Trzy pytania ateisty do polskich biskupów

Trzy pytania ateisty do polskich biskupów
(fot. blackplastic / flickr.com / CC BY)
Dariusz Kot

Biskup Grzegorz Ryś wystąpił niedawno w "Tygodniku Powszechnym" z trzema dociekliwymi pytaniami (a nie pouczeniami!), na dodatek stawianymi obu stronom gwałtownego "sporu o gender".

W Polsce roku 2014 gest tego rodzaju porównywalny jest chyba tylko z innym kulturowym "trzęsieniem Ziemi", jakie na świecie wywołała ankieta Papieża Franciszka w sprawie rodziny.

Wielu moich wierzących przyjaciół zaczyna czuć się ostatnio bardzo dziwnie, jakby mieli szansę stać się współgospodarzami Kościoła, nie tylko w dotychczasowym (raczej ulotnym) sensie teologicznym. Nawet ja sam, ateista, uznałem, że tego "okresu cudów" przegapić nie wolno, i stąd moje poniższe pytania do Księdza Biskupa - moja nieudolna próba ich zrozumienia, rozwinięcia i niezmarnowania.

Starałem się odgadnąć, o co Autorowi chodziło. Odniosłem wrażenie, że adresatami pytań są dwa różne środowiska katolików, odmiennie widzące sytuację współczesnego Kościoła.

DEON.PL POLECA

W pierwszym pytaniu - o udział rozumu w formułowaniu katolickiego nauczania - adresatami byliby wierzący katolicy, starający się uporać przede wszystkim z zagrożeniem "dechrystianizacji" czy "rozmycia się" Kościoła w świecie (wynikającym zwłaszcza z przemian obyczajowych i "liberalnych" zmian prawa).

W drugim pytaniu - o to, czym jest ludzka kultura i człowieczeństwo - adresatami byliby z kolei wierzący, starający się uporać przede wszystkim z zagrożeniem marginalizacji Kościoła. W tym przypadku za największą groźbę uznaje się chyba nieaktualność kościelnego obrazu świata i człowieka, jaka może wynikać z utraty zaufania do nauk, np. kulturoznawstwa czy biologii.

Nie ma jednak, moim zdaniem, sensu debatowanie wyłącznie, ani nawet przede wszystkim o "ideologii/studiach gender", czyli o problemie płci. Przyczyna tego sporu, a także wielu innych polskich sporów A.D 2014, według mnie jest głębsza: otóż Kościół tak naprawdę wciąż nie wypracował jasnego, spójnego i podanego w oficjalnym nauczaniu stanowiska wobec dominującej w naukach, a także coraz bardziej popularnej wśród niespecjalistów, ewolucyjnej idei człowieka w ogóle (a nie tylko ludzkiej płci). Największy nacisk położyłbym tu na słowo: spójnego. Moim zdaniem, katolickie stanowisko, że Bóg posłużył się ewolucją jest tak niejasne, że niemożliwe do obrony nie tylko od strony tradycyjnej teologii (o czym od dawna mówi np. o. Michał Chaberek), ale także od strony współczesnej biologii.

Jeśli zatem chodzi o pierwsze zagrożenie - Kościół nijaki - jako ateista pozwolę sobie jedynie podpowiedzieć, że być może biskupi powinni częściej konsultować się z inteligencją katolicką w rodzaju o. Michała? W jego (solidnie uargumentowanej) opinii "jeżeli ktoś twierdzi, że Bóg mógł posłużyć się ewolucją, to najpierw musi pożegnać klasyczną metafizykę wraz z wszystkimi jej zasadami".

O. Michał zauważa, na przykład, że w klasycznej metafizyce każdy byt posiada swoją istotę (np. człowiek, zawsze złożony z ciała i rozumnej duszy), a także przypadłości (jak u człowieka wysoki albo niski wzrost, mądrość albo głupota itp.). Przypadłości podlegają zmianom, istota - nie. "A tymczasem w teorii ewolucji organizm określonego gatunku, na przykład ryba, pod wpływem drobnych zmian organicznych, czyli zmian przypadłościowych, takich jak zmiana koloru czy grubości łusek, może zmienić naturę, czyli, na przykład, stać się płazem. W ujęciu klasycznej filozofii przeciwnie - zmiany przypadłości nie mogą doprowadzić do zmiany natury rzeczy. Do zmiany natury rzeczy potrzeba (…) bezpośredniego zastąpienia jednej istoty inną".

Czy jednak o tego rodzaju filozoficzne niuanse warto w ogóle się spierać? Czy katoliccy teologowie nie mogliby po prostu uznać, że podział na istotę i przypadłości nie ma już znaczenia? "Dla teologa jest to posunięcie o tyle niezręczne - ostrzega o. Michał - że Kościół od samego początku przyjmował tę "zdrową filozofię" jako podstawę racjonalnego uzasadnienia dogmatów trynitarnych, chrystologicznych i eucharystycznych. Porzucając klasyczną metafizykę, trzeba by jednocześnie porzucić większość chrześcijańskiej tradycji teologicznej. (…) Niestety, w pracach teologów twierdzących, że Bóg mógłby się posłużyć ewolucją, nie znajdziemy choćby próby rozwiązania większości (…) problemów." Efekt jest taki, że o. Michał kształci się w tej chwili w Discovery Institute, a mógłby albo w Konrad Lorenz Institute, albo w Papieskim Instytucie Gregoriańskim… I ja mu się wcale nie dziwię.

Drugie zagrożenie - Kościół nieważny - ma moim zdaniem podobne źródło. Ksiądz bp Ryś - mimo autentycznej gotowości do dialogu światopoglądowego, w którą nie mam powodu wątpić - zadaje także swoje drugie pytanie tak, jakby naukowe obrazy pochodzenia i natury człowieka nie wymagały uwzględnienia, odniesienia się do nich, polemiki. Wytłumaczę dokładniej, o co mi chodzi.

Kluczowy dla bpa Rysia argument do opisu ludzkiej "natury" zapożyczony od Jana Pawła II brzmi: już sam rozwój kultury dowodzi tego, że "w człowieku jest coś, co wykracza poza kulturę" i "nie jest on więźniem żadnej ze swych kultur". Tym "czymś dodatkowym" ma być ludzka natura, pochodząca od Boga. Tymczasem według teorii ewolucyjnej rozwój kultury jest właśnie czymś jak najbardziej oczywistym, gdyż kultura należy do składników zmiennego fenotypu człowieka. Człowiek to nie tylko jego ręce i nogi, i głowa, i sposób zachowania - ale także jego śrubokręt i telefon, esemesy i poematy. Fenotyp (cechy gatunkowe) to genotyp (cechy dziedziczne) nieustannie modyfikowany przez środowisko. Innymi słowy, rozwój kultury, ludzkie "wykraczanie" poza zastany stan kultury - należy w ewolucjonizmie do jej definicji - i w związku z tym nie ma najmniejszego powodu, aby na siłę szukać tu jakiejś dodatkowej, pozanaturalnej przyczyny, czy w ogóle jakiejkolwiek przyczyny innej, niż wpływ środowiska. Czy nie powstało w Kościele swoiste "dwójmyślenie"? Z jednej strony papieże i biskupi nie występują przeciw teorii ewolucji, a nawet aktywnie odrzucają koncepcję "inteligentnego projektu", co wielokrotnie głośno podkreślał np. śp. abp Józef Życiński. Z drugiej strony w momencie przejścia od opisu innych organizmów do opisu człowieka Kościół mówi o tzw. skoku ontologicznym.

W głośnym przemówieniu na forum Papieskiej Akademii Nauk w roku 1996 padły nie tylko słowa "Ewolucja jest czymś więcej niż hipotezą", Jan Paweł II stwierdził wtedy także: "W przypadku człowieka mamy (...) do czynienia z różnicą natury ontologicznej, można wręcz powiedzieć - ze ,,skokiem'' ontologicznym". Papież zapytał, co prawda: "Czy jednak głosząc tę tezę o nieciągłości ontologicznej nie negujemy owej ciągłości fizycznej, która wydaje się stanowić nić przewodnią badań nad ewolucją, podejmowanych na płaszczyźnie fizyki i chemii?" W odpowiedzi udzielonej samemu sobie wskazał on na nauki doświadczalne, jako badające przejawy życia, a przy okazji badające także "zespół bardzo ważnych oznak specyficzności istoty ludzkiej". Do "oznak" tych jednak NIE zaliczył "poznania metafizycznego, samoświadomości i (…) refleksji, sumienia i wolności czy wreszcie doświadczenia estetycznego i religijnego". Te cechy - powstałe, jak należy odgadywać, już po "skoku ontologicznym" - mogą badać tylko filozofia i teologia.

Czy jednak sugerowanie, że akurat w momencie wyewoluowania gatunku człowieka miał miejsce jakiś unikalny "skok" rozwojowy - nie jest przypadkiem przejawem naiwnego antropocentryzmu (nadmiernego idealizowania gatunku homo sapiens)? Ten właśnie antropocentryzm kiedyś kazał naszym przodkom uważać Ziemię, tę nic nieznaczącą planetkę na peryferiach peryferyjnej galaktyki - za centrum całego wszechświata… Nie twierdzę w tym momencie, że żadnego "skoku ontologicznego" w chwili powstania pierwszych ludzi nie było. Twierdzę natomiast, że Kościół - podobnie jak w przypadku "wykraczania człowieka poza kulturę" - robi wielkie halo z rzeczy (na gruncie ewolucjonizmu) całkiem zwykłej.

To prawda, że biologia i humanistyka mają tak radykalnie odmienne narzędzia, że wygląda na to, jakby się zajmowały wręcz odmiennymi dziedzinami, jakby człowiek biologii nie był człowiekiem nauk humanistycznych. Warto jednak popatrzeć szerzej, zanim się z tej radykalnej odmienności wyciągnie jakiekolwiek wnioski. Tak samo nie da się przecież przełożyć języków np. chemii i biologii. Tak samo odmienne narzędzia mają nawet teoria względności i fizyka kwantowa, chociaż obie badają ten sam świat fizyczny!

Rzeczywistość okazała się pełna rozmaitych "szczelin ontologicznych" między różnymi "światami". Dlatego też nie mamy i nigdy nie mieliśmy jednej "nauki": od zawsze mamy jedynie wiele "nauk". Współczesne mapy dyscyplin badawczych pokazują to znakomicie. W tej sytuacji nie można chyba - natychmiast po wykryciu, że doszło do "skoku ontologicznego" - stawiać aż tak daleko idącej tezy, że akurat "świat" ludzki jest tym szczególnym, uprzywilejowanym miejscem, gdzie następuje połączenie z "nad-przyrodzonym", że człowiek ma "duszę" i moralność "nadprzyrodzoną" - powstałą w efekcie styku z "Bogiem", z samą podstawą wszelkiej rzeczywistości…

Warto chyba wcześniej przywołać komentarze śp. abp. Życińskiego i w ogóle współczesnych badaczy zjawiska "wyłaniania się" światów (emergencji). Najbardziej znanym i szokującym przykładem emergencji jest przykład mrowiska. Kilka mrówek nie potrafi wiele więcej, niż wędrowanie po chemicznych "szlakach" wytyczonych przez ich towarzyszki. Mrowisko natomiast jako całość, podobnie jak siatka wielu neuronów w mózgu - zdolne jest realizować całe projekty budowlane, logistykę gwarantującą dostawy żywności, opiekę nad nowym pokoleniem. Obserwujemy specjalizację pracy, rotacje w zakresie wykonywanych zadań, ba, mamy nawet obyczaj celibatu! Jakże daleki "skok ontologiczny"! A przecież jesteśmy zaledwie na poziomie insektów, zaledwie w przedsionku wielkiego królestwa zwierząt...

Teoria emergencji nie jest niczym innym, niż teorią skokowego rozwoju nadbudowujących się na sobie "światów". Ale bynajmniej nie ogranicza się ona do opisu wyłonienia się człowieka! Zaczyna swe obserwacje już na poziomie materii nieożywionej, a być może dojdzie kiedyś do opisów sztucznej inteligencji (o ile tak ostatnia nie stanie się tak zaawansowana, że przestaniemy być zdolni do rozumienia i kierowania naszymi własnymi komputerami. Oxford i Cambridge założyły właśnie instytuty futurystyczne, które starają się przygotować ludzkość na to zagrożenie).

Philip Clayton (teolog) czy Ursula Goodenough (biolożka) potrafią w każdym razie - opisując wyłanianie się "światów" - nie tylko znaleźć wspólny język, ale także płynnie przejść do… nowych form duchowości. Co najważniejsze, robią to bez rozbijania się o lodowiec ewolucjonizmu, który tylko z pozoru wydaje się niegroźny, a tak naprawdę błyskawicznie zatopi w XXI wieku każdą teologię, próbującą go wyminąć.

Na pierwsze dwa pytania ks. bp. Rysia odpowiadam zatem moimi dwoma pytaniami uprzedzającymi: o fenotyp (zamiast metafizycznej "natury" ludzkiej) i o powszechną emergencję światów (zamiast unikalnego, jednorazowego "skoku" ontologicznego, w wyniku którego powstał człowiek). Czy te pytania nie są logicznie wcześniejsze? Bo jeśli są, nie warto chyba zaczynać poważnej debaty od pytań logicznie późniejszych, np. na temat ludzkiej płci? I tak trzeba będzie się w pewnym momencie cofnąć, bo okaże się, że obie strony mówią tymi samymi słowami - o czymś zupełnie innym…

Chciałbym bardzo mocno podkreślić, że ani moim, ani np. Ursuli Goodenough zamiarem nie jest wskazywanie konkretnych rozwiązań teologicznych w obrębie chrześcijańskich czy innych tradycji religijnych. Podpowiadamy tylko odnoszenie tych tradycji do nowego - ewolucjonistycznego - obrazu świata i człowieka. To według mnie kwestia najzwyklejszego zdrowego rozsądku. Dlaczego?

Szedłem wczoraj wczesnym rankiem ulicami nowojorskiego Brooklynu. Zaspy mokrego, odgarniętego w nocy śniegu topniały i całe strumienie wody płynęły chodnikami. W pewnym momencie zorientowałem się, że idę poboczem jezdni w długim sznurku pieszych, obawiających się przemoczenia stóp na chodnikach i przeziębienia. Samochody mijały nas szybko, z trudem utrzymując kierunek jazdy w tym ogólnym topielisku, a ich niedospani kierowcy z pewnością jedną ręką przytrzymywali kubki z gorącą kawę. Bliskie o centymetry śmiertelne niebezpieczeństwo nie robiło jednak żadnego wrażenia ani na moich towarzyszach, ani na mnie. Pomyślałem wtedy o tym, co psychologia ewolucyjna mówi o naszej gwałtownej reakcji np. na obecność pająków, gdy ktoś zauważył i gwałtownie strzepuje pająka z ręki, z przyspieszonym oddechem, bijącym sercem.

Ile osób ginie w naszych wielkich miastach codziennie w wypadkach samochodowych, a ile od ukąszeń pająków czy węży? A jednak ta stokroć bardziej realna, samochodowa groźba śmierci nie wzbudza w naszych ciałach żadnej gwałtowniejszej reakcji. Z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej nie ma w tym niczego dziwnego: nasze ciała kształtowały się w 99% w czasach plemion łowieckich i zbierackich. Nie jesteśmy z tego świata. Nie mamy jeszcze ani organów ani instynktów, aby adekwatnie reagować.

Czy tak trudno odgadnąć, że także nasze umysły czy "dusze rozumne" są w tym świecie jakby na wygnaniu? Że prawdopodobnie wszystko mamy jakby niedopasowane: i nasze "prawdy", i "ideały", i "wartości"? Co najciekawsze, podobne poczucie wygnania - z raju albo z Ziemi Obiecanej - od początku było bliskie właśnie judeochrześcijaństwu. Być może zatem o. Chaberek nie do końca ma rację?

Zdroworozsądkowe zachowanie, o jakim piszę, polegałoby na uwzględnieniu, że wszyscy - i wierzący, i ateiści - wędrujemy sobie beztrosko w pobliżu ogromnych, rozpędzonych maszyn, o których obecności nawet nie wiemy. Nie rozumiemy jeszcze zbyt dobrze wielkich społeczności i procesów, jakie zapoczątkowała cywilizacja. Co one z nami robią? Kim się stajemy na przykład teraz, na początku XXI wieku? Kryzys demokracji? Rozpad rodzin? Fundamentalizm w religiach? Komercjalizacja nauki? Skąd to się bierze i co to wszystko znaczy?

Jesteśmy jak dzieci we mgle. Czy mamy zatem czas na debaty hałaśliwe i pozorne, dzięki którym wytwarzamy co najwyżej sztuczne poczucie pewności, że to MY (a nie ONI) mamy rację? Jak długo jeszcze Kościół wobec nauki, ale także naukowcy wobec Kościoła zamierzają kontynuować dotychczasową strusią politykę, odsuwanie w nieskończoność - najbardziej podstawowych problemów?

Co do trzeciego pytania ks. bp Rysia - o wyraziste wezwanie do dialogu, płynące od papieża Franciszka - chcąc się do niego uczciwie odnieść, odczuwam potrzebę gwałtownego obniżenia poziomu abstrakcji. Przytaczanym deklaracjom Papieża Franciszka o "gotowości do dialogu, cierpliwości, ciepła i przyjęcia wolnego od osądu" odpowiada przecież w Polsce wymuszone dyscyplinarnie milczenie ks. Wojciecha Lemańskiego, ks. Adama Bonieckiego: losy realnych osób, administracyjnie zwichnięte i zduszone. Oczywiście, najmniejsza to wina akurat bp Rysia, biskupa dialogu nawet z nami, "poganami". Jakoś jednak wydaje mi się, że jeśli o tych "zakneblowanych" w ogóle nie wspomnę, cały ten mój tekst będzie jakoś nieprawdziwy. Dlatego ostatnie bp. Rysia pytanie chciałbym, co prawda podkreślić, przyłączyć się do niego i nawet wzmocnić, ale nie moimi własnymi uwagami, ale cytatem z najważniejszego chyba listu, opublikowanego w Polsce minionego roku:

"Dziś ludziom nie wystarczy zabronić, zagrozić, przerazić, skodyfikować i spenalizować. Dziś ludzie pytają - dlaczego? A Kościół będzie stanowił dla nich autorytet, jeśli te pytania, wątpliwości i niepokoje współczesnego świata potraktuje z uwagą, z szacunkiem i naukową rzetelnością". 

http://tygodnik.onet.pl/wiara/bp-rys-trzy-pytania-w-sprawie-gender/vd58e

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/fronda63_ewolucja.html

http://altmetrics.org/wp-content/uploads/2012/06/map-of-science.jpg

http://wyborcza.pl/1,76842,15226167,Profesorowie_do_biskupow___Szanujcie_nauke__.html?pelna=tak

http://wojciechlemanski.natemat.pl/59115,list-do-pani-agnieszki-ziolkowskiej

Dariusz Kot - popularyzator akademickich, ponadwyznaniowych i świeckich badań nad postacią Jezusa z Nazaretu i wczesnym chrzescijaństwem. Publikuje w miesieczniku "Znak". Prowadzi strone popularnonaukową www.jezushistoryczny.pl. Ateista (na 80%), mieszka w Stanach Zjednoczonych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Trzy pytania ateisty do polskich biskupów
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.