O. Żak: tak Kościół w Niemczech walczył z kryzysem wykorzystywania seksualnego

(fot. YouTube / DEON TV)
KAI / df

- Ze strony Kościoła nie było przewagi postaw obronnych, tylko manifestowana powszechnie chęć rozwiązywania problemu, wespół z innymi partnerami, w tym z państwem – wyjaśnia koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Jezuita opowiada także o potwornych pedofilskich praktykach w „Odenwaldschule”, słynnej prywatnej szkole dla dzieci z niemieckich elit. Wywiad stanowi fragment książki z o. Żakiem, przygotowywanej przez KAI.

Dawid Gospodarek, Marcin Przeciszewski: Pracując w rzymskiej Kurii generalnej jezuitów, zetknął się Ojciec z pojawiającymi się wówczas kryzysami związanymi z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich, również wśród jezuitów…

DEON.PL POLECA

o. Adam Żak SJ: Kluczowym doświadczeniem dla mnie był kryzys na tle wykorzystywania seksualnego w Kościele niemieckim, który rozpoczął się w lutym 2010 r. Przygotowywana była w tym czasie nominacja nowego prowincjała niemieckich jezuitów, więc jako asystent generała pod koniec 2009 r. odwiedziłem szereg wspólnot jezuitów w tym kraju. Mniej więcej w tym czasie w jezuickiej szkole Canisius-Kolleg w Berlinie zachodnim, wybuchł głośny skandal wokół ujawnionych przypadków wykorzystywania seksualnego, jakie miały tam miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej, w latach 70-tych XX wieku. Do tego momentu sprawa nadużyć w tej szkole i ich skala nie były znane. Jezuici niemieccy mieli jakieś pojedyncze sygnały dotyczące tego kolegium, stąd na zjazdach absolwentów deklarowali gotowość przyjęcia zgłoszeń i zajęcia się nimi, ale nie było odzewu aż do początku 2010 r.

Warto przypomnieć, że już wcześniej, czyli w 2001 roku, po tym jak Paweł II ogłosił motu proprio „Sacramentorum sancitatis Tutela”, episkopat niemiecki oraz wyżsi przełożeni zakonni opracowali wytyczne, jak należy postępować w takich sprawach. Te wytyczne weszły w życie w r. 2002. Wtedy we wszystkich diecezjach oraz zakonach zostały wyznaczone osoby do przyjmowania ewentualnych zgłoszeń przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich. Nie wpłynęło wtedy wiele zgłoszeń, a dotyczyły raczej pojedynczych przypadków. Umocniło to przekonanie, że nie dojdzie do podobnej fali jaka wcześniej miała miejsce w USA czy w Irlandii. Nie spodziewano się ostrego kryzysu. Podobnie myślał też papież Benedykt XVI, który uważnie się temu przyglądał, z racji szczególnego zainteresowania Kościołem w Niemczech.

Jednak doszło do niespodziewanego wybuchu na dużą skalę. Co się takiego stało? Jaki był mechanizm?

Zaczęło się pod tego, że w styczniu 2010 r. do o. Klausa Mertesa SJ, rektora berlińskiego Canisius-Kolleg przyszło kilku dawnych absolwentów z lat 70., oświadczając, że chcą zgłosić pewne drażliwe fakty. Oczekiwali, że zakon zajmie się ofiarami i wyjaśni całą sprawę. Po tej rozmowie rektor kolegium w porozumieniu z prowincjałem i arcybiskupem Berlina kard. Georgiem Sterzinskim wysłał list do ok. 600 absolwentów tego kolegium z lat 70., w którym poprosił o zgłaszanie ewentualnych faktów seksualnego wykorzystywania uczniów na terenie tej prestiżowej szkoły w przeszłości. Nieoczekiwanie spowodowało to lawinę zgłoszeń. Okazało się, że w naszym kolegium nie było co prawda wielu sprawców, ale za to bardzo dużo ofiar. Jednocześnie treść tego listu – jak można się było tego spodziewać – wyciekła do prasy, a media ogromnie się tym zainteresowały. Na skutek tych mocno nagłośnionych informacji został odblokowany mechanizm sprzyjający ujawnianiu tego rodzaju przestępstw w przestrzeni publicznej. W konsekwencji fala podobnych zgłoszeń ruszyła w całym kraju. Sytuacja zmieniała się z godziny na godzinę. Doszło do bardzo licznych ujawnień seksualnego wykorzystywania małoletnich w różnych instytucjach, nie tylko kościelnych.

A w samym Kościele zapanował szok. Początkowo biskupi mieli do nas jako jezuitów pretensję, dlaczego wywołaliśmy informacje o dawnych skandalach w Canisius-Kolleg oraz dlaczego je upubliczniliśmy. Tłumaczono, że takie postępowanie było wysoce niestosowne. Jednak wkrótce zorientowano się, że podobne przypadki wyszły na jaw także w innych miejscach, i to na dużą skalę. Sprawą tą jako asystent generała interesowałem się na bieżąco. Śledziłem ją bezpośrednio, przekazując informacje generałowi, którym był wówczas o. Peter Hans Kolvenbach SJ.

Sprawą zainteresowali się również amerykańscy jezuici, doświadczeni w rozwiązywaniu podobnych kryzysów. Przysłali do kurii generalnej jezuitów w Rzymie doświadczonego w tych sprawach prawnika. Spotykałem się z nim codziennie. W tym czasie w USA (w 2010 r.) wygasła już pierwsza fala kryzysu, choć pozostawał on w świeżej pamięci. Zebrano też wiele doświadczeń, którymi amerykańscy jezuici mogli się z nami dzielić.

Ujawniane dane wskazywały, że w Niemczech duża – choć skrywana przez dziesięciolecia – liczba przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich miała miejsce w latach 70-tych. A sprawcami tych przestępstw byli na ogół przedstawiciele pokolenia urodzonego bezpośrednio po II wojnie światowej, pokolenia, które wtedy osiągnęło wiek dojrzały. Byli to ludzie, w których wojna pozostawiła trwałe ślady. Ich ojcowie poginęli bądź nie wrócili z frontu i osierocili swoje rodziny. A jako dzieci byli świadkami gwałtów, przemocy – tak jak to jest bezpośrednio po wojnie w zniszczonym i pokonanym kraju. Pokolenie to było na tyle straumatyzowane, że kiedy dorosło, nosiło trwałe ślady, przeważnie w postaci psychicznych ograniczeń a nawet patologii. A jednocześnie klimat kulturowy od końca lat 60. sprzyjał dużemu relatywizmowi etycznemu, w szczególności w sferze seksu. Gdy te czynniki zbiegły się, łatwo było o różne przestępstwa w tej sferze.

Dodatkowo rozpoczęła się w tych latach rewolucja seksualna…

Nie był to główny motyw. Główną przyczyną było to, że legły w gruzach tradycyjne wartości związane z życiem rodzinnym, szacunkiem do człowieka, ochroną przed przemocą. Społeczeństwo niemieckie odchorowywało traumę wojenną, traumę kraju podzielonego i okupowanego przez obce wojska. Nie ominęło to także duchowieństwa i ludzi Kościoła. Owszem Republika Federalna Niemiec odradzała się, ale następowało to w atmosferze zimnej wojny i nieustannego zagrożenia. Rany wojenne odbijały się na psychice konkretnych ludzi, a szczególnie tych dorastających.

Jakie były reakcje autorytetów kościelnych oraz państwowych na tę szeroką falę ujawnień w 2010 r.

Episkopat początkowo zareagował bardzo lękliwie, część kleru niemieckiego uważała, że my jako jezuici, popełniliśmy duży błąd poprzez naszą otwartość. Ale na szczęście trwało to krótko. Szybko okazało się, że droga prawdy i oczyszczenia jest drogą najlepszą. Kościół niemiecki zaczął więc doskonalić już wcześniej powołane struktury do walki z nadużyciami, struktury które dotąd nie wykazywały aktywności. Zaczęto też myśleć o szeroko zakrojonej prewencji i o ochronie dzieci i młodzieży.

Odpowiedzialnie zareagowali niemieccy politycy. Strona państwowa, uznając, że problem wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży jest problemem społecznym a nie wyłącznie kościelnym, kilka tygodni po wybuchu skandalu zaproponowała zwołanie „okrągłego stołu” - i zaprosiła do niego wszystkich aktorów aktywnych na polu pracy z młodzieżą: związki młodzieżowe, liczne stowarzyszenia i grupy zawodowe oraz Kościoły. Bardzo wiele mówi sam tytuł okrągłego stołu: "Wykorzystywanie seksualne w instytucjach prywatnych i publicznych oraz w rodzinach, w sytuacjach zależności i władzy". Decyzja o powołaniu „okrągłego stołu” jest czymś bardzo charakterystycznym dla kultury politycznej w Niemczech. Jego prace rozpoczęły się jeszcze w 2010 r. pod egidą trzech ministerstw federalnych: rodziny, sprawiedliwości oraz oświaty i badań naukowych. Do rozmów doproszono wielu fachowców. Obrady były poważne i merytoryczne. Nie było tam żadnego „huzia na Józia”, np. na Kościół katolicki. Od początku wiedziano, że to, co zostało ujawnione w Kościele, jest symptomem poważnego problemu społecznego. Uświadomiono sobie, że był to problem w bardzo wielu powojennych instytucjach wychowawczych, internatach czy domach dziecka, także tych prowadzonych przez samorządy lub kraje związkowe.

Przykładem jest „Odenwaldschule”, słynna szkoła dla dzieci z niemieckich elit, gdzie przez dziesięciolecia problem zamiatano pod dywan. Była to prywatna świecka szkoła w Hesji. Uczyły się tam dzieci politycznej i kulturalnej elity, m.in. syn pisarza Tomasza Manna czy syn prezydenta Niemiec Richarda von Weizsäckera. Jednym z uczniów w latach 50. i 60. był przyszły lider „Ruchu 68”, a dziś europoseł Zielonych Daniel Cohn-Bendit, który później sam okazał się być promotorem i piewcą pedofilii.

Szkoła ta w latach 70., 80. i 90. XX wieku była miejscem "wychowawczych" praktyk seksualnych inicjowanych przez pedagogów. Ich ofiarą padło wielu uczniów. Za czasów kiedy od 1972 r. szkołą kierował były ewangelicki pastor Gerold Ummo Becker, codzienną praktyką było, że uczniowie byli w np. „czuły sposób” budzeni przez wychowawców drogą głaskania ich po genitaliach. Uważano, że tego rodzaju pobudka pomoże w zachowaniu dobrego samopoczucia przez cały dzień. Sam Becker, osoba wielce szanowana w Niemczech, miał osobiście molestować co najmniej 86 uczniów. Zarówno w tej szkole – jak i w podległych jej internatach – wprowadzono system wczesnej inicjacji seksualnej małoletnich – połączony z ich wykorzystywaniem przez kadrę. Był to program edukacyjny mający szerokie usprawiedliwienia teoretyczne, upowszechniane m. in. przez bardzo wpływowego prof. Hartmuta von Hentiga. W nawiązaniu do antycznej Grecji mówiono o dobrej inicjacji seksualnej chłopców, której powinny towarzyszyć relacje o charakterze seksualnym z dorosłymi „mistrzami”.

Cały ten proceder w tej znanej, prestiżowej szkole trwał przez lata. Rzeczy te wypłynęły do opinii publicznej dopiero w 2010 r., na fali ujawnień, o których mówimy. Przykład „Odenwaldschule” pokazał, że nie był to tylko problem Kościoła, ale szerszy problem społeczny, znajdujący niestety usprawiedliwienie w pseudonaukowych teoriach. Na skutek tego ogromnego skandalu szkołę tę musiano w końcu rozwiązać. Po "okrągłym stole" wiele organizacji zostało przebadanych pod kątem wykorzystywania seksualnego małoletnich i usprawiedliwiania pedofilii. Były to m. in. Partia Zielonych oraz Związek Ochrony Dzieci (Kinderschutzbund), młodzieżówka partii liberalnej, Unia Humanistyczna, Młodzi Demokraci, Pro Familia i inne.

Najnowszy skandal, który bulwersuje opinię publiczną w Niemczech, to praktyka aprobowana prze Senat Berlina Zachodniego przyznawania przez Urzędy ds. Młodzieży (Jugendamt) dzieci na wychowanie mężczyznom skazanym za pedofilię, po odbyciu przez nich kary. Te dzieci były sierotami społecznymi, które zamiast do domów dziecka trafiały właśnie do pedofilów. Czyniono to w ramach naukowego eksperymentu uzasadnionego przez teorie seksuologa prof. Helmuta Kentlera. Eksperyment trwał ponad 20 lat – do roku 2003! Sprawę ujawnili badacze z Uniwersytetu w Hildesheim.

Do czego ostatecznie doprowadziły rozmowy niemieckiego „okrągłego stołu”, skupiającego organizacje państwowe, pozarządowe i kościelne?

W wyniku rozmów „okrągłego stołu” – zainicjowanych zaraz po wybuchu pierwszych skandali – opracowano propozycję całego pakietu działań i skonstruowano specjalny państwowy program ochrony dzieci i młodzieży. Bazował on na szerokim systemie prewencji. Do wdrożenia go w życie zobowiązano wszystkie niemieckie instytucje mające do czynienia ze sferą edukacji dzieci i młodzieży. Stworzono też urząd pełnomocnika rządu ds. ochrony dzieci i młodzieży. Działaniom tym towarzyszyły odpowiednie instrumenty i finanse. Było to absolutne novum i ten system (wraz z późniejszymi modyfikacjami) działa w Niemczech do dziś.

Ponadto niemieckie państwo postanowiło stworzyć system specjalnych kompensacji, czyli pomocy życiowej dla ofiar, które zostały wykorzystane seksualnie w państwowych placówkach. Z kolei Kościoły – katolicki i ewangelicki – podjęły suwerenną decyzję, że robić będą to samo odnośnie do ludzi skrzywdzonych w instytucjach kościelnych. Zwyciężyła świadomość, że otwartość i przejrzystość to jedyna właściwa droga. Wyznaczyła ona dalszy kierunek przezwyciężania tych spraw. Była to dla mnie ogromnie ważna lekcja, lekcja pewnej kultury życia publicznego w Niemczech, której niestety brak mi w Polsce.

Niemiecki rząd zainwestował też duże pieniądze w badania naukowe, tak aby dogłębnie przestudiować kwestię wykorzystywania seksualnego małoletnich, przede wszystkim jeśli chodzi o skalę zjawiska i mechanizmy powstawania oraz ukrywania przestępstw. W ślad za tym Kościół zlecił przeprowadzenie analogicznych badań we własnej wspólnocie, powierzając to kompetentnym instytutom naukowym. Wyniki badań zleconych przez Kościół zostały opublikowane w sierpniu 2018 i są znane pod nazwą „MHG-Studie”.

Natomiast media – kiedy ustalone rozwiązania zaczęły być wdrażane oraz kiedy zobaczyły, że Kościół bardzo poważnie potraktował te sprawy – szybko zeszły z sensacyjnego tonu. Owszem zainteresowanie mediów nadal się wyczuwało i wyczuwa, ale była to już zasadniczo rzeczowa informacja. Kościół nie był stawiany pod medialnym pręgierzem jako główny winowajca, tak jak to widzimy w Polsce. Ale zawdzięczał to bardzo przemyślanej i odpowiedzialnej strategii z własnej strony. Nie było w nim przewagi postaw obronnych, tylko manifestowana powszechnie chęć rozwiązywania problemu, wespół z wszystkimi innymi możliwymi partnerami.

Ile czasu trwała gwałtowna fala ujawnień w Niemczech?

Kilka miesięcy i przetoczyła się stosunkowo szybko. A to dlatego, że stworzone zostały odpowiednie struktury, między innymi 2 profesjonalne infolinie – kościelna i państwowa. Zostało to przeprowadzone bardzo solidnie. Warto, abyśmy z tego wyciągnęli wnioski.

Dziękujemy za rozmowę.

* * *

Centrum Ochrony Dziecka uruchomiło specjalny adres mailowy: pomoccod@ignatianum.edu.pl skierowany do osób dotkniętych wykorzystaniem seksualnym w dzieciństwie lub młodości w środowisku kościelnym. Napisz, jeśli poszukujesz pomocy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O. Żak: tak Kościół w Niemczech walczył z kryzysem wykorzystywania seksualnego
Komentarze (2)
AM
~Andrzej Mackiewicz
29 czerwca 2020, 17:31
"(...) Uważano, że tego rodzaju pobudka pomoże w zachowaniu dobrego samopoczucia przez cały dzień. " - w ... szoku / zadziwianiu (prawie że ?) niedowiarzaniu (ale tylko ... przez ... krótką chwilę) . Całość to WAŻNY TEKST, ważnie INFORMACJE ...
KS
Konrad Schneider
29 czerwca 2020, 16:21
Moge tylko potwierdzic te slowa. Jako opiekun mlodziezy, ministrantek i ministrantow mam coroczne regularne szkolenia w ktorych uczestnicza wszyscy: proboszczowie, wikarzy, swieccy animatorzy, liderzy mlodziezowi itp. Nikt tam niczego nie zamiata pod dywan, wszyscy wiedza, ze chodzi tu o dobro dzieci a nie jakichs struktur koscielnych. Zaden proboszcz sie nie stawia, nie wywieszajac np. plakatow z numerami pomocy ofiarom. Dzieki tej przezroczystosci nie ma tez tej otoczki niezdrowej sensacji, ktora widze w moim kraju rodzinnym. Ale tez postawa biskupow jest inna - tu nie wystepuje syndrom oblezonej twierdzy. Chodzi nam wszystkim o oredzie Ewangelii a nie obrone przestepcow!