim Panem?
(fot. dimitri_c / sxc.hu / CC BY)

Co się dzieje ze sposobem przeżywania naszego życia duchowego. Czy szatan już tak na dobre zadomowił się nad Wisłą, że egzorcyści, osoby posługujące wstawienniczą modlitwą, mają ręce pełne roboty? Z całą stanowczością trzeba odpowiedzieć: Nie! Tak nie jest!

Równie mocno chciałem zwrócić uwagę na skalę wielkiego nadużycia, jakie wkrada się do Kościoła tylnymi drzwiami. Rzecz rozbija się o chorą duchowość lub, co najmniej, nieprawidłowo rozłożone akcenty, kiedy traktujemy o więzi między stworzeniem a Bogiem oraz o miejscu, jakie zajmuje w świecie zło.

DEON.PL POLECA




Na początku listopada mogliśmy przeczytać w "Rzeczpospolitej" (specjalnie przywołuje to pismo jako niekonfesyjne) artykuł red. Tomasza Krzyżaka "Za dużo mówimy o siłach zła" (3 XI 2013). Echem odbiła się w mediach sprawa miesięcznika "Egzorcysta" oraz jednego z wydań "Tygodnika Powszechnego" (13 VIII 2013). Przedłużeniem tej "dyskusji" są publikacje, jakie możemy znaleźć chociażby na portalu DEON.pl autorstwa Jacka Prusaka SJ) lub na łamach "Gościa Niedzielnego" (zob. M. Jakimowicz, Proszę mówić jaśniej!, 17 XI 2013). W moim odczuciu główny problem, jaki możemy postawić w świetle tej lektury, dotyczy sztuki wyznaczania granic od banalizowania działania Złego do jego wyolbrzymiania. A problem jest i urósł do tego stopnia, że musi się nim zająć Konferencja Episkopatu Polski porządkując zastany bałagan. W tym świetle chciałbym zwrócić uwagę na trzy błędy - zagrożenia, które można zaobserwować w tej materii.

Psychoza zła 

Po pierwsze. Panuje swego rodzaju "psychoza zła", do tego stopnia, że już nie wiadomo - parafrazując nieco słowa pieśni wielkanocnej "Zwycięzca śmierci, piekła i szatana" - czy aby na pewno Pan Jezus zwyciężył zło i pokonał diabła, czy to On jest Panem i Królem całej naszej rzeczywistości.

Podważanie - może czasem nieświadomie - tej fundamentalnej prawdy, w bardzo prosty i niebezpieczny sposób może nas zbliżać do zakamuflowanego deizmu (Bóg stworzył świat i na tym koniec - stoi z boku i patrzy sobie jak się męczymy) lub manicheizmu (nasz świat to świat dualizmu - dobro i zło, człowieka trzeba wyzwalać ze wszechobecnego zła).

Folgując takim tezom zapominamy o podstawowej prawdzie, jaką jest wiara w Bożą opatrzność oraz że świat nie jest siedliskiem li tylko zła, gdyż został odkupiony i uświecony Krwią Chrystusa. Podkreślam, nie chodzi o negowanie zła, bo ono jest, również (niestety) to osobowe, ale o zachowanie właściwych proporcji w odpowiedzi na pytanie, kto tu jest Panem, kto naprawdę zwyciężył. Wiecznym malkontentom polecam lekturę adhortacji papieża Franciszka Evangelii Gaudium (szczególnie punkt 276).

Może warto zadać sobie pytanie, czy aby prawdziwe zagrożenie nie tkwi w deprecjacji, umniejszaniu znaczenia Misterium Paschalnego Jezusa Chrystusa. Jest to również pytanie o naszą wiarę w Bożą łaskę, życie w stanie łaski uświęcającej, wstawiennictwo świata aniołów, czy też dogmat o świętych obcowaniu. Podsumowując ten punkt chciałem przywołać postać śp. prof. Jozafata Nowaka OFM, wybitnego polskiego psychologa i teologa. Były kierownik Katedry Psychologii Eklezjalnej KUL zwykł mawiać, wydawałoby się podstawową prawdę, że człowiekowi, który żyje bez grzechu ciężkiego, w stanie łaski uświecającej, który regularnie korzysta z sakramentu pokuty, nic nie grozi.

On nie działa, czy my nie wierzymy?

Drugi rodzaj zagrożenia widzę w podejściu duszpasterskim, w moim odczuciu podczas celebracji Eucharystii z modlitwą o uzdrowienie, lub modlitwach o uwolnienie, dochodzi do swego rodzaju dualizmu pomiędzy - nazwijmy to - "charyzmatyczną" formą pobożności a tradycyjnym duszpasterstwem w parafii. Nie dość powtarzać, że Pan Jezus tak samo działa w recytowanej liturgii o szóstej rano w dzień powszedni, jak w Eucharystii o uzdrowienie. Skoro jednak Msze z modlitwą o uzdrowienie cieszą się taką popularnością, należy postawić pytanie, gdzie są ci ludzie w parafii, na co dzień. Eucharystia przywodzi na myśl jeszcze inny poważny problem , jaka jest właściwa relacja między egzorcyzmem a sakramentami? Egzorcyzm nie jest sakramentem, z kolei Eucharystia i namaszczenie chorych - tak. Czyżby zatem Pan Jezus przestał działać przez sakrament namaszczenia?! On nie działa, czy my nie wierzymy?

Inna sprawa dotyczy tzw. zjawisk nadzwyczajnych, dar języków, dar proroctwa, uzdrawiania, słowa wewnętrzne itd. Zalecałbym wielką ostrożność w zbyt pochopnym szafowaniu i określaniu ich mianem "daru", "charyzmatu". Na zasadzie analogii możemy tu przywołać problem opisany przez św. Teresę od Jezusa, która podejmując temat kontemplacji, przestrzegała swoje współsiostry: "To są […] córki moje, cnoty, które pragnę, byście posiadały, o nie się starały i o nie ze świętą zazdrością między sobą współubiegały. O tamte rzeczy wcale się nie martwcie, że ich nie macie. Nie ma pewności, skąd one pochodzą; w jednych może one będą od Boga, a w was może, z dopuszczenia Bożego, okażą się ułudą, którą diabeł was zwodzi, jak to już uczynił z niejedną. A kiedy tyle jest rzeczy pewnych, którymi możecie Panu się przysłużyć, czemuż miałybyście wdawać się w wątpliwe i narażać się na takie niebezpieczeństwo?"(Droga doskonałości, 18, 9).

Koncentrowanie się w praktyce duszpasterskiej na szukaniu tego, co nadzwyczajne jest niewłaściwym założeniem-fundamentem życia duchowego. Owszem, niektórzy mistrzowie życia duchowego dopuszczają takie przejawy, ale, po pierwsze, nigdy nie stawiają ich w centrum, jako celu; po drugie, zdarza się to osobom, których określamy mianem… świętych. Przywołana tu doktor Kościoła pisze: "Gdy więc dopraszamy się, siostry, daru kontemplacji, ani same siebie nie znamy, ani nie wiemy, o co prosimy.

Zostawmy to Panu, On lepiej wie, niż my, do czegośmy zdolne i czego nam potrzeba. Szczególniejszy to rodzaj pokory, gdy, jak to czynią niektóre, domagamy się od Boga łask Jego, jak gdyby nam się z prawa należały. Takim, sądzę, Pan chyba rzadko kiedy tych darów swoich użyczy: On zna serce każdego i jasno widzi, że nie im pić z Jego kielicha" (Św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 18, 6). Szczególnie należy zwracać uwagę na fakt, że areną świętości niezliczonej rzeszy osób kanonizowanych i beatyfikowanych przez Kościół nierzadko była szara i nużąca codzienność, gdzie wierni swemu Panu, dzień po dniu wykuwali swoją świętość: "Ostatecznie więc, siostry moje, na tym kończę, byśmy nie budowały wysokich wież bez fundamentów. Pan nie patrzy na wielkość czynów, tylko na miłość, z jaką je czynimy" (Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna. Mieszkanie siódme, 4, 15). Jeżeli w życiorysach niektórych świętych znajdziemy opisy wskazujące na doświadczenia zarezerwowane dla obszaru mistyki, to wiedzmy, że absolutnie o nie nie prosili, nie obnosili się nimi, wręcz przeciwnie, gdyby mogli, chętnie by się ich pozbyli - jako przykład można wskazać św. s. Faustynę Kowalską, bł. Anielę Salawę, św. o. Pio, św. Franciszka z Asyżu.

W niektórych środowiskach kościelnych obsesyjnie tropi się zło na każdym kroku: są dni w których otrzymuję kilka maili z petycjami, protestami, sprzeciwami, nawet w sklepie spożywczym trzeba uważać, jaki produkt się kupuje - ostatnio otrzymałem czarną listę producentów. Wielość tych zdarzeń powoduje, że narażamy siebie i nasze praktyki religijne na ośmieszenie, może się to również skończyć na nerwicy, odbierającym siły smutku lub dezintegrującym poczuciu lęku. Głośny był temat lalek dla dzieci albo uczęszczania na kursy judo, karate. Oj, wiele razy słyszałem o zagrożeniach stąd płynących (ostatnio oberwało się nawet "Gwiezdnym Wojnom"), ale nie słyszałem, żeby ktoś z równym "zapałem" mówił o złu, jakim jest wyjazd busów z ojcami, którzy udają się za granicę na zarobek. Wielu z tych ojców już nie wróci - ich rodziny nie wytrzymają próby czasu i zostaną rozbite. Nie wierzycie?!, Sprawdźcie na Opolszczyźnie. Może tu należałoby skierować swoją energię i modlitwę i prosić Boga o uzdrowienie chorych, grzesznych struktur społecznych. No ale jak modlić się za świat, skoro uważamy go za zły - będę trochę sarkastyczny - i koncentrujemy się jedynie na tym, aby samemu się nie skalać.

Tracimy energię na punktowaniu zła w kuriozalnych przejawach (typu: na tornistrze dziecka znajdują się "emblematy zła", lub że bawi się jakimiś podejrzanymi figurkami), tymczasem nie dostrzegamy, że wiele dzieci w ogóle tych plecaków nie ma - ich rodziców po prostu nie stać na zakup nowego, a to, co mają, pochodzi z odzysku. Już nie wspomnę o zabawkach. Czy nie jest prawdziwym złem smutna rzeczywistość, w której wiele dzieci przychodzi do szkoły głodnych, a najważniejsza rzecz na którą czekają, to nie nauka, ale… możliwość zjedzenia ciepłego posiłku w szkolnej stołówce? Łatwo wypunktować, co jest złe wśród młodzieży (że mają za długie włosy, że na czarno się ubierają, że złe koszulki, że coś złego nosi na szyi, w uchu), ale trudniej dostrzec ich nieraz ogromną samotność i wołanie o poświecenie im czasu. Łatwiej walczyć z urojonym złem niż zareagować, kiedy pani w osiedlowym sklepie sprzedaje nieletnim alkohol lub papierosy.

Po co szukamy tego typu doświadczeń?

Trzecie zagrożenie rozgrywa się na płaszczyźnie psychologicznej. Pytanie zasadnicze, które należy sobie postawić: Po co szukamy tego typu doświadczeń? Dlaczego lgniemy do takich przejawów życia duchowego? Scenariusz zdarzeń na przywołanych tu spotkaniach modli-tewnych jest przykładem do granic wytrzymałości rozbudzonej emocjonalności. Ludzie z wypiekami na twarzy mówią o złu, o manifestacjach Złego, swoją więź z Bogiem określają za pomocą emocjonalnie naładowanych przymiotników, czasem specjalnie jadą wiele kilometrów, aby "tego" doświadczyć, poczuć, kupują książki z wyznaniami egzorcystów, oglądają filmy itd. Szkoda, że w tym miejscu zabrakło dobrego duszpasterza, katechety, który mógłby odradzić taką podróż, by zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na coś mądrego. Na duchowości z takim ładunkiem emocjonalnym - na takiej "ziemi" domu nie zbudujemy, albo jego konstrukcja długo nie wytrzyma, gdyż jest budowany na piasku. Osobiście znam osoby, które niegdyś żyły na wysokich duchowych "obrotach", dziś już są poza lub na obrzeżach Kościoła, ewentualnie, czują się duchowo wypalone.

I jeszcze jedna ważna uwaga: wiele przypadków osób, o których się mówi "opętane", wcale nie muszą nimi być. W tym miejscu zapominamy o istotnej prawdzie - diabeł jest inteligentny, nie jest naiwny.

Nam zaś wydaje się, że ze Złym można postępować jak w bajkach dla dzieci - najlepiej go złapać, schować do buteleczki i dobrze zakręcić wieczko. Niestety, to nie takie proste. Towarzyszenie różnych paranormalnych zjawisk, słowa-bluźnierstwa, które wypowiadają "zniewolone" osoby, wcale nie muszą być przejawem opętania, mogą być przejawem choroby lub innych zaburzeń o podłożu psychicznym lub też trudnej sytuacji życiowej. Zastosowanie dobrej terapii pomaga tym ludziom wrócić do życia, czasem okazuje się, że zabrakło zwykłej ludzkiej empatii, wysłuchania, wczucia. Wmawianie ludziom lub utwierdzanie ich, że są opętane, może być wielką krzywdą, jaką się im wyrządza oraz nieść za sobą wiele negatywnych konsekwencji. Pomoc takim osobom powinni nieść tylko wykwalifikowani "fachowcy" - począwszy od powołanego przez biskupa penitencjarza, a skończywszy na specjalistach lekarzach i terapeutach. Miejsca publiczne, wspólna modlitwa absolutnie nie są dobrym miejscem do rozwiązywania tak delikatnych problemów. Obecność przypadkowych osób, nieprzygotowanych kapłanów przy posłudze uwalniania jest poważnym błędem i niebezpieczeństwem. Boża łaska w procesie uzdrowienia działa bezszelestnie. Potrzebna jest cisza i milczenie. Ostatnią rzeczą tu pożądaną jest rozgłos (zwłaszcza ten medialny), chora fascynacja i niezdrowa ciekawość.

Na koniec apel do biskupów - o zwrócenie uwagi na problem, jasny przekaz w stosunku do prezbiterów i wiernych. Do wiernych zaś i prezbiterów prośba o uważne słuchanie biskupów. Owszem, z wieloma rzeczami w Kościele można się nie zgadzać, dyskutować; jednak depozyt wiary, troskę o przekaz zdrowej doktryny Pan Jezus powierzył właśnie biskupom. Udawanie, że wie się lepiej jest przejawem pychy. A, jak mówi mądrość ludowa: Pycha z nieba spycha!

dr Ryszard Paluch - doktorat w zakresie teologii duchowości na KUL; dyplom w zakresie dziennikarstwa radiowego na KUL; katecheta Diecezji Gliwickiej (nauczyciel mianowany); redaktor i wydawca, czasem fotograf; autor wywiadu rzeki z Krzysztofem Wonsem SDS: "Niewysłuchana cisza" (Kraków 2008); członek Polskiego Stowarzyszenia Teologów Duchowości; mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezus jest moim Panem?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.