Wielki Post - sposób na polską dewocję

(fot. Lushbunny/flickr.com)

Trochę zbyt łatwo przyzwyczailiśmy się szermować słowem dewocja, określając nim starsze panie i panów, którzy często chodzą do kościoła, odmawiają różaniec i modlą się, na przykład, do Serca Pana Jezusa. Dewotem czy dewotką, oczywiście, może być i taka osoba, ale to określenie można z powodzeniem przypisać też wielu innym grupom katolików, może szczególnie tym młodym i wykształconym.

Pomocą w zrozumieniu, że nie mijałoby się to z prawdą, jest choćby dwuminutowa lektura hasła „dewocja” w tak autorytatywnym wydawnictwie jak Encyklopedia Katolicka. W tomie trzecim, na stronie 1226 czytamy: „dewocja – (…) w sensie negatywnym charakteryzuje się przerostem form zewnętrznych i przeżyć emocjonalnych (przesłaniających istotną treść religijną) oraz niewłaściwym zharmonizowaniem życia religijnego z postępowaniem moralnym i często jest utożsamiana z bigoterią lub faryzeizmem. ”Jeśli się konsekwentnie trzymać tej definicji, to można dojść do wniosku, że w takim razie większość Polaków jest dewotami i dewotkami. Bo czy polski katolicyzm nie jest często charakteryzowany jako przerost form zewnętrznych i przeżyć emocjonalnych, np. związanych z Janem Pawłem II, przy jednoczesnym braku zainteresowania istotną treścią wiary chrześcijańskiej oraz nauki Papieża Polaka? Iluż to słabo identyfikujących się z Kościołem katolików z sentymentem i wzruszeniem wspomina papieża, jedzie do Rzymu na jego grób, kupuje gadżety z nim związane. Albo, czyż nie podkreśla się od dawna szokującej rozbieżności pomiędzy ogromnym odsetkiem ochrzczonych katolików a niechrześcijańską hierarchią wartości tak wielu Polaków? Widać to choćby w tak zastraszającym braku zdolności do pojednania i budowania zgody w życiu społeczno-politycznym.

Wielki Post wydaje mi się dobrą kuracją na tak rozumianą, obejmującą szerokie kręgi polskiego Kościoła, dewocję. Wystarczą już pierwsze słowa z księgi proroka Joela, jakimi liturgia rozpoczyna czterdziestodniową pokutę: (Jl 2,12-18) „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty!” Lekarstwo na dewocję jest jedno: trzeba sięgnąć do serca, przeżyć jego głębokie rozdarcie, poznać własną biedę, odkryć własny grzech oraz jednocześnie Boże nieskończone miłosierdzie. Tyle nieraz ukrytych motywów, pragnień, ambicji, „dobrych” intencji, bezkrytycznych sądów i dziwnych wyobrażeń steruje naszym zachowaniem i naszymi wyborami. Liturgia Wielkiego Postu każdego dnia pobudza do tego, by zobaczyć, jak bardzo pokomplikowane są nasze decyzje i wybory i jak po prostu bezwiednie dryfują w kierunku zła (dramatu Męki i Śmierci Jezusa). Gdy zrozumiemy swoje powikłanie, nie przyjdzie nam już tak łatwo ocenianie innych, określanie ich jako dewotów, a pojawi się odczucie, że to ja przede wszystkim potrzebuje Zbawiciela.

Wchodzenie w życie duchowe (którego budzenie i rozwijanie jest warunkiem bycia chrześcijaninem), bez głębokiej świadomości swojej własnej sytuacji wobec zła jest bardzo niebezpieczne, gdyż jest prostą drogą do dewocji i hipokryzji. Wiedzieli o tym bardzo dobrze Ojcowie Pustyni, gdy podkreślali bezwzględną konieczność wprawiania się przez całe życie w praktykowaniu nauki o penthos (smutku z powodu grzechu i uwikłania w zło); wiedział o tym św. Ignacy z Loyolii, który cały pierwszy tydzień swych rekolekcji poświęcił temu, by człowiek właściwie i dogłębnie rozpoznał swój grzech i skruszony stanął pod krzyżem miłosiernego Pana. Dopiero przeszedłszy tę via purgativa można spodziewać się prawdziwie „niedewocyjnych” owoców w życiu chrześcijańskim. Dopóki człowiek nie zaboleje nad własną nędzą, dopóki nie dotknie go to, jak bardzo jest uwikłany w grzech, egoizm, głupotę, nie przyzna się, że potrzebuje pomocy, wtedy nie jest w stanie przeżyć wydarzeń Wielkiego Tygodnia i rozpoznać sensu radosnej pieśni poranka pierwszego dnia tygodnia. I straci szanse na uleczenie z trapiącej go dewocji (hipokryzji, faryzeizmu).

Sprawa jest ważna. Przyzwyczailiśmy się zrzucać na innych oskarżenie o dewocję, dewocja nas denerwuje i jesteśmy skłonni ją piętnować ogniem i mieczem. I słusznie. Tylko że nie zauważamy, iż być może tworzymy sobie kozły ofiarne, by odwrócić uwagę od samych siebie. I to jest śmiertelne zagrożenie – zakłamywanie siebie i skazanie na banicję w krainę iluzji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wielki Post - sposób na polską dewocję
Komentarze (20)
A
Agnieszka
15 marca 2013, 10:06
Codziennie zaglądam na portal i za każdym razem znajduje coś, co trafia w sedno, wskazuje właściwą drogę do Pana, wytyka błędy. Dzięki za artykuł :) Nic bardziej trafionego dla mnie na dzisiejszy dzień, i ostatnie moje poczynania.
L
leszek
15 marca 2011, 09:38
Natomiast, czy się to komu podoba czy nie, znaczna część Polaków rzeczywiście jest dewotkami i dewotkami, właśnie ze względu na przerost form zewnętrznych i przeżyć emocjonalnych (przesłaniajacych istotną treść religijną) oraz niewłaściwym zharmonizowaniem życia religijnego z postępowaniem moralnym. Mam wrażenie że w Polsce zawsze tak było i powiem więcej odnosiłem wrażenie że formy zewnętrzne były dla hierarchów priorytetowe i oile w komuniźmie miało to jakiś sens(uroczystości gromadzące tysiące ludzi) bo wymuszało liczenie się z Kościołem , o tyle dzisiaj warto by było te priorytety zmienić i skupić się bardziej na pracy u podstaw Trudno mi powiedzieć czy zawsze tak było, to zależy co rozumiesz przez zawsze :-) Napewno w czasach przedsoborowych był przerost formy. Przecież nie bez powodów był Sobór Watykański II. Ale myślę, że skojarzenia wyłącznie z komunizmem to zbyt duże uproszczenie. Sądzę że należałoby cofnąć się przynajmniej do rewolucji francuskiej (dowartościowanie sfery rozumu, rewolucja naukowo-techniczna oraz prawa człowieka i ruchy narodowo-wyzwoleńcze spowodowały, zanikanie władzyświeckiej Kościoła, kurczenie się Państwa Kościelnego). Owszem, aby przetrwać komunizm Kościół musiał być masowy, i to oparty na silnie emocjonalnej religijności ludowej, a nie na wydumanej inteligenckiej teologii. Ale pokusa deprecjacji rozumu i gloryfikowania egzaltacji zawsze była, ciągle jest i nadal będzie. Wg przekonania niektórych, nadal lepiej jest krótko trzymać barany 'dla ich własnego dobra' niż pozwolić hasać owieczkom które mogą wówczas pozjadać wilki. Generalnie problem jest taki: czy stawiać wysokie wymagania oraz dokonywać ostrej selekcji i mieć Kościół z nieliczną grupą wiernych głęboko religijnych? Czy być wyrozumiałym dla ludzkich słabości oraz upadków i mieć Kościół z bardzo liczną grupą wiernych chociaż o powierzchownej religijności? I choć z jednej strony chciałbym aby moi współbracia budowali mnie swoim przykładem a nie demoralizowali, to z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że zdrowi nie potrzebują lekarza i że najbardziej potrzebują Kościoła ci właśnie najmniej religijni, ci w różny sposób pogubieni. A dochodzi do tego jeszcze taki trochę wyrachowany aspekt praktyczny. Na zachodzie chrześcijanie/katolicy stanowią niewielki procent. Ci którzy deklarują się jako katolicy i są praktykujący, są bardzo świadomą grupą, i muszą wkładać pewien, czasem nawet spory wysiłek aby uczestniczyć w Eucharystii. Księży brakuje, a nielicznych wiernych nie stać na utrzymywanie kościołów więc są one zamykane. Natomiast w Polsce, liczba świadomych i gorliwych katolików nie różni się raczej znacząco od tej na zachodzie. Tyle że jest ciemną liczbą ginącą pośród tych letnich bywających w kościele. Stąd te szacunki na średnio ok. 20%. Ale wobec tej większej liczby uczęszczających do kościoła jest znacznie łatwiej o utrzymanie kościołów. Gdyby w Polsce zaczęto stosować bardziej rygorystyczne wymogi co do praktyk sakramentalnych (chrzty, bierzmowania, pierwsze Komunie św., śluby, pogrzeby) to dość szybko liczba wiernych spadłaby do poziomów zachodnich i większość kościołów należałoby pozamykać bo nie byłoby z czego ich utrzymywać.
A
A
14 marca 2011, 15:18
teraz uderz się w piersi za swoją dewocję. Ja - za swoją. że ludzi często chodzących do kościoła nazywa się dewotami. Prawdziwi dewoci i dewotki istnieją, chociaż usiłujesz udowodnić, że nie istnieją.
O
obserwator
14 marca 2011, 12:36
Natomiast, czy się to komu podoba czy nie, znaczna część Polaków rzeczywiście jest dewotkami i dewotkami, właśnie ze względu na przerost form zewnętrznych i przeżyć emocjonalnych (przesłaniajacych istotną treść religijną) oraz niewłściwym zharmonizowaniem życia religijnego z postępowaniem moralnym. Mam wrażenie że w Polsce zawsze tak było i powiem więcej odnosiłem wrażenie że formy zewnętrzne były dla hierarchów priorytetowe i oile w komuniźmie miało to jakiś sens(uroczystości gromadzące tysiące ludzi) bo wymuszało liczenie się z Kościołem , o tyle dzisiaj warto by było te priorytety zmienić i skupić się bardziej na pracy u podstaw
L
leszek
14 marca 2011, 12:23
Jeżeli konsekwentnie trzymać się definicji, to dewotami i dewotkami jest cała polska lewica - przerost formy nad treścią oraz całkowita rozbieżność głoszonych i wyznawanych poglądów kwalifikują ich jednoznacznie do tej grupy. @WU, coś Ci nie wyszło ;-) Bo zgodnie z podaną w artykule za EK definicją: (…) w sensie negatywnym charakteryzuje się przerostem form zewnętrznych i przeżyć emocjonalnych (przesłaniających istotną treść religijną) oraz niewłaściwym zharmonizowaniem życia religijnego z postępowaniem moralnym i często jest utożsamiana z bigoterią lub faryzeizmem. A więc u lewicy, jako ludzi z założenie nie tylko nie religijnych ale wręcz antyreligijnych, wprost z definicji nie może być mowy o dewocji. Natomiast, czy się to komu podoba czy nie, znaczna część Polaków rzeczywiście jest dewotkami i dewotkami, właśnie ze względu na przerost form zewnętrznych i przeżyć emocjonalnych (przesłaniajacych istotną treść religijną) oraz niewłściwym zharmonizowaniem życia religijnego z postępowaniem moralnym.
W
WU
14 marca 2011, 11:36
Jeżeli konsekwentnie trzymać się definicji, to dewotami i dewotkami jest cała polska lewica - przerost formy nad treścią oraz całkowita rozbieżność głoszonych i wyznawanych poglądów kwalifikują ich jednoznacznie do tej grupy.
E
ela
14 marca 2011, 09:45
Zgadzam się z autorem artykułu. Kiedyś moja koleżanka z pracy nazwała ludzi chodzących do kościoła,modlących się dewotami. Nie sądziła,że modlić się można z czystej miłości do Boga,Matki Najświetszej i Kościoła! Koleżanka ta 40-letnia wychowana przez tatę milicjanta,rozwódka nie mogła tego pojąć. To, że koleżanka nazywa dewotami ludzi tylko z powodu częstej modlitwy i obecności w kościele nie oznacza, że nie ma prawdziwych dewotów. Oczywiście, że są. Wystarczy zestawić ilość osób przyjmujących samkramenty a to co dzieje się między ludźmi- wzajemna wrogość. Nie oceniaj koleżanki. Zwierzała Ci się że nie rozumie, że ktoś modli się z miłości do Boga? Może nie rozumiała, że ktoś nie potrafi z miłości do Boga szanować bliźniego. I ma to za znaczenie, że jest rozódką? Trędowata jakaś wg Ciebie?
Jadwiga Krywult
14 marca 2011, 07:35
że ludzi często chodzących do kościoła nazywa się dewotami. Prawdziwi dewoci i dewotki istnieją, chociaż usiłujesz udowodnić, że nie istnieją.
WK
wasz kozioł ofiarny
14 marca 2011, 02:35
Dewotami nazywa się ludzi pobożnych na pokaz. Takich, którzy pozornie miłują Boga a brata swego nienawidzą. I, niestety, istnieja tacy. Co, jak poucza Nowy Testament, nie może iść w parze. Dewocja to pobożność fałszywa. W żadnym wypadku nie sa to wszyscy starsi ludzie ani wszyscy ludzie należący do jakiegokolwiek zbioru wierzących. Wasz kozioł ofiarny też chodzi do kościoła, tez modli sie na różańcu i tez padł ofiarą dewotów, którzy nie cofną się przed niczym, żeby kogoś zniszczyć.
D
Dziwne,
13 marca 2011, 22:11
że ludzi często chodzących do kościoła nazywa się dewotami. I kto to mówi? Święci i sprawiedliwi? Oni rzeczywiście tego nie potrzebują. Jezus wszak przyszedł do tych, którzy się źle mają, którzy nie są jeszcze doskonali jak Ojciec Niebieski - i tacy właśnie praktykują, a przynajmniej powinni.
Małgorzata Bajer
13 marca 2011, 18:44
Zgadzam się z autorem artykułu. Kiedyś moja koleżanka z pracy nazwała ludzi chodzących do kościoła,modlących się dewotami. Nie sądziła,że modlić się można z czystej miłości do Boga,Matki Najświetszej i Kościoła! Koleżanka ta 40-letnia wychowana przez tatę milicjanta,rozwódka nie mogła tego pojąć.A ja pojmuję dlaczego ona nie może tego pojąć.Tak została wychowana i choć jest wspaniałą osobą,dobrą matką to dalej nie pojmuje MIŁOŚCI.A wystarczyłoby się tylko zagłębić w Pismo Św.
JD
Jolanta Dżolka Zagrodny - Kucze
13 marca 2011, 15:46
~Jolanta Dżolka Zagrodny - Kuczer "W Środę Popielcową wszyscy katolicy rozpoczynają czterdziestodniowy post. Liczba 40 stanowi w Piśmie Świętym wyraz pewnej dłuższej całości, czasu przeznaczonego na jakieś konkretne zadanie człowieka, lub zbawcze działanie Boga. Okresy i dni pokuty są w Kościele Katolickim, specjalnym czasem ćwiczeń duchowych, liturgii pokutnej, pielgrzymek o charakterze pokutnym, dobrowolnych wyrzeczeń, jak post i jałmużna, braterskiego dzielenia się z innymi, m.in. poprzez inicjowanie dzieł charytatywnych i misyjnych. Istotą pozostaje przygotowanie wspólnoty wiernych do największego święta chrześcijan, jakim jest Wielkanoc." Jak łatwo zauważyć w tych rozważaniach jest to CZAS DOBROWOLNYCH WYRZECZEŃ I POKUTY W NASZYM ŻYCIU DUCHOWYM, i tak naprawdę nikomu nic do tego. Jola - Dżolka
JD
Jolanta Dżolka Zadrodny - Kucze
13 marca 2011, 15:44
~Jolanta Dżolka Zadrodny - Kuczer "W Środę Popielcową wszyscy katolicy rozpoczynają czterdziestodniowy post. Liczba 40 stanowi w Piśmie Świętym wyraz pewnej dłuższej całości, czasu przeznaczonego na jakieś konkretne zadanie człowieka, lub zbawcze działanie Boga. Okresy i dni pokuty są w Kościele Katolickim, specjalnym czasem ćwiczeń duchowych, liturgii pokutnej, pielgrzymek o charakterze pokutnym, dobrowolnych wyrzeczeń, jak post i jałmużna, braterskiego dzielenia się z innymi, m.in. poprzez inicjowanie dzieł charytatywnych i misyjnych. Istotą pozostaje przygotowanie wspólnoty wiernych do największego święta chrześcijan, jakim jest Wielkanoc." Jak łatwo zauważyć w tych rozważaniach jest to CZAS DOBROWOLNYCH WYRZECZEŃ I POKUTY W NASZYM ŻYCIU DUCHOWYM, i tak naprawdę nikomu nic do tego. Jola - Dżolka
Bogusław Płoszajczak
13 marca 2011, 15:44
Doskonały artykuł i bardzo potrzebny. Definiuje słowo które jest faktycznie nadużywane. Nistety, wątpię czy osoby które nadużywają tego słowa przeczytają ten artykuł.
JD
Jolanta Dżolka Zadrodny - Kucze
13 marca 2011, 15:42
"W Środę Popielcową wszyscy katolicy rozpoczynają czterdziestodniowy post. Liczba 40 stanowi w Piśmie Świętym wyraz pewnej dłuższej całości, czasu przeznaczonego na jakieś konkretne zadanie człowieka, lub zbawcze działanie Boga. Okresy i dni pokuty są w Kościele Katolickim, specjalnym czasem ćwiczeń duchowych, liturgii pokutnej, pielgrzymek o charakterze pokutnym, dobrowolnych wyrzeczeń, jak post i jałmużna, braterskiego dzielenia się z innymi, m.in. poprzez inicjowanie dzieł charytatywnych i misyjnych. Istotą pozostaje przygotowanie wspólnoty wiernych do największego święta chrześcijan, jakim jest Wielkanoc." Jak łatwo zauważyć w tych rozważaniach jest to CZAS DOBROWOLNYCH WYRZECZEŃ I POKUTY W NASZYM ŻYCIU DUCHOWYM, i tak naprawdę nikomu nic do tego. Jola - Dżolka
A
Ania
13 marca 2011, 14:56
"określając nim starsze panie i panów, którzy często chodzą do kościoła, odmawiają różaniec i modlą się, na przykład, do Serca Pana Jezusa" Młodzież, dorośli i dzieci również dużo się modlą. Wyraz dewocja wymyślił ktoś kto nie zna Boga Ojca i Jego Miłości. Nie ładnie tak - wyrywać zdania z kontekstu. Dewota to nie ten, kto się dużo modli, choć czasem (i nieraz niesłusznie) takie osoby są odbierane jako dewoci. Artykuł wyraźnie mówi, kto to taki dewota - zachęcam do uważnego czytania. O postawie dewocyjnej mówił także Pan Jezus, choć to słowo w Ewangelii nie pada - krytykował faryzeuszy, którzy dużo się modlili, ale Panu Jezusowi nie chodziło o to, że się modlą za dużo, ale o to, jak to robią i co robią oprócz tego... Nie o słowa tu idzie, ale o postawy - o cały szereg powiązanych ze sobą postaw...
Bolesław Zawal
13 marca 2011, 14:35
Naprawdę trafne spostrzeżenia, że dewotem nie jest ten kto przebywa chętnie w kościele (jak to jest postrzegane powszechnie) ale ten kto jest niespójny wewnętrznie i ten dysonansjest najgorszym co moze spotkać człowieka, chociaż niejednokrotnie i to jest potrzebne.
13 marca 2011, 12:52
@Błękitne Niebo Ale przecież to zostało zauważone w artykule, że nie tylko starsze panie i panowie. A wyraz dewocja wymyślił ktoś, kto widział dewotów, tak myślę... ;)
D
dewota
13 marca 2011, 12:27
Dziękuję za ten artykuł. Pomaga mi zwrócić uwagę na na prawdziwą przyczynę widzenia u innych dewocji. Trudno się przyznać, że tak naprawdę samemu się jest dewotom. Problem dotyka także mnie, człowieka w średnim wieku.
E
ewa
13 marca 2011, 11:18
Wreszcie ktoś miał odwagę powiedzieć prawdę. Oskarzanie o dewocję jest niczym innym jak piętnowaniem czegoś, czego się nie rozumie... często niesłusznym piętnowaniem. Pozostawmy Bogu ocenę wiary każdego z nas. Nie wiemy bowiem co się kryje w sercach innych ludzi którzy w taki czy w inny sposób uzewnętrzniają swoją wiarę. Jezus mógł oceniać bo znał zamysły serc ludzkich. My ich nie znamy i nie wiemy tak naprawdę co kryje się pod płaszczykiem pobożności innych ludzi. A nie zawsze jest to pusty pokaz. Zewnętrzne przejawy wewnętrznej więzi z Bogiem to naturalne zjawisko. Nie nam jednak oceniać kondycję wiary innych. Bo mozemy się wielce pomylić w tej ocenie.