Praktyki sobie, wiara sobie

(fot. saavem / sxc.hu / CC)
Krzysztof Ołdakowski SJ

Zdaję sobie sprawę, że nie da się przedstawić jednego czarno-białego obrazu polskiej religijności. Warto jednak zastanowić się nad kilkoma ważnymi wyzwaniami, jakie przed tą religijnością stają, zwłaszcza w kontekście ogłoszenia w przyszłym miesiącu Roku Wiary w Kościele.

Statystyki wciąż utwierdzają w poczuciu samozadowolenia, że jest bardzo dobrze, nie notuje się znacznego spadku w korzystaniu z praktyk religijnych. Statystyki jednak usypiają czujność, ponieważ niewiele mówią o rzeczywistym stężeniu wiary w społeczeństwie. Oblicze naszej religijności jest w dużej mierze sformalizowane. O jej jakości miałaby świadczyć kartka ze spowiedzi albo odnotowane w kartotece przyjęcie księdza po kolędzie. Następną jej cechą jest odświętność. W niedzielę przerywamy tygodniowy rytm pracy i idziemy do kościoła. Mobilizujemy siły duchowe szczególnie przy okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy - stoimy w długich kolejkach do konfesjonałów, święcimy pokarmy, uczestniczymy w Pasterce. Niezbyt dobrą cechą naszej religijności jest odseparowanie prawd wiary od codziennych problemów. Chodzi nie tylko o selektywną akceptację dla wymagań moralnych, ale o brak umiejętności umieszczania życiowych tematów - na przykład płacenie podatków czy udział w wyborach - w horyzoncie wiary.

W zeszłym roku w jednym z kościołów w Warszawie spotkałem młodych rodziców, którzy przynieśli dziecko do chrztu. W księgach było napisane, że tworzą wolny związek, bez żadnych przeszkód do zawarcia sakramentalnego małżeństwa. Nie zrobili tego do tej pory z powodu braku pieniędzy na zorganizowanie wesela. W pierwszym momencie pomyślałem sobie: "To jakaś paranoja". Jednak proboszcz parafii, w której odbywał się chrzest, powiedział, że większość osób podaje tę właśnie przyczynę. "Gdzie my jesteśmy", powiedziałem sobie pod nosem. Zdarza mi się spotykać młode pary, które proszą o chrzest dziecka. Pytam wtedy zwykle, dlaczego pragną sakramentu dla swojej małej pociechy, a nie chcą go dla siebie, mimo braku jakichkolwiek przeszkód? Pojawia się zdziwienie - głęboko wierzę, że bez złej woli - dlaczego próbuję wiązać oba fakty. Może jest tak, że ludzie są w stanie poprosić o chrzest, dający dziecku prawo obywatelstwa w społeczeństwie tradycyjnie uznawanym za katolickie, ale nie mają już siły do podjęcia zobowiązania, by być ze sobą do końca życia.

DEON.PL POLECA

Ta grupa jest chyba dzisiaj największym problemem Kościoła. Są oni zainteresowani pewnym zakresem usług religijnych. Chcą je otrzymywać na zawołanie, szybko i sprawnie. Są zdziwieni, jeśli stawia im się wymagania. Uważają to za przejaw rozdętej biurokracji kościelnej. Tymczasem kancelaria parafialna jest miejscem szczególnym. Znam księży, którzy przywiązują wielką wagę do dyżurów w tym miejscu. Często mają okazję spotkać w nim osoby, które nie naprzykrzają się Panu Bogu. Mają okazję do dłuższego osobistego spotkania, nie w tłumie, ale bezpośrednio. Mam jednak czasami wrażenie, że pragnienie szybkiego, sprawnego i skutecznego załatwiania spraw potrafi występować po obu stronach.

W niektórych kręgach katolików praktyki religijne nie przystają do osobistego doświadczenia wiary. Niektórzy podejmują pewne czynności nie rozumiejąc głębiej ich sensu ani potrzeby powiązania ich z osobistą wiarą. Nie są tym wręcz zainteresowani. Pewne praktyki stały się trwałym elementem życiowego pakietu przyjętego w naszym kręgu kulturowym. Sytuują się one jednak poza kontekstem wiary. Są rodzajem usług, które wzbogacają życie. Mamy zatem kategorię wiernych, których można by nazwać praktykujący lub chcący praktykować, ale nie wierzący.

Ponad dwadzieścia lat temu byłem świadkiem batalii o powrót religii do szkół. Pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków i ich dzieci, które przystępują do Pierwszej Komunii Świętej podstawową edukację religijną przechodzili w szkole. Nie zostało moim zdaniem nigdy jasno zdefiniowane, czy mamy do czynienia z religią czy raczej z katechezą. O ile religia jest wprowadzeniem w intelektualny wymiar wyznawanej wiary, o tyle katecheza jest bardziej związana z osobistym doświadczeniem, inicjacją sakramentalną, bezpośrednim kontaktem ze Słowem Bożym. Są to dwie drogi wzajemnie się uzupełniające. Rodzice nie mogą zrzucić troski o religijne wychowanie na szkołę; proboszcz nie może zadowolić się opłaceniem katechetów. Potrzebne jest nauczanie i inicjacja. Powiązanie wiedzy z doświadczeniem. Tylko taka wiara ubogaci człowieka i będzie cennym skarbem na całe życie.

Wielokrotnie słyszałem powtarzane przyciszonym głosem zdanie, że sakrament bierzmowania jest uroczystym wyprowadzeniem młodych ludzi z Kościoła na wiele lat. Dlaczego tak się dzieje? Zajrzałem kiedyś do zeszytu kandydata do przyjęcia sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej. Przypominał listę spraw i tematów do zaliczenia. Niektóre z nich zupełnie nie korespondowały z wrażliwością młodego człowieka. Oczywiście nie da się wszystkiego podać atrakcyjnie i z pominięciem listy obecności. Więcej jednak powinno być budzenia głodu Pana Boga, pragnienia trwania przy nim, głębokiej fascynacji Jego miłością niż mnożenia wymagań, które zamiast pociągać - odpychają, i to czasami na długo.

Młodzi pracują od rana do wieczora i nie mają czasu regularnie uczęszczać na kursy przedmałżeńskie. Kościół coraz częściej wychodzi im naprzeciw organizując różne weekendowe wieczory dla zakochanych, które w ciągu dwóch dni podejmują cały program przygotowania do sakramentu. Zawarcie małżeństwa jest naturalnym prawem człowieka i trzeba wychodzić mu naprzeciw, także poprzez sakrament. Rodzi się jednak pytanie, jaka jest świadomość wypowiadanych podczas przysięgi słów i tego, do czego zobowiązują, skoro co trzecie małżeństwo wkrótce się rozpada.

Okazuje się, że pewien dziedziczony zespół zachowań człowieka wierzącego stanowi niewidzialną barierę utrudniającą pogłębienie osobistej relacji z Panem Bogiem i Kościołem. To uwikłanie w schemat, które zamyka na nową jakość. Wchodzi się w pewne koleiny i bezrefleksyjnie się nimi podąża. Dobrze by było, gdyby Rok Wiary dał silny impuls do powiązania takich wydarzeń jak chrzest, Pierwsza Komunia czy małżeństwo z osobistym doświadczeniem Boga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Praktyki sobie, wiara sobie
Komentarze (15)
E
Ewa
24 października 2012, 14:24
Pan Bóg powoli staje się głównym Podmiotem zainteresowania, rozmów, dyskusji. Niestety polscy "zaangażowani" katolicy bardziej interesują się pewnymi emblematycznymi problemami politycznymi lub moralnością w perspektywie społecznej, niż mówią o Bogu, co daje się również zaobserwować na Deonie (zob. duża ilość komentarzy do artykułów opisujących zjawiska społeczno - polityczne). Brawo Czarek - trafna diagnoza letniego katolicyzmu. obysmy byli gorętszy! A Bóg - podmiotem, centrum, osia naszego życia!
P
pik
4 października 2012, 13:16
Po okrągłym stoliku powstała - z udziałem i dużą zachętą ogólnej narracji hierarchów kościelnych - b. liczna rzesza tzw. "PRAKTYKUJĄCYCH NIEWIERZĄCYCH". Czyli gruba kreska na sumieniach jako przeciwieństwo rozliczenia PRL. Dziś już wszyscy widzą kłamstwo założycielskie tego szatańskiego tworu nie tylko w wymiarze gospodarczym, społecznym i kulturowym - ale także w zabójczych owocach w samym KK.
K
ks.
1 października 2012, 10:14
 Wiara jest indywidualnym wyborem człowieka. I nikogo w żaden sposób- jesli nie chce wierzyć- nie skłonimy do wiary. Zadne ewangelizacje nie pomogą jeśli czlowiek ma inne priorytety... A swoja drogą:):)... Kolejny raz czytam ks. zakonnego i widzę że zakony sa otoczone jakąś niewidzialna, ale szczelną kurtyna oddzielająca je od realnej sytuacji w kraju i polskim Kościele:). Oczywiście, to przerysowanie, ale tylko częściowe:)Tylko czy może być inaczej gdy w znanym mi i zaprzyjaznionym zakonie na blisko 170 ojców jest 4 katechetów a w parafiach miejskich pracuje ich łacznie 30?
H
Hania
30 września 2012, 18:05
No tak to właśnie wygląda. "Pięć gwiazdek", słuszne spostrzeżenia.
C
Czarek
30 września 2012, 15:03
Uważam, że Autor celnie zarysował pewien wycinek postaw wielu chrześcijan w Polsce, choć chyba zbyt dużym uproszczeniem jest diagnoza, że duża część z nas dziedziczy pewien zespół negatywnych zachowań odnoszący się do kontaktu z Bogiem, choć na pewno wzorce osobowe, np. rodziców, przyjaciół, znajomych ten kontakt ułatwiają. Pogłębiona wiara, nawiązanie bliskiej, osobowej więzi z Panem Bogiem następuje zazwyczaj w procesie nawrócenia - zmiany sposobu myślenia, czyli zmiany schematu według którego postępowało się wcześniej. Być może to Kościół hierarchiczny i zaangażowani społecznie katolicy już na poziomie parafii powinni również zmienić schemat postępowania z ludźmi, którzy deklarują swoją wiarę i przywiązanie do Kościoła.
C
Czarek
30 września 2012, 15:02
Trudno mi dawać recepty, ale wydaje mi się, że problemy zasygnalizowane przez Autora z perspektywy kancelarii parafialnej potwierdzają pewien trend wśród chrześcijan, który od bardzo wielu już lat ustabilizował się, chyba trochę również z winy samych duszpasterzy. Z moich obserwacji wynika, że zmianę myślenia przynosi zazwyczaj cierpienie, które "zmusza" do wołania do Boga o pomoc, o błogosławieństwo, do modlitwy, do rozmowy z Bogiem i nawiązania z Nim bliskiej relacji. W drugiej kolejności pojawiają się ludzie (np. tacy jak część z komentatorów), którzy pogłębiają postawę wiary u osoby, która przeżyła nawrócenie w gronie znajomych, we wspólnotach... Pan Bóg powoli staje się głównym Podmiotem zainteresowania, rozmów, dyskusji. Niestety polscy "zaangażowani" katolicy bardziej interesują się pewnymi emblematycznymi problemami politycznymi lub moralnością w perspektywie społecznej, niż mówią o Bogu, co daje się również zaobserwować na Deonie (zob. duża ilość komentarzy do artykułów opisujących zjawiska społeczno - polityczne). Myślę, że Nowej Ewangelizacji nie można traktować hasłowo i wprząc w nią ludzi (świeckich, kapłanów, osoby konsekrowane), które do tej pory rozwijali osobistą więź z Bogiem jednak nie byli zaangażowani w ewanelizację, która z poziomu kancelarii parafialnej traktowanej usługowo już od dawna jest bardzo utrudniona.
C
Czarek
30 września 2012, 15:01
Trudno mi dawać recepty, ale wydaje mi się, że problemy zasygnalizowane przez Autora z perspektywy kancelarii parafialnej potwierdzają pewien trend wśród chrześcijan, który od bardzo wielu już lat ustabilizował się, chyba trochę również z winy samych duszpasterzy. Z moich obserwacji wynika, że zmianę myślenia przynosi zazwyczaj cierpienie, które "zmusza" do wołania do Boga o pomoc, o błogosławieństwo, do modlitwy, do rozmowy z Bogiem i nawiązania z Nim bliskiej relacji. W drugiej kolejności pojawiają się ludzie (np. tacy jak część z komentatorów), którzy pogłębiają postawę wiary u osoby, która przeżyła nawrócenie w gronie znajomych, we wspólnotach... Pan Bóg powoli staje się głównym Podmiotem zainteresowania, rozmów, dyskusji. Niestety polscy "zaangażowani" katolicy bardziej interesują się pewnymi emblematycznymi problemami politycznymi lub moralnością w perspektywie społecznej, niż mówią o Bogu, co daje się również zaobserwować na Deonie (zob. duża ilość komentarzy do artykułów opisujących zjawiska społeczno - polityczne). Myślę, że Nowej Ewangelizacji nie można traktować hasłowo i wprząc w nią ludzi (świeckich, kapłanów, osoby konsekrowane), które do tej pory rozwijali osobistą więź z Bogiem jednak nie byli zaangażowani w ewanelizację, która z poziomu kancelarii parafialnej traktowanej usługowo już od dawna jest bardzo utrudniona.
SM
Stanisław Młynarski
30 września 2012, 14:12
Opisujesz jedną z części Kościoła - kwestie związane z tzw. "kancelarią parafialną". Owszem duszpasterstwo parafialne pozostawia wiele do życzenia. Ale rozwój  religijności i duchowośći następuje wraz z rozwojem intelektualnym. Ludzie którzy idą na studia idą do duszpasterstw akademickich. Tam odnajdują się w Kościele. A tamta solidna formacja utwierdza ich w życiu Kościoła i z Nim budują swoją przyszłość. Poza tym, Kościół to także liczne wspólnoty i ruchu : zakonne, duszpasterskie, świeckie, których w Polsce jest coraz więcej. Np. wspólnota Ognisk Miłości w Olszy koło Łodzi. Dojżewanie więc do znalezienia swojego miejsca w Kościele następuje powoli oraz ma ono kilka etapów. Owszem, można dyskutować w jakim wieku udzialać Bierzmowania. Jak przygotować do jego przyjęcia. Życie młodego człowieka jest dynamiczne i potrzeba mu świadków. Począwszy od świadków na Katechezie szkolnej, poprzez świadków w swojej rodzinie( rodziców ), itd. Sama wiedza nie wystarczy, tak jak nie wystarczy wiedza o zdrowym żywieniu. Trzeba jeszcze tę wiedzę zweryfikować swoim życiem. Właśnie takich świadków którzy zweryfikowali Ewangelię ze swoim życiem i mogą powiedzieć o tym, jakie owoce ono wydało. Statystyki są tylko statystykami i bym się nimi zbytnio nie ekscytował. Kryzys zaś Kościoła wyjdzie mu tylko na dobre. Tak jak, krwawiąca rana oznacza nic więcej jak oczyszczenie by, została całkowicie zagojona. W górę serca, bo Zmartwychwstał Pan!!!!
PO
Piotr Olszewski
30 września 2012, 11:36
Iluzją trzeba nazwać to że zmienić musi się Kościół, powstać muszą grupy ewangelizacyjne, coś trzeba gdzieś zmienić, usprawnić wprowadzić jakieś nowe know-how, jakieś innowacje, itp. Jakie to ma znaczenie czy religia jest w szkole czy w salkach katechetycznych, czy kursy przedmałżeńskie trwają miesiąc czy rok? Chodzi o jakość ale nie o jakość instytucji, Kościoła, organizacji. Chodzi o jakość każdego indywidualnie. Jedynie co można zrobić to pracować nad jakością swojej relacji z Bogiem i apostolstwem w miejscu gdzie się żyje. Reszta to tylko strata czasu.
G
Gog
30 września 2012, 11:15
Okazuje się, że pewien dziedziczony zespół zachowań człowieka wierzącego stanowi niewidzialną barierę utrudniającą pogłębienie osobistej relacji z Panem Bogiem i Kościołem. Z całym szacunkiem, ale nie docenia ojciec zmian kulturowych jakie zaszły w ostatnich kilkunastu latach. -  to co dzieje się w gimnazjach, to nie jest efekt dziedzictwa kulturowego,  lecz bezmylsności ludzi odpowiadających za oświatę i pomimo całkowitej porażki dydaktycznej ugruntowywują ją jako coś niedoodwrócenia. -  cały system  medialny, kazdego dnia sączy w umysły młodych ludzi iluzje, miraże  rzeczywistości ,w której oni rzekomo mają żyć, a wręcz już żyją . A to jest życie łatwe, proste i rozkoszne. Najlepszy  katechizm nie oszołomi tak,  jak najmarniejszy  film erotyczny. Walka o. redemptorystów o media jest słuszna i dalekowzroczna.
K
Ksiądz
30 września 2012, 10:19
"Wszystko ponad to, te prawne i społeczne ramy organizacji Kościoła, są niczym bardziej niż zawalidrogą." - kolejny Kononowicz ze swoim usuńmy wszystko. Usuńmy prawne ramy - zacznijmy od 10 przykazań. Społeczne również - bo Pan Jezus z TŁUMAMI chadzał sobie w celach towarzyskich, a nie religijnych!
K
Ksiądz
30 września 2012, 10:16
Bardzo podoba mi się kwestia "oczyszczania Kościoła". Dopóki będziemy żyli głupota, że jest ponad 90% katolików w Polsce nic się nie ruszy. Coś jednak można zrobić... Po prostu zacząć wymagać!!! Ci co udają po prostu odejdą i skończy się zakłamywanie rzeczywistości, a ci którzy poważnie traktują Boga zmobilizują się do jeszcze większego wysiłku!
K
kate
30 września 2012, 10:15
Co do jednego K. Ołdakowski SJ się myli: nie opisuje wiary, tylko mentalność religijną, konkretnie katolicką, bo w takim kręgu kultury religijnej żyjemy, poruszamy się i jesteśmy tu w Polsce. Kościół instytucjonalny jest też w tym zanurzony i pływa ze swą katechezą, liturgią, praktykami. A duch wiele kędy chce... Wiara jest procesem doświadczania transcendencji i nie jest uchwytna w kanonach jakiejś społecznej sprawdzalności. Oczywiście św. Paweł mówi o wierze z uczynków jako o namacalnym dowodzie istnienia wiary w konkretnym człowieku, ale to chyba ma uspakajać tych wątpiących w obecność wiary u siebie, nie u innych. Raczej to by się odnosiło do każdego wierzącego, że wątpi, iż takową wiarę ma. Gorzej jak jest święcie przekonany, iż jest jej depozytariuszem - to nic innego niż mentalny fundamentalizm. Lepiej dla instytucjonalengo Kościoła, żeby ludzie wątpili, iż wiarę mają, niż obnosili ją na sztandarach: to usypia. Co robić? Zgadzam się: nic tylko siać, realizować, to do czego jest się powołanym: głoszenia Ewangelii. Wszystko ponad to, te prawne i społeczne ramy organizacji Kościoła, są niczym bardziej niż zawalidrogą.
E
ej
30 września 2012, 08:44
 Co w związku z tym? Naturalny proces oczyszczenia Kościoła. Jak ktoś nie chce, to na siłę go nie prowadzimy do zbawienia. Każdy sam odpowiada za swoje życie wieczne. Co może zrobić taki proboszcz czy wikary z parafii? Nic. Jeśli w parafii nie powstaną świeckie grupy ewangelizacyjne. Nic nie mogą zrobić.
K
Ksiądz
30 września 2012, 08:27
O tej diagnozie każdy wie... Tylko pytanie co w związku z tym?