Najważniejszy Soborowy przewrót
"Nie o to chodzi, że my mamy prawdę, chodzi o to, w jaki sposób świat uzna ją za swoją". Jak to zrobić? Wszyscy w Kościele musieli sobie zadać to pytanie - bp. Grzegorzem Rysiem rozmawiają Urszula Wrońska i Sławomir Rusin.
BP. Grzegorz Ryś: O to raczej musielibyście zapytać jakąś wróżkę, bo ja nie wiem.
Mówiąc o soborze trzeba zastanowić się nad tym, co go poprzedzało i przyczyniło się do jego zwołania. Przełom XIX i XX w. i pierwsza połowa XX w. to czasy narastających różnic między Kościołem a światem. W XIX w. rozwijały się rozmaite doktryny liberalne. Był to też wiek wolności, powstawania nowych państw (np. Włoch, które wchłonęły obszar Państwa Kościelnego), uzyskiwania przez nie suwerenności. Pisano konstytucje, które odwoływały się do idei liberalnych. W XIX w. na znaczeniu przybrały też problemy społeczne (ruch robotniczy, prawa pracownicze, emigracja "za chlebem"), na które Kościół zareagował ze sporym opóźnieniem. Oczywiście wymienione procesy czy nurty nie dają pełnego obrazu tego, co się wtedy działo, bo wiek XIX w Kościele to również wiek misji czy odrodzenia życia zakonnego. Niemniej jednak w tym okresie świat zmieniał się bardzo szybko, a pojawiające się przemiany były postrzegane przez ówczesny Kościół, zwłaszcza przez jego hierarchię, jako bardzo niepokojące. Jest to widoczne w niektórych dokumentach papieskich z tamtych czasów, np. w encyklice Quanta cura i Syllabusie Piusa IX. W Quanta cura papież potępił rozdzielenie Kościoła od państwa, laickie nauczanie, wolność prasy i sumienia. W Syllabusie wskazał 80 błędnych tez, doktryn i idei, m.in. socjalizm, modernizm, racjonalizm, a także fałszywy ekumenizm.
Sto lat później na Soborze Watykańskim II zostały uchwalone dokumenty, takie jak Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis Humanae, Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio czy Dekret o środkach masowego przekazu Inter mirifica, których wymowa jest zupełnie inna niż wymowa dokumentów z czasów Piusa IX. Podczas Vaticanum II wskazano nowy sposób kształtowania relacji między Kościołem i światem.
Z różnych powodów. Weźmy np. wspomnianego papieża Piusa IX. W momencie wyboru na papieża (16 czerwca 1846 r.), postrzegano go jako bardzo liberalnego kardynała. Później jednak, pod wpływem wydarzeń z czasu Wiosny Ludów na Półwyspie Apenińskim, Pius IX przeszedł na pozycje dość konserwatywne, a liberalizm zaczął postrzegać jako doktrynę godzącą w interesy Kościoła, papiestwa i istniejącego wówczas Państwa Kościelnego. Uważał np., że głoszenie poglądu o wolności religijnej można uznać za insanitas, czyli brak zdrowia psychicznego. Kilkadziesiąt lat później, w trakcie soboru, papież Jan XXIII mówił o wolności religijnej jako o prawie naturalnym człowieka. A w 2000 r. Jan Paweł II dokonał wspólnej beatyfikacji obu tych papieży. To pokazuje, że nie tak łatwo jednoznacznie ocenić to, co działo się z Kościołem od połowy XIX w. do połowy XX w.
Owszem, ale trzeba pamiętać, że Jan XXIII nie wziął się znikąd. Już w XIX w., jeszcze przed Syllabusem i Quanta cura, żył we Francji ks. de Lamennais, wokół którego skupiali się katolicy o dość postępowych jak na owe czasy poglądach. Dziś historycy nie mają wątpliwości, że reprezentowane przez nich poglądy były radykalnie ewangeliczne, ale wtedy nie byli w stanie się z nimi przebić. Ksiądz prof. Bolesław Kumor, historyk Kościoła, mówił o ks. Feliksie de Lamennais jako o zmarnowanej szansie Kościoła na zrozumienie ówczesnego świata i wyjście do niego.
Przed soborem istniały ruchy oddolne (np. liturgiczne czy biblijne), które miały inne niż oficjalnie obowiązujące spojrzenie na Kościół i jego relacje ze światem. Gdy Jan XXIII ogłosił propozycję zwołania soboru, to reakcja jego najbliższych współpracowników była mieszana. Wielu uważało, że sobór w ogóle nie jest potrzebny, bo skoro na Soborze Watykańskim I ogłoszono dogmat o nieomylności papieża, to przecież papież może sam ogłosić, co jest Kościołowi potrzebne, a co nie. A jeśli już koniecznie chce konsultacji, to może je przeprowadzić choćby korespondencyjnie.
Na Sobór Watykański II przygotowano w kurii papieskiej 70 projektów dokumentów, i co ciekawe - żaden z nich nie został przyjęty. Wszystkie odrzucono. Ostatecznie napisano 13 nowych dokumentów. To jest miara tego, co się wówczas w Kościele dokonało. W chwili rozpoczęcia soboru nikt nie myślał o tym, że będzie on potrzebował aż czterech sesji. A trwał tyle, bo nowe dokumenty nie rodziły się łatwo, bardzo długo debatowano np. nad Konstytucją o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes.
Bo były kwintesencją XIX-wiecznego myślenia o Kościele i świecie. Sobór był czasem dojrzewania, odczytywania na nowo Ewangelii. Jak bardzo zmieniło się myślenie o Kościele pokazują takie dokumenty jak właśnie Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes czy Deklaracja o wolności religijnej. Jeden z projektów Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym został napisany w Krakowie przez bp. Karola Wojtyłę i jego współpracowników. Ostatecznie podstawą Konstytucji stał się projekt belgijskiego kard. J.L. Suenensa, na który nanoszono rozmaite poprawki. Biskup Wojtyła brał również udział w pracach komisji przygotowującej ten dokument.
I tak, i nie. Pierwsze sobory chrześcijaństwa odbywały się przecież w Azji. Od czasów średniowiecza aż po nowożytność Kościół rzeczywiście był tożsamy z Europą i dopiero na Soborze Watykańskim II pojawili się przedstawiciele innych kontynentów. Ojcowie pochodzący z krajów afrykańskich czy z Ameryki Łacińskiej mówili jednak, że projekt Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym był zbyt europejski. Nie zapominajmy, że Kościół w Europie też był wtedy zróżnicowany, mieliśmy przecież w Europie Środkowej i Wschodniej komunizm, debatowano więc długo nad tym, co powinien ów dokument zawierać, np. czy powinien wprost potępiać socjalizm.
Otwartość Soboru Watykańskiego II wyrażała się nie tylko w liczbie ojców soborowych spoza Europy, ale także w tym, że na obrady zaproszono przedstawicieli innych Kościołów jako słuchaczy i obserwatorów. Soborowi towarzyszyły także inne gesty, do których można zaliczyć pojednanie Pawła VI i prawosławnego patriarchy Konstantynopola Atenagorasa oraz wzajemne zdjęcie ekskomunik, które zostały nałożone po schizmie w 1054 r.
Najważniejsze w soborze było jednak to, że został on zwołany bardziej jako sobór pastoralny niż dogmatyczny. Ojcowie soborowi wiedzieli, że trzeba było się zmierzyć nie tyle z kwestionowaniem jakiejś doktryny Kościoła, bo tego nikt raczej nie robił, ile z problemem, jak docierać z prawdą objawioną do współczesnego człowieka.
Ale co takie stwierdzenie miałoby znaczyć? Czy Duch Święty działał w czasie Soboru Watykańskiego II na pół gwizdka? Pastoralne zastosowania mogą się zmienić, w zależności od tego, jak zmienia się świat i człowiek.
Teologia pastoralna nigdy jednak nie wynika tylko z jakichś przemyśleń taktycznych. Ona jest teologią, która pomaga nam w zrozumieniu Objawienia. Jednym z dokumentów soboru jest Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, która - jak sama nazwa wskazuje - dotyczy doktryny. Podobnie jest z Konstytucją dogmatyczną o Objawieniu Bożym Dei verbum, która wyciąga wnioski pastoralne z przesłanek doktrynalnych. W Konstytucji o Objawieniu mamy np. trochę inaczej niż dotąd ukazaną tę koncepcję. Dotąd Objawienie było rozumiane statycznie - jako zbiór prawd, które Kościół podaje do wierzenia. W Dei verbum mamy dynamiczną wizję historii zbawienia - Bóg objawia się człowiekowi przez swoje czyny i słowa, wchodzi w pewien rodzaj relacji z człowiekiem. Objawia się wspólnotom ludzkim i zbawia człowieka we wspólnocie Kościoła. Odpowiedzią na takie Objawienie są czyny i słowa człowieka, a nie tylko akceptacja rozumowa prawd czy stwierdzenie, że są one ze sobą niesprzeczne. Skoro Bóg daje nam siebie, to nasza odpowiedź także powinna być darem z siebie. Taka propozycja rozumienia Objawienia jest głęboko teologiczna i prowadzi do pastoralnych rozstrzygnięć.
Przy dyskusji nad Konstytucją o Kościele w świecie współczesnym trzykrotnie wysłuchiwano opinii osób świeckich. Dwukrotnie proponowano, aby wypowiadały się kobiety, ale ojcowie soborowi uznali, że Kościół jeszcze do tego nie dojrzał. Mówimy o świecie sprzed 50 lat. Paradoks polega na tym, że jednym z celów Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym była promocja kobiety w świecie. Wszyscy mieli prawo o tym mówić do uczestników soboru, tylko nie same kobiety. Jeśli więc ktoś pyta, na ile zmienił się świat i Kościół dzięki soborowi od tamtego czasu, to tu znajdzie odpowiedź. Dzisiaj osobą świecką, która będzie ekspertem wskazany przez polski episkopat na najbliższy Synod biskupów na temat Nowej Ewangelizacji, jest kobieta.
W Kościele było wiele osób, których charyzmaty rodziły się równolegle z soborem albo przed nim. Były to osoby świeckie, które choć nie uczestniczyły w obradach soboru, to nadały pewien rys duchowości posoborowej. Charia Lubich, założycielka ruchu Focolari, czy Kiko Arugello, twórca Neokatechumenatu, to ludzie, którzy najpierw odkryli swój charyzmat, a potem uzyskali jego potwierdzenie w nauczaniu soborowym. Po soborze nastąpiła ogromna promocja ludzi świeckich w Kościele, w nieco innym kluczu niż wcześniej. Świeccy przestali być ramieniem hierarchii kościelnej, delegowanym tam, gdzie ona nie docierała. Sobór pokazał, że świeccy, angażując się w ewangelizację, robią to nie dlatego, że mają zgodę i mandat hierarchii, ale dlatego, że są ochrzczeni. Ich mandatem jest chrzest. To nowe ujęcie nie wyklucza jednak konieczności współpracy hierarchii i świeckich.
Sobór postawił także na trzy filary duchowości chrześcijańskiej: Słowo Boże, sakramenty i małe wspólnoty. W oparciu o nie w Polsce działa Ruch Światło-Życie (Oaza), choć można żartobliwe powiedzieć, że w sensie praktycznym ks. Blachnicki, jego założyciel, wymyślił sobór przed soborem, bo Oazy zaczęły powstawać zanim go zwołano. Kard. Wojtyła na początku lat 70. spotkał się z Ruchem Światło-Życie na jednym z tzw. Dni Wspólnoty. Po wysłuchaniu świadectw młodych ludzi powiedział: "Myśmy to też robili, ale jakby na wyczucie. A wy robicie to już w oparciu o poważną teologię, i to właśnie teologię pastoralną". Utarło się przekonanie, że Focolari, Neokatechumenat czy Oazy są ruchami posoborowymi, a przecież powstały jeszcze przed jego zwołaniem. Twórcy tych ruchów uzyskiwali w soborze potwierdzenie tego, co sami w swojej wierze odkrywali.
Konstytucja o liturgii Sacrosanctum concilium została uchwalona jako pierwszy dokument. To pokazuje nie tylko wagę tego dokumentu, ale także to, że skoro tak szybko go uchwalono, znaczy to, że istniała między ojcami soborowymi zgodność co do potrzeby zmian. Oczywiście, nie wymyślono go "na poczekaniu", istniał projekt, nad którym debatowano, pracowano w zespołach, który poddano głosowaniu, a ostatecznie jeszcze zatwierdzał go papież. Dla mnie kluczowe zdanie z Konstytucji o liturgii brzmi: "Matka Kościół bardzo pragnie, aby wszystkich wiernych prowadzić do pełnego, świadomego i czynnego udziału w obrzędach liturgicznych, którego się domaga sama natura liturgii. Na mocy chrztu lud chrześcijański, rodzaj wybrany, królewskie kapłaństwo, naród święty, lud nabyty (1 P 2, 9 por. 4-5) jest uprawniony i zobowiązany do takiego udziału" (KL 14). Nie mamy więc pełnić roli biernych świadków patrzących jedynie na to, co kapłan robi. Każdy powinien być zaangażowany i wykonywać wszystko to, do czego jest uprawniony. Liturgię sprawuje Lud Boży, ona jest dziełem wspólnym (z gr. leitos ergon - dzieło wspólne). Mamy tu pewną wizję Kościoła, który realizuje się w liturgii, wypełnia się w niej.
Ksiądz nie tylko odprawi Mszę, ale przeczyta czytania, zbierze składkę itp. Sobór dotyka kwestii nie tyle zaangażowania, ile rozumienia tego, kto sprawuje liturgię. Przed soborem takie dzisiejsze funkcje jak lektor, akolita, ostiariusz, egzorcysta, wiązały się z niższymi święceniami. Ktoś, kto je wypełniał, był duchownym; tak naprawdę liturgia była sprawowana od A do Z przez duchownych. Byli ministranci, który uczyli się ministrantury na pamięć, nic z niej często nie rozumiejąc. W rycie rzymskim (łacińskim) świeccy odzywali się tylko raz - podczas ostatniego wezwania Ojcze Nasz - czyli wtedy, gdy mieli uznać swoją grzeszność. Dla wielu liturgia pozostawała niezrozumiała. W wyniku reformy mamy obecnie jedynie święcenia diakonatu, prezbiteratu i sakrę biskupią. Poza tym istnieją urzędy w Kościele, takie jak urząd lektora czy akolity. Ktoś może otrzymać błogosławieństwo do tego, żeby być lektorem czy akolitą, ale nie musi być duchownym. Sobór uczy też, że w liturgii chodzi o coś więcej niż tylko o sam obrzęd. Mamy taką starą łacińską zasadę kościelną: lexorandi, lexcredendi, czyli modlimy się wedle tego, jak wierzymy i jakim jesteśmy Kościołem. Reforma soborowa nie polega tylko na zmianie obrzędu, języka, ale to także pewna zmiana myślenia o Kościele. Oczywiście wiele zmian miało służyć temu, żeby liturgia była zrozumiała, bo wyczucie tajemnicy i sacrum w liturgii nie polega na tym, że nikt jej nie rozumie. Znak, żeby był znakiem, musi być czytelny. W dziejach zbawienia Bóg czyni znaki, które objaśnia swoim Słowem.
Na pewno nie mamy takiego wyczucia soboru, jakie ma pokolenie jeszcze żyjące, ale już odchodzące. Ono musiało zmagać się z soborem, bo było wykształcone i wychowane inaczej. Rozmawiałem kiedyś z nieżyjącym już o. prof. Augustynem Jankowskim OSB, biblistą o tym, że sobór był dla teologów, biblistów, historyków Kościoła wydarzeniem, które zmusiło ich do przemyślenia wielu rzeczy. Wielu teologów, nauczycieli w seminariach musiało od nowa układać wykłady, formułować tezy, a stare skrypty wyrzucić do kosza.
Dlaczego? Przecież doktryna się nie zmieniła…
Doktryna się nie zmieniła, ale zmienił się sposób jej przekazywania. Kard. Wojtyła powiedział na soborze: "Nie o to chodzi, że my mamy prawdę, chodzi o to, w jaki sposób świat uzna ją za swoją". Jak to zrobić? Wszyscy w Kościele musieli sobie zadać to pytanie.
Najważniejsze jest odkrycie rangi chrztu i tego, jakie znaczenie ma on dla chrześcijanina. Chrzest jest kluczem do odczytania soboru. Kardynał Wojtyła, pisząc "U podstaw odnowy", pokazał sobór w odniesieniu do chrztu i tzw. tria munera, czyli trzech godności, które człowiek ochrzczony otrzymuje od Chrystusa: królewskiej, kapłańskiej i prorockiej. Sobór jest tam, gdzie mówimy o potrzebie wtajemniczenia, katechumenatu przedchrzcielnego i pochrzcielnego. To jest najważniejszy "przewrót" soborowy.
Jeśli popatrzymy na różne ruchy religijne działające w Kościele, to odkryjemy, że mają one różne nazwy, ale obecne są w nich te same elementy, które służą odkryciu rangi chrztu. W formacji oazowej mamy okres tzw. deuterokatechumenatu, droga neokatechumenalna także służy odkrywaniu wartości chrztu. W wielu miejscach przygotowuje się dorosłych do chrztu metodą katechumenalną.
Jestem przekonany, że mamy wiosnę w Kościele, która jest wiosną ludzi świeckich. Bez soboru tak by nie było. To odkrycie chrztu nie dotyczy tylko świeckich, ale także zakonników. Każde powołanie wyprowadza się z chrztu. Dawniej mówiono, że profesja zakonna to drugi chrzest, a wszystko, co działo się przed nią traktowano jako czas, który trzeba wyrzucić do kosza. Dzisiaj mówi się o ślubach zakonnych, które wyrastają na konsekracji chrzcielnej. To także wpływa na relację między księżmi i osobami zakonnymi a świeckimi, bo nie można zapominać, że w Kościele wszyscy mamy tę samą godność wynikającą z chrztu, a różnią nas funkcje pełnione w Kościele. Odkrycie rangi chrztu jest kluczem do zrozumienia tego, co przyniósł sobór.
Skomentuj artykuł