Matka Teresa znów pod obstrzałem
Mimo że bł. Matkę Teresę z Kalkuty otaczał powszechny podziw, już za życia nie była wolna od krytyki. Jej światowy sukces kłuł w oczy, dzieło denerwowało cyników, a przynależność religijna wzbudzała antykatolickie emocje.
Na przykład w Kalkucie zarzucano jej, że zwrόciła uwagę całego świata na ponurą stronę miasta, jego nędzę. Innych raziła jej wierność tradycji, bezkompromisowość w kwestii obrony życia, zdecydowany sprzeciw wobec aborcji, konsumpcji i materializmu. Wytykano jej, że nie dba o najwyższy poziom medyczny przy kontaktach z chorymi. Krytykowano za stanowczość w odrzucaniu zdobyczy techniki w życiu codziennym. Z biedą zgodziła się na zainstalowanie telefonu.
Mierziło również to, że spotyka się z możnymi tego świata i nie przejmuje się tym, skąd pochodzą pieniądze, ktόrych nie księgowała, a natychmiast wydawała na pomoc dla biedakόw. Nie przyjmowała subsydiόw państwowych czy funduszy kościelnych. Wiązałoby się to z koniecznością prowadzenia księgowości. Matka Teresa uważała, że zabrałoby to za wiele czasu. Nie chciała ani jednej ze swoich siόstr odrywać od “prawdziwej pracy".
Wydawałoby się, że z chwilą śmierci Matki Teresy ogień krytyki wygasł. Nic podobnego. Licho nie śpi. Tym razem zaciężne działa wytoczyła trójka naukowców z Kanady: Serge Larivée i Genevieve Chenard z Uniwersytetu w Montrealu oraz Carole Sénéchal z Uniwersytetu w Ottawie. Wspólnie postanowili obalić “mit" świętości i altruizmu Matki Teresy. Owoc ich dociekań ma się ukazać w tym miesiącu w naukowym czasopiśmie “Studies in Religion". W raporcie znowu odgrzewają stare kotlety. Profesorowie zarzucają bowiem Matce Teresie “jej raczej wątpliwy sposób troski o chorych, podejrzane kontakty polityczne, niejasne zarządzanie ogromnymi sumami pieniędzy, które otrzymała oraz niezwykle dogmatyczne myślenie zwłaszcza w kwestii aborcji, antykoncepcji i rozwodów". Wszystko oczywiście poparte nieuprzedzonymi badaniami “naukowymi" i faktami, mającymi zachwiać pomnikiem katolickiej świętości.
Nie ma "mitu" Matki Teresy
Po pierwsze, nie możemy sobie dać wmówić, że istnieje "mit" Matki Teresy z Kalkuty. Nie można go więc "obalić". Można oczywiście próbować. Na temat dzieła Misjonarki Miłości zebrała się już bogata literatura faktograficzna, podejmowana tak przez chrześcijan, jak i nie-chrześcijan. Oczywiście, z biegiem czasu pojawiło się też piśmiennictwo hagiograficzne, to znaczy lukrowane. Wielokrotnie ukazywałam niebezpieczeństwa, jakie z sobą niesie. Człowiek, nawet wielki, jest tylko człowiekiem. Pisanie o nim, jakby był absolutnie doskonały w każdym calu jest zafałszowaniem prawdy. Ale czy (może nawet gdzieniegdzie nieznośne) lukrowanie czyjegokolwiek wizerunku może być argumentem przeciwko tej osobie? Świadkami altruizmu Matki Teresy za jej życia były setki tysięcy ludzi i tego faktu nic ani nikt nie zmieni. Stała się tak znana ze swojego bezprecedensowego dzieła, że w języku potocznym zaczęła funkcjonować jako ikona pracy dla innych. Do tej pory mówi się (niestety): "Czy to ja jestem Matką Teresą, żeby się tak poświęcać?"
Mimo powoływania się na dokumenty, w wykreowanej na sensację rewelacji kanadyjskich uczonych na temat Matki Teresy nie ma więc wiele nowego, choć zarzut malwersacji finansowych wygląda groźnie. Byłby też okazją do ewentualnego procesu o zniesławienie, gdyby nie fakt, że dotyczy osoby zmarłej, która bronić się nie może, przy założeniu, że w ogóle bronić by się chciała. Osoby zupełnie niezorientowane w temacie mogą się przerazić. "Myśleliśmy, że taka wspaniała, a tu tymczasem..."
Dobrodusznie wyglądający na zdjęciu z internetowej strony Wydziału Psychoedukacji Uniwersytetu w Montrealu prof. Serge Larivée, ma wśród swoich zainteresowań trzy dziedziny: rozwój inteligencji u podmiotów uznanych za "normalne" oraz uznanych za "nieprzystosowane", ocenę inteligencji w trzech aspektach - psychometrycznym, rozwojowym i metakognitywnym oraz epistemologię, oszustwa naukowe i pseudonaukę.
Zobaczmy jak w kontekście pseudonauki plasuje się praca jego współautorstwa odnośnie Matki Teresy.
Z manipulacją za pan brat
Jak podają komentatorzy tej naukowej sensacji, jest ona oparta w dużej mierze na wcześniejszej krytyce pióra Christophera Hitchensa (1949-2011). Ten brytyjsko-amerykański publicysta, piszący wprawdzie od lat 70., światowy rozgłos zyskał głównie dzięki niewybrednej krytyce Matki Teresy ("The Missionary Position", 1998). Był to dopiero wstęp do jego filozofii. Sztandarowa książka Hitchensa, antyteisty według jego własnej nomenklatury, bo słowo ateista wydawało mu się za miękkie i wobec tego nieadekwatne, ukazała się na Zachodzie w 2007 (i niemal równocześnie w Polsce). Notka reklamowa określa ją jako "bezlitosną rozprawę z grzechami i niegodziwościami religii." Żeby tylko. Wszelką religię autor uważa za sedno zła, za "główne źródło nienawiści na świecie".
Proszę mi wybaczyć, że w komentarzu do rzekomo naukowego obalania rzekomego mitu Matki Teresy z Kalkuty sięgnę do dobrze już opisanego i znanego na Zachodzie zjawiska negowania Holocaustu. Mechanizm ten jest dobrze rozpracowany. Wydaje mi się, że na podobieństwo antysemityzmu, który z negowaniem Zagłady został formalnie powiązany, antykatolicyzm przybiera analogiczne formy.
Chodzi bowiem o negowanie, manipulowanie faktami (nie o ich interpretację, co jest uznanym przywilejem rewizjonizmu historycznego) oraz medialny rozgłos. Tak jak kwestionujący Holocaust negowali jego istnienie bądź drastycznie ograniczali jego rozmiar, tak adwersarze (czy hejterzy) Matki Teresy negują dobro jej dzieła bądź je drastycznie minimalizują.
Z punktu widzenia medialnego szumu, jaki już w ostatnich dniach powstał wokół tej sprawy, warto poznać taktykę jednego z amerykańskich "zaprzeczaczy" - Bradleya R. Smitha, założyciela Komitetu Otwartej Dyskusji o Holocauście w USA. Pod koniec ubiegłego stulecia organizacja ta zajęła się kampanią reklamową, publikując ogłoszenia na temat nieistnienia Zagłady w krajowej prasie oraz pismach uczelnianych. Pytany o to Bradley cynicznie nie krył swoich zamierzeń. "Zależy mi na studentach. Są powierzchowni. Można zapełnić ich umysły. Trzeba wybrać tematy, które ich poruszą". Stylizowane na naukowe teksty zaprzeczające Zagładzie czasami wzbudzały racjonalne reakcje. W ten sposób wciągano w dyskusję prawdziwych naukowców, uwierzytelniając bezpodstawne poglądy ubrane w pozory prawdy. Zwróciła na to uwagę jedna z badaczek tego zjawiska Deborah Lipstadt, która widziała w tym duży problem. Pojawił się dylemat - reagowanie i niereagowanie na takie absurdalne tezy ma swoje niebezpieczne reperkusje.
Chciałabym jeszcze powiedzieć o ostatnim zarzucie, który może jako jedyny wzbudził moje zaniepokojenie.
Otóż autorzy najnowszej krytyki atakują Matkę Teresę za "dość osobliwe postrzeganie samego faktu cierpienia i śmierci." Matka Teresa ośmieliła się bowiem powiedzieć coś absolutnie dla nich niezrozumiałego, by nie powiedzieć bulwersującego: "Jest coś pięknego w akceptacji cierpienia przez biednych, tak jak cierpiał Jezus Chrystus. Świat zyska dużo na tym cierpieniu".
Potykamy się o istnienie cierpienia, któremu Matka Teresa pragnęła ulżyć, ale nie zawsze była w stanie i wtedy szukała jego (metafizycznego) sensu. Ale jak to wytłumaczyć akademickim humanistom, specjalistom od psychologii?
Krzyż nie po raz pierwszy jest zgorszeniem.
Skomentuj artykuł