Nie damy się podzielić

(fot. © Mazur/catholicnews.org.uk)

Tylko on może uchronić Kościół przed schizmą, bo dla tego środowiska jest jednym z najbardziej wiarygodnych pasterzy - przedstawiamy fragment biografii abpa Józefa Michalika.

Kiedy w 1999 roku Michalik został wiceprzewodniczącym Episkopatu, Jarosław Gowin, ówczesny redaktor naczelny miesięcznika "Znak", spekulował, że po śmierci Jana Pawła II w polskim Kościele może dojść do schizmy, np. ze strony Rodziny Radia Maryja.

- Arcybiskup Michalik może uchronić Kościół przed taką schizmą, bo dla tego środowiska jest jednym z najbardziej wiarygodnych pasterzy - tłumaczył "Gazecie Wyborczej". Natomiast Maciej Łętowski, były redaktor naczelny tygodnika "Ład", zauważał, że w Episkopacie nadchodzi zmiana pokoleniowa, a ponieważ biskupi nie chcą rewolucji, to "na sukcesora przygotowują kogoś podobnego do większości z nich".

Pełnienie przez pięć lat funkcji wiceprzewodniczącego było więc w 2004 roku dużym atutem Michalika. Choć wiceprzewodniczący nie ma żadnych samodzielnych kompetencji, to jednak jest członkiem prezydium i uczestniczy we wszystkich dyskusjach decyzyjnych. Wybór człowieka, który zna już pewne mechanizmy działania Episkopatu i jest wtajemniczony w różne rozmowy ze stroną rządową, zapewnia pewną ciągłość działania.

Ale Michalik miał jeszcze jeden atut, którego - jak się wydaje - biskupi nie mogli zlekceważyć: był jednym z nielicznych hierarchów, którzy mieli za sobą lata pracy w instytucjach Stolicy Apostolskiej. Jego współpracownicy z sekretariatu KEP wspominają, że doświadczenie to przydało się później w pracy na stanowisku przewodniczącego. - To było bardzo ważne, nie tylko dlatego, że znał ludzi pracujących w Watykanie, ale dlatego, że rozumiał mechanizmy rządzące Kurią Rzymską i jej dykasteriami - mówi abp Stanisław Budzik. - Uczyliśmy się od niego dialogu ze Stolicą Apostolską. On uświadamiał nam, że pracownicy urzędów watykańskich biorą pod uwagę stanowisko Kościoła lokalnego, jeżeli się je odpowiednio uzasadni.

- Znał zasady, którymi kierują się instytucje watykańskie, a które nie są opisane w żadnych książkach czy podręcznikach, lecz wynikają po prostu z praktyki - dodaje ks. Jarosław Mrówczyński, zastępca sekretarza generalnego KEP.

Zgadza się z tym także obecny przewodniczący Episkopatu. - Czasem, gdy nie wiedzieliśmy, jak jakąś sprawę załatwić, on wskazywał rozwiązanie, które działało i było respektowane w Papieskiej Radzie ds. Świeckich - tłumaczy abp Gądecki.

Z kolei abp Wojciech Ziemba zauważa, że Michalik miał doskonałe wyczucie wizji Kościoła powszechnego i wiedział, że w tę wizję musi wpisać się także Kościół w Polsce. Prócz tego, był wtedy biskupem stosunkowo młodym i znanym wśród innych hierarchów - choćby dlatego, że wielu z nich podczas studiów w Rzymie mieszkało w Papieskim Kolegium Polskim albo spotykali się z nim przy innych okazjach, np. podczas jego wizyt w Papieskim Instytucie Kościelnym lub wspólnych kolędowań z Janem Pawłem II.

- To jest bardzo ważne, bo Polska jest bardzo dużą prowincją kościelną, a biskupi stykają się ze sobą właściwie tylko podczas posiedzeń Episkopatu, na kontakty towarzyskie nie ma czasu - podkreśla metropolita warmiński.

Obok tych atutów wydaje się, że w 2004 roku biskupi szukali kogoś, kto po odejściu kard. Glempa, który był autorytetem i naturalnym długoletnim przywódcą, a przy tym także twórcą jedności w Kościele, potrafiącym nawiązać dialog z różnymi grupami, będzie w stanie go zastąpić. - jak się wydaje, biskupi mieli wówczas świadomość, że istnieje niebezpieczeństwo rozbicia - tłumaczy Przeciszewski. - I wtedy potrzebny był człowiek z autorytetem, który potrafiłby zadbać o jedność. Wizja duszpasterska była chyba na dalszym planie - ważna była jedność, by biskupi mówili jednym głosem. A taki autorytet miał właśnie Michalik.

Decyzja polskich biskupów została dobrze przyjęta w Watykanie. - Jan Paweł II był zadowolony, bo doskonale znał abpa Michalika - mówi abp Mokrzycki. - Wiedział, że jest człowiekiem nastawionym pokojowo, że można z nim normalnie rozmawiać. Wiedział też, że ma jakąś wizję duszpasterską. A przede wszystkim, że będzie się troszczył o jedność.

Dlaczego biskupi zdecydowali się ponownie na jego wybór w 2009 roku?

"Takie ciała jak Episkopat nie lubią zmiany status quo. Wiedzą, jak funkcjonuje abp Józef Michalik, i perspektywa wybrania kogoś, kto by coś zmieniał, nie była porywaj ąca - komentował ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego".

- W Kościele jest taki zwyczaj, że dyskutować nad wyborem można, zanim zostaje on dokonany. Po fakcie ludzie Kościoła przyjmują decyzję z całym dobrodziejstwem inwentarza i nie wdają się w komentarze. Grono duchownych odpowiedzialnych za polski Kościół wybrało tak, a nie inaczej, i trzeba to uszanować" - dodawał.

Grzegorz Górny z kwartalnika "Fronda" mówił: "Wybór abpa Michalika to utrzymanie status quo w łonie Episkopatu. Widocznie biskupi są zadowoleni ze stylu kierowania Episkopatem przez arcybiskupa, który unika epatowania swoją osobą i woli pozostawać w cieniu".

Z kolei dominikanin o. Maciej Zięba tłumaczył, że jeśli ktoś pełni swoją funkcję w sposób rozsądny i dobrze oceniany, to naturalną koleją rzeczy jest jego reelekcja. "Arcybiskup Michalik sprawował urząd przewodniczącego w sposób dyskretny i konkretny, a więc rzeczą mniej zrozumiałą byłby wybór innej osoby. Nie oczekuje się od niego niczego ponad to, co już pokazał za poprzedniej kadencji" - wyjaśniał.
Komentujący głosowanie dla Polskiej Agencji Prasowej abp Kazimierz Nycz stwierdził, że ponowny wybór Michalika był spodziewany. "Jeśli jedna kadencja upływa dobrze, to nie należy zmieniać koni w zaprzęgu. Ten wybór jest optymalny" - stwierdzał. A metropolita katowicki Damian Zimoń uzupełniał, że Michalik sprawdził się w pierwszej kadencji, i wyrażał nadzieję, że podobnie będzie w drugiej: "Jesteśmy za kontynuacją".

- Tu nie chodziło o jakąś niechęć do zmiany. Myśmy po prostu uznali, że on będzie najlepszy - mówi po latach abp Budzik. - Było wiele mocnych osobowości, ale on był chyba najbardziej wyrazisty.

- Swoją koncyliacyjną postawą, spokojną, niehisteryczną i nienerwową w pierwszej kadencji przekonał do siebie wielu biskupów. I to zadziałało na jego korzyść i - jak się później okazało - to się sprawdziło - uzupełnia abp Gądecki.

[…]

ŁĄCZY NAS TROSKA O KOŚCIÓŁ

Biskupi odżegnywali się od prób takiego dzielenia. W lipcu 1992 roku bp Józef Życiński, wówczas ordynariusz diecezji tarnowskiej, odpowiadając na pytanie Adama Michnika, czy doczekamy się czasów, gdy biskupi Michalik i Życiński będą publicznie między sobą dyskutować i pięknie się różnić, odpowiadał, że epatowanie różnicami wśród hierarchów jest mało ewangeliczne i pretensjonalne. "My się z biskupem Michalikiem bardzo przyjaźnimy i nieraz mieliśmy interesującą wymianę poglądów. Gdyby ktoś z dziennikarzy zechciał taką dyskusję zanotować, to przypuszczam, że biskup Michalik nie miałby oporów - mówił. - Myślę jednak, że bylibyście rozczarowani, bo różnice między nami nie są tak wielkie, jak można by sądzić - stwierdzał, dodając, że różnic tych nie będzie widać, jeśli poszczególnych wypowiedzi nie będzie wyrywało się z kontekstu".

Z kolei Michalik w roku 1999 zauważał, że w Polsce coraz częściej biskupów oraz wiernych próbuje się przypisać poglądami albo do niego, albo do bpa Pieronka. "Boleję nad tym. Tak nie może być. Czy to Pieronek za was umarł? Czy to Michalik za was umarł? To Chrystus umarł za nas wszystkich i dlatego trzeba szukać jedności - mówił w homilii do członków Akcji Katolickiej. - My natomiast obserwujemy w prasie celowe nagłaśnianie niektórych wypowiedzi, by podzielić ludzi Kościoła. Tymczasem możemy różnić się metodami działania, ale łączy nas troska o cały Kościół i dzieło ewangelii".
"Mogę powiedzieć jedno: polscy biskupi nie dadzą się podzielić. [...] Jeśli ktoś liczy na to, że uda mu się podzielić polskich biskupów, musi wiedzieć, iż dla nas nadal wzorem jedności pozostaje postawa kardynałów: Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyły" - podkreślał w innym miejscu.

"Jedność" jest zatem obok "służby" drugim słowem kluczem, którym można scharakteryzować najważniejsze priorytety Michalika jako przewodniczącego KEP. Ale próby dzielenia biskupów i głosy o braku silnego przywództwa w Kościele raz po raz powracały. Sprawnego kierowania sprawami Kościoła w Polsce na pewno nie ułatwiały decyzje Stolicy Apostolskiej dotyczące tytułu prymasowskiego. W 1992 roku przy okazji reorganizacji struktur Kościoła zlikwidowano unię personalną między Gnieznem a Warszawą, tytuł prymasa nie wrócił jednak do Gniezna, lecz pozostał przy kard. Glempie. Uznano, że odebranie tytułu kardynałowi byłoby pewnego rodzaju nieuczciwością, nie podjęto więc żadnej decyzji i sprawa pozostała w zawieszeniu. Dopiero w grudniu 2006 roku Benedykt XVI zdecydował, że tytuł prymasowski będzie Glempowi przysługiwał do osiemdziesiątego roku życia, a potem ma wrócić do Gniezna i przechodzić na kolejnych metropolitów gnieźnieńskich. Tak też się stało trzy lata później. Kardynał Glemp 80 lat skończył 18 grudnia 2009 roku, a kilka dni później tytuł prymasowski uroczyście przejął abp Henryk Muszyński. W marcu kolejnego roku odszedł on jednak na emeryturę i nowym prymasem został abp Kowalczyk. W ciągu zaledwie kilku miesięcy w Polsce pojawiło się zatem aż trzech prymasów! I choć prymas jest - podkreślmy to po raz kolejny - wyłącznie tytułem honorowym, to jednak zdezorientowana opinia publiczna miała kłopot z odróżnieniem, kto jest ważniejszy. Prymas? A jeśli tak, to który? A może jednak przewodniczący Episkopatu?

Inna rzecz, że wśród wiernych nikła jest wiedza na temat funkcjonowania KEP. Zwykło się uważać, że jej członkami są wszyscy biskupi. Tak jednak nie jest. Do Konferencji należą jedynie ordynariusze diecezji, biskupi pomocniczy oraz ci tytularni (seniorzy), którzy pełnią w niej zadania zlecone bądź przez Stolicę Apostolską, bądź przez samą Konferencję. W taki sposób w KEP funkcjonował m.in. bp Tadeusz Pieronek, który do 1998 roku był sekretarzem generalnym Episkopatu i sosnowieckim biskupem pomocniczym. W sierpniu 1998 roku złożył rezygnację z funkcji biskupa pomocniczego i została ona przyjęta. Formalnie stał się wyłącznie biskupem tytularnym, ale w międzyczasie papież Jan Paweł II mianował go przewodniczącym Kościelnej Komisji Konkordatowej, którym pozostawał do czerwca 2010 roku. Był więc pełnoprawnym członkiem Episkopatu.

Pozostali biskupi seniorzy nie są członkami KEP, ale są zapraszani na zebrania plenarne, na których mogą zabierać głos doradczy. W praktyce niewielu seniorów korzysta z przysługującego im prawa udziału w posiedzeniu, ale nieobecność ta nie przeszkadza im w tym, by komentować w mediach podjęte na nich decyzje. Są to jednak ich prywatne opinie, a nie stanowisko KEP. Biskup przewodniczący nie ma żadnych narzędzi do tego, by ewentualnie przywoływać ich do porządku. A w przekazie medialnym każdy głos biskupa, także seniora, odbierany jest jednak jako głos całego Kościoła.

Trzeba też zauważyć, że w Polsce w ostatnim czasie nastąpiła silna polaryzacja sceny politycznej. W 2005 roku dwie wywodzące się z obozu solidarnościowego partie: Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska stanęły po przeciwnych stronach barykady. Ta polaryzacja, wzmocniona zwycięstwem PO w przedterminowych wyborach parlamentarnych w 2007 roku oraz katastrofą smoleńską, przeniosła się również na grunt kościelny.

Obie formacje odwołują się do tradycji chrześcijańskich, obie w swoich szeregach mają katolików, żadna nie nawołuje do otwartej wojny z Kościołem. Nic zatem dziwnego, że części biskupów bliżej jest do PiS, a innej do PO. I choć słychać to czasem w ich oficjalnych wystąpieniach, to jednak nie przekłada się to na ich pracę duszpasterską.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie damy się podzielić
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.