Papież Kościoła ubogich
Gdy 13 marca o godz. 19.06 z komina nad Kaplicą Sykstyńską pojawił się gęsty, jasny dym, świat dowiedział się, że Kościół katolicki ma nowego papieża. Już sam ten fakt stanowił dla wielu zaskoczenie, spodziewano się bowiem, że wobec braku wyraźnego faworyta na przyszłego biskupa Rzymu, konklawe, które rozpoczęło się dzień wcześniej, potrwa dłużej. Tymczasem już w niespełna dwa tygodnie od ustąpienia Benedykta XVI Stolica św. Piotra ma znów gospodarza.
Ale jeszcze większą niespodzianką było ogłoszenie wyniku głosowania 115 kardynałów. Zamiast któregoś z wymienianych wcześniej kandydatów, z których zwłaszcza dwaj - Włoch Angelo Scola i Brazylijczyk Odilo P. Scherer - wydawali się być pewniakami, kardynał-protodiakon Jean-Louis Tauran oznajmił "radość wielką", iż nową głową Kościoła został argentyński kardynał Jorge Mario Bergoglio, który przyjął imię Franciszek. Wiadomość ta oznaczała, że Kościół powszechny dokonał, by tak rzec, "premierowych" posunięć od razu na kilku frontach: po raz pierwszy na jego czele stanął hierarcha z Argentyny, z Ameryki Łacińskiej i jezuita, a na dodatek pojawiło się nowe imię papieskie, dotychczas nie używane. Sam papież wyjaśnił podczas sobotniego spotkania z dziennikarzami, że jego wzorcem jest św. Franciszek, biedaczyna z Asyżu. Oznacza to radykalizm ewangelicznego przesłania, solidarność z ubogimi i troskę o pokój. "Och, jakże bardzo chciałbym Kościoła ubogiego i dla ubogich" - powiedział do dziennikarzy podczas pierwszego z nimi spotkania, co traktować można jako programowe hasło nowego pontyfikatu.
Nowy zwierzchnik ponad miliarda katolików na całym świecie nie jest postacią nieznaną w Kościele powszechnym, choć nie należy też do najpopularniejszych. Jak ujawniono obecnie, to on był głównym rywalem kard. Josepha Ratzingera w 2005 r. Po zdobyciu w pierwszych turach ponad 40 głosów poprosił ponoć ówczesnych konklawistów, aby w kolejnej turze głosowali nie na niego, ale na kardynała z Niemiec i tak się stało. Ale przed obecnymi wyborami w Kaplicy Sykstyńskiej nie był wymieniany wśród kandydatów o największych szansach, nie znalazł się nawet w pierwszej dziesiątce czy piętnastce głównych faworytów.
Od chemika do jezuity
Kardynał znad La Platy urodził się 17 grudnia 1936 w Buenos Aires i z tym miastem był dotychczas związany przez większą część swego życia. Pochodzi z wielodzietnej rodziny imigrantów włoskich, co akurat w tym kraju, a zwłaszcza w tamtejszym Kościele nie jest czymś rzadkim, gdyż emigracja z Półwyspu Apenińskiego do obu Ameryk ma co najmniej dwuwiekową tradycję. Zanim w wieku 33 lat przyjął święcenia kapłańskie w Towarzystwie Jezusowym, ukończył studia chemiczne na stołecznym uniwersytecie.
Wcześniej chodził do szkoły salezjańskiej, gdzie zetknął się m.in. z grekokatolikami. Arcybiskup większy kijowsko-halicki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) Swiatosław Szewczuk, który zanim objął to stanowisko, był przez dwa lata biskupem swego Kościoła w Argentynie, ujawnił, że obecny papież przez kilka lat służył do mszy, odprawianej w kaplicy szkolnej przez kandydata na ołtarze z UKGK ks. Stepana Czmila (1914-78), salezjanina obrządku wschodniego, który miał wywrzeć na dzisiejszego Franciszka duży wpływ duchowy. Od tamtego czasu zna on dobrze, według abp. Szewczuka, sprawy grekokatolików i ich liturgię, choć na razie trudno przewidzieć, czy przełoży się to na konkretne działania względem UKGK, np. na przyznanie temu Kościołowi rangi patriarchatu, o co od dawna zabiegają.
Trudno też jednoznacznie stwierdzić, dlaczego młody technik-chemik zdecydował się na obranie drogi duchownej, i to u jezuitów, a nie choćby u salezjanów, z którymi miał wcześniej wspomniany kontakt. W każdym razie to właśnie w Towarzystwie Jezusowym przyjął 13 grudnia 1969, na kilka dni przed swymi 33. urodzinami, święcenia kapłańskie z rąk emerytowanego arcybiskup Córdoby - Ramona José Castellano. Kontynuował następnie studia na uczelniach w swoim kraju i w Hiszpanii, a po powrocie do ojczyzny był m.in. prowincjałem jezuitów argentyńskich (1973-80). Wykładał również na wydziałach teologicznych i w kolegiach jezuickich w Argentynie.
Wobec problemów społecznych
Już wówczas o. Bergoglio dał się poznać jako gorliwy pasterz, otwarty na sprawy współczesnego Kościoła i świata, a zarazem wierny tradycyjnemu nauczaniu katolickiemu. Jak wielu innych duchownych Ameryki Łacińskiej, zarówno zwykłych księży, jak i biskupów, angażował się w sprawy publiczne i w walkę z nierównościami społecznymi, odrzucał jednak stanowczo polityczne, a tym bardziej marksistowskie ukierunkowanie tych działań. Z tego względu, mimo swej wrażliwości na problemy społeczne, nigdy nie związał się z teologią wyzwolenia, co więcej - stanowczo jej się sprzeciwiał.
Należy przy tym pamiętać, że właśnie w tym okresie, czyli na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w. (później jeszcze w latach 1976-82) w kraju utrzymywała się niestabilna sytuacja polityczna i gospodarcza, rządy sprawowała junta wojskowa i na porządku dziennym było łamanie praw człowieka. Kościół katolicki, skupiający większość społeczeństwa, przeżywał trudne czasy, gdyż miał ograniczone możliwości wpływania na wydarzenia, a jednocześnie starał się trzymać z dala od polityki. Nierzadko stawiało go to w dwuznacznej sytuacji, gdy zarzucano biskupom np. bierność w obliczu porwań, tortur i innych nieludzkich metod, stosowanych przez rządy wojskowe. To z tamtego i z późniejszych okresów pochodzi większość zarzutów, wysuwanych dzisiaj pod adresem biskupów, że współpracowali z juntą, a przynajmniej nie wykazywali się wystarczającą siłą sprzeciwu wobec niej.
Zarzuty o kolaborację z reżymem
Zarzuty te odżyły obecnie, po wyborze argentyńskiego kardynała-jezuity na papieża. Bez podawania konkretnych dowodów niektóre media zaczęły twierdzić, jakoby obecny Następca św. Piotra współdziałał z reżymem wojskowym lub że co najmniej nie wykorzystywał dostatecznie swych możliwości, aby bronić ofiar junty. Doszło do tego, że dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej ks. Federico Lombardi oświadczył 15 bm., że krytyka ta jest bezpodstawna, a wszelkie zarzuty pod adresem nowego papieża są "niewiarygodne".
"Kampania przeciwko Jorge Mario Bergoglio jest dobrze znana i sięga wielu lat wstecz. (...) Dobrze jest znany i oczywisty jej antyklerykalny charakter i innych oskarżeń przeciw osobie" obecnego papieża - stwierdza oświadczenie rzecznika watykańskiego. Wyjaśnił, że chodzi o okres, gdy obecny papież nie był jeszcze biskupem, lecz przełożonym jezuitów w Argentynie i o dwóch porwanych kapłanów, których nie miał on rzekomo chronić. "Nigdy jednak nie było wiarygodnego, konkretnego oskarżenia przeciw niemu, a on sam w sposób udokumentowany zaprzeczył on zarzutom" - zaznaczył ks. Lombardi. Dodał, że istnieje natomiast wiele oświadczeń ukazujących, jak wiele ks. J. M. Bergoglio uczynił, by chronić wiele osób w czasie dyktatury wojskowej. Znana jest też jego rola jako biskupa, gdy Kościół w Argentynie prosił o przebaczenie za to, że nie zrobił dostatecznie dużo w czasach dyktatury - czytamy w deklaracji rzecznika Watykanu.
Biskup i kardynał
Biskupem pomocniczym archidiecezji stołecznej mianował o. Bergoglio Jan Paweł II w dniu 20 maja 1992; sakry udzielił mu 27 czerwca tegoż roku w katedrze w Buenos Aires miejscowy arcybiskup kard. Antonio Quarracino w towarzystwie nuncjusza apostolskiego abp Ubaldo Calabresiego i biskupa Mercedes-Luján Emilio Ogñenovicha. W 5 lat później - 12 grudnia 1997 papież powołał 41-letniego wówczas biskupa na stanowisko arcybiskupa-koadiutora stolicy, a 28 lutego 1998 abp Bergoglio objął w niej rządy jako jej nowy arcybiskup metropolita. 30 listopada tegoż roku został on również ordynariuszem dla tych wiernych obrządków wschodnich, którzy nie mieli swego biskupa. A na konsystorzu 21 lutego 2001 Ojciec Święty wręczył prymasowi Argentyny oznaki godności kardynalskiej.
Dodajmy jeszcze, że jako biskup i kardynał obecny papież brał udział w wielu ważnych wydarzeniach kościelnych, np. w obradach Synodu Biskupów i V zgromadzenia ogólnego Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów (maj 2007, Aparecida - Brazylia), w konklawe w kwietniu 2005, a także udzielił sakry 20 biskupom swego kraju i był współkonsekratorem dwóch innych.
Obrońca biednych i wydziedziczonych
Jako pasterz głównej jednostki kościelnej kraju jeszcze bardziej rozwinął i rozszerzył swą działalność na rzecz ubogich, zmarginalizowanych i innych potrzebujących, która nie była mu obca już wcześniej. Dość szybko zasłynął jako ten, który nie tylko i nie tyle w słowach, ile raczej czynami potwierdza swą postawę; opuścił majestatyczny pałac arcybiskupi i zamieszkał w zwykłym domu parafialnym, nie korzystał z własnego samochodu z kierowcą, ale poruszał się po wielkiej aglomeracji miejskiej środkami komunikacji ogólnej, często odwiedzał najuboższych w odległych dzielnicach miasta, przy czym nie ograniczał tych działań tylko do spraw materialnych, ale zawsze szedł do tych ludzi z sakramentami, odprawiał dla nich msze św., słuchał spowiedzi itp.
Jednocześnie umiał wykorzystać swą wysoką pozycję społeczno-urzędową do upominania się o tych najbardziej poszkodowanych i do głośnego mówienia o najpoważniejszych problemach społecznych. Powiedział niedawno, że w stolicy ciągle jeszcze istnieje niewolnictwo, mając na myśli pracę na czarno wielu robotników, wykorzystywanych do ciężkich robót za małe pieniądze. Uważał, że nie tylko jego kraj, ale cała Ameryka Łacińska jest tą częścią świata, w której występują największe nierówności społeczne. Winą za taki stan rzeczy obarczał nie tylko dawne lata rządów junty wojskowej, ale też takie szerzące się w ostatnich latach zjawiska, jak neoliberalizm gospodarczy i nierówności globalizacji.
Będąc jednoznacznym przeciwnikiem teologii wyzwolenia w sensie jej lewicowej ideologizacji zawsze podkreślał wartość i aktualność tzw. opcji preferencyjnej na rzecz ubogich.
W trosce o czystość wiary i moralność chrześcijańską
Zaangażowanie społeczne nigdy nie przeszkadzało kardynałowi Bergoglio stać twardo na gruncie prawowiernej nauki i moralności katolickiej. Jasno, jednoznacznie i bezkompromisowo bronił i broni rodziny jako związku mężczyzny i kobiety wobec zrealizowanych w 2010 r. w Argentynie rządowych projektów nadania takiego statusu związkom osób tej samej płci. Występował też przeciwko możliwości prawnej zmiany płci. Sprzeciwiał się też oczywiście adopcji dzieci przez takie pary, twierdząc, iż w ten sposób krzywdzi się dzieci pozbawiając je prawa do wychowania przez ojca i matkę. Podobnie rzecz się miała z dążeniem do zalegalizowania sztucznego zapłodnienia, antykoncepcji, eutanazji i aborcji.
W podejmowanych przez władze próbach wprowadzenia tego rodzaju ustawodawstwa prymas Argentyny widział zło, dowód na działanie szatana, który próbuje przeciwstawić się Bogu i Jego prawom. Chociaż stanowisko to nie było niczym nowym, gdy chodzi o nauczanie Kościoła, spowodowało jednak trwały stan napięcia między nim (i resztą biskupów) a rządem. O rzeczywistym stanie tych stosunków świadczy fakt, iż obecna głowa państwa, prezydent Cristina Fernández de Kirchner, gdy dowiedziała się, że jej rodak, ale i przeciwnik polityczny został papieżem, miała wykrzyknąć: "To niemożliwe! Ale mamy pecha!". Być może jest nieco przesady w tym doniesieniu, ale faktem jest, że na stronie internetowej pani prezydent poza wysłaniem depeszy gratulacyjnej do nowego papieża nie ma żadnej wzmianki o tym, co się wydarzyło 13 marca w Rzymie, są natomiast liczne wiadomości o jej spotkaniach z różnymi grupami ludności i teksty jej wypowiedzi na różne drobniejsze tematy.
Kardynał Bergoglio był również stanowczym przeciwnikiem wyświęcania kobiet i zniesienia celibatu, choć przyznawał, że ewentualne dyskusje czy różnice zdań w tej drugiej sprawie mają inny wymiar niż problem kapłaństwa kobiet. Jednocześnie był zwolennikiem wzrostu szeroko rozumianej kolegialności w Kościele, kosztem oczywiście Kurii Rzymskiej. Uważał, że nadmierna klerykalizacja i centralizacja władzy odstrasza świeckich i przyczynia się do słabnięcia wiary. W tym kontekście ciekawe będą najbliższe posunięcia Franciszka, gdy sam stanął na czele Kościoła, a więc także całej machiny kurialnej - na ile uda mu się przeprowadzić reformy struktur kurialnych, a w jakim stopniu okaże się, że jedność Kościoła, postrzegana z perspektywy watykańskiej, wymaga jednak utrzymania, przynajmniej częściowo, centralizacji zarządzania.
Ekumenizm, stosunki z innymi religiami
Na wieść o wyborze metropolity Buenos Aires na papieża na ogół życzliwie i z dużą nadzieją zareagowali zwierzchnicy i przedstawiciele innych wyznań i religii. W depeszach gratulacyjnych do nowego biskupa Rzymu hierarchowie prawosławni i protestanccy, sekretarz generalny Światowej Rady Kościołów i inni wyżsi dostojnicy kościelni wyrażali nadzieję na dalszy rozwój stosunków swych wspólnot z Kościołem katolickim i deklarowali ze swej gotowość do takiej współpracy.
Prasa rosyjska zwróciła uwagę na wspomnianą tu już wypowiedź abp. S. Szewczuka o argentyńskich związkach ks. Bergoglio z grekokatolikami ukraińskimi, widząc w tym z jednej strony zjawisko pozytywne - nowy papież zna liturgię i (pewnie) teologię bizantyńską, z drugiej zaś zagrożenie dla stosunków z prawosławiem, zwłaszcza moskiewskim, znanym ze swego wrogiego nastawienia do grekokatolików. Ale odnotowano też wypowiedź prawosławnego biskupa Caracas Jana, zarządzającego parafiami Patriarchatu Moskiewskiego w Ameryce Południowej, że kard. Bergoglio co roku na Boże Narodzenie odwiedzał istniejącą w Buenos Aires rosyjską parafię prawosławną. Według tegoż biskupa nowy papież "lubi Rosję".
Zadowoleni z wyboru Franciszka są także żydzi i muzułmanie, którzy również powołują się na to, że były już prymas Argentyny wielokrotnie się z nimi spotykał i ich odwiedzał.
Skomentuj artykuł