Ks. Halik: czułość jest znakiem Bożej obecności
Co jest największym problemem dzisiejszej wiary? Że częściej wyciągamy rece, by rzucić kamieniem, niż go odłożyć. Nawrócenie to czas bliskości, zwłaszcza wobec Zacheuszów.
Jaki teraz jest czas, w którym dzisiejsi Zacheusze czekają, że ktoś do nich przemówi? Na co jest teraz czas? Co mówią nam znaki czasu, do czytania których za przykładem proroków wzywał nas Jezus? Jest czas na bliskość.
Czas na tworzenie bliskości jest "czasem zbierania kamieni". Cały nasz świat usiany jest kamieniami, które są ciężkie, ostre i niebezpieczne przez to, że natrętnie domagają się, by były używane - ciągle od nowa - do kamienowania innych. Stare spory, nigdy niewyjaśnione nieporozumienia, frustracje, wzajemne rozczarowania, niewybaczone winy - to wszystko może stwardnieć w kamień, to wszystko może przekształcić się w głazy uprzedzeń i nienawiści, zagradzające drogi między ludźmi, narodami, kulturami i religiami. Zakończmy już wreszcie morderczy "czas rzucania kamieni", pozbierajmy i uprzątnijmy te kamienie z pejzażu naszego "kurczącego się" świata! Dopóki drogi zawalone są tymi kamieniami, do wielu czekających Zacheuszy nie może dziś przyjść Dawca przebaczenia i zbawienia. To bardzo pilne zadanie.
Czy zaproszenie Jezusa, Jego słowa o tym, że chce być także blisko nas, wejść do naszego domu - nie tylko w Ziemi Świętej, nie tylko w Jerychu, ale w wielu innych miejscachnaszej, dziś utkanej tak gęstą siecią połączeń, planety - nie zanika w tumulcie głosów, które słowo "pokój" powoli wykreślają ze swego słownika? Na nasz świat wciąż jeszcze będzie w różnej postaci padać cień przemocy - z tym się trzeba liczyć. Ale liczyć się z tym, nie znaczy rezygnować, a już tym bardziej dezerterować do obozu przemocy czy naśladować jego metody, dać się opanować jego duchowi i "grać kartami, które rozdaje zło".
Okrzyk Jezusa na krzyżu: "Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" udziela głosu wszystkim opuszczonym, zapomnianym, zmuszonym do milczenia ofiarom przemocy. Chrystus, który na krzyżu okazał solidarność bez granic - jej nieodłączną część stanowi niewątpliwie "solidarność z ofiarami" - jest naszym pokojem , On zburzył wszelkie granice.
Sądzę, że czas zbieranie kamieni jest właśnie ową pracą w ciemności, która wymaga odwagi zejścia do tego, co zapomniane, wyparte, obciążone winami i długami w "zbiorowej podświadomości", i wyrywania tam, w głębi, korzeni naszych wzajemnych uprzedzeń i braku wrażliwości, leczenia niezabliźnionych ran przeszłości. Często jest to także walka z samym sobą, nieraz możemy przy ,tym doznać różnych zranień. Ale możemy także odkryć naszą rzeczywistą tożsamość.
Kiedy zmartwychwstały Jezus przechodzi przez zamknięte drzwi strachu i staje pośród swoich uczniów, przynosi im swój pierwszy dar, Ducha - i jednym tchem mówi o pokoju i odpuszczeniu grzechów (por. J 20, 19-23). Przyszedł, aby im przynieść pokój i dał im władzę odpuszczania grzechów - tchnął na nich. Gest ten przypomina czyn Stwórcy, o którym czytamy w Księdze Rodzaju: "Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą" (Rdz 2,7) .
Kiedy zastanawiamy się, w jaki sposób Jezus przemówił do Zacheusza ukrytego w liściach sykomory, mimo woli przypomina się nam inna scena biblijna. Pan zawołał Adama - zaraz po tym, jak pierwsza para ludzi popełniwszy grzech, zakryła swoją nagość figowymi liśćmi, i jak oboje, Adam i jego żona, ukryli się "pośród rajskich drzew" - zapytał go: Adamie, gdzie jesteś? A Adam Mu odpowiedział: "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3, 9-10).
Także Zacheusz, który w swoim otoczeniu uchodził za grzesznika i w końcu sam uznał, że oszukuje i okrada swoich bliźnich, że to i owo niesprawiedliwie na nich wymuszał, wszedł na koronę sykomory nie tylko dlatego, że był małego wzrostu. Jego ukrycie i oddalenie od tłumu miało z pewnością jeszcze inną przyczynę. Zacheusz był świadom, przynajmniej gdzieś w głębi swej duszy, że jest grzesznikiem, "synem Adama". A jednak Jezus uzna go publicznie za "syna Abrahama", syna ojca wiary.
Jezus wskazuje Zacheuszowi, co powinien zrobić; przyszedł do niego, pokazując w ten sposób jemu i innym, że ten marginalizowany i pogardzany człowiek należy do rodziny dzieci Abrahama. Zacheuszowa pokuta i zadośćuczynienie nie są przyczyną zbawienia, które Jezus przyniósł do jego domu i publicznie zadeklarował wobec jego sąsiadów. Zbawienie jest darem, nie nagrodą, Jezus przyszedł i przyniósł swój dar, "bez warunków wstępnych". Daru zbawienia nie przyszedł też narzucić ani zaoferować jak towaru, który Zacheusz musi najpierw kupić za określone czyny. Dar jednak zawsze można odrzucić albo przyjąć. Zacheusz ten dar przyjmuje: najpierw przez zawierzenie; przez to, że przyjmuje wyzwanie, nie poprzestaje jedynie na dalekiej niezobowiązującej ciekawości - następnie przez decyzję naprawy swojego życia.
Inicjatywa należy do darczyńcy, do Jezusa. Zacheusz wprawdzie wypatrywał, szukał, przedtem jednak sam był szukany; znalazł, ponieważ został znaleziony. Mały człowiek, będący "wielkim bogaczem", któremu z pewnością ci sami ludzie zazdrościli, a równocześnie nim pogardzali jako grzesznikiem, teraz znaleziony i przyjęty syn Abrahama, w jednej chwili urósł we własnych oczach i w oczach bliźnich. Malutki Zacheusz, naczelnik celników, teraz już nie potrzebuje piedestału dla swego stanowiska i może się zrzec wielkiej części swojego bogactwa, ponieważ jego wartość polega na tym, że jest cenny w oczach Mistrza z Nazaretu, który wszedł do jego domu jako gość.
Zacheusz był daleko - nie tylko w chwili, gdy odłączył się od tłumu i uciekł do swej wysokiej kryjówki. Był "daleko" przede wszystkim dlatego, że przez swoje dotychczasowe życie należał do grona "utraconych", do tych, "którzy zaginęli". A jednak został wskrzeszony i teraz jest blisko. Ponieważ Jezus wyszedł mu naprzeciw i wszedł do jego domu, Zacheusz jest teraz dzięki Jezusowej bliskości znacznie bliższy Bogu i swoim sąsiadom. Jego zejście z korony drzewa dokonało się dzięki temu, że wraz z jego wyznaniem i pokutą upadł mur obcości. Bo czymże innym jest grzech, jeśli nie obcością wobec Boga i ludzi, a także wobec samego siebie, swego podstawowego powołania?
Zacheusz wypowiedział w końcu w pełnym świetle prawdę o sobie, na tyle, na ile był w stanie ją w tym momencie rozpoznać i wyznać. Odezwało się w nim sumienie. Mówi jednak jeszcze w trybie przypuszczającym: "Jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem". Widocznie musi dalej jeszcze pracować nad swoim sumieniem, aby dokładnie mu pokazało, kogo i jak skrzywdził. Grzech lubi się przed grzesznikiem ukrywać, głos sumienia może łatwo zaniknąć w mnóstwie innych głosów, które do nas docierają albo które w nas samych się odzywają. Jednak to, co najważniejsze, już się wydarzyło: Zacheusz spotkał się z Jezusem i to spotkanie było pełne zaufania i radości.
Dlatego to wyzwalające spotkanie możemy uważać za wydarzeniem wiary. Wiara wyzwala nasze sumienie z niewoli kłamstwa, wymówek i zapomnienia - i dlatego uzdrawia, wskrzesza i prowadzi do pełni prawdy. W Biblii prawda jest bardziej wyrazem życiowej uczciwości niż kwestią intelektualnego poznania; w Nowym Testamencie spotykamy się z określeniem "czynić prawdę", a nie tylko poznawać prawdę czy mówić prawdę.
Prawdziwość i dojrzałość wiary poznaje się również po tym, w jakiej mierze wiara tworzy przestrzeń dla sumienia, w jakiej mierze go oświeca, pobudza i umacnia. Dojrzała wiara sprzyja dojrzewaniu sumienia, niedojrzała wiara nie ufa sumieniu i stara się go zastąpić jedynie mechanicznym posłuszeństwem wobec przedkładanych z zewnątrz nakazów i zakazów.
Również do Zacheusza Jezus mógł powiedzieć: "Twoja wiara cię uzdrowiła". To znaczy - nie "ty sam się uzdrowiłeś" (swoją własną mocą), ale: doszło do naszego prawdziwego spotkania i to spotkanie zrodziło wiarę, która ma uzdrawiające i wyzwalające skutki. Który moment z krótkiego spotkania Jezusa z Zacheuszem jest decydujący, co właściwie spowodowało przemianę myśli i życia Zacheusza, kiedy właściwie nastąpiła jego metanoia, nawrócenie? Kiedy dokładnie w tym małym dramacie dokonało się katharsis?
Gestem Zacheusza jest jego zejście z drzewa, a jego wyznaniem zamiar przebudowania swojego życia - i swojej sytuacji majątkowej - w duchu sprawiedliwości i pokuty. Jego przyjęcie Jezusa nie polega na głębokich spekulacjach dotyczących istoty Jezusa czy na przekonaniu do nauczania o Nim lub do Jego nauki, ale na zwyczajnym otwarciu swojego domu, które poprzedzone zostało niespodziewanym życzeniem Jezusa, by być blisko Niego.
Tekst pochodzi z fragmentów książki "Cierpliwość wobec Boga".
Tomas Halik - czeski ksiądz katolicki, wykładowca i autor wielu znanych książek teologicznych. Laureat nagrody Tempeltona w 2014 r.
Skomentuj artykuł