"Od partnera dostała pieniądze na aborcję, uciekła za nie do Polski"

"Od partnera dostała pieniądze na aborcję, uciekła za nie do Polski"
(fot. Sean Roy on Unsplash)
Logo źródła: Szum z Nieba s. Magdalena Krawczyk, Joanna Sztaudynger

Kobiety, które trafiają do Domu Samotnej Matki, najczęściej właśnie przeżywają życiowy kryzys. Spodziewając się dziecka, czasem już z pierwszym lub kolejnym u boku, są zmuszone wyrwać się opresyjnego środowiska. By ratować życie! O swojej pracy z nimi opowiada s. Magdalena Krawczyk, dyrektor największej tego typu placówki w Polsce, mieszczącej się w Łodzi.

***

Joanna Sztaudynger: Można zaryzykować stwierdzenie, że do was trafiają odważne dziewczyny, które były w stanie zmienić coś w swoim życiu?

DEON.PL POLECA

S. Magdalena Krawczyk: Ostatnio przyjechała do nas mama z Anglii. Od partnera dostała pieniądze na aborcję, kupiła za nie bilet dla siebie i starszego dziecka, i dotarła do nas. Rodzina ją odrzuciła, ona jednak nie wybrała najłatwiejszego rozwiązania. Przypadki, z którymi się spotykamy, to wierzchołek góry lodowej. Problem samotnych matek jest ogromny. Gdy dziewięć lat temu zaczynałam pracę w tej placówce, było znacznie łatwiej. Nie tylko było mniej przypadków, ale i skala problemów była mniejsza.

Przygotowując się do rozmowy z siostrą, trafiłam na kilka nagrań na YT, w których mamy mieszkające w Domu opowiadają o swoim życiu. To przejmujące historie.

Na pewno, ale też, niestety, nasze mamy często spotykają się zogromną krytyką, wręcz pogardą. Mogą usłyszeć, że są puszczalskie i nieodpowiedzialne. Ludziom łatwo przychodzi ocenianie ich.

Niedawno powstała książka Kwiaty Boga, w której wasze mamy dzielą się swoimi doświadczeniami.

W tym projekcie wzięło udział dziesięć mam. Na początku trudno im było pisać o sobie, sięgnąć do tego, co je boli, o czym chciałyby zapomnieć. Ale powoli udawało się je przekonać, że mają coś do powiedzenia i inni chcą to usłyszeć. To je zadziwiło, nie podejrzewały, że tak może być. Proces pisania był dla nich oczyszczający, miał wręcz wymiar terapeutyczny. Teraz, gdy książka jest już wydana, one są z siebie bardzo dumne. Jedna z autorek, która miała bardzo trudną historię życiową, uważała, że tak miało być, że udało jej się to wszystko przeżyć i sprawa zakończona. Dopiero gdy zobaczyła, że inni są wzruszeni jej historią, ona sama nad sobą zapłakała, przekonała się, że zło, które jej się przytrafiło, nie powinno się zdarzyć.

Czy dziewczyny, które mieszkają w Domu, są dla siebie nawzajem wsparciem?

Podobne doświadczenia życiowe bardzo je do siebie zbliżają. Nawet jak przestają u nas mieszkać, to utrzymają kontakt ze sobą i z nami. A gdy odbywa się chrzest dzieci, to stają się mamami chrzestnymi dla dzieci koleżanek.

Jednak Dom z założenia nie przyjmuje tylko kobiet, które deklarują się jako wierzące?

Zdecydowanie nie. Nie zakładamy, że uda nam się kogoś nawrócić. Oprócz pomocy specjalistów oferujemy też opiekę duchową, ale nie zmuszamy do korzystania z niej. Mam świadomość, że to my możemy być dla dziewczyn świadectwem miłości Boga. Ja mogę być jedyną Biblią, jaką one przeczytają. Ta świadomość pomaga mi wstawać w nocy, gdy któraś z mam prosi o pomoc, bo zaczęła rodzić albo dziecko ma wysoką gorączkę… Pomaga mi zachować cierpliwość, gdy kolejny raz widzę na korytarzu nierozwieszone pranie, gdy dziewczyny buntują się przeciwko podstawowym obowiązkom. A chcemy, żeby je wypełniały, bo nasz Dom to nie hotel. Funkcjonujemy jak w zwykłym domu, w którym wszyscy troszczą się o to, co wspólne. I widzimy, że większość naszych podopiecznych tak się tu czuje. Widać to szczególnie po dzieciach, dla których Dom jest pierwszym bezpiecznym miejscem, w którym poczuły się dobrze. Niedawno siedmioletni Krzyś, który już u nas nie mieszka, powiedział, że chciałby cofnąć czas, by do nas wrócić.

Siostra nie opuszcza Domu. Nie jest tak, że idzie do pracy, w której styka się  trudnymi sytuacjami, a potem wraca do siebie i może odpocząć, zająć myśli czymś zupełnie innym. Jak siostra sobie z tym radzi?

Pomaga mi codzienna adoracja. Bez niej bym sobie nie poradziła. Modlitwa jest też dla mnie ważna, gdy trzeba podjąć trudne decyzje.

A takich z pewnością jest dużo. Na czym głównie polega ich trudność?

Na podjęciu decyzji, od której zależy los człowieka. Ale też na daniu wolności drugiemu człowiekowi, zaakceptowaniu, że być może on teraz nie przyjmie tego, co mu się proponuje, a co wydaje się dla niego dobre. Najczęściej dotyczy to ofiar przemocy. Jedna z dziewczyn trzy razy do nas przychodziła i odchodziła. Dopiero za czwartym była gotowa na zmianę w swoim życiu. Jakiś czas temu inna dziewczyna brała narkotyki. Nie chciała się do tego przyznać, nawet gdy zrobiliśmy jej testy i wyszły pozytywnie. Kłamała. W gronie pracowników zastanawialiśmy się, co zrobić.

Z jednej strony kobieta w ciąży, nie ma rodziców, wiemy tylko o dziadkach, z drugiej strony regulamin - jeśli ktoś pije lub ćpa, nie może zostać w Domu. Jeśli ją wyrzucimy, dziecko może się urodzić na ulicy, jeśli pozwolimy matce zostać, może to być ze szkodą dla innych dziewczyn, bo wszystkie znają zasady i każda ma ich przestrzegać. Rozsądek podpowiadał, żeby ją odesłać, ale ja przez kilka dni na modlitwie, gdy otwierałam Pismo Święte, czułam się wezwana, by okazać miłosierdzie, a nie kierować się prawem. Dziewczyna została. Ale powiedziałam jej, że tylko Bogu to zawdzięcza. Po kilku dniach przyznała, że ćpała. Ta sytuacja zbliżyła ją do Boga, zobaczyła, że to On ją uratował. Po jakimś czasie wyznała, że w Domu, prócz wielu ludzi, spotkała jeszcze Kogoś.

Takich historii chciałoby się słyszeć więcej…

Podam przykład trudnej, a jednocześnie pięknej historii. Niedawno zmarła jedna z mam, Karolina, bardzo doświadczona przez życie. Chorowała na raka. Został u nas zdiagnozowany, leczenie trwało rok. Ten czas nam wszystkim dał bardzo wiele. Obserwowaliśmy zmagania tej mamy, mogliśmy jej towarzyszyć. Widzieliśmy jej przemianę, po wielu latach przystąpiła do sakramentów. Umierała w pokoju, widzieliśmy, że Bóg dawał jej wytchnienie. Zostawiła dwie córeczki. Nasza księgowa zajęła się nimi, tworząc rodzinę zastępczą. Niedawno ich nawet odwiedziłam. Dzieci są szczęśliwe, pięknie się rozwijają.  Nie wiemy, ale być może choroba była jedyną drogą dla Karoliny, by spotkała Boga, a jej dzieci trafiły do kochającej rodziny. Z tego, co złe i tragiczne, wyniknęło coś dobrego.

Czy siostra osobiście, w swoim powołaniu, przeżyła jakiś poważny kryzys? Czytałam, że już wieku 16 lat wiedziała siostra, że wstąpi do zakonu. To była prosta droga?

W zasadzie tak. Wybrałam Zgromadzenie Sióstr Antonianek, ponieważ ich głównym charyzmatem jest ochrona życia i troska o nie już od poczęcia. Taka postawa była mi bardzo bliska. Poważnego kryzysu wiary nie przeżyłam, natomiast zmagałam się z depresją. Dzięki niej zobaczyłam, jak bardzo potrzebuję Boga, ale też odkryłam swoje słabości. To z kolei pozwala mi z większą wyrozumiałością patrzeć na nasze mamy. Wiem, czym jest totalna niemoc i potrafię ją przyjąć z miłością.

Wywiad pochodzi z magazynu "Szum z Nieba"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
abp Wojciech Polak, Marek Zając

Bez kompromisów i skrępowania. Po ludzku

Czy Kościół powinien mieszać się do polityki? Czy Polska powinna przyjmować uchodźców? W jaki sposób mierzyć się z problemem pedofilii wśród księży? Co Kościół ma do powiedzenia kobietom, które...

Skomentuj artykuł

"Od partnera dostała pieniądze na aborcję, uciekła za nie do Polski"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.