Wielki Post to czas na umieranie dla świata

Wielki Post to czas na umieranie dla świata
fot. unsplash.com

Wielki Post to nie tylko czas na pobożne refleksje o męce i śmierci Chrystusa. To przede wszystkim czas umierania dla świata, by Jezus ukrzyżowany w naszych grzechach mógł zmartwychwstać w naszym nawróceniu. Na nic zdadzą się modlitewne westchnienia i współczujące cierpiącemu Zbawicielowi łzy, jeśli nie będą one wyrazem naszego żalu nad własną niedoskonałością i całkowitego oddania się Sprawcy „zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5,9).

Myślę, że warto podkreślić „ludzką” stronę Wielkiego Postu. Bo to wcale nie musi być czas tylko dla osób religijnych. Jeśli nie wierzysz w Boga, możesz przecież potraktować ten okres roku jako szczególną motywację do tego, żeby „wziąć się za siebie”. Zacznij bardziej dbać o zdrowie. Przepracuj w sobie ważne egzystencjalne pytania. Przyjrzyj się stanowi swojego rozwoju emocjonalnego i zobacz, gdzie jeszcze nie radzisz sobie sam z sobą. Popatrz na swoje relacje z innymi i oceń, o które trzeba bardziej zawalczyć, a które należy uporządkować. Spójrz na swoje życie i odpowiedź sobie na pytanie, czy jesteś szczęśliwy i co możesz zrobić, by wykorzystać dany ci czas bardziej efektywnie. Jest tyle rzeczy do zrobienia. Pierwszy stycznia, czyli Światowy Dzień Podejmowania Postanowień Rzadko Wypełnianych, to zbyt krótki czas, by nastąpiła w tobie zmiana. Wykorzystaj więc Wielki Post nawet, jeśli go „nie czujesz”, bo nie wierzysz w Jezusa. Bo to coś więcej niż płakanie nad cierpiącym Zbawicielem.

A ty, który wierzysz w Chrystusa, pamiętaj, że umartwienia i rozważanie Męki Pana to droga do zmiany w sobie – nie do wytykania braku zmiany u innych. Nie biczuj tych, którzy żyją obok Wielkiego Postu. Bo jeszcze się okaże, że zadajesz ból Temu, który uczy nas tego, kim jest człowiek. Warto powtarzać sobie jako modlitwę słowa psalmu: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha. (…) Będę nieprawych nauczał dróg Twoich i wrócą do Ciebie grzesznicy” (Ps 51,12.15). Najpierw czyste serce, a dopiero potem dawanie świadectwa. To droga człowieka pokornego, czyli stającego w prawdzie o sobie. Dopiero cnota pokory czyni z nas wiarygodnych świadków. I dopiero wtedy będzie mówił i działał przez nas Bóg. A to dość łatwo poznać po reakcji innych na dawane przez nas świadectwo wiary – czy jest przyjmowane jako warte uwagi, czy raczej wyśmiewane ze względu na jego fasadowość.

DEON.PL POLECA

Wielki Post jest dla nas przypomnieniem o tym, że kryzys, cierpienie i trud mogą być szansą na rozwój. Rozważając Mękę Pańską, zapominamy często, że to jest też droga dla nas. Jezus jako Człowiek mierzy się z ograniczonością tego, co w nim ludzkie. Mierzy się z koniecznością śmierci. Dociera do granic tego, co znaczy być człowiekiem. I to jest Jego reakcja w zetknięciu się z koniecznością śmierci – i to męczeńskiej: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje” (J 12,27-28). Autor Listu do Hebrajczyków uzupełnia słowa Pana: „A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Hbr 5,8). Nie mamy uciekać od tego, co trudne, choć taki odruch jest całkowicie naturalny, ale stawiać temu czoła, wiedząc, że nie jesteśmy sami. To bardzo trudny krok w wierze. Trudny, ale konieczny. Ma być to z naszej strony aktywna odpowiedź na tak często wypowiadane słowa Modlitwy Pańskiej: „Bądź wola Twoja!”.

W logice Jezusa z Nazaretu wszystko wydaje się być odwrócone: cierpienie jest dla Niego okazją do zdania się na wolę Ojca, krzyż – chwałą i wywyższeniem, a śmierć – początkiem do nowego życia: „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12,25). Krzyż Chrystusa pozwala każdemu z nas wejść w głębszy wymiar rzeczywistości, wykraczający poza granice tego, co znamy. Krzyż daje nadzieję i otwiera drogę do wypełnienia obietnicy zbawienia.

Od momentu Wcielenia poznanie Boga stanęło dla każdego człowieka otworem, bo Słowo przyjęło ludzkie ciało, wchodząc w historię świata oraz stając się nowym i wiecznym przymierzem między Stwórcą a stworzeniem. Z jednej strony można odtąd określić Jego początek i koniec, z drugiej strony, poprzez swoje zmartwychwstanie wykracza Ono poza granicę tego, co mierzalne i doświadczalne. Krzyż, na którym umiera Syn Boży, staje się znakiem zwycięstwa i miejscem objawienia Bożego Miłosierdzia: „odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał” (Jr 31,34).

Zbliżamy się już powoli do Wielkiego Tygodnia. Widać to choćby po tym, że od dziś w naszych kościołach zasłonięte są krzyże. Wydarzenia Wielkiego Tygodnia są dla nas zwieńczeniem trudu Wielkiego Postu. Dla Jezusa z Nazaretu były kulminacją sporu religijnego, w który wszedł z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Akcja dzisiejszej Ewangelii rozgrywa się już po uczcie w Betanii, już po uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy. Faryzeusze i uczeni w Piśmie byli zamknięci na nowość przyniesioną przez Jezusa. Nie chcieli słuchać Jego interpretacji świętych tekstów. A tą nowością była Miłość, ale w wersji bardzo wymagającej, bo ogarniająca także nieprzyjaciół. Taka „wersja miłości” jest bardzo przekonująca, bo jest to po prostu Miłość prawdziwa. Jej szczytem jest Krzyż Chrystusa: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32).

Dziwimy się faryzeuszom, a przecież tak często zachowujemy się jak oni – nie słuchamy drugiego człowieka i tego, co chce nam przekazać, lecz słyszymy to, co chcemy usłyszeć, nie staramy się poznać kontekstu wypowiedzi, ale wyrywamy jej strzępki, które mają dowieść z góry założonej tezie. Nie potrafimy czytać czy słuchać z uwagą i zrozumieniem. Niekiedy już po pierwszym zdaniu klasyfikujemy, szufladkujemy i przyporządkowujemy innych. A nieraz dzieje się to jeszcze przed tym momentem – wystarczy nam tylko (szczątkowa) wiedza na temat przynależności społecznej danej osoby. Wierzący katolik – nic innego nie robi tylko się modli i na pewno nie ma zainteresowań pozareligijnych. Ateista – no to już wiem, co to za „rodzaj” człowieka, więc po co mam z nim rozmawiać. Ksiądz – czarna mafia nie będzie mnie uczyć życia i opowiadać mi o Bogu, bo przecież to banda pedofilów. Muzułmanin – terrorysta jeden! I tak dalej, i tak dalej. Znamy to z codzienności. Przykłady łatwo znajdziemy w Internecie. Z jakimi reakcjami spotkałby się Jezus dzisiaj, mając konto na Facebooku i dzieląc się ujęciami ze spotkań z uczniami na Instagramie? Pytanie pozostawiam otwarte.

Faryzeusze umieli kochać. Kochali i chcieli być kochani. Bali się jednak miłości wobec wszystkich. Nie potrafili sobie tego wyobrazić. Przekraczało ich to. Pewnie dlatego tak trudno było im słuchać Jezusa. I dlatego słyszeli w Jego wypowiedziach tylko to, co usłyszeć chcieli. Jezus podawał im właściwą interpretację Prawa, Proroków i Pism. Oni natomiast mieli w sobie zbyt wiele utartych schematów, które blokowały ich serca i umysły, odbierając im możliwość „świeżego” spojrzenia na swoją wiarę. Dlatego w tym wielkopostnym czasie, mając świadomość zbliżającej się wielkimi krokami Paschy, słuchajmy z uwagą słów, które Bóg w liturgii Kościoła do nas kieruje. Każde z nich jest dla nas bowiem szansą na to, by umrzeć dla tego, co w nas grzeszne – i otworzyć się na nowość Miłości. „Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12,25).

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Michał Heller

Autor zastanawia się nad wielkimi zagadnieniami, od wieków nurtującymi człowieka. Pyta o Wszechświat i naszą w nim egzystencję. O Boga i wieczność, o istnienie zła. Sięga do rozmaitych działów nauki, dociekań filozoficznych, analiz teologów i...

Skomentuj artykuł

Wielki Post to czas na umieranie dla świata
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.