Polemicznie o Jezusie
Czytelnicy pierwszego tomu „Jezusa z Nazaretu” odnajdą w drugim nie tylko kontynuację treści (zgodnie z podtytułem: „Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania”), ale też w zasadzie ten sam zamysł metodologiczny i styl. Książce, pod względem gatunku, najbliżej chyba do swobodnego teologicznego eseju bądź też medytacji, przy czym nie należy się spodziewać jednorodności. W niektórych fragmentach Papież porusza się drogą zbliżoną (świadomie inspirowaną?) do komentarzy Ojców Kościoła bądź teologii monastycznej, a więc stosunkowo swobodnej refleksji, w której komentowany tekst traktowany jest raczej jako impuls niż przedmiot ścisłej analizy.
Na drugim niejako biegunie znajdują się fragmenty analityczne właśnie, często o polemicznym charakterze – odnoszące się zwłaszcza do niektórych tendencji współczesnej egzegezy. Zamysł autora jest najwyraźniej podwójny: z jednej strony chodzi o ukazanie piękna misterium Chrystusa, z drugiej – o apologię tegoż wobec interpretacji, które Papież uznaje za zagrożenia.
Retrospekcja wiary
Benedykt XVI próbuje zatem wykazać, iż możliwa jest i pożyteczna lektura przedstawionej w Ewangeliach postaci Jezusa w perspektywie całości wiary Kościoła (w świetle analogii wiary). Zatem nie kryteria egzegetyczne są decydującymi w lekturze, ale właśnie odniesienie do całości chrześcijańskiego przepowiadania. Jest to zatem spojrzenie na Nowy Testament niejako wstecz, z perspektywy dojrzałej już świadomości dogmatycznej Kościoła, przy czym Papież próbuje wykazać, iż owa świadomość jest już bardzo mocno zakorzeniona nie tylko w tekstach Nowego Testamentu, ale i w wydarzeniach, o których one opowiadają.
O ile sam zamysł jest czytelny, o tyle jego realizacja prowokuje pewne pytania. Przede wszystkim Benedykt XVI swobodnie wybiera spośród ewangelicznych tradycji te elementy, które uznaje za szczególnie interesujące bądź wartościowe. Zaś synoptycznym problemem rozbieżności tradycji zajmuje się w niektórych tylko miejscach. Nieuchronne jest pytanie o klucz, wg którego dokonana została selekcja, zwłaszcza że niektóre wątki zostały zupełnie pominięte.
Być może w tendencji do harmonizacji Ewangelii ujawnia się pewien głębszy problem hermeneutyczny. Benedykt XVI unika w istocie zmierzenia się z zasadniczą kwestią: roli wspólnoty uczniów w przekazie pamięci o wydarzeniach. Podkreśla historyczną wiarygodność samych tekstów ewangelicznych, ich bezpośredni związek z wydarzeniami, raczej unikając odwołań do hermeneutycznej roli wspólnoty uczniów i jej kreatywności (a to z niej i – podkreślmy – pod natchnieniem Ducha rodzą się rozbieżności nowotestamentalnych tradycji). Niemniej w kilku fragmentach na niej się opiera (por. np. s. 229), przez co można odnieść wrażenie pewnej niekonsekwencji.
To, co nas zbawia
Jeśli zapytamy o tematykę przenikającą całość dzieła, to odpowiedź wskaże na problematykę kultu. Ten wątek dochodzi do głosu od pierwszego rozdziału poświęconego oczyszczeniu świątyni, i właściwie sięga aż do rozdziału ostatniego, czerpiącego obfite odniesienia z liturgii. Chrystus, Jego przyjście, a zwłaszcza ofiara Krzyża, przynosi koniec starego kultu. Zburzenie jerozolimskiej świątyni w roku 70 jest niejako historycznym przypieczętowaniem pewnego historiozbawczego porządku: oto w Chrystusie zostały raz na zawsze zniesione dawne ofiary.
Ze względu na skuteczność Jego ekspiacyjnej ofiary wszelki kult będzie odtąd naśladowaniem tejże. Jako że jej istotą jest posłuszeństwo Ojcu, kult Nowego Przymierza przeniesiony zostaje z przestrzeni ofiarniczych czynności odnoszących się do przedmiotów czy zwierząt na płaszczyznę relacji. Cześć Bogu oddaje się przez życie wierne Jego wezwaniu. Pisze Papież: „Autentyczny kult polega na modlitwie, na otwieraniu się ludzkiego ducha na Boga. Im bardziej człowiek staje się Słowem, albo lepiej: im bardziej całą swą egzystencją staje się odpowiedzią dawaną Bogu, tym lepiej sprawuje autentyczny kult” (s. 249).
Ten nowy kult opiera się na ofierze Chrystusa. Stajemy tutaj przed kolejnym wątkiem wielokrotnie dochodzącym do głosu w książce, a mianowicie apologią ekspiacyjnego charakteru śmierci Chrystusa. Perspektywa zbawcza przyjęta przez Benedykta XVI w „Jezusie z Nazaretu” opiera się na wydarzeniu krzyża rozumianym jako ofiara ekspiacyjna. Oczywiście dochodzi tutaj do głosu List do Hebrajczyków, odgrywający miejscami rolę hermeneutycznego klucza lektury ewangelii. I nie brak tu akcentów polemicznych – Benedykt XVI odnosi się do współczesnych interpretacji teologicznych, które próbują ten aspekt zatrzeć. Jednocześnie jednak popada w drugą skrajność: aspekt ekspiacyjny staje się właściwie jedynym modelem zbawczym obecnym w książce.
Oczywiście, w eseju autor ma prawo dokonać arbitralnego wyboru wątków. Jednak taka jednostronność kłóci się nieco z deklarowaną chęcią integralnego ujęcia tajemnicy Chrystusa. Ma też inne konsekwencje, na przykład wpływa na interpretację zmartwychwstania. Jeśli cała skuteczność zbawcza związana jest z krzyżem, to zmartwychwstanie traci właściwie soteriologiczne znaczenie. Pozostaje mu jedynie rola zamanifestowania tego, co przez krzyż już się dopełniło. Trudno potem oddać pełną sprawiedliwość tym wątkom teologicznym Nowego Testamentu, które ze zmartwychwstaniem właśnie wiążą zbawczą skuteczność dzieła Chrystusa, a zwłaszcza intuicji radykalnej nowości, która wdarła się w świat przez to wydarzenie, i z której żyją wierzący – już nowym życiem przez łączność z Żyjącym.
Przeakcentowanie krzyża w stosunku do zmartwychwstania ujawnia się dość wyraźnie także w rozdziale poświęconym ustanowieniu i teologii Eucharystii. Na jej związek ze zmartwychwstaniem wskazuje Benedykt XVI tylko mimochodem, mówiąc o dniu jej sprawowania, natomiast wątek życia, który jest fundamentalny także w nowotestamentalnej teologii Eucharystii (por. J 6), jest tutaj praktycznie nieobecny.
Wrażenie niedowartościowania zmartwychwstania nieco kompensuje dość oryginalny – zwłaszcza językowo – wątek, w którym o jego skutkach Papież mówi jako o „mutacji”. Otóż „w zmartwychwstaniu zostały zrealizowane nowe możliwości bycia człowiekiem, które mają znaczenie dla wszystkich i otwierają przed ludźmi przyszłość, nowy rodzaj przyszłości”
(s. 260, por. 263, 290). W ten sposób Zmartwychwstały jawi się jako ten, który zainaugurował ostateczną rzeczywistość, ku której wszyscy zmierzamy. Benedykt XVI nie rozwija tego wątku szczegółowo, ale z punktu widzenia zastosowanej metaforyki jest to jedna z ciekawszych prób aktualizacji teologicznej tradycji obecnych w „Jezusie z Nazaretu” [fragmenty rozdziału o Zmartwychwstaniu publikujemy na kolejnych stronach – red.].
Zacięcie apologetyczne
Trudno rozstrzygnąć, czy zacięcie apologetyczne, wyraźnie obecne w książce, jest jej wartością czy raczej słabością. Z jednej strony rzeczywiście istotne i pożyteczne dla części czytelników może być przeciwstawienie się niektórym nurtom egzegezy historyczno-krytycznej. Zwłaszcza gdy próbując dopasować się do pooświeceniowej mentalności, przyjmują bezkrytycznie jedno z jej założeń – iż Bóg nie może działać w historii i w materialnym świecie – i w konsekwencji usiłują usunąć z chrześcijańskiego orędzia na przykład wiarę w pusty grób Chrystusa.
Jednocześnie jednak wielość problemów, na które Benedykt XVI stara się odpowiedzieć, sprawia, że same odpowiedzi pozostają jedynie naszkicowane, wstępnie i ogólnie zarysowane. To z pewnością nie wystarczy specjalistom. A czytelnika mniej zorientowanego w stanie współczesnej dyskusji wokół problemu „Jezusa historycznego”, a jednocześnie borykającego się z egzystencjalnymi pytaniami, jakie ona ubocznie generuje, może wprawić w pewne zakłopotanie.
Wątki nieobecne
Dwóch wątków mi w książce zabrakło – i nie potrafię sobie tego braku wyjaśnić, zwłaszcza biorąc pod uwagę intencję autora (wykład wg analogii wiary). >> Po pierwsze w praktyce nieobecna jest postać Ducha Świętego, mimo że Papież sporo uwagi poświęca tradycji Janowej. A to w niej właśnie postać Ducha pojawia się ze szczególną intensywnością, czy to w ramach skądinąd dość szeroko omawianej mowy arcykapłańskiej Chrystusa, czy to w scenie przekazania Ducha uczniom w dniu zmartwychwstania. Nieobecność Ducha Świętego w całym właściwie tomie (wspomniany zaledwie ok. 20 razy, podczas gdy Rudolf Bultmann – ok. 15) sprawia, że gubi się gdzieś aspekt trynitarny życia, posługi, a zwłaszcza paschalnego misterium Chrystusa oraz mniej zrozumiały staje się proces formowania się świadectw o wydarzeniach.
Po drugie – nie pojawia się wątek zstąpienia Chrystusa do otchłani (czy „piekieł”). Oczywiście – nie jest on wprawdzie ewangeliczny, jednak obecny już w Nowym Testamencie, a w teologii Ojców odgrywał kluczową rolę w wyjaśnianiu zbawczej skuteczności śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Pominięcie to jest być może konsekwencją niewielkiego zainteresowania Papieża tym, co dzieje się z Chrystusem w śmierci, przez owe dwa i pół dnia wielkiej ciszy.
Rodzi się tutaj seria pytań: na przykład o to, jak głęboka była solidarność Jezusa z umarłymi? Co oznacza dla Boga doświadczenie śmierci? Te kwestie są co najmniej równie ostro dyskutowane we współczesnej teologii, jak problemy egzegetyczne, które Benedykt XVI porusza. I nie jest to chyba tylko wynik braku miejsca, bowiem nieraz na kilku stronach rozwijane są wątki znacznie bardziej odległe od rdzenia misterium paschalnego.
Na koniec chciałbym podkreślić najcenniejszy – moim zdaniem – wątek. Jest nim główny nurt rozważań Papieża – problematyka kultu. W Chrystusie nastąpiło przełamanie modeli kultycznych związanych z materialnymi ofiarami. Odtąd On jest tym miejscem, w którym przebłaganie raz na zawsze dokonane na krzyżu nas również dosięga. W związku z tym kult chrześcijański zostaje przeniesiony w zupełnie nowe obszary, staje się kultem serca, dokonującym się w naśladowaniu ofiary Chrystusa, poprzez wierność wyzwaniom, jakie w Nim Bóg przed nami stawia.
Przy czym nie chodzi jedynie o sprowadzenie kultu do etyki: „nasza własna moralność nie potrafi w wystarczający sposób oddawać czci Bogu” (s. 250). Chrześcijaństwa nie wolno redukować do projektu etycznego, „nowość nowego przykazania nie może polegać na wysokim poziomie osiągnięć moralnych” – pisze Papież (s. 76). Chodzi zatem o relację, o więź, która jest możliwa dzięki zwróceniu się Boga do człowieka w Chrystusie.
Skomentuj artykuł